Szare istnienie #68

Szare istnienie #68Nie zwróciła nawet uwagi na uścisk chłopaka, w głowie wciąż siedziało jej to niemiłe uczucie speszenia, spowodowane niezbyt wczesną porą. Dziewczyna zazwyczaj na co dzień, jeśli nie szła do pracy, zajmowała się domem i rzadko kiedy wracała później niż o dziesiątej wieczorem, nie była więc przyzwyczajona do wieczornych wizyt, poza tym takich wizyt praktycznie nie było. Od trzech lat, od kiedy jej matka zginęła tragicznie w pożarze własnego domu, dziewczyna prawie cały swój czas poświęcając ojcu i dwunastoletniej siostrze, z wolna zaczęła odcinać się od znajomych, którzy widząc, że dość często wykręca się od spotkań, zaczęli się stopniowo wykruszać, przez co na dzień dzisiejszy została praktycznie sama, z jedną jedyną przyjaciółką, mieszkającą z nią drzwi w drzwi.


  Rodzeństwo mieszkało na parterze, więc po chwili byli już w niezbyt przestronnym mieszkaniu, w którym pokój Matta znajdował się na lewo, naprzeciw dwóch innych, przeciętych niezbyt długim korytarzem.
– Hej! Co jest? – szturchnął ją delikatnie widząc, że się zamyśliła.
– Nic – uśmiechnęła się.
– Chodź – odwzajemnił uśmiech i wciągnął ją do swojego pokoju.
Z miejsca spojrzała w górę i faktycznie – ukazał jej się ciemnogranatowy sufit, cały ozdobiony różnego rodzaju ciałami niebieskimi, oprócz tego znalazł się tam także niewielki prom i siedzący okrakiem na jednej z planet zielony, namalowany jaskrawą farbą kosmita, trzymający w wyszczerzonych zębach dość grubego skręta.
– Siadaj – wystraszył brunetkę, która zagapiła się na malowidło.
– Świetne! Sam to namalowałeś? Jestem po wrażeniem – oświadczyła.  
– Dzięki – wygiął usta.
– Ile czasu ci to zajęło?
– Dwa dni – odparł i wyjął z torby zakupy. – Chcesz lodu do drinka?
– Poproszę.
– Zaraz wracam.
Gdy wszedł do kuchni, od razu zjawiła się w niej Kimberly.
– Matt, miałeś nie pić, a widzę wódkę – nie ociągała się z wywaleniem z siebie pretensji.
– Wyluzuj, jedna flaszka to jakieś picie? Poza tym kto powiedział, że wypijemy całą?
– A czy ja cię nie znam? Zresztą już co nieco wypiłeś, widzę, jedzie od ciebie na kilometr – marudziła.
– Wypiłem dwa piwa, to jakieś przestępstwo?  
– Dwa...? Oczy ci błyszczą, więc nie ściemniaj mi, że dwa.
– Dobra, przestań już i nie rób mi wiochy – wkurzył się chłopak, nasypał lodu do szklanek i już chciał wychodzić.
– Matt, nie pij dużo, słyszałeś, co mówił lekarz.
– Co masz do żarcia? – zapytał, ignorując jej żale.
– Nie zmieniaj tematu!
Chłopak już nie dyskutował, tylko zajrzał do dwóch stojących na płytce garów. Ukazał mu się makaron i sos Carbonara. Skrzywił się, lecz nie skomentował.
– Chcesz drinka? – zapytał siostrę.
– Z czym?
– Z sokiem wieloowocowym, jest zajebisty, zawsze go kupuję.
– To zrób jednego.
Wziął trzecią szklankę, nasypał lodu, chwycił wszystkie i ruszył do koleżanki.
– Jesteś głodna? – zapytał, stawiając szkło na stole.
– Nie bardzo.
Chłopak odkręcił wódkę i ponownie spojrzał na Ashley.
– Robię po swojemu, może być trochę mocniejszy – poinformował.
– W porządku.
– Mam spaghetti, może jednak zjesz? Nie krępuj się – uśmiechnął się szeroko. – Jadłaś w pracy?
– Nie.
– No kurwa, zresztą, po co ja pytam? Kto cię w tym chlewie czymkolwiek poczęstuje, jeśli pracują tam same tępe bezmózgi? – zaśmiał się. – Nagrzeję, zjedz, moja siostrzyczka świetnie gotuje – nalegał.
– Nie krępuję się, po prostu nie mam ochoty. Napiłam się alkoholu, a po nim zawsze przechodzi mi apetyt.
– Aleś się napiła...! Piwo i drink, to przerażające! No jak można tak chlać bez umiaru? W ogóle to dziwię się, jakim ty cudem jeszcze trzymasz się na nogach? Twarda jesteś – rozradował się.
– Nieważne, ważne, że ogólnie wypiłam alkohol, a po nim zawsze przechodzi mi apetyt, nie wiem, dlaczego.
Matt niezbyt uwierzył, lecz dziewczyna mówiła prawdę. Złapał dwie zapełnione już szklanki, jedną podał Ashley, a drugą zaniósł siostrze.
– Zjedzcie coś – rzekła do brata.
– Może później. Pożycz mi trzy dychy, jutro ci oddam.
– Po co ci?
– Muszę oddać.
– Przecież miałeś wziąć z pracy?
Chłopak głośno się roześmiał.
– Kurwa, z tej pracy?! Z tego bajzlu?! Powiedział, że jutro, bo nie ma.
– To oddasz jutro.
– Nie, oddam dziś. Nie masz trzydziestu dolców?
– Nie wiem, zaraz zobaczę.
Przejrzała portfel.
– Mam tylko tyle – stwierdziła, wręczając bratu dwadzieścia sześć dolarów.
– Spoko, dobre i to. Dzięki – poczochrał ją po głowie, robiąc na niej totalny nieład i już chciał wychodzić...
– Matt, co ty kombinujesz? – zapytała, uklepując powstałą szopę.
– Czemu kombinuję? – wyszczerzył się szeroko.
– Masz za dobry humor, to podejrzane.
– Ty znowu? Poznałem fajną laskę, to mam humor, coś w tym dziwnego?
– Ja już nie będę cię pouczać, nie jesteś małym dzieckiem, ale jak się dziś nawalisz i jutro będziesz źle się czuł to pamiętaj, że nie chcę nic słyszeć na ten temat, rozumiesz? – wkurzyła się, lecz towarzyszył tej złości niewielki uśmieszek.
Matt tylko wygiął usta i nie odnosząc się do tej aluzji, ruszył w stronę korytarza.
– I nie pal trawy! – dodała.
" No właśnie!” – pomyślał od razu, robiąc cwaniacką minę, kompletnie zapomniał o schowanej w szufladzie kontrabandzie. Gdy wszedł do sypialni, dziewczyna już skończyła drinka i nadal była chyba nieco zestresowana tą wizytą.
– Szybko ci poszło – roześmiał się, nalewając kolejną porcję, do której po chwili trafił też lód.
Ashley otrzymała szkło, a Matt otworzył szufladę i zaczął w niej przebierać, zastanawiając się przy okazji, skąd Kim wie, że schował tam marihuanę? "Przetrzepała” – szybciutko zinterpretował stan rzeczy, wkurzony jej wścibskością i faktem grzebania w jego szafkach.
Szukał już dobrą minutę, w końcu zniecierpliwiona towarzyszka zapytała:
– Czego szukasz? Stało się coś?
– Miałem tu zioło, ale gdzieś wyparowało – odparł i w tym momencie znalazł w końcu malutkie zawiniątko, wielkości pół kciuka. – Zapalimy? – podniósł głowę.
– Raczej nie.
– Dlaczego? Wyluzujemy...
– Tak. A potem wprowadzisz w życie swoje niecne plany?! Wiedziałam!!! – roześmiała się dziewczyna.
– Nie świruj, zapalmy... trochę... – nalegał.
– Nie łączę z alkoholem, poza tym rzadko paliłam, raczej nie praktykuję, tylko sporadycznie, na imprezach. I tobie też radzę, przecież niedawno uciekłeś ze szpitala, jesteś gotowy na jaranie?  
– Ja zawsze jestem gotów – uśmiechnął się. – No ale ok, nie namawiam, lecz jakbyś zmieniła zdanie...
– Dobrze, na pewno pierwszy się o tym dowiesz – śmiech się nasilił.
Chłopak w końcu chwycił swoje szkło i spoczął obok dziewczyny, która siedziała już po turecku na jego łóżku, nie krępując się wcale.
– Co się stało w tej łazience? – wyjechał znowu, patrząc prosząco na koleżankę.
– O Jezu, Matt, nie odpuścisz, co? – zaśmiała się, rozbawiona tym jego zabawnym uporem.
– Nie!
– No dobrze, niech ci będzie. Przyszła i rzuciła się do mnie, że rzekomo narobiłam jej nieprzyjemności u szefa. Chciałam ją zignorować, lecz niestety, zaczęła wyciągać łapy, więc powaliłam ją na ziemię i po prostu wyszłam. Zadowolony? – uśmiechnęła się ciepło, lecz była chyba zawstydzona, nie chcąc się zapewne chwalić, a tak to właśnie w jej mniemaniu wyglądało.
– Powaliłaś? To już nic nie rozumiem. Więc dlaczego dałaś się tak traktować w pracy?
– Bo nie chciałam robić zbędnego zamieszania, poza tym jeszcze odrobinę zależało mi na tej robocie, ale to już przeszłość.
– To widzę, że groźna z ciebie dziewczyna. Ja bym jednak nie odpuścił i na twoim miejscu skopał jej dupę. Czyli wnioskuję, że umiesz się bić.
– Trenowałam trochę, ale nie po to, aby się bić, tylko żeby w razie potrzeby umieć się obronić – przyznała się w końcu widząc, że chłopak tak łatwo nie da za wygraną.
– A co, jeśli można widzieć? I długo?
– Taekwondo, niecałe dziesięć lat, ale musiałam przerwać.
– Dlaczego?
– Nieważne, miałam swoje powody.
Wstyd było przyznać się dziewczynie, że po prostu potem nie było już jej stać.
– Masz jeszcze jakieś rysunki? – szybko zmieniła przykry dla niej temat.
– Mam, ale rysowałem je dawno i nie są raczej zbyt ciekawe – oznajmił i wstał, aby ponownie zapełnić szklanki.
– Jeśli zgłodniejesz, nie krępuj się i powiedz, ok? – ponowił temat.
– Ok.
– Pójdę po lód.
Zaniknął tylko na chwilę i po powrocie dziewczyna otrzymała szkło, a chłopak sięgnął do kieszeni.
– Trzymaj – wyciągnął dłoń z pieniędzmi.
– Przestań sobie żartować! – roześmiała się, gdyż mimo, że każdy grosz się dla niej liczył, wstydziła się wziąć banknoty.
– Bo się pogniewamy... – burknął. – Weź, proszę cię, będę się lepiej czuł.
Przekonał ją, bo wzięła pieniądze, lecz nie czuła się dobrze. Wyłapał jej zakłopotanie, więc chcąc zmienić atmosferę, uklęknął, otworzył szafkę w biurku i zaczął w niej przewalać.
– Szczerze mówiąc to nie pamiętam nawet, co tu mam, nie zaglądałem do nich ze dwa lub trzy lata – oznajmił i zaraz wyjął z wnętrza zeszyt A-4, po czym usiadł obok brunetki. – I oto są w większości notatki z moich lekcji w ogólniaku – roześmiał się, wręczając dziewczynie brulion. – Nic powalającego, takie tam głupoty, które rysowałem, jak mi się nudziło w szkole. I nie sądzę, aby cię zainteresowały, przeważnie są to same graffiti.
Ashley nie skomentowała, tylko szybko otworzyła zeszyt. Mówił prawdę, prócz jednego obrazka, przedstawiającego to samo auto, które Laura widziała na lotnisku i dwóch pejzaży, reszta to były dziwne, niezbyt czytelne, powykręcane, kolorowe literki.
– Świetne, naprawdę umiesz to robić. A umiesz narysować portret?
– Raczej nie, twarze mi nie wychodzą, choć nie raz już próbowałem. Takie, które rysuje się na murach, czyli nie do końca realistyczne i owszem, ale prawdziwy portret...? Nie moja działka.
– Dasz mi jeden?  
– Jasne, wybieraj, chociaż to nic interesującego.
– Jak to nie? Nie bądź taki skromny. Ale jest problem, bo wszystkie są fajne i ciężko mi zdecydować. To wezmę wszystkie, ok? – rozradowała się.
– Proszę bardzo.
– Nie, ten jest śliczny, mogę? – pokazała mu ołówkowy, przedstawiający otoczone lasem jezioro z małą, przycumowaną do mola żaglówką, szkic.
– Jasne.
– Narysuj mi moje imię, pięknie ci to wychodzi. Powieszę sobie w pokoju i będę się chwalić, ze sama narysowałam – radość wzrosła.
– Nie ma sprawy, jak będę miał chwilę, to ci narysuję. Na pewno nie jesteś głodna? – znowu się uczepił.
– Nie, dzięki, poza tym pytasz mnie już po raz enty, a czemu sam nic nie zjadłeś?
– Nie lubię spaghetti.
– To zjedz coś innego.
– Nie mam ochoty. Zapalimy? – zapytał ponownie.
– Nie, ale jak masz chęć, to się nie krępuj.
– Nie, sam nie palę...
– Matt! – dobiegło nagle z salonu. – Zrób jeszcze jednego – poprosiła Kim, gdy chłopak pojawił się obok.
– Pół butli wina i dwa drinki, a jutro do pracy? A na mnie wrzeszczysz – uśmiechnął się szeroko.
– No widzisz, przez ciebie się skaleczę, tak mnie zdenerwowałeś tym wypisem. Wypiję jeszcze jednego i idę spać, a wy nie gadajcie tak głośno.
Matt już nie dyskutował, tylko zrobił jej drinka i wrócił do Ashley.
– Już po dziewiątej, chyba powinnam jechać – oznajmiła. – Tylko już jestem trochę wstawiona, mam nadzieję, że ojciec śpi, nie bardzo lubi, jak sobie czasem poszaleję.
– Możesz przenocować – rzucił chłopak. Mam wolny pokój, albo za mną pod kołderkę – wyszczerzył się jednoznacznie.
– A nie mówiłam...! – ucieszyła się dziewczyna. – Mogłabym przenocować, bo wolałabym nie pokazywać się po alkoholu, ale z drugiej strony będzie się martwił. Nie zwykłam zarywać nocy, no i muszę wyprawić Nicki do szkoły.
– Nicki...?
– Moją siostrę, ma dwanaście lat. Nalej jeszcze – poprosiła, tempo picia wzrastało, a w butelce zostało już tylko około ćwierć zawartości.
Matt po raz któryś z kolei zapełnił literatki i zapytał:
– Na którą ma do tej szkoły?
– Na dziesiątą.
– Możemy wstać o ósmej, Kim już nie będzie.
– No nie wiem... Zresztą znamy się jeden dzień, to nie wypada, żebym nocowała.
– Nie wymyślaj, napisz do ojca i rano pojedziesz. Mówiłem przecież, że mam wolny pokój, jeśli chcesz spać sama, poza tym nie miał bym odwagi podskoczyć, jeszcze oberwę. Nie chcę stracić zębów w tak młodym wieku – ironizował, coraz mocniej czując już działanie procentów.
Dziewczyna nie skomentowała, zaśmiała się tylko, także była już nieco zawiana, w czym pomogło zapewne dzisiejsze mączące tyranie na zmywaku.
– To jak? – przeszył ją wzrokiem.
– Nie wiem...
– Zostań, nie jestem chamem – nakręcił się.
Dziewczyna się nieco pogubiła, lecz wyjęła telefon i napisała do ojca. Światło w salonie właśnie zgasło, co znaczyło, że Kim poszła spać. Imprezowicze gadali do jedenastej wieczór, wódka się skończyła i Matt widząc, że Ashley jest już zmęczona, kazał jej wstać i ściągnął okrywający pościel koc.
– Wskakuj, nastawię budzik na ósmą.
– Muszę do łazienki.
Dał jej namiary na toaletę, przyniósł z kuchni butelkę wody i gdy wróciła do sypialni, powiedział:
– Pójdę do drugiego pokoju, wyśpij się. Przyniosłem ci wodę.
– Nie idź, głupio tak samej w obcym domu – mruknęła.
– Na pewno?
– Tak.
Chłopak otworzył szafę i dał dziewczynie szare spodenki.
– W spodniach się raczej nie wyśpisz. Nie będę podglądał – uśmiechnął się i odwrócił do niej plecami.
Przebrała się i zaraz schowała pod kołdrą, a Matt pojawił się obok chwilę później, bez skrupułów obejmując dziewczynę w pasie.
– Przeszkadza ci? – zapytał od razu.
– Nie.
– No to dobranoc – rzucił z uśmiechem i zamknął oczy.  
Zasnęli bardzo szybko.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2425 słów i 14510 znaków, zaktualizowała 13 mar 2017.

1 komentarz

 
  • aKubek

    Hmm....jaka oaza spokoju ;)

    16 mar 2017

  • agnes1709

    @aKubek Tak czasami musi być;)

    17 mar 2017