Dowcipy - str 8

  • W sex-shopie.

    W sex-shopie uprzejmy sprzedawca zapytał klientkę -  „Po jakiego ch*ja pani tu przyszła?”.

  • Romek w szpitalu...

    Romek ciężko zachorował i trafił do szpitala. Z wizytą wpadła do niego żona Grażynka. Zanim jeszcze mężczyzna zacząć narzekać na swój stan zdrowia, kobieta wykrzyczała od progu:
    – Romuś, skarbie, nawet nie wyobrażasz sobie, co mi się w drodze przytrafiło. Wsiadłam do taksówki, przejechaliśmy pół drogi do szpitala, a ja przypomniałem sobie, że zapomniałam pieniędzy z domu. Proszę więc taksówkarza, żeby zawrócił, bo inaczej nie będę miała mu jak zapłacić. A on mówi, wyobraź sobie Romuś, że nie ma takiej potrzeby, i że jakoś się dogadamy.
    Roman zaintrygowany poprawił się na łóżku i pyta:
    – No, i co było dalej?
    – No i kierowca w pewnym momencie skręcił w boczną uliczkę i powiedział, że zamiast pieniędzy to mogę mu loda zrobić albo mu coś wesołego zaśpiewać.
    – Co zaśpiewałaś?
    – Romuś, no jakże to tak... Ty w szpitalu, taki chory... Gdzie mi w głowie wesołe piosenki teraz...?

  • Cytaty, cytaty...

    Na ulicy bezdomny wyciąga rękę w stronę przechodzącego, ewidentnie nadzianego, faceta, prosząc o datek. Ten, widząc to, mówi:
    – "Nie pożyczaj drugim, ani od drugich.". Szekspir.  
    Na co bezdomny:
    – "Pierdol się!". Bogusław Linda.

  • Armia Czerwona szykuje się do przekraczenia Bugu.

    Politruk poucza sołdatów.
    – Chłopcy. Tu Europa. Tu z dziewczynami nie jak u nas. Tu trzeba inaczej, delikatnie... Najpierw trzeba inteligentnie porozmawiać o Łomonosowie, Puszkinie i Tołstoju. Zrozumiano?

    Jeden z czerwonoarmistów postanowił wypróbować rady zampolita. Przy najbliższej okazji zatrzymuje pierwszą napotkaną dziewczynę i pyta:  
    – O Łomonosowie słyszała?
    – Tak.
    – Puszkina i Tołstoja czytała?
    – Oczywiście.
    – No. Koniec flirtu. Rozbieraj się i kładź!

  • Po wyborze na I sekretarza,

    Gierek chodzi dookoła KC na czworaka i zbiera kamienie. Zadzwoniono więc z Polski na Kreml, żeby zapytać, co robić. Breżniew wysłuchał, o co chodzi, i mówi:
    – Nie denerwujcie się. Nasi naukowcy przez pomyłkę wszczepili mu program Łunochodu.

  • Zebranie partyjne.

    – Towarzyszu Gierek, kiedy rozwiążemy problem alkoholizmu?
    – No..., rozpoczęliśmy już walkę z alkoholizmem od likwidacji zakąski.

  • Plakaty, czyli propaganda też nie ma łatwego życia.

    Gdy pewnego razu cały kraj oblepiono plakatami z tekstem: "Październik miesiącem przyjaźni polsko-radzieckiej", szybko znalazł się na nich dopisek: "I ani dnia dłużej.".  

    Kolejny slogan na plakatach: "Lenin w październiku". I znów ktoś dopisał:  "A koty w marcu.".

    W 1964 roku zaś w pośpiechu zdzierano afisze z zapowiedzią: "20 lat cyrku radzieckiego w Polsce.", bo ktoś w KC zdał sobie sprawę, że akurat właśnie tyle czasu upłynęło od zainstalowania w Polsce władzy podległej Ruskim.

  • II wojna światowa.

    W Warszawie spotyka się dwóch Niemców.
    – Wyobraź sobie – mówi jeden – co to za złodziejskie miasto ta Warszawa... Gdy tylko przyjechałem, ukradli mi na dworcu walizkę. Nawet nie spostrzegłem kiedy.
    – Eee..., to jeszcze nic – odpowiada mu drugi. – Gdy przyjechałem do Hamburga, zostawiłem bagaż i poszedłem szukać taksówki. I kiedy wróciłem, nie zastałem ani dworca, ani walizki.

  • Niemiec złapał na ulicy Żyda.

    Szarpie nim, krzyczy i grozi, że go zabije. Żyd błaga szkopa o litość i po chwili namysłu Niemiec mówi:
    – Daruję Ci życie, jeśli zgadniesz, które oko mam sztuczne  
    Żyd, trzęsąc się ze strachu, spogląda na Niemca i mówi:
    – Lewe.
    – Masz szczęście, zgadłeś. ...Ale jak to poznałeś?
    – Bo ono tak ludzko na mnie popatrzyło...

  • Albo wóz ALBO PRZEWÓZ

    Czy będzie życie na innych planetach?

    Jest to jasne że tak trudne pytanie filozoficzne musi być zadane w "odpowiedni sposób" dlatego z Wiarą To Zależy Od Nas, a jeśli nie to nie ma!

  • Baby ah ah

    Czy można... Jeśli nie wiesz o co pytam; się zgodzić lub nie zgodzić, jeśli jestem kobietą?

    Nie można!

    W takim razie to nie twój interes!

  • Breżniew i salceson.

    Nie jest to kawał, podobno rzecz naprawdę miała miejsce.  

    Gierek, jakimiś sobie tylko znanymi kanałami, dowiedział się kiedyś, że schorowany już Breżniew miał takie małe marzenie, że chciałby kiedyś znów zjeść nieznaną w ZSRR potrawę, jaką był polski salceson. I gdy Gierek pojechał do Moskwy na następne spotkanie z Breżniewem, to na "dzień dobry" wręczył Leonidowi Iliczowi wielką paczkę salcesonów. I scenka jest następująca. Po tym wstępie, Gierek prowadzi rozmowę z Breżniewem, a rozanielony Breżniew w tym czasie, prosto z papieru, w który opakowana była paczka, dosłownie obżera się tym salcesonem, jakby w życiu nie jadł. Podobno zeżarł kilka kilo i nasi się już bali, że szlag go przez to trafi, no i "będzie dym", na co osobisty lekarz Breżniewa miał powiedzieć, że: "Niech żre... Jemu już nic nie jest w stanie zaszkodzić.". Od tej pory na rozmowy w Moskwie polscy wysłannicy przywozili trochę salcesonu i podsuwali go Breżniewowi w trakcie rozmów, licząc na to, że przy pomocy "cwaniaka"* uda się więcej wydębić w negocjacjach.
    __________
    * Gdy w PRL-u z powodu "bratniej" przyjaźni z ZSRR na sklepowych półkach brakowało mięsa i kiełbasy, zostawał salceson, stąd powstał w tamtych czasach następujący żart:
    – Dlaczego salceson to cwaniak?
    – Bo nie dał się wywieźć do Ruskich.