Szare istnienie #66

Szare istnienie #66Z DEDYKACJĄ DLA NIESFORNEJ DIABLICY!!! <3

– Gdzie idziemy? – zapytała Ashley, gdy terenówka odjechała.
– Kawałek stąd jest fajna knajpka, zobaczysz. W sumie to nie powinienem pić, bo dziś nawiałem ze szpitala, a to już będzie piąty browar, ale to nic... jak zemdleję, mam nadzieję, że mnie reanimujesz – zaśmiał się Matt – O niebiosa, to będzie piękne... chodźmy szybciej! – cieszył się, w niemałym stopniu rozbawiając nową znajomą.
– Nie wyglądasz, jakbyś się dzisiaj wypisał, nosi cię – zachichotała brunetka.
– Mnie zawsze nosi, no... może nie zawsze, ale dość często – uśmiechnął się Matt – więc nie przejmuj się, jak zacznę świrować, lub gadać głupoty, takim, niestety, czubkiem się urodziłem – ostrzegł zabawnym tonem, a uśmiech zamienił się w śmiech.
– Nie martw się, jak też mam czasem swoje wariacje, w końcu czub z czubem zjedzie się zawsze – odparła wesoło dziewczyna, przez co chłopak uderzył jeszcze głośniejszą oznaką radości i właśnie zatrzymał się pod niewielkim lokalem, o nazwie: "Cosmic Inspiration”.
– Wchodzimy? Zajebisty lokal, mój ulubiony, to przez niego naszło mnie, żeby wymalować swój sufit.
– Jasne, właźmy.
Chłopak otworzył towarzyszce drzwi, puścił ją przodem i po chwili znaleźli się z w otoczonym zewsząd granatowym kolorem wnętrzu, w którym w każdym możliwym miejscu widniały wymalowane różnego rodzaju kosmiczne kompozycie, pod sufitem i w wielu zakątkach ścian pozawieszane zostały różnorakie atrybuty, dotyczące tej samej tematyki, a w lewym kącie, na samym końcu lokalu, stał dwumetrowy, jaskrawozielony, bardzo przyjaźnie, a wręcz śmiesznie wyglądający kosmita. Pub był dość mały, posiadał zaledwie dziesięć stojących na lewo od wejścia, sześcioosobowych, wykonanych na wzór paneli sterowania promu kosmicznego, z zatopionymi za szkłem, kolorowymi guziczkami stolików, umieszczonych naprzeciwko długiej, rozciągającej się na niemal całą długość lokalu rakiety, stanowiącej podstawę lady baru. W dość ciemnych, nieco mrocznych ścianach, w miarę gęsto umieszczone zostały zrobione na kształt niewielkich gwiazdek lampki, nadające niezwykłego i odrobinę zagadkowego charakteru pomieszczeniu.
– Gdzie siadamy? – zapytał chłopak.
– Przy nim! – rozweseliła się Ashley, wskazując głową "obcego”.
Usiedli przy stoliku na samym końcu, metr od zielonego stwora i Ashley od razu go dotknęła – zrobiony był z plastiku lub innego, podobnego tworzywa.
– Co chcesz? – zapytał Matt, oparłszy się o "mebel”.
– A co ty pijesz?
– Piwo. Ale nie patrz na to, co ja piję, tylko bierz, na co masz ochotę – wyszczerzył zęby.
– Wcale nie patrzę, zapytałam z ciekawości. Weź jakiegoś drinka, sam wybierz, tylko nie z sokiem wiśniowym – odwzajemniła uśmiech.
– Ok.
Podszedł do lady, za którym stał wysoki, łysy koleś i zapytał:
– Cześć. Czy Amy dziś pracuje?
– Pracowała, do 16:00. Co podać?  
– A jutro?
– Jest od dwunastej do czwartej, cały tydzień – poinformował chłopak, który wydał się Mattowi dość niesympatyczny.
21-latek zajrzał do portfela i nagle mina mu zrzedła. Odsunął się, ustępując miejsca stojącej za nim klientce i przeliczył pieniądze – dwanaście dolarów. Chłopak nawet nie wiedział, że tylko tyle ma, był pewien, że jest tam więcej. Wkurzył się na siebie, że nie sprawdził funduszy, zanim wyskoczył z propozycją "randki”. Spojrzał na trunki i nieco się pogubił, nie wiedział, co robić. Drink z sokiem limonkowym i brązowym cukrem, który chciał kupić dziewczynie i które sam uwielbiał, kosztował osiem dolców, więc razem z piwem wyszedłby tylko jeden, czyli wielka lipa. "Kurwa, i co tu zrobić?” – pomyślał poddenerwowany wiedząc, że za chwilę, a dokładnie po skończeniu napoi, wyjdzie na totalnego kretyna.
– Matt! – krzyknęła Ashley.
– Już idę! – odkrzyknął, odwróciwszy się, kupił jasnozielony trunek, piwo i wrócił do brunetki, stawiając przed nią błyszczącą literatkę.  
– Dziękuję – objęła szklankę dłonią. – Coś się tak przywiesił przy tej ladzie, zawsze jesteś taki niezdecydowany? – zaśmiała się, gdy chłopak usiadł naprzeciwko.  
– Czasami – mruknął, cały czas kombinując, jak wyjść z tej beznadziejnej, żenującej sytuacji. – Skoczę do kibelka, ok? Zaraz wracam – rzekł, szybko wstał szybko zniknął za podwójnymi, także granatowymi drzwiami. Już miał w dłoni telefon, w którym wybrał numer siostry. Odebrała w okamgnieniu i chłopak od razy wyjechał:
– Kim, musisz mnie ratować. Jestem z laską w knajpie, a mam przy sobie zero kasy, podrzuć mi jakieś pieniądze, jutro ci oddam?
– Pijesz?! – zapytała z miejsca wkurzona dziewczyna.
– Nie piję, wypiję tylko jedno piwo. No przyjedź, kurwa, bo będę miał kolosalną lipę! – prosił usilnie chłopak, lecz słysząc ton głosu siostry już wiedział, że raczej nic z tego nie będzie.
– Nie mogę, wypiłam pół butelki wina, nie wsiądę do samochodu.
– No kurwa, to co ja mam teraz zrobić? – żalił się zagubiony chłopak.
– Nie wiem, trzeba było myśleć o tym, zanim ją zaprosiłeś. Pożycz od kogoś.
– Od kogo? No Kim, weź mi coś poradź – jęczał, mało już nie płacząc.
– To zaproś ja do nas, mam wino, jest coś do żarcia, będzie po problemie... no i będziesz w domu, nie będę się przynajmniej denerwować – zaśmiała się szatynka, widocznie rozbawiona kłopotami młodszego brata.
– No jak do nas?! Przecież to obciach! I co powiem?! "Idziemy do domu, bo nie mam kasy”? No kurwa, jak frajer jakiś! – wkurwił się chłopak.
– Czemu od razu frajer? Jeśli jest normalną dziewczyna, nie jakąś tępą lalą, które nie raz miałam "zaszczyt” poznać, gdy przywlekałeś jej do domu, to zrozumie, też mogłeś być przecież nieprzygotowany, prawda?
– Ale to nie wyszło ot tak, tylko ja ją zaprosiłem, nie miałem pojęcia, że mam dwanaście dolców, a kretyn nie pomyślałem, żeby najpierw sprawdzić.
– To ja nie wiem, co ci poradzić, kombinuj. A jak nic nie wymyślisz, to po prostu przyjedźcie i już, zapłacę za taksówkę – powiedziała Kimberly, będą bardzo wyrozumiałą w stosunku do brata, zresztą... zawsze była.
– Dobra, zadzwonię jeszcze gdzieś, a jak nie... A zresztą, zobaczymy – rzucił Matt i już chciał się pożegnać, ale usłyszał:
– Matt, nie pij, dziś wyszedłeś ze szpitala, do tego na własne życzenie. Nie chlaj, proszę cię – ton głosu dziewczyny radykalnie się zmienił.
– Spoko, siostra, wyluzuj, nie będę, przecież jestem z dziewczyną.
– Tak? A od kiedy ci to przeszkadza?  
– Dobra, wyluzuj powiedziałem, nie będę szalał... obiecuję.
– Trzymam za słowo. O której będziesz?
– Nie wiem, napiszę jeszcze, jakbym wrócił później, ale myślę, że do dwunastej się zjawię.
– Masz klucze? Bo idę spać, rano wstaję do pracy.
– Mam, na razie.
Nie zdążyła już nic powiedzieć, bo chłopak zakończył połączenie i zaraz wybrał numer Amy, dziewczyny, którą Laura poznała w niegdyś w pubie, lecz ta nie odbierała.
Wyłączył się, wybrał drugi raz i teraz miał szczęście, po chwili się odezwała.  
– Cześć, piękna, co u ciebie? – rozradował się.  
Bardzo lubił koleżankę, dlatego nieco się ożywił, słysząc jej głos.
– Matt...?!!! – prawie krzyknęła, chłopak wręcz widział jej pojawiające się po drugiej stronie łącza zdziwienie. – Kurwa, gdzie się podziewałeś, człowieku?!
– Długa historia, umówimy się na piwko, to ci wszytko opowiem, to nie jest rozmowa na telefon. A teraz chociaż ty ratuj mi dupę, bo już nie wiem, do kogo się zwrócić – zaśmiał się, lecz był to raczej śmiech przez łzy.
– Co się stało?
– Potrzebna mi pożyczka, z pięć dych, jak masz, oddam jutro, jak odbiorę wypłatę.
– Pomogłabym ci, ale przykro mi, nie mam mnie w mieście – oznajmiła dziewczyna, waląc tym samym 21-latka w głowę ciężkim obuchem rozczarowania.
– No kurde, to mam pozamiatane.
– Co się stało? – ponowiła pytanie.
– Zaprosiłem laskę na drinka, a mam dwadzieścia pięć centów – odparł chłopak, będąc już na skraju załamania nerwowego.
– Jak to? – dziewczyna nic nie zrozumiała.
– Tak to. Zaprosiłem laskę do knajpy, mając tylko dwanaście dolców, nie wiedziałem, że tylko tyle. Zawsze miałem minimum trzy – cztery dychy, więc nie sprawdzałem i mam teraz taką lipę, jak nie wiem. Amy, powiedz mi, jak ja mam się teraz z tego wyplątać?! – miauczał, o mało już nie płacząc. – Dopiero dziś ją poznałem, a już garnę sobie taka obsuwę, no kurwa...!
– Nie wiem, Cieniu, nie mam pojęcia, może po prostu powiedz wprost i umów się z nią na inny termin?
– Tak...? A myślisz, że to tak łatwo? "No wiesz... Sorry, mała, ale dziś tylko jeden drink i lulu, bo nie mam więcej funduszy”, taaak? No kurwa, na samą myśl robi mi słabo... – roześmiał się chłopak. Nagle rozległo się pukanie w drzwi toalety i 21-latek usłyszał brunetkę:
– Matt, co tam robisz? Umarłeś? – zaśmiała się, lecz bardzo słyszalne było jej zniecierpliwienie i nic dziwnego, siedział w kiblu już dość prawie dziesięć minut.
– Sorry, już idę! – odpowiedział i zwrócił się do rozmówczyni: – Dobra Amy, muszę spadać, trochę przegiąłem z tą wycieczką do kibla.
– Dobra, uciekaj, jak wrócę, zadzwonię, spotkamy się gdzieś – rzekła dziewczyna. – I życzę udanego podrywu – zaśmiała się ciepło, lecz sarkazm jeszcze większym dołem dotarł do celu.
– Wielkie dzięki... – warknął Matt, uśmiechnąwszy się pod niemrawo pod nosem. – To czekam na telefon – dodał i po chwili, schowawszy komórkę, opuścił miejsce załatwiania "spraw różnych”.
Sprawdził godzinę – 18: 36. Szedł nieco sztywnym, żołnierskim krokiem, aby po chwili ponownie zająć miejsce vis-a-vis nowej znajomej. Wypiła tylko niewielki łyczek.
Miał dziwną minę, bał się dalszego przebiegu tego spotkania, nie miał pojęcia, jak to wszystko załatwić, żeby nie ponieść absolutnej klęski. Dziewczyna przyglądała się zmienionemu nie do poznania chłopakowi i gdy ten nerwowo chwycił butelkę w drżące nieco dłonie, w końcu zapytała:
– Co się stało?
– Nic, mam lipę, musimy przełożyć nasze spotkanie – ledwo wydusił.
– Dlaczego?
– Nieważne, kłopoty w domu. Gadałem z siostrą i muszę zaraz wracać, przepraszam cię...
– W porządku, przecież nic się nie stało – uśmiechnęła się, ale jemu wcale nie było do śmiechu, nie miał ani odrobiny ochoty rozstawać się tak szybko ze znajomą, zwłaszcza, że czuł się bardzo dobrze w jej towarzystwie, no... i była całkiem niezła.  
Spojrzał na jej twarz – wpatrywała się w niego, upijając kolejny łyk.
– Matt, przestać się dołować, przecież nic się nie stało – wznowiła wątek widząc, że chłopak nadal jest bardzo niewyraźny. – Napijemy się innym razem, chociażby jutro, po wizycie w tym chlewie, przecież jeszcze nie umieramy, prawda? – zachichotała i nagle Matt uderzył intensywnym śmiechem.
Zrobiła bardzo zdziwioną minę, widząc tą jego nagłą, dziwną reakcją.  
– Co jest? – uśmiech nie znikał z jej oblicza.
– No kurde, nie mogę...!!! – brechał, nie mogąc dokończyć zdania – Jesteś już którąś osobą z kolei, która poznała się na tej knajpie i określiła ją mianem "chlewu”! – wyjąkał w końcu, ciężko łapiąc powietrze.
– No widzisz...? Czyli chyba coś w tym jest – stwierdziła z zadowoleniem.
– No pewnie, przecież jak inaczej można nazwać to miejsce, jeśli pracują w nim takie świnie? – podsumował Matt i teraz to on spowodował, że dziewczyna wyzwoliła z siebie głośną oznakę radości i znowu się napiła. – A jak ty w ogóle tam trafiłaś? – zapytał.
– Było ogłoszenie w gazecie, ale tak piękne, że wiedziałam, że nie może być prawdziwe – ironizowała dziewczyna.
– Czyli...?
– Lekka praca, świetne warunki, MIŁA ATMOSFERA! – zaśmiała się, rzucając te ostatnie słowa – i ogólnie takie tam banały, już dokładnie nie pamiętam.
– To za trzy dni dostaniesz dziewięć dych?! – Matt wywalił oczy. – Ile godzin dziennie pracowałaś?
– Od jedenastej do szóstej.
– Kurwa, to nawet nie pięć dolców za godzinę, cztery coś! I poszłaś w ten syf za te pieniądze?! – mówił coraz głośniej, nie mogąc przełknąć, jak Ben może tak wykorzystywać potrzebujących pracy ludzi i jeszcze pozwalać na chore akcje w niej.
– Ale ja musiałam iść do pracy rozumiesz? Do jakiejkolwiek... – mruknęła dziewczyna, której ton głosu nagle nieco się zmienił.
– Są inne miejsca pracy, w tym chlewie nie warto tracić zdrowia, do tego za takie marne grosze. Cztery dolce za godzinę, no nie wierzę... – nie odpuszczał chłopak, będąc wyraźnie zniesmaczony, lecz nie wiedział, że dziewczyna mieszkając jedynie z ojcem i młodszą siostrą, ledwo wiąże koniec z końcem.
– Dobra, przestań, było minęło. Ale dziewięć dych zarobiłam, nie ma co narzekać – uśmiechnęła się ironicznie Ashley.
– Skłamałem – wyjechał nagle 21-latek.
– W jakiej sprawie?  
– Wcale nie chodzi o dom, po prostu nie mam kasy, o czym nawet nie wiedziałem – wyjaśnił, puszczając rumieńce na twarzy.
– Oj, Matt, to dlatego się tak zawiesiłeś? – uśmiechnęła się najszerzej, jak tylko umiała.
– A dziwisz się? Zaprosiłem cię, a ten drink to wszystko, na co mnie dzisiaj stać. Nie wiem, czemu ci to mówię i robię sobie jeszcze większą lipę, ale jakoś korciło mnie, żeby powiedzieć ci prawdę. Jutro chciałbym zaprosić cię znowu, tym razem z funduszami – mruknął, zażenowany i dopił resztkę z butelki.
Dziewczyna nie skomentowała, tylko idąc w jego ślady dokończyła drinka.
– Co chcesz? – zapytała, pokazując mu pustą szklankę.
– Żartujesz? Będziesz za mnie płacić? – wzburzył się, paląc się ze wstydu.
– Oj, przestań. Też nie mam dziś za dużo kasy, ale jak postawię ci piwo, to może nie zbiednieję – uspokajała chłopaka, którego mina w tej chwili był taka, jakby czekał na ścięcie.
– No dobrze, nich będzie, ale to będzie pożyczka – usiłował wybrnąć z sytuacji, no i chciał też przedłużyć to spotkanie.
Dziewczyna wstała i poszła po trunki, Matt natomiast siedział i kombinował, ja tu jeszcze bardziej przeciągnąć ten wieczór, nie mając pieniędzy. Ashley wróciła, stawiając na stole dwa piwa i klapnęła na miejsce.
– Dzięki – bąknął, przełykając ślinę wstydu.
– Oj przestań już, czym ty się przejmujesz? – zaśmiała się chcąc, aby nowy znajomy przestał się w końcu dołować.
– No jak mam się nie przejmować, jak wyszedłem na kretyna? – odwzajemnił uśmiech. – Ale jutro odstawiam ci z nawiązką... – nie odpuszczał.
Dziewczyna chciała już coś powiedzieć, ale nagle drzwi się otworzyły i oboje zdębieli, nie wierząc, że to się dzieje.
– No kurwa, czy to takie nasze szczęście, czy po prostu złośliwość losu? – warknął Matt, obserwując spod byka Amber, która stanęła przy barze udając, że ich nie widzi, lub że po prostu nie obchodzi jej ich obecność.
– Olej, nie warto – powiedziała brunetka, która wydawała się być mało zainteresowana przybyciem "wywłoki”.
– I już w miłym towarzystwie napiłem się piwa, no kurwa...! Przecież ona przyćmi swoją wredną mordą nawet najfajniejsze towarzystwo – burczał wkurzony chłopak.
Amber z dość nieciekawie wyglądającą koleżanką usiadła trzy stoliki dalej, obcinając parę wybitnie obłudną miną. Wzrok jej i Ashley niespodziewanie się spotkał, lecz brunetka nie wyglądała teraz jak ta przestraszona dziewczyna z pracy, wykazywała raczej kompletną obojętność, a można by nawet powiedzieć pogardę dla osoby 22-latki.
– Może pojedziemy do mnie? Dopiero po siódmej, posiedzimy, napijemy się winka, a potem wsadzę cię do taksówki – wyskoczył chłopak.
– Do ciebie? Czyżbyś miał jakieś niecne plany? – wygięła usta w jednoznacznym uśmiechu.
– A masz ochotę oglądać tą ścierę? Bo ja nie. A jeśli nie chcesz do mnie, to możemy gdzieś się przejść, sama zdecyduj. Ale pokazałbym ci swoje dzieło w sypialni, nie pożałujesz – nalegał. – Nie musisz się bać, nie zgwałcę cię, bo nawet, jakbym chciał, to moja siostra jest w domu – zaśmiał się.
– Jakie dzieło? – wydawała się być zaciekawiona.
– Wymalowałem sobie sufit w kosmiczne motywy, jest teraz granatowy i fajny – oświadczył z niemałą dumą.
– No to nieźle, mamy talenty – pochwaliła chłopaka, gapiąc się na niego bez krzty skrępowania.
– Aj tam... tylko takie malutkie – speszył się.
– Dobrze, skończymy piwo i możemy pojechać, ale muszę skoczyć do łazienki – oznajmiła brunetka.
– Ok, to ja też pójdę.
Ruszyli każde do swojego pomieszczenia, dziewczyna załatwiła, co trzeba, umyła ręce i już miała wychodzić, lecz drogę zagrodziła jej Amber, zamykając za sobą drzwi toalety.
– Kurwa, jak nie jedna, to druga... – warknęła, stając bardzo blisko Ashley i pałając wyraźnym gniewem. – Co nagadałaś Benowi?!...

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2930 słów i 17595 znaków, zaktualizowała 26 lut 2017.

1 komentarz

 
  • zuzaaa

    Super część  :cool: kiedy  kolejna ?

    26 lut 2017

  • agnes1709

    @zuzaaa Dzięki ;) I' don't know, starałam się na dziś, ale cały czas ktoś głowę mi zawraca, hehe. Jutro na pewno:)

    26 lut 2017