Szare istnienie #14

Szare istnienie #14UWAGA!!! ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE OSOBOM PEŁNOLETNIM!!!  
  

  
Sandra natychmiast wstała i szybko udała się za chłopakiem. Laura także ruszyła się z krzesła. W feralnym miejscu zgromadził się już spory tłum, tworząc duże koło.  
– Zróbcie przejście! – wrzasnął 22-latek, przepychając się przez gapiów i ukucnął z 30-latką przy młodej dziewczynie.
Szczupła brunetka, mająca około osiemnastu lat, leżała bezwładnie przy brzegu basenu. Klęczał przy niej Dave, przyciskając do jej głowy złożony ręcznik. Obok przykucnął nieznacznie starszy od niej chłopak, patrząc z lękiem w oczach na nieprzytomną nastolatkę.  
Białe płytki wokół poszkodowanej umazane były czerwoną cieczą, tworząc dziwaczne mozaiki, natomiast w samym rogu basenu dryfowała wielka, jasnowiśniowa plama.
– Jak to się stało?! – spytała spanikowana szatynka, patrząc na starszego z ratowników.
– Poślizgnęła się.
– Proszę się rozejść, nie ma tu nic do oglądania! Zaraz będzie karetka, rozejdźcie się i zróbcie przejście! – grzmiał zdenerwowany Travis.
Laura stała w szoku patrząc, jak ręcznik w dłoni blondyna zaczyna robić się coraz bardziej czerwony. Z dala słychać już było syreny ambulansu, "widzowie” stali nadal.
– Proszę się odsunąć! – ryknęła Sandra, ruszając przed siebie z rozłożonymi rękoma.
To samo zrobił brat Laury. Tłum się nieco cofnął, ale zainteresowanie nie malało. Za chwilę przez zgromadzenie prześlizgnęło się dwóch ratowników medycznych, którzy przycupnęli przy dziewczynie.  
– Kiedy to się stało? – zapytał jeden z nich, sprawdzając tętno ofiary.
– Kilka minut temu – odparł Dave.
– Zabieramy ją! – rzucił do kolegi i szybko wynieśli nastolatkę za bramę obiektu.
Szatynka i towarzysz rannej udali się za mężczyznami, a Travis z Laurą skierowali do jego stanowiska.
– Głupi gówniarze, nie umieją czytać! – rzekł 22-latek, wskazując na wielką tablicę z napisem: UWAGA, ŚLISKO! PROSIMY ZACHOWAĆ OSTROŻNOŚĆ!  
– Widziałeś to? – zapytała nastolatka.
– Widziałem. Ganiała się z tym gościem, na zakręcie się poślizgnęła i wyrżnęła łbem o kant basenu.
Podeszła Sandra.  
– Travis, zamykamy. Powiedz wszystkim, niech zgłoszą się do kasy po zwrot za bilety – nakazała, roztrzęsiona. – I zetrzyjcie tą krew, potem możecie iść do domu. Zaraz przyjadą chłopaki, wymienią wodę. Jadę do szpitala – mruknęła niewyraźnie i odeszła w stronę pubu.
Chłopak chwycił megafon i przekazał plażowiczom zarządzenie 30-latki. Niezadowolenie pojawiło się na ich twarzach, ale powoli zaczęli się pakować.  
– Pomożesz mi? – zapytał siostrę.
– Co mam robić?
– Idź do "T”, niech da ci worek i zbierz śmieci koło stolików.  
Dziewczyna poszła do pubu.
– Co tam się stało? – zapytał od razu barman.
– Jakaś laska rozbiła głowę, zabrali ja do szpitala. Nie wyglądało to najlepiej. Możesz dać mi worek worek na śmieci?  
– Chodź – skinął głową i poprowadził nastolatkę na zaplecze. – Tu znajdziesz wszystko, co ci trzeba – otworzył przed nią drzwi do niewielkiego pomieszczenia, uśmiechnął się i zniknął.
Szybko znalazła worki i zaraz była przy basenie. Travis i Dave składali parasole. Zaczęła zbierać opakowania po różnego rodzaju produktach, co zajęło jej niecałe pięć minut, gdyż było tego jak na lekarstwo. Ludzie zniknęli, tylko przy kasie stała jeszcze kilkuosobowa kolejka.  
– Co mam z tym zrobić? – zapytała brata, pokazują mu prawie pusty worek.
– Zostaw tu. Siadaj, zaraz pojedziemy – rzekł, pokazując Laurze swoje krzesełko.  
Dave właśnie przyszedł z wiadrem, mopem i zaczął sprzątać powypadkowe ślady. Travis zamknął ostatni parasol, chwycił worek i zniknął za budynkiem pubu. Zjawił się po kilku minutach, w towarzystwie barmana i sprzedawczyni pizzy. Kolejka do kasy zniknęła.
W komórce 18-latki rozbrzmiała melodia połączenia. Przestraszona dziewczyna nawet nie sięgnęła po urządzenie. Dzwonek grał dość długo, w końcu zamilkł. Travis spojrzał na siostrę podejrzliwie, gdyż na jej twarzy objawiła się mina skłaniająca do zadania pytania: "boisz się odebrać?”.
Po około minucie telefon odezwał się ponownie, lecz dźwięk połączenia zmienił się w dźwięk sms-a. Nie wiedząc, co zrobić, zapytała brata:  
– Gdzie jest łazienka?
– Idź do tej dla pracowników, na zapleczu. Pierwsze drzwi na prawo. Ten – dał jej pęczek kluczy, wskazując jeden z nich.
Szybko je chwyciła i jeszcze szybciej skierowała się w stronę toalety. Będąc już na miejscu, zatrzasnęła się w kabinie i wyjęła telefon. Połączenie było od Jimmy’ego, a treść sms-a brzmiała: "Śliczna, czemu nie odbierasz? Musimy pogadać. Zadzwoń!”
Od razu poczuła otulający jej ciało, zimny pot. Kompletnie nie wiedziała, co zrobić: "zadzwonić i nie dręczyć się tym, czego chce?, czy dać sobie spokój?”.
Nie musiała odpowiadać sobie to na pytanie, gdyż telefon odezwał się po raz trzeci. Zimna wilgoć skóry ustąpiła miejsca przypływowi gorąca. Gapiła się w ekranik, a urządzenie grało. Trwało to dość długo, w końcu zamilkło. Po chwili jednak zabrzęczało znowu.
– Halo... – mruknęła w końcu, zduszonym głosem.
– No i co, piękna? Dlaczego mnie okłamujesz? – rzucił brunet wesoło.
– Nie mogłam odebrać – wyjąkała.
– Nie kłam, nie do mnie ta gadka. Przyjdź za godzinę na stary stadion.
Powietrze zatrzymało jej się w przełyku.
– No co tam, mała? Zatkało cię?! – warknął szorstko.
– Nie.. nie mogę... jestem z bratem... – bełkotała, będąc już myślami w sytuacji, w której ją zaatakował.
– Nie bój się, nic ci nie zrobię. Mam dla ciebie informacje, które mogą cię zainteresować.
– Naprawdę nie mogę, mój brat będzie coś podejrzewał – komórka już dygotała w dłoni.
– Piętnaście po pierwszej na boisku, albo spotkamy się u ciebie. Czekam! – rzucił krótko i się wyłączył.
– Młoda, śpisz tam?! Wyłaź, jedziemy! – Travis załomotał w drzwi toalety.
– Już idę – wydusiła.
Za moment wyszła na zewnątrz, ale chłopaka już nie było. Była kompletnie skołowana, nie miała pojęcia, co robić. Panicznie bała się iść na ten stadion, lecz bała się również wtargnięcia do jej domu, zwłaszcza w obecności brata. Chwilowo pomyślała, żeby nigdzie nie wychodzić: "przecież w domu to w domu, w domu nic mi nie zrobią”, aczkolwiek znając bezwzględność tych ludzi, zaczęła głęboko powątpiewać. Szła coraz wolniej, kombinując, "co zrobić, co powiedzieć...? Travis na pewno zacznie zadawać pytania...”
– Młoda, szybciej! – krzyknął z dala 22-latek i Laura nieco przyśpieszyła. – Chodzisz jak stara baba! – rzucił wkurzony, przeszywając nastolatkę badawczym spojrzeniem. – Idziemy!
Gdy doszli za bramę, towarzystwo się pożegnało i każdy wsiadł do swojego środka lokomocji. Brunetka milczała, była w zaświatach razem z Jimmym.
– Pas! – zagrzmiał Travis.
Zapięła. Ruszył wolniutko, wytaczając się na ulicę, po czym docisnął mocno. Laura miała w głowie już tak duży natłok wszelakich perspektyw, że mogłaby otworzyć ich największą wypożyczalnię w mieście. Raz po raz spoglądała na zegarek, który w tej chwili wskazywał 12:28.
" Czego on chce? Może mnie zgwałci, zmusi do czegoś...; będzie tam Amber z koleżankami, dostanę w pierdol, lub zrobią coś innego; zabiorą mi telefon... Jak uniknąć pytań, jak wyjść z domu? A jak Jimmy wpadnie do nas i zrobią coś Travisowi? Jak będzie pijany i będzie z kolegami...”
– Laura! – ryknął szatyn do otępiałej dziewczyny.
Auto stało. Spojrzała maślanym wzrokiem.
– Co się znowu dzieje? Kto dzwonił?  
– Emma – wykrztusiła.  
– Emma...?! Co ty mi tu pierdolisz? Od dwóch minut coś do ciebie mówię, a ty co...? Kto dzwonił?!  
– Już ci powiedziałam i odpierdol się ode mnie! – wrzasnęła na całą kabinę i chciała wysiąść.
Natychmiast została zatrzymana. Chłopak zatrzasnął drzwi wcisnął przycisk zamykający z jej strony.
– Gdzie się wybierasz?!
– Moja sprawa!
– Młoda, nie igraj ze mną, bo przegniesz pałę!  
– Kurwa, daj mi w końcu spokój! Nie mam pięciu lat! – wydarła się i zaraz je odblokowała.  
Travis ponownie nie dał jej wysiąść i na powrót zatrzasnął wyjście, trzymając siostrę za fraki. Rzuciła się na niego z pięściami, machając nimi jak opętana.
– Kurwa, mam tego dość! Wypuść mnie! – rzucała się w szaleńczej złości, ze łzami w oczach.
Złapał ją za nadgarstki, mocno ściskając i w tym momencie dostała z liścia w twarz... chłopak pękł.  
– Dziewczyno, uspokój się do jasnej cholery! Nie wysiądziesz z tego samochodu!  
Nadal pałała agresją, szamocząc się jak dzika. Wreszcie po kilkunastu sekundach bezskutecznych prób uwolnienia się, zakończyła swoje wyczyny, patrząc na brata z niepojętym wyrazem twarzy.
– Już...?! – zapytał.
Przesiąknięta furią cisza. Puścił ją. Odwróciła się w bok, wlepiając wzrok w szybę. Ruszył, w kilka minut docierając pod dom. Laura wypadła z auta i biegiem ruszyła w stronę ulicy. Złapał ją jednak, wyjął klucze z jej kieszeni i bez słowa zaprowadził za fraki do domu. Przekręcił klucz w wejściowych drzwiach, oba zestawy schował w spodnie i uwolnił dziewczynę. Szybciej niż błyskawica pomknęła na górę i wpadła do swojego pokoju, z wielkim łomotem zatrzaskując drzwi. Wściekłość wzrosła, gdyż nie mogąc zamknąć się od środka, ponieważ po zmianie zamka nie dali jej klucza. Położyła się na łóżku, zupełnie zobojętniała i czekała... czekała na: telefon, wizytę, gwałt, pobicie, pogróżki, kolejną stłuczoną szybę, gadkę brata, gadkę matki, Franka, psychologa, policji i Bóg wie, kogo jeszcze...
Telefon obudził ją z tej apatii. Nie sprawdziła nawet, kto to. Rzuciła iPhona niechlujnie na łóżko, nie ruszając się z miejsca. Domyślała się, od kogo jest to połączenie. Komórka zagrała ponownie. Teraz zerknęła: "Frank”. Zignorowała go, lecz urządzenie odezwało się po raz trzeci.
– Kurwa! – zaklęła, wciskając ikonkę. – Halo! – warknęła.
– Cześć mała. Czemu nie odbierasz? Jesteś jeszcze na basenie?
– Nie.
– Co ci jest? Znowu coś się stało? – w mig wyłapał inny głos nastolatki.
– Nic, głowa mnie boli.
– Mała, muszę podjechać z Becky do dziadków. Chcesz jechać?
– Nie, pośpię trochę.
Travis wsadził głowę do pokoju, chcąc chyba sprawdzić, czy wszystko w porządku. Spojrzała na niego oschle, po czym wróciła do pozycji sprzed chwili.
– Dobra, jak chcesz. Nie wiem, o której wrócę, być może zobaczymy się dopiero jutro. Chyba, że przyjadę późnym wieczorem?
– Jak chcesz... – bąknęła obojętnie.
– Laura, co się stało?! – teraz zapytał już bardziej stanowczo.
– Nic.
– Mała, jeśli będziesz mnie okłamywać, przełożę wizytę i zaraz tam będę. Znowu coś z Amber? – chłopak był już chyba nieco poddenerwowany.
– Frank, łeb mi pęka. Poza tym był wypadek na basenie i cały czas chodzi mi po głowie, chcę się zdrzemnąć, czy to takie trudne do zrozumienia? – starała się jak mogła być opanowana.
Nie wiedziała, czy to kupił, ale powiedział: "Dobra, to zadzwonię wieczorem, wtedy pogadamy, ok?”
– Ok.
– To pa.
– Nie odpowiedziała, tylko wyłączyła rozmowę.
Dochodziła pierwsza. Nastolatka niecierpliwie czekała: "zadzwoni, czy nie?”, zerkając na zegarek raz za razem. W tej chwili był on jej największym wrogiem. Bardzo bała się wtargnięcia do domu, wiedziała, do czego są zdolni, na dodatek nie daj Boże, będąc pod wpływem "czegoś".
Nagle zerwała się z miejsca, wyszła na dach i spojrzała w dół. "Pierwsze piętro! Nisko, a zarazem jakże wysoko...!”.
Sprawdziła z drugiej strony i mimo najszczerszych chęci, bała się zeskoczyć. Wróciła na łóżko, kładąc się na plecy. Telefon – 13:12. Czas wlókł się, pędząc jednocześnie. Z każdą sekundą serce brunetki coraz wyraźniej udowadniało jej, że je ma. Do tego naprawdę rozbolała ją głowa i zaczęło zbierać jej się na wymioty.  
Przekręciła się na bok, podkulając kolana. " A może zapomni, odpuści, zadzwoni z innym terminem...?” – próbowała dodać sobie otuchy, lecz na marne szły jej wysiłki. Głowa już pękała w szwach i czuła palące ciepło na twarzy. Czekała jak na ścięcie, trzymając telefon w dłoni. Zadzwonił bardzo punktualnie i złowieszczo. W tym momencie ręka brunetki zaczęła przemieszczać się na wszystkie strony, ból głowy zniknął.
– Haalooo – wystękała, jak dziecko z wadą wymowy.
– Która godzina? – bardzo czytelny był ton tego pytania.
– Nie mogłam, brat mnie zatrzymał.
– Która godzina?! – powtórzył brunet.
Jego spokojny, opanowany, lecz surowy ton przerażał nastolatkę.
– Szesnaście po pierwszej – wydukała, przełykając ślinę.
– Czyli gadamy już od minuty, tak? – był albo podpity, albo na innych środkach, co Laura wywnioskowała z jego dziwnie brzmiącego, nieco przytłumionego głosu.  
Zupełnie pogubiła myśli, za cholerę nie mogąc skupić się na rozmowie. Nie słyszała już chłopaka, myślała tylko o tym, co jej za to zrobi.
– Ej...! Nie śpij, kurwa, mówię do ciebie!!! – wydarł się.
– Przepraszam...  
– Więc jak...? Zapadam na kawę.
– Nie, proszę cię..
– Jak to nie? Więc jak mam się z tobą spotkać?
– Nie wiem, proszę cię, tylko nie tu... – panikowała, bliska już płaczu brunetka.
– Wyluzuj...! Twój brat nie będzie nam przeszkadzał, jeśli o to chodzi – oświadczył obłudnie... nastolatka wręcz czuła przez słuchawkę jego szyderczy uśmiech.
Od razu perspektywa gwałtu, połączona z pobiciem lub uwięzieniem Travisa stanęły jej przed oczami.  
– Śliczna, jesteś tam? Dlaczego milczysz? Porozmawiaj ze mną.
– Jeesteeem – wydusiła mętne, ledwie słyszalne słowo.
– Nie kłamałem, naprawdę mam dla ciebie wiadomości, które powinny cię zainteresować. Żeby zachęcić cię do współpracy powiem tylko, że Amber wie o basenie, a skąd, to muszę powiedzieć ci osobiście. Tylko coś za coś, prawda...?  
Dziewczyna w tym momencie wyraźnie poczuła stojące w przełyku swoje jabłko Adama.
– Śliczna, nie śpimy! – zaśmiał się.
– Nie śpię...  
– Zaraz tam będę i pomogę ci się obudzić – chłopak bawił się coraz lepiej, słysząc trwogę nastolatki.
Natrętna wizja seksu wciąż stała w jej wyobraźni, wstydziła się faktu, że zrobi to przy Travisie... że on będzie to widział! Totalny mętlik w głowie znów przesłonił jej konwersację.
– Hej, mała, nie zawieszaj się!  
– Przestań już, zostaw mnie, daj mi spokój... – szloch powoli uwalniał się z jej wnętrza.
– Mała, nie płacz, nie chcę, abyś była smutna – usłyszała odgłos przelatującego przez gardło płynu. – Czemu nie chcesz, żebym przyjechał? Będzie fajnie...  
– Nieee – rozpłakała się na dobre.
– Więc przyjedź do mnie – splunął, wydając świszczący dźwięk.  
18-latka widząc, że nie ma innego wyjścia, mruknęła w końcu ciche: "dobrze, przyjadę".
– To rozumiem. Więc o której?
– Nie wiem, brat mnie nie wypuszcza – próbowała jeszcze, z resztami głupiej nadziei.  
– Mogę mu pomóc cię uwolnić!
– Nieee! – krzyknęła. – Przyjadę!
– W porządku. Czekam godzinę tam, gdzie mówiłem, ale w nieskończoność czekał nie będę, kumasz? – ton ostygł.
– Taaak.
– Więc się nie żegnam, kochanie – rzucił i się rozłączył.
Dziewczyna była w kompletnym szoku, miała wrażenie, że zjadła wszystkie prochy tego świata. I to: "kochanie"... Zachłannie łapała resztki powietrza, próbując się uspokoić. Trzęsła się już do tego stopnia, że chcąc sprawdzić godzinę, musiała chwycić telefon w obie ręce. Siedziała i rozważała wszelkie: "za" i "przeciw", nie mogąc się zdecydować: "wyjść, czy nie wyjść?”. Lęk przed wykorzystaniem seksualnym, mieszający się z obawą wtargnięcia do domu, plątały się w szarych komórkach, tworząc jeden wielki kłębek alternatywnego chaosu. Mimo, iż w kwestii opuszczenia schronienia większość przemawiało na ”nie”, obawa przed napaścią popychała ja do szukania drogi ucieczki z domu.  
Wybrała w końcu "lepsze zło” i ruszyła do szafy. Szła jak pijana. Na zewnątrz było bardzo gorąco, mimo to nastolatka chwyciła granatowe jeansy i dresową bluzę, myśląc, że będzie to arcywielka przeszkoda w dobraniu się do niej. Zmiana odzieży trwała dłuższą chwilę... ręce uciekały. Ubrała się w końcu, nie patrząc na to, że w skwarze trzydziestu dwóch stopni wyglądać będzie w tych wszystkich ciuchach jak kretynka. Włożyła w tylną kieszeń pierwszy lepszy długopis, mający stanowić absurdalną namiastkę broni, schowała komórkę i wyszła z pokoju.  
Cichutko jak myszka stawiała kroki po drewnianych stopniach. Będąc już na przedostatnim, wychyliła się lekko i spojrzała na salon – Travis siedział bokiem do telewizora, więc przemknięcie do jakiegokolwiek okna okazało się niewykonalne. Na paluszkach wróciła więc na górę i za ułamek sekundy znów stała na dachu. Nogi dygotały jak w dziwacznym tańcu, lecz to nie skoku się w tej chwili bała. Podeszła do samego brzegu, gdzie było ciut niżej i zeskoczyła na dół. Wylądowała niezgrabnie i jedyne, co poczuła, to ból skręconej kostki. Złapała się za nogę, z udręką na twarzy. Trzymając się bolącą kończynę, powoli wstała. Ból wzrósł.  
Ruszyła truchtem, dość mocno kulejąc. Szła przed siebie, oglądając się co chwila na drzwi i okna domu i będąc już w miejscu niewidocznym dla oka brata, przystanęła. Stopa emanowała łamiącym kłuciem, pulsując nieprzyjemnie.  
Odpoczęła chwilę i wznowiła podróż. Na przystanek doszła równiutko o 13:46. Tablica informowała, że przyjazd autobusu nastąpi za sto dwadzieścia sekund. Wrogi upływ czasu sprzed kilkunastu minut zamienił się teraz miejscami z niewdzięcznym autobusem linii nr "6”, jadącym do: "Red Thunder Arena” – stacji końcowej.
Zadzwonił telefon. Zerknęła: – "Travis”. Dziwne łaskotanie rozeszło się od żołądka w górę i zatrzymało w górnej części czaszki. Komórka kwiliła dość długo, w końcu zamilkła. Ponownie odezwała się, gdy kierowca otwierał drzwi nowiutkiej, błyszczącej szóstki.
Laura chwilowo zapomniała o Jimmym na rzecz brata, lecz gdy iPhone się uspokoił, trwoga powróciła. Bacznie obserwowała przystanki i przy każdym następnym czuła w krtani coraz większy natłok "czegoś”. Po kilkunastu minutach, oklejony reklamą wchodzącego właśnie do kin, czarno-białego filmu autobus, zatoczył ogromną pętlę, wjechał za kolosalny, granatowo-srebrny owal i zatrzymał się na pozbawionym szyb, odrapanym przystanku. Na tą chwilę nogi dziewczyny przypominały dwa ołowiane ciężarki, złośliwie utrudniając jej spacer.  
Lekko kulejąc, mozolnie stawiała kolejne kroki, z chwili na chwilę robiąc to coraz wolniej. Stara, zardzewiała brama obiektu, była już kilka metrów przed nią.  
Zatrzymała się. Tknęło ją, żeby jednak zawrócić. Piknął sms, którego treść brzmiała: "Młoda, gdzie jesteś?! Nie wygłupiaj się i wracaj do domu, denerwuję się!". Opanowały ją straszne wyrzuty sumienia względem brata, ale skasowała pocztę, jakby to miało coś zmienić.  
Doszła wreszcie do bramy, lecz jej nie przekroczyła... stała i gapiła się na pożółkłą, wyliniałą, oddaloną o kilkadziesiąt metrów murawę boiska. Dochodziła 14:03.  
Sprawdziła obecność długopisu w kieszeni, co jej samej wydało się komiczne i ruszyła w dalszą drogę. Czuła pustkę w środku, otaczał ją jedynie strach i szczypiąca za ciało, lodowato-parząca mgiełka. Serce waliło jak szalone, wyczuwała tętno w każdym kawałeczku siebie. W głowie, głębokim echem, dudniły dwa wielkie bębny.
Weszła na stadion. Rozejrzała się w popłochu, trzęsąc się niemiłosiernie. Zadzwonił telefon, z którego padło: " Idź w lewo”. Szła, kuśtykając między krzesełkami a barierką, z oczekiwaniem na wyrok. Kompletnie zapchany strachem przełyk blokował jej dostęp tlenu, a koszulka pod bluzą była już cała mokra.
Objął ją, podchodząc z tyłu. Nogi z ołowianych zrobiły się jak gąbka.
– Co z twoją nogą? –zapytał, nachylając się do jej ucha.
– Nic – wykrztusiła półszeptem, czując spływającą po skroni, zimną kroplę.
– Czemu drżysz? – przytulił ją mocniej.
– Nie drżę.
– Napij się – pojawiła się przed nią ręka z butelką whiskey.
– Nie chcę.
– Pij!
Migiem wzięła flaszkę w tańczące dłonie i przechyliła delikatnie. Szyjka butelki zadzwoniła o zęby.
– Nie denerwuj się, nic ci nie zrobię – oznajmił, zabierając alkohol.
Odwrócił nastolatkę i oparł o poręcz. Wykończył trunek, wyrzucił opakowanie i wlepił w brunetkę swoje przymulone oczy.
– Więc jak to było z tym wyjściem? Czy to naprawdę wina brata? – uśmiechnął się, wyciągając fajki.
– Taak.
– Zapalisz? – otworzył przed nią pudełko.
– Nie palę.
– Bardzo mądrze – przejechał dłonią po jej włosach i odpalił czerwonego Lucky Srike’a. – Nadal się mnie boisz?  
– Tak.
– Dlaczego?
– Nie wiem...  
– Chodź – wziął jej zdrową dłoń i ruszył w kierunku wyjścia.  
Zdrętwiała od stóp do głów, ale musiała z nim pójść. Szedł bardzo wolno, spoglądając co raz na jej uszkodzoną stopę. Po chwili skręcił w prawo, na schodki prowadzące do górnych trybun. Gdy stąpnęła na pierwszy, grymas bólu pojawił się na jej twarzy. Spojrzał na nią, po czym wziął na ręce i zaniósł na samą górę.  
– Siadaj – wskazał jej pierwsze z brzegu, plastikowe siedzisko.  
Usiadła. Czuła się coraz gorzej, podobnie jak w knajpie, kiedy zemdlała. Chłopak wyjął dwa piwa, otworzył i wręczył butelkę dziewczynie. Bając się zaprotestować, wzięła ją. Nic się nie zmieniło w kwestii trzepiących się rąk.
Wyjął telefon i usiadł obok, zakładając rękę na jej ramię.  
– To co, dzwonimy do Amber? – uśmiechnął się, wychylając twarz przed nosem nastolatki.
Poczuła się, jakby ktoś trzepnął ją w łeb. Milczała, dygocząc razem z podniszczonym krzesełkiem i butelką.
– Ty dzwonisz, czy ja? – przysunął dziewczynę do siebie.
Nawet, gdyby chciała, nie dała razy odpowiedzieć. Ściśnięte gardło nie uwolniłoby teraz żadnego dźwięku.  
– No co, śliczna? Przecież to twoja kumpela, pracowałyście razem... – zrobił się strasznie dziwny.
Nadal nie mogła wydusić słowa – w oczach miała już obraz tłukącej ją po twarzy 22-latki. Brunet
w ciszy czekał na reakcję, w końcu podniósł się z miejsca. Wyjął z kieszeni malutką torebkę i nasypał na krzesełko białego proszku. Zrobił ścieżkę, skręcił jednodolarówkę i wciągnął puder do nosa. Dziewczyna skamieniała, od razu pożałowała, że nie została w domu. Teraz zrobiłaby wszystko, żeby cofnąć czas.  
– Chcesz? – pokazał jej kokainę.
– Nieee.
Odpalił kolejnego papierosa, po czym ponownie zawisł na jej barku.
– Dobra, dzwonimy! – rzucił wesoło, wlepiwszy oczy w telefon.
Dziewczyna siedziała jak posąg, gapiąc się przed sobie.  
– To, o czym wspomniałem... o basenie... mówiłem prawdę. Jak myślisz, skąd ona o tym wie?
Strachliwie zwróciła twarz w jego stronę.
– Chcesz wiedzieć? Bo na razie widzę, że cię to nie interesuje.
Dziewczyna bała się odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie.
– Kurwa mać, odezwij się w końcu! Zaczynasz mnie wkurwiać! – ryknął, mocno ściskając jej szyję.
– Niieee wieeem... – wymamlała.
Boleśnie dusił krtań przerażonej dziewczynie, której zaczęło brakować już powietrza. Po chwili jednak poluzował uchwyt.
– Powiem ci, ale jak mówiłem: coś za coś... – wygiął usta w szyderczym, kładąc dłoń przy kolanie, po wewnętrznej stronie jej prawego uda.  
Sparaliżowana strachem nastolatka nie zrobiła nic.
– Popatrz na mnie – nakazał.
Spojrzała bezradnie, błyszczącymi oczyma. Objął ją w pasie.
– No to jak...? Pobawimy się? – ręka zaczęła głaskać nogę dziewczyny. – Wiesz, co mówi Amber...? Że nieźle dajesz dupy. Nie spodziewałbym się, że taka ułożona dziewczyna lubi się puszczać. To prawda? – ręka ruszyła wyżej.  
– Zostaw mnie – rzuciła spanikowana, zapierając dłońmi jego nadgarstek.
– Bądź grzeczna! – liznął ją po policzku.
Odwróciła twarz w drugą stronę, łapiąc ostatnie kęsy powietrza. Brunet zabrał rękę, którą chwilowo wykorzystał do popicia piwka. Wykończył całość i rzucił butelkę w bok. Wyjął scyzoryk, uwolnił ostrze, przystawił dziewczynie do twarzy i przejechał nim od policzka, aż po krocze.
– No to jak...? Wybierasz rżnięcie, czy zrobisz mi ustami? – spojrzał na nią jak demon. – Myślę, że to adekwatna zapłata za moje informacje. Notabene... masz bardzo fajne usta – dodał z uśmiechem.  
Laura wyglądała już jak z objawami padaczki, telepało nią na wszystkie strony.
– No co, śliczna? Odebrało ci mowę? – warknął, ponownie kierując nóż w okolicę ust.  
Przełknęła suchość w gardle. Objął ją w pasie, pozbawiając ruchu.  
– A może cię przyozdobić? – przycisnął boczną część ostrza do policzka.
Lśniący błysk metalu mignął przed oczami dziewczyny.  
– Nie ee, błagaa am cięę ę... – trzęsła się już jak w delirium, podobnie wydobywające się z jej ust dźwięki, które odbijając się od ścian, tworzyły niewyraźne, przerywane echo.
– Żartowałem! – zaśmiał się i odłożył nóż.  
Prawa dłoń na powrót zajęła miejsce przy kolanie, lecz zaraz powędrowała w górę i zacisnęła się na intymnym miejscu 18-latki.
– Zostaw mnie, proszę cię! – krzyknęła w panice, wijąc się.  
Przystopował ją, mocno obejmując za ramiona i przywarł ustami do jej szyi. Kotłowała się na krześle, jak szalona.
– Nie szarp się, bo będzie bolało! – wsunął rękę pod jej stanik, agresywnie ściskając lewą pierś.
Jęknęła z bólu, próbując się odsunąć.
– Przecież lubisz się pieprzyć – zjechał do guzika w jeansach i zaraz go rozpiął.
– Błaaagam cię, przestaaań! – uderzyła głośnym, przeraźliwym płaczem, zaciskając uda.  
Na nic się to zdało, za chwilę dłoń wjechała pod bieliznę.  
– Poomoocyyy! – krzyknęła, ale odpowiedziało jej tylko echo.
Przydusił ją swoim ciałem, sprowadzając do wygiętej, półleżącej pozycji. Ręka ruszała się coraz szybciej i za chwilę poczuła w środku silne, bolesne pchnięcie. Odgłos cierpienia wydobył się z ust dziewczyny.  
– Zostaw mnieeee! Pomocyyy! – apelowała, wyrywając się i płacząc bezsilnie.
Założył nogę na jej uda, unieruchamiając je. Uparcie szamotała się w napadzie paniki, a chłopak napierał coraz mocniej, przygniatając jej żebra do krzesła. Miała wrażenie, że jego palec przeszywa ją na wylot. " Może tylko na tym się skończy...? Wtedy nic mi nie zrobił. Ale kokaina... – natłok poplątanych myśli opanował ją całą.
  
Obłapiał brunetkę kilkanaście sekund, po czym chwycił za ubranie i bezlitośnie cisnął na ziemię. Chciała rzucić się do ucieczki, ale zaraz znowu była w parterze.  
– Leż, kurwa! – wrzasnął.
Nawalił się na nią całym ciałem, zakrywając dłonią usta. Zaczął zsuwać jej jeansy, przyduszając ją coraz mocniej do betonowej podłogi.  
" Boże, jak to będzie...? pomyślała od razu. "Czy długo...? Pierwszy raz chyba boli, a tu jeszcze w taki sposób...! Boże, żeby ktoś tu wszedł... – biła się z myślami, próbując wzywać pomocy przez przytkane usta.
Nic nie dały jej dalsze, chaotyczne próby uwolnienia się. Wszedł w nią brutalnie i dziewczyna krzyknęła stłumionym odgłosem, mocno się wyginając. Czuła, jak pęka jej całe ciało.  
Zaczął gwałtownie ruszać się w brunetce, z sekundy na sekundy robiąc to coraz wścieklej i powodując coraz większy ból
– Jesteś bardzo soczysta – wydusił, oddychając głośno i przywarł ustami do jej szyi.
Zadarł górną część ubioru dziewczyny, drastycznie ściskając jej lewą pierś, a twarda część ciała wsuwała się w nią coraz ostrzej i głębiej, wywołując potworne cierpienie.  
Opadła z sił i przestała walczyć, obraz w oczach zaczął zanikać. Opuściła bezwładnie głowę i bezwładnie przyjmowała kolejne, rozdzierające pchnięcia. Nie widziała nic, słyszała tylko, jak sapie coraz głośniej. Po kolejnych sekundach ból dolnych okolic przestał już do niej docierać, czuła, że odlatuje gdzieś daleko.
  

Nie wiedziała, jak długo to trwało. Po jakimś czasie poczuła kojącą lekkość; ciężar, otaczający jej ciało, zniknął. Zapadła cisza. Nie dała rady wstać, więc półprzytomna skuliła się w kłębek, przytulając twarz do ziemi. Robiło się coraz zimniej...

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 5084 słów i 29561 znaków, zaktualizowała 31 gru 2016.

3 komentarze

 
  • AuRoRa

    A jednak, po sielance ani śladu ;) Aż strach co zrobią potem :0 Czyta się w napięciu.

    21 mar 2019

  • agnes1709

    @AuRoRa :D:kiss:

    21 mar 2019

  • Zuzax

    Kurwa kocham

    20 gru 2017

  • agnes1709

    @KontoUsuniętex Cieszę się i mam nadzieję, że uczucie będzie stałe:lol2: Dzieki;)

    20 gru 2017

  • Misiaa14

    Zajebiste *-*

    6 cze 2016

  • agnes1709

    @Misiaa14  Nie za ostre, młoda, dla Ciebie? Hehe...

    6 cze 2016