Szare istnienie #43

Szare istnienie #43Około czwartej nad ranem obudziło go niezrozumiałe mamrotanie dziewczyny, która kręciła się na łóżku, z każdą sekundą robiąc to coraz bardziej gorączkowo. Wstał i przytulił ją mocno, lecz gdy sen zaczął być nieznośny, co Frank wywnioskował po wymawianych przez nią coraz wyraźniej: "Nie, przestań, nie..., zaczął ją budzić.
  – Mała – poruszył nią, lecz nie reagowała.
  – Mała! – potarmosił ją agresywniej, wtedy przestała bełkotać i ciężko otworzyła oczy.
  Nie rozumiała jeszcze chyba, co się dzieje, lecz gdy Frank ze słowami: "Mała, już dobrze” ją przytulił, panika znowu dała o sobie znać. Ponownie skuliła się na łóżku, wykrzykując różnorakie prośby, lecz chłopak nie wypuszczał jej z ramion, starając się jak może, aby w końcu załapała, kto ją obejmuje i że nic jej nie grozi.
  – Zostaw mnie! – uderzyła płaczem.
  – Laura, to ja, Frank, uspokój się. Już dobrze... – ściskał ją tak mocno, jakby chciał udusić i dopiero te słowa do niej dotarły, bo przestała miotać się na łóżku, chlipała tylko rozpaczliwie.
  – Już... w porządku – ściskał ukochaną jeszcze chwilę, po czym usiadł i chwycił jej rękę.
  Natychmiast zabrała dłoń, odwracając twarz do poduszki, więc chłopak dał jej spokój, nie chciał naciskać, ale żal znowu zagościł w jego wnętrzu.
  Do pokoju wpadła pielęgniarka, która usłyszała krzyki dziewczyny.
  – Już dobrze – rzekł do niej Frank, więc kobieta sprawdziła przy okazji kroplówkę, pokręciła coś przy niej i wyszła.
  – Daj mi pić – poprosiła nagle Laura i chłopak właśnie uświadomił sobie, że nic nie kupił.
  Szybko wyskoczył na korytarz, nabył w automacie półlitrową wodę i litrowy sok, po czym wrócił do sali. Uniósł dziewczynę, która znowu jęknęła z bólu i pomógł jej zaspokoić pragnienie, które było chyba ogromne, gdyż wypiła prawie całą butelkę przeźroczystej cieczy. Ułożył ją na miejsce, ale nie odszedł od łóżka, tylko czekał, aż zaśnie, w końcu jednak sam usnął, z głową w okolicach jej brzucha.
  Krzywda dziewczyny nie dawał mu spokoju, przez co spał bardzo płytko, słysząc każdy szum z korytarza i ciche rozmowy pielęgniarek, dopiero około godziny siódmej, może wpół do ósmej nie słyszał już nic.
  Po godzinie zbudziło go jednak przyjście lekarza, który robił obchód i chłopak chwilowo musiał opuścić salę, lecz mężczyzna w białym fartuchu był tam bardzo krótko i Frank zaraz wrócił na swoje miejsce, zdziwiony przy okazji faktem, że nikt go jeszcze nie pogonił.
  Widok pobitej dziewczyny i wiedza o tym, co się stało, łamały mu serce, do tego czuł się okropnie zmęczony i głowa zaczęła mu pękać. Położył ją na łóżku, biorąc za rękę śpiącą nastolatkę i w okamgnieniu odpłynął.

  Zadzwonił telefon i wyrwał chłopaka ze snu. Laura nadal spała.
  – Halo – mruknął zaspany.
  – Frank? Gdzie jesteś, co się stało? Przyjdziesz do pracy? – usłyszał głos szefowej.
  – Która godzina?  
  – Dochodzi dwunasta. Ledwo się do ciebie dodzwoniłam, umarłeś, że nie słyszysz telefonu? Frank, dziś przecież na 17:00 mamy imprezę, zapomniałeś?  
  – Nie, pamiętam, zaraz przyjadę – bąknął, niezbyt zadowolony opuszczaniem ukochanej, zwłaszcza, że była niedziela. Ale przecież obiecał...
   Głowa bolała nadal, do tego było mu niedobrze, nerwy zrobiły swoje. Posiedział jeszcze kilka minut, ale widząc, że brunetka się nie budzi, wstał, ucałował ją w policzek, po czym opuścił salę i gdy wychodził ze szpitala, minął palącego przy wejściu w towarzystwie Billy’ego Jimmy’ego, ale skąd mógł wiedzieć...?
  Pod lokal podjechał dokładnie o 12:09 i od razu od progu zaatakowała go Megan.
  – Frank, co się stało, czemu tak wybiegłeś?! Zostawiłeś nas na lodzie, wiesz o tym?! O czwartej przyszła kupa ludzi po pracy i póki wydaliśmy wszystkie posiłki, minęła prawie godzina, zresztą sporo z nich wyszło, bo wkurwili się czekaniem. Tak się nie robi, mogłeś zadzwonić! – zagrzmiała.
  – Przepraszam, musiałem wyjść i nie miałem akurat głowy do telefonów – mruknął, raczej nieszczególnie przejęty jej krzykiem, jedyne, co stało mu w głowie, nazywało się gwałt, pobicie i Laura.  
  Cały czas miał przed oczami scenę z filmiku, doklejając do niej obrazy, które mu tylko wyobraźnia wkładała do mózgownicy, do tego jej płacz i krzyk, połączony z wizją bicia w twarz robiły mu we łbie kompletny bałagan. Chciał koniecznie uwolnić się od tych iluzji, miał ich dość, lecz one uporczywie stały w jego głowie, która z chwili na chwilę bolała coraz bardziej...
  – Frank, słuchasz mnie, do jasnej cholery?! – wstrząsnęła nim. – Co się dzieje, chcesz pogadać?
  – Nie, idę się przebrać – wybełkotał i nie czekając na dalszy ciąg wykładu, uciekł do szatni.  
  Gdy wszedł na kuchnię, Megan już tam była. Zdziwił się nieco, że zostawiła bar, ale nie zauważył oczywiście, że stoi tam dziś nowa pracownica.
  – Wyrobicie się z Dannym z żarciem, czy mam kogoś szukać kogoś do pomocy? – zapytała.  
  – Damy radę – odparł, zupełnie obojętnie.
  Wisiało mu, czy się wyrobi, czy nie i czy będzie smaczne, szczerze mówiąc miał w dupie gotowanie, pracę i całą resztę, chciał być przy Laurze i wkurwiał się, że musi siedzieć tu. "Ciekawe, czy się obudziła? Poznała mnie, więc chyba coś zmienia się na plus, ale co z tego? Zgwałcili ją, kurwa, nie daruję im tego, znajdę chujów i zap...”
  – Fraaank!!! – teraz szarpnęła go już tak mocno, że poczuł swoją boląca głowę wszędzie i przy okazji żebra, ponieważ poruszył się dość impulsywnie. – Czy ty na pewno dasz radę dziś pracować? Przecież do ciebie kompletnie nic nie dociera. Mówię do ciebie od minuty, a ty jesteś gdzieś indziej. Co się dzieje?  
  – Nic, nieważne, przyjechał już ten łosoś? – szybko zmienił temat.
  – Jest w chłodni. Frank, jeśli źle się czujesz, zadzwonię po Alexa i puszczę cię do domu, tylko nie wiem, czy akurat ma czas, jest niedziela.
  – Poradzę sobie. Ile ma być tego bydła?
  – Dwadzieścia pięć osób, w tym siedmioro dzieci. Miałeś zrobić im pizzę, dasz radę? – drążyła zaniepokojona Megan widząc, że chłopak wygląda dziś niezbyt klarownie.
  – Tak.
  – No, jesteś, już myślałem, że będę w ciemnej dupie! Co się stało, czemu tak zniknąłeś?! – wyjechał Danny, wchodząc do kuchni z niewielką skrzynką, do której Frank od razu wsadził nos.
  – Te pieczarki są za duże – burknął, olewając pytanie nowego znajomego.
  – Przekroisz na pół.
  – Kurwa, jak na pół, jak to będzie wyglądać?! Mówiłem małe, kurwa! – ryknął i ruszył do chłodni po rybę.
  Był wściekły ciągłymi pytaniami i wtrącaniem się w nie swoje sprawy. On starał się nie myśleć, zapomnieć, a tu nad głową ciągle: "Co się dzieje, co się stało?” I weź, kurwa, zapomnij!  
  Chwycił dwa wielkie płaty łososia i ruszył z powrotem do kuchni, gdzie Megan właśnie parzyła kawę, a Danny stał przy zlewie i mył w nim wielką michę truskawek. Zamaszystym ruchem rzucił rybę na blat, po czym ruszył w stronę czajnika. Zasypał kawę i ponownie włączył urządzenie, które sekundy temu się wyłączyło.
  – Przepraszam was, mam zły dzień – wystękał, nie patrząc na towarzyszy, po czym zalał proszek.
  – Nie chcesz pogadać? – ponowiła pytanie 33-latka.
  – Nie. Jak chcesz te szaszłyki, załatw mi małe pieczarki, z tymi na pewno robić nie będę. Pójdą do pizzy – rzucił, posłodził kawę i ruszył do srebrnego stołu, umieszczonego na środku kuchni.
  "Kurwa, jeszcze ze skórą!” – pomyślał, zły, ale już nie krzyczał, tylko z kwaśną miną wziął się za oczyszczanie ryby, którą po chwili zaczął kroić w grubą kostkę.
  – Dużo ich trzeba? – zapytała szefowa, stając obok z kubkiem.
  Znowu jej nie usłyszał, myślami był z powrotem w szpitalu.
  – Frank! – złapała go za ramię i w tym momencie się skaleczył, zaskoczony jej uchwytem i krzykiem, rozcinając dość mocno wskazujący palec.
   – Kuuurwa!!! – ryknął, rzucił nóż i szybko wsadził rękę pod wodę. – Kurwa! – powtórzył, wkurwiony, gdyż mimo, że tylko ciut zapiekło, to wystarczyło do podniesienia ciśnienia rozstrojonemu chłopakowi.
  – Przepraszam – powiedziała zakłopotana Megan.
  – O co pytałaś? – mruknął, nie spojrzawszy nawet na dziewczynę.
  – Ile potrzeba ci tych grzybów?
  – A ile chcesz szaszłyków?
  – Nie wiem, chociaż po cztery na łebka, to około sześćdziesięciu, ale może zrób więcej, bo będzie trochę lipa, jak zabraknie.
  – Kup ze dwa kilo, najwyżej jak zostaną, to coś się z nimi zrobi – oznajmił, chwycił papier, owinął nim całą dłoń i klapnął przy stole do napoi, chwytając za kubek.
  – Frank, przepraszam cię – powtórzyła młoda kobieta w kwestii skaleczenia, zawisając nad brunetem.
  – Spoko.
  – Zadzwonię do Alexa – oznajmiła i wyszła z kuchni, ale bardzo szybko wróciła.
  – Lipa, nie ma go w mieście, a ty masz chyba naprawdę ciężki dzień. Nie wiem, co robić, Danny sam nie da rady – rzekła, zmieszana dzisiejszą manierą chłopaka, nie wiedziała chyba, jak się zachować, co mówić...  
  – Spokojnie, wszystko będzie zrobione, daj mi tylko jakiś opatrunek, bo jak mam dokończyć tą rybę?
  Megan wyszła, a chłopak zwrócił się do Danny’ego.
  – Co będziesz z tym robił? – wskazał na truskawki.
  – Koktajl, wymyśliła sobie i nie wiem, po jaki chuj? Oni tu przyjdą na wódę, raczej nie koktajle będą im w głowie. Szczerze mówiąc nie chce mi się nic robić, bo napiłem się wczoraj z kumplami i mam ostrego kaca. Nie zauważyłeś, że się do mnie nie odzywa? Wróciłem o trzeciej rano, napruty w trzy dupy, no to zajebała focha, a ten koktajl to chyba jakaś zemsta, bo mikser jest mały i do tego się zawiesza, będę miksował to gówno godzinę – zaśmiał się dwudziestoośmioletni chłopak. – I nie wpuściła mnie do łóżka, spałem w salonie i jestem kompletnie niewyspany – cieszył się, przez co Frank delikatnie się uśmiechnął, lecz wcale nie było mu wesoło.
  Megan pojawiła się w kuchni i od razu zmierzyła ukochanego oburzonym wzrokiem, chyba słyszała jego żale.
  – Daj tą rękę – rzekła do bruneta, trzymając w dłoni wodę utlenioną, gazę, bandaż i plaster. – Musiałam iść do apteki, bo ktoś miał zaopatrzyć apteczkę w poniedziałek, ale oczywiście tego nie zrobił – spojrzenie powróciło do Danny’ego, tym razem jeszcze bardziej zacięte.
  28-latek się nie odzywał, ale uśmieszek zagościł na jego twarzy, co dziewczyna od razu wyłapała.
  – No i co się cieszysz, to takie śmieszne?! Przypominałam ci trzy razy, żebyś nie zapomniał, a ty wszystko olewasz, tylko chlać potrafisz! – wydarła się na chłopaka, wściekła do granic możliwości.
   Danny nadal nie reagował, operując tym samym wyrazem twarzy i Frank w końcu szerzej się uśmiechnął, patrząc to na Megan, to na znajomego. Blondyn najwyraźniej celowo podburzał ukochaną, która pałała przez to jeszcze większą złością i sądząc po minie, gdyby mogła, pewnie by go pobiła. Po kilku minutach zawiązała w końcu rękę Frankowi, który od razu nią poruszył i niezadowolenie wykrzywiło mu twarz.
  – Trochę mi teraz sztywno, nie będzie za wygodnie w tym gotować, no... ale przynajmniej się nie leje.... na razie – burknął z uśmieszkiem, patrząc z dołu na wkurwioną dziewczynę.
  – Ty! Uważaj, bo pociągnie cię po drugim palcu! – zaśmiał się Danny i w tym momencie Megan rzuciła to, co miała w dłoni, a dokładniej mówiąc bandaż i wyszła bez słowa.
  – Stary, nie przesadzaj, widzisz, że jest podminowana – rzekł Frank. – Martwi się pewnie, że nie zdążymy i fakt – musimy się ruszyć, bo już po 13:00. Tylko jak ja teraz zrobię ciasto z tą ręką?
  – Ja zrobię – zaoferował się blondyn. – Ile ma być tej pizzy?
  – Nie wiem, myślałem, że zrobię jedną wielką, siódemka dzieci to nie za dużo, pół metra placka chyba im wystarczy – Frank mizernie wygiął usta i ruszył do lodówki, z której wyjął salami, paprykę, cebulę, ananasa i przetarte pomidory. – Kurwa, jak ja to pokroje, trochę niewygodnie mi w tym bandażu. Nie nawinęła go dużo, ale i tak mi chujowo – burknął i chwycił nóż.
  – Zaraz zrobię koktajl i ci pomogę.
  Brunet chwycił cebulę, gdyż nienawidził jej przygotowywać i chciał mieć to już za sobą, obrał i w mig pokroił w piórka, a kilka kolejnych w większe kawałki, odłożywszy je na dużą blachę. Wziął się za paprykę. Poporcjował na wielkościowo podobne części i w końcu przyszedł czas na ananasa i za niedługo wszystko wylądowało na blaszce, w sąsiedztwie cebuli.
  Nie, nie robił tego w spokoju, myśli drążyły go non-stop, lecz w pomieszaniu ze skupieniem się na wykonywanych czynnościach, były nieco mniej uciążliwie, ale czy to dużo zmienia?
  – Kurwa, co za złom! – ryknął nagle Danny. – Jęczy do mnie, a sama olewa sprawę. Mówiłem, że mikser się pruje, ale do niej to nie dociera, bo przecież póki jeszcze działa od czasu do czasu, to ok! Nie rozumiem, kupiliśmy go trzy lata temu i już się jebie?! – wściekł się, uderzając urządzeniem o stół.
  Słowa wypowiedziane zostały w czas, gdyż szefowa właśnie weszła do kuchni i postawiła przed 23-latkiem wielką torbę pieczarek.
  – No...! – rzucił kucharz, biorąc jedną w dłoń i zaraz chwycił mały nożyk i zabrał się za obieranie i obcinanie trzonków.
  – No i co?! Chcesz koktajl, ale jak mam zmiksować truskawki?! Przeżuć i wypluć?! – zapytał blondyn ukochaną.
  – Znowu nie działa? Nie wiem, dwa dni temu było ok.
  – Kur... kobieto, mówiłem ci już dawno, ze kiedyś nadejdzie kres jego dobrego humoru! I co teraz?! Umyłem już owoce i co?! Zepsują się, bo w zamrażarce nie ma miejsca, poza tym po co ci tyle paluszków rybnych?! Kto je kupił?! Zawalają dwie trzecie zamrażarki!
  – Kurwa, nie drzyj się na mnie, czy to moja wina?! Kupiłam, bo szybko schodzą, ostatnio zabrakło! Co cię dziś ugryzło, to chyba ja powinnam być wkurzona, nie uważasz?!
  – A idź...! – huknął Danny i ponownie spróbował uruchomić blender i dzięki Bogu – teraz mu się to udało.
  Frank z uśmieszkiem słuchał tych krzyków, ale z minuty na minutę zaczynały go już one irytować, zwłaszcza, że głowa nie przestawała boleć, a wrzaski coraz bardziej zaczynały bębnić w mózgownicy.
  – Pomogę ci, co mam robić? – zapytała Megan, stając przy brunecie.
  – Bierz patyczki i będziesz nadziewać. Papryka, ananas, cebula, pieczarka, łosoś, po dwa razy, i wal na czysta blachę – odparł Frank, po czym udał się do szafki obok lodówki.
  Szukał czegoś dość długo, gdyż była tam masa wszelkiego rodzaju produktów, lecz nie znalazł pożądanej rzeczy.
  – Nie ma oliwy czosnkowej? – zapytał kumpla.
  – Pytaj pani prezes – burknął Danny.
  – Nie ma, przepraszam – powiedziała Megan, nie chcąc już chyba, aby jej facet znowu się do niej usadzał.
  Zadzwonił telefon Franka i gdy ten odebrał, usłyszał Travisa, od razu poznając po jego głosie, że coś jest nie tak.
  – Przyjedziesz dziś do szpitala ? – zapytał 22-latek.
  – Co się stało?! – brunet od razu się zdenerwował.
  – Młoda szaleje. Obudziła się, zobaczyła, gdzie jest i zaczęła wariować, gotowa już była wstawać i uciekać. Nie wiem, o co chodzi, ale to był istna histeria, ledwo żeśmy ją z pielęgniarką utrzymali, żeby dali jej dożylnie na uspokojenie. Teraz śpi, ale nie wiem, co będzie, jak się znowu ocknie, a muszę wracać do roboty. Może przy tobie będzie jakoś inaczej, nie wiem, kurwa!... – oznajmił ratownik.
  – Nie mam teraz jak wyjść, mam kupę roboty. Nie mogę zostawić szefowej na lodzie, obiecałem, że pomogę. Jak zrobię, co mam zrobić, od razu przyjadę. Do wpół do piątej powinienem się wyrobić.
  Emma tam jest, ale boi się zostać a nią sama, nie wiadomo, co jej odwali. Żeby mnie tam nie było, nie zdziwiłbym się, jakby sobie wyszła, choć ledwo łazi. Nie będę czekał do zamknięcia, postaram się przyjechać wcześniej, jak mnie Sandra puści i pogadam z lekarzem, może wcześniej ją wypisze. Nie wiem, kurwa, stary, co robić? Nie chce mówić matce, bo wiesz, jak jest, ale co jest kurwa takiego w tym jebanym szpitalu?! Czego ona się tak boi?!
  – Nie mam pojęcia, też się nad tym zastanawiam. Może ktoś tam pracuje, albo leży, nie wiem, sam już się pogubiłem.
  – Dobra, kończę, postaram się być najszybciej, jak się da – rzekł Travis i się rozłączył.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2981 słów i 16976 znaków, zaktualizowała 31 gru 2016.

1 komentarz

 
  • Mlody1

    No no całkiem przyzwoita część.

    31 gru 2016

  • agnes1709

    @Mlody1 Ooo, jaki koment, jestem w szoku, ze nie klniesz za brak Laury:!) :O

    31 gru 2016