Zakręty losu #12

Wszedł po sześciu brązowych schodkach, na końcu których, po prawej, znajdowało się wejście do dużego, jasnożółtego salonu. Stojąc już na górze, delikatnie wyjrzał zza ściany, ale pokój był pusty. Od razu spojrzał na stojący telefon – słuchawka była na miejscu. Przeszedł przez salon i znalazł się w kuchni. Poruszał się jak kot, nie wydając nawet najcichszego odgłosu. Tam także nikogo nie było, wrócił więc do pokoju i rozejrzał się po regale. Stało na nim zdjęcie wrednego sąsiada staruszki, a obok jakiejś wysokiej, bardzo ładnej blondynki. " Taka dupa z takim frajerem...? Albo siostra...” – zaśmiał się sam do siebie.
   Nagle usłyszał cichy zgrzyt nad głową, przechodzący powoli w prawo. To odezwała się podłoga na piętrze, informując włamywacza, że właściciel domu właśnie przemieszcza się w stronę schodów. Schował się za ścianą salonu i czekał. Kroki rozbrzmiały na stopniach i zaczęły schodzić w dół. Gdy elegant wszedł do salonu, chłopak natychmiast chwycił go za gardło i bardzo agresywnie uderzył nim o ścianę. Ten zdębiał! Widoczne były zaskoczenie i strach w jego oczach.
   – I co, gościu miękki?! – ściskał grdykę faceta, u którego kolor twarzy powoli zmieniał się z bladej na wiśniową.
   – Puść mnie – chrząknął gospodarz, dusząc się.
   Chłopak zadarł do góry jego podbródek, nie luzując uścisku.  
   – Masz mi coś do powiedzenia?
   – Puszczaj, udusisz mnie – sapał koleś.
   David widząc, że gość robi się purpurowy, uwolnił jego szyję. Mężczyzna zgiął się w pół, ciężko nabierając powietrza. Napastnik poczekał, aż facet nieco ochłonie, po czym trzepnął pochylonego typka pięścią w twarz, powalając na dywan.
    – Takiś mocny?! – zaśmiał się. – Do starszych ludzi?! A może zatańczysz ze mną?! – ryknął, wzburzony.
   – Będziesz miał kłopoty, obiecuję ci – pyskował paniczyk.
   – Kłopoty…?! – zaśmiał się David. – Widzisz tu jakichś świadków napaści? Mnie tu teraz nie ma, rozumiesz, frajerze?!
   – Zobaczysz... mam znajomości.
   W tym momencie mężczyzna oberwał z kolana w żołądek.
   – Czemu pomazałeś dom Betty? – zapytał 22-latek.
   – To nie ja.
   Dostał drugi raz, tym razem z uniesionej stopy. Jęknął głośno.
   – Nie daruję ci tego, gówniarzu – syknął.
   – Chcesz zlizywać tą farbę jęzorem?! – spytał David, kompletnie olewając jego pogróżki.
   – Ja nie miałem z tym nic wspólnego, policja już mnie przesłuchiwała – tłumaczył się facet.
   Chłopak podniósł zarozumialca za fraki i postawił na baczność.
   – To kto w takim razie?! Masz mnie za debila?!.  
   – Już drugi raz atakujesz mnie w domu, pożałujesz tego! – zaburczał koleś, zadziwiająco pewny siebie.
   Napastnik w odpowiedzi zapytał tylko:
   – No to jak, kutasie? Obić ci mordę?
   Mężczyzna przełknął ślinę. David znów złapał go za gardło i jeszcze mocniej przydusił do ściany.
   – Słuchaj, gnoju! Tym razem jeszcze ci odpuszczę, ale jak znowu dowiem się, że coś jest nie tak między tobą, a Betty, wybiję ci te wszystkie śnieżnobiałe zęby, rozumiesz?!
   Pot zabłyszczał na twarzy gogusia. Milczał.
   – Kurwaaa!!! Pytam, czy zrozumiałeś?! – huknął David, częstując go liściem w twarz.
   – Tak – wyjęczał gość, wtedy chłopak go puścił.
   – I pamiętaj: masz ją przeprosić! Jak przyjadę jutro i nie dowiem się o przeprosinach, skopię ci twarz, kumasz, pedale?
   Znów brak odpowiedzi. David się zamachnął.
   – Tak, rozumiem! – odparł natychmiast facet.
   – To miło. Na razie – rzucił chłopak i ruszył do wyjścia.  
   Odwrócił się przed schodami.  
   – I zdejmij te biurowe łachmany, bo naprawdę wyglądasz jak ciota – zaśmiał się i wyszedł z domu.
   Siedząc już w aucie i spoglądając na swój nieco podniszczony zegarek stwierdził, że jest dwadzieścia po trzeciej. Odpalił silnik i odjechał w stronę centrum. O 15:32 był już pod marketem brunetki. Sprawdził zawartość kieszeni – dwieście osiemdziesiąt dolarów. Schował pieniądze wszedł do lokalu, lecz ten był pusty. Z zaplecza nie dochodziły żadne dźwięki, co zdziwiło chłopaka, zawsze słyszał stamtąd delikatne pomruki krzątaniny. Nie dojrzał też siostry, choć samochód Amy stał przed sklepem. Usiadł więc przy ladzie i czekał. Trwał na stołku dobre dwie lub trzy minuty, w końcu wstał i wyszedł przed market. Rozejrzał się wkoło, ale tam też nic ciekawego się nie działo, trzydziestostopniowy żar najwyraźniej przegonił wszystkich przechodniów. Spojrzał na swój sklep – był nieczynny. Zaskoczyło go to, od czasu, kiedy się zatrudnił, nie był zamknięty ani razu.  
   Nagle jego uwagę przykuło coś innego. Po drugiej stronie ulicy dojrzał malutkiego pieska, mającego nie więcej, niż trzy miesiące. Rudy kundel, z zakręconym do góry ogonkiem obwąchiwał wszystko, co napotkał na swojej drodze. Najwyraźniej był głodny. Chłopakowi od razu stanął przed oczami młody Buster, pies podobnego koloru, którego miał w dzieciństwie. Uliczny poszukiwacz był do niego łudząco podobny.
   Mający ogromną słabość do zwierząt chłopak ruszył w kierunku zwierzaka. Podszedł dość blisko, zwalniając kroku. Pies, widząc go, nie uciekł, ale podwinął ogon i skulił się w miejscu, wystraszony. Gdy 22-latek ukucnął i wyciągnął rękę dojrzał, że to suczka. Umazana gdzieniegdzie w błocie, zaniedbana suczka, wyglądała bardzo wątło. Kiedy zbliżył dłoń, szybko się cofnęła. Dla Davida od razu przemknęło przez myśli imię "Dusty”, choć wiedział, że nie ma warunków, aby ją zatrzymać.
   – No chodź – zagadał do biedaczki, ale zwierzak nie słuchał, patrzył tylko dużymi oczyma.
   Cmoknął kilka razy, ale i to nic nie dało. Wstał i wrócił do marketu, gdzie nadal nikogo nie było."Mogliby jej wynieść pół sklepu” – pomyślał podirytowany i ruszył do lodówek. Wziął podłużną kanapkę z szynką, zostawił na ladzie dwa dolary i wrócił do psa. Ponownie przyklęknął i odwinął bułkę z folii. Oderwał kawałek i ponowił próbę zwabienia szczeniaka. Ruda stała chwilę, lecz gdy poczuła zapach wędliny, nieśmiało podeszła. Szybkim, łapczywym ruchem chwyciła pieczywo i natychmiast się odsunęła. Chłopak się uśmiechnął i powolutku, w przysiadzie, zbliżał do suczki. Zjadła w okamgnieniu i zaraz wlepiła wzrok w młodego faceta, a dokładniej w kanapkę, ruszając zabawnie nosem.  
   – Dobre...? To chodź bliżej, dostaniesz jeszcze – gadał do niej.
   Powtórzył czynność z jedzeniem i piesek znów się zbliżył. Wyrwanie żywności z dłoni chłopaka wyglądało bardzo podobnie, w tym, że już teraz zwierzak nie odsunął się tak daleko. David był już o włos od dotknięcia psiaka. Gdy poczęstował przybłędę trzeci raz, delikatnie ją pogłaskał. Tym razem nie uciekła.
   – Skąd się tu wzięłaś? Ktoś cię wyrzucił? – zagadywał do zajętej pochłanianiem kolejnych porcji kanapki, suczki.  
   Gdy bułka się skończyła, David delikatnie wziął zwierzaka na ręce, głaszcząc go z uśmiechem i ruszył w stronę sklepu ukochanej. Piesek mocno drżał.
   – Nie bój się – mruknął, nie przestając gładzić jej rudej sierści.
   Zajrzał do sklepu i teraz usłyszał w końcu dochodzące z kuchni głosy. Zaczął się zastanawiać, co dziewczyny robią w niej tyle czasu. Nie zawołał jednak Amy, tylko usiadł na schodkach, sadzając sunię na kolanach. Nadal patrzyła niepewnie, ale nie uciekała, głaskanie i kanapka chyba pomogły.
   – Jesteś genialna! Szkoda, że nie mogę cię zatrzymać – zagadał do niej.
   Nagle poczuł delikatny pocałunek w szyję i Amy usiadła obok.
   – Jest prześliczna. Skąd ją masz? – zachwyt błysnął w jej oczach, a ręka powędrowała na kark suczki.
   – Błąkała się. Smakują jej twoje kanapki – rozweselił się chłopak.
   – Długo tu jesteś? Czemu nie nacisnąłeś dzwonka przy barze, albo nie przyszedłeś do kuchni?
   – Nie długo, zdążyłem ją tylko nakarmić. – Dlaczego zostawiacie sklep i siedzicie na zapleczu? To nie jest bezpieczne – wyjechał z pretensją.
   – To było tylko kilka minut, nic się nie stanie.
  – Oj, Amy...! - mruknął chłopak, ale dał spokój sprawie. – Gdzie mała? Wszystko było ok?
   – Wcina lody w kuchni. Jasne, że ok, jest bardzo posłuszna.
   David spojrzał na sympatię wzrokiem, mówiącym: " Dobra, dobra, ja swoje wiem”, ale nie wypowiedział się na ten temat.
   – Skąd masz pieska?! – wrzasnęła nagle nad ich głowami Lilly i sunia zerwała się do ucieczki. David jednak zdążył ją przytrzymać.
   – Nie strasz jej! Nie umiesz się ciszej zachowywać?! – burknął na siostrę, która już dopadła do psa, kucając przed bratem. – Zatrzymamy go? – zapytała, robiąc maślane oczy.
   – Mała, nie możemy. Ja pracuję, ty chodzisz do szkoły. Kto się będzie nią zajmował? Poza tym to nie on, tylko ona – uśmiechnął się.
   Lilly mina zrzedła w trybie natychmiastowym, ale nie dawała za wygraną.
   – Mama jest w domu, a po szkole ja będę się nią opiekować.
   – Ty nawet nie umiesz sprzątnąć po sobie, co mówiąc, po psie.
   – Umiem, już będę sprzątać, obiecuję – wpatrywała się w brata oślim wzrokiem.
   – Lilly, ale nie tylko o to chodzi. Mama pójdzie do pracy i co wtedy? Gdyby pies był starszy, to ok, ale jest malutki, nie wytrzyma siedmiu godzin bez toalety.
   – Coś wymyślimy, proszę... – prosiła, bliska już płaczu Lilly.
   Chłopak spojrzał na starszą z dziewczyn.
   – Nie znasz kogoś, kto by ją wziął? Nie wyrzucę jej z powrotem na ulicę.
   – Nieee! – zaprotestowała małolatka i się rozpłakała, nie odrywając dłoni od pieska.
   David spojrzał na sympatię, oczyma prosząc o radę.
   – Nie wiem, musiałabym popytać – odparła Amy.
   – Widać, że nie będzie duża – oznajmił chłopak. – Masz jakąś niepotrzebną miseczkę? Damy jej wody.
   Brunetka wstała i po chwili przyniosła białe, plastikowe naczynie z mlekiem.
   – Daj ją tu – przykucnęła przy barze i chłopak postawił zwierzaka koło miski.
   Suczka od razu dopadła do płynu. Lilly nie odstępowała brata na krok.
   – Zjesz coś? Mam grillowane kanapki z wołowiną, warzywami i sosem – zapytała Amy.
   – Zjem, jestem głodny jak wilk.
   – Ok, zaraz przyjdę – uśmiechnęła się i wyszła.
   Psiak skończył mleko i zaczął rozglądać się po lokalu, kierując powoli w stronę wyjścia. David podszedł i zamknął drzwi.
   – Nie uciekaj, nikt nie zrobi ci krzywdy – ukucnął przy suczce, drapiąc ją po szyi.
   Lilly zaatakowała psa z drugiej strony. Zwierzak stał z podkulonym ogonem, trzęsąc się nieco. Zegarek na ręku chłopaka zadźwięczał cichutko dwa razy, co oznaczało, że minęła 16:00. Amy pojawiła się za barem i postawiła przed Davidem talerz z dwiema prostokątnymi kanapkami i butelkę coli.
   Podziękował i natychmiast wgryzł się w pierwszą porcję. Chrupnęło pod zębami. Po chwili 22-latka przyniosła niewielki kubek i zwróciła się do Lilly:
   – Mała, czekolada. Pij, póki gorąca.
   David spojrzał na ukochaną spode łba, ale milczał. Małolatka wzięła kubek i usiadła przy stoliku. Popijała płyn, cały czas zaczepiając pieska.  
   – Nie wiem, co mam zrobić? Wziąłbym ją, ale boję się, że będzie problem z wyprowadzaniem – powiedział David do ukochanej, która klapnęła po drugiej stronie baru.
   – Przecież matka na razie nie pracuje, więc...? A potem się zobaczy. Lilly ci nie odpuści.
   – Może niepotrzebnie do niej podszedłem? Ale nie mogłem patrzeć, jak chodzi głodna – oświadczył, przeżuwając kanapkę.
   Szczeniak już łaził po połowie sklepu, obwąchując każdą ścianę po kolei. Do lokalu wszedł klient, więc David zerwał się z krzesła i wziął suczkę na ręce, żeby nie plątała się pod nogami. Typ kupił tylko paczkę papierosów i gdy wyszedł, chłopak uwolnił psa. W chwilę później dokończył posiłek.
   – Dzięki – złożył całusa na ustach brunetki i położył na ladzie dziesięć dolarów. – Od razu za czekoladę – poinformował.
   – David, nie tak się umawialiśmy – wzburzyła się dziewczyna.
   – Księżniczko. Mówiłem, że więcej nie będziesz za mnie płacić.
   – Czyli już nie mogę poczęstować cię lunchem, tak? – zrobiła dziwną minę, chłopak chyba sprawił jej przykrość.
   – Możesz, ale co za dużo, to nie zdrowo.
   Amy się wyciszyła i wróciła na swoje krzesło. Milczała. David wszedł za bar i zaraz ją przytulił.
   – Nie gniewaj się, po prostu jest mi głupio, że ciągle coś mi stawiasz. Musisz też zrozumieć mnie.
   – Nie gniewam się.
   – Jak to nie? Przecież widzę – obejmował ją coraz mocniej.
   Przerwała im Lilly, stawiająca kubek na ladzie.
   – Dziękuję – rzekła i wróciła do psiaka.
   – Nie wiem, co robić? Zostawiłbym jeszcze u ciebie małą na godzinę i podjechał do szpitala, ale pies...
   – Niech zostanie, o tej godzinie jest mało klientów. Wezmę ja za bar, nie wyjdzie zza zamkniętych drzwiczek.
   – A jak ci narobi? – zaśmiał się chłopak.
   – Nie możesz pojechać później? Pojechałabym z tobą.
   – Ok, może tak będzie lepiej. Zawiozę Lilly i psa do domu, a potem pomyślę, co z nim zrobić.
   – Dawaj go na ruszt! – krzyknęła Cindy, wychodząc z zaplecza.  
   Towarzystwo uderzyło śmiechem.
   – Dobra Amy, spadam. Jak się umówimy?
   – Przyjadę po 18:00.
   – Ok – pocałował ją głęboko, ale kumpela brunetki zaraz im przerwała:
   – Opanujcie się, to miejsce publiczne! Do tego obecne są tu osoby nieletnie! –zaśmiała się wesoło.  
   – Dobrze, już znikam – oświadczył chłopak z uśmiechem i wyszedł zza lady. – Mała, bierz ją, idziemy! – krzyknął do siostry, która ruszyła za bratem, z pieskiem na rękach.
   – Lilly! – zawołała Amy i skinęła głową, gdy małolatka na nią spojrzała.
   8-latka podeszła do dziewczyny i ta podsunęła jej pod nos dychę, którą zostawił chłopak.
   – Amy...! – oburzył się David.
   – Spadaj. Zarobiła, prawda? – uśmiechnęła się do małolatki.
   – Tak – powiedziała z dumą Lilly i schowała banknot do kieszeni.
   Chłopak już się nie stawiał, westchnął tylko z rezygnacją i za chwilę był z siostrą w aucie.
   – Jak to "zarobiłaś”? – zapytał gówniarę, ruszając.
   – Normalnie. Amy pytała, czy chcę zarobić na lody. Powynosiłam puste kartony i plastiki na śmietnik, pozbierałam szklanki ze stolików i Amy dała mi dwadzieścia dolarów.
   – Widziałem dziesięć.
   Lilly wydobyła z kieszeni kolejne dwie dziesiątki i pokazała dla brata z dumnym uśmieszkiem.
   – Ok, zarobiłaś, ale nie rób więcej takich rzeczy, dobrze? – mruknął, zawstydzony takim obrotem spraw.
   Małolatka spuściła głowę i nie odpowiedziała, zajęła się psiakiem. David na drugim skrzyżowaniu skręcił w prawo i zatrzymał się przed sklepem zoologicznym. W oczach Lilly natychmiast pojawiła się nadzieja.
   – Mała, nie patrz tak, ten sklep nic nie oznacza. Jego właściciel zna osoby posiadające zwierzęta, może znajdzie jej nowy dom – przekomarzał się.  
   – Nie! – zaprotestowała.  
   – Zatrzaśnij drzwi i poczekaj w samochodzie. Zaraz wrócę.
   – Nie idź! – złapała go za koszulkę.
   – Lilly, nie podskakuj, tylko zrób, o co proszę, dobrze? – rzucił chłodno i wysiadł.
   Dziewczynka zamknęła drzwi po obu stronach, a chłopak udał się do lokalu. Wszedł i od razu podszedł do wąsatego sprzedawcy po czterdziestce.
   – Dzień dobry. Potrzebuję jakąś najtańszą smycz.
   – Wiszą tam, proszę sobie obejrzeć – facet pokazał mu metrowy wieszak.
   David szybko wybrał cienki, niebieski pasek i poszedł w kierunku pokarmu. Wziął dużą puszkę dla szczeniąt i paczkę psich ciastek, po czy wrócił do mężczyzny.
   – A ma pan jakiś szampon? Piesek ma około trzech miesięcy i niezbyt ładnie pachnie.
   Facet wyszedł zza lady i przyniósł Davidowi małą buteleczkę.
   – Tylko odrobinę, jak się lekko zapieni, należy od razu spłukać. I niech pan nie kąpie malucha długo.
   – Tak, wiem.
   Sprzedawca zapakował mu wszystko do torby, chłopak zapłacił i za chwilę siedział za kółkiem. Rzucił torbę na tylne siedzenie i ruszył.
   – Zostaje?! – uradowała się od razu Lilly, widząc zakupy.
   – Tylko dzisiejszą noc, jutro czegoś jej poszukam.
   – Nie! – znowu wniosła sprzeciw.
   David zaniechał dyskusji i skupił się na drodze. Do domu dojechał parę minut przed 17:00. Weszli z siostrą do środka i małolatka postawiła psiaka na podłodze. David od razu skierował się do kuchni, włączył wodę i zasypał kawę. Poszedł do salonu, gdzie Sophie już głaskała futrzaka.
   – Lilly, sprzątnij w pokoju – nakazał siostrze i usiadł obok matki, która zaraz zapytała:
   – Skąd masz tego psa?
   – Łaził po ulicy, nie miałem sumienia go tam zostawić. Może przemyślimy tą sprawę? Lilly się uparła.
   – Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież pracujesz, mała do szkoły...
   – A ty pracujesz...? – wyjechał cynicznie.
   – Ale coś znajdę.
   – Na razie, jak widać, marnie ci idzie, więc jak wyjdziesz z psem raz na trzy godziny, to może się nie przemęczysz.
   – David. Wiesz, że lubię zwierzęta, ale co będzie, jak dostanę pracę?
   – Będę zabierał ją ze sobą. Betty ma spore podwórko na tyłach domu, będzie miała gdzie pobiegać.
   Nagle ktoś głośno zapukał do i chłopak poszedł otworzyć. Po uchyleniu drzwi zobaczył właściciela kamienicy, faceta po sześćdziesiątce. Mężczyzna miał dość specyficzny wyraz twarzy.
   – David, musimy porozmawiać.
   Chłopak krzyknął z progu do matki:
   – Zalej mi kawę! – po czym wyszedł na klatkę.
   – David. Czy wiesz, że Sophie od pół roku nie płaci czynszu?
   Chłopakiem wstrząsnęło od środka.
   – Jak to nie płaci?!
   – Tak to. Tłumaczyła, że nie ma na jedzenie, że jak trochę odłoży, to się rozliczy. Jest mi winna trzy tysiące. Jak widzisz, czekałem długo, ale dłużej nie mogę. Muszę zrobić remont klatki i drzwi wejściowych. I tak opuściłem jej sto dolarów, powinna płacić sześćset.
   Chłopak stał kompletnie zaskoczony, w końcu rzekł:
   – Poczekaj chwilę...
   Udał się do domu, wziął trzy i pół tysiąca i wręczył mężczyźnie.
   – Za przyszły miesiąc – wytłumaczył większą ilość pieniędzy. – I przepraszam, ona naprawdę nie miała. Trzeba było przyjść z tym do mniej, coś bym wymyślił, zapłacił chociaż połowę.
   – Byłem dwa razy, ale ciężko cię złapać. Macie kłopoty finansowe?
   – Różnie to bywa.
   – Jak już wyremontuję klatkę, znów będę mógł poczekać na opłaty, na razie mam z czego żyć. Po prostu teraz potrzebuję gotówki, sam rozumiesz...
   – Jasne, nie musisz mi się tłumaczyć, to ja powinienem.
   – Ok, uciekam. I dziękuję.
   – To ja dziękuję, że byłeś cierpliwy.
   – Jakbyście mieli kłopoty, nie wstydź się i przyjdź do mnie. Pomogę wam, jak będę w stanie.
   – Ok, dzięki.
   – Trzymaj się – właściciel budynku podał rękę Davidowi i udał się po schodach na górę.
   Chłopak wrócił do domu i poszedł do kuchni, skąd dobiegał już zapach zaparzonej kawy.  
   – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że nie masz na czynsz?! – krzyknął do matki.
   Zaskoczył kobietę, która nie wiedziała chyba, co powiedzieć, bo zrobiła dość osobliwą minę
   – No mów, do jasnej cholery!
   – Synku, myślałam, że trochę odłożę i zapłacę.
   – Przecież pracowałaś, czemu nie płaciłaś!
   – David, oprócz mieszkania były jeszcze inne wydatki. Gdybym uregulowała za dom, utrzymałabym nas za dwieście lub trzysta dolarów, które by mi zostały?
    – Jebać to! Jak wywaliliby nas na bruk, to gdzie byśmy poszli?! Myślisz czasem?! Czemu ze mną nie porozmawiałaś?! – grzmiał, rozgniewany.
   – Dlatego, że się wściekasz.
   – Dwieście, trzysta dolców?! A podliczyłaś wina, które wychlałaś? Byłoby za pół miesiąca opłaty za mieszkanie!  
   Sophie zamilkła. David umoczył usta w kawie i powiedział:
   – Masz szczęście, że Henry jest wyrozumiały! Tak już dawno bylibyśmy bezdomni!
   Teraz w głowie chłopaka krążyła suma niecałych dwóch tysięcy, które miał jeszcze w skrytce. Wiedział, że na długo to nie starczy, zwłaszcza, że prócz butów mała wyrastała także z ubrań.
   – Sprzątnęłam – stanęła koło niego Lilly i zaraz otworzyła lodówkę. – Czemu nie ma nic do picia?
   – To idź, kup – odparł David i dał jej kilka banknotów.
   – Ja pójdę, nie zrobiłam jeszcze zakupów.
   – Kurwa! Od rana nie miałaś czasu?! Specjalnie dałem ci pieniądze, żebyś zrobiła zakupy wcześniej! Co ty robisz całymi dniami w tym domu?! – ponownie się uniósł, dostatecznie wyprowadzony z równowagi chłopak.
   – Nie siedziałam w domu, jeździłam w dwa miejsca w sprawie pracy.
   – I w drodze powrotnej nie mogłaś zajść do sklepu, tak?!
   – Zostawiłam pieniądze w domu.
   – Wiesz co...?! Lilly jest tysiąc razy mądrzejsza od ciebie – chwycił kawę i ruszył do salonu. – Chodź – obejrzał się na siostrę.
   Zajrzał do pokoju małej i oniemiał! Porządek był idealny. Uśmiechnął się pod nosem i usiadł w salonie, wyjmując zakupy z torby.  
   Szczeniak już zdążył nabrudzić w rogu pokoju. David spojrzał na Lilly.
   – Kto miał sprzątać?
   Nie dyskutowała, tylko wzięła kawał papieru i sprzątnęła podłogę.
   – Nie wyrzucaj tego.
   Założył smycz dla szczeniaka i oznajmił:
   – Bierz ją i na podwórku pokaż, co zrobiła, niech się uczy – dał jej pasek w dłoń.  
– Tylko idź trochę dalej, na koniec trawnika za podwórzem, nie tu, gdzie chodzą ludzie.
   Otworzył ciastka i włożył dwa w kieszeń siostry.
   – Jakby coś zrobiła, dasz jej jedno.
   Lilly wzięła psa i wyszła z matką, która poszła po zakupy. David wyjął szampon i wyrywkowo przeleciał po nim wzrokiem. Wziął szmatkę i przetarł podłogę po wyczynach suczki. Włączył telewizor i powoli dopijał kawę. Była 17:26. Małolatka wróciła ze szczeniakiem niecałe dziesięć minut później. Chłopak akurat dopił napój.
   – Zrobiła coś? – zapytał.
   – Siku.
   – To dobrze. Dawaj ją do łazienki.
   Nalał wody na dno wanny i wsadził psiaka do środka. Natychmiast podkuliła ogon i znieruchomiała. David delikatnie namoczył suczkę i namydlił szamponem.
   – Przynieś mi brązowy ręcznik, ten z dziurą. Leży w szafce na dole, z prawej strony regału – powiedział do małolatki.
   Dziewczynka poszła, a on wziął się za szorowanie psa. Gdy wróciła, zwierzak był już cały w pianie.
   – Śmiesznie wygląda! – rozradowała się.
   Umył szczeniaka w okamgnieniu, wziął go w ręcznik i udał się do swojego pokoju. Usiadł, posadził sunię na kolanach i zaczął wycierać. Gdy skończył, sierść stała dęba, co wywołało głośny śmiech. Puścił ją, zaraz się otrząsnęłą i futerko nieco się ułożyło. Poszedł do salonu i zaczął przewalać dolne półki w regale. Znalazł stary, granatowy koc i wrócił do pokoju.
   – Jak chcesz, może spać u ciebie. Ale na kocu, nie w łóżku, jasne? – spojrzał na siostrę.
   – Tak.
   Nie bardzo uwierzył tej obietnicy, ale nie ciągnął tematu.
   – I nie zostawiaj nic na podłodze, bo ci pogryzie. No i może się zadławić.
   Chwycił pled i poszedł do pokoju Lilly. Złożył go na cztery, tworząc ponad półmetrowy kwadrat i położył po prawej stronie od wejścia, przy ścianie. Piesek już zaczął za nim chodzić i David o mało na niego nie nadepnął, odwracając się.
   – Kur...! – chciał przekląć, ale się pohamował.  
   Zadzwonił domofon i po chwili w domu pojawiła się Amy. Odważniejszy już szczeniak zaraz, wybiegł jej na spotkanie.
   – Cześć – potarmosiła go. – Widzę, że cię wyszorowali. Od razu ładniej pachniesz – zaśmiała się.  
   – Będzie się nazywać Daisy – oświadczyła uroczyście Lilly.
   – Nie, Dusty – odparł David. – Poza tym jutro szukam jej domu, więc nie widzę potrzeby nadawania imienia.
   – Nie! – wrzasnęła małolata. – To po co ją kąpałeś i kupiłeś smycz?  
   – Bo była brudna. Smycz kosztuje kilka dolarów, oddam ją wraz z psem.
   Lilly uderzyła w płacz, chwyciła szczeniaka i uciekła do swojego pokoju.  
   – Idź, siadaj, naleję ci soku – David wskazał Amy swoje łóżko i poszedł do kuchni.
   Nalał resztkę napoju z kartonu i przyniósł dziewczynie. Wyszła akurat cała szklanka.
   – Czemu się z nią drażnisz? Widzisz, że się denerwuje. Jeśli naprawdę chcesz ją oddać, po co pokazałeś ją Lilly? Przecież wiesz, jak dzieci reagują na zwierzęta – wyjechała zniesmaczona brunetka.
   – Nie oddam jej, a droczę się z gówniarą zawsze. Nic jej nie będzie – przytulił sympatię i w tym momencie Sophie weszła do domu z zakupami. Rzuciła szybkie spojrzenie na obejmującego dziewczynę syna i zniknęła w kuchni.
   – Księżniczko, pij sok i pojedziemy – ucałował jej policzek i poszedł do matki.
   Zajrzał do zakupów i zapytał:
   – Czemu tylko trzy puszki napoju?
   – Nie miałam jak wziąć dużego, i tak ledwo doszłam z dwiema torbami.
   – Nie kupiłaś butelki? – zdziwił się David.
   – Nie. Postanowiłam pić dwie lampki dziennie.
   – Kogo ty chcesz oszukać? Myślisz, że ci wierzę?
   – Możesz nie wierzyć, ale tak będzie.
    David zaniechał dyskusji i powiedział:
   – Dobra, spadam do szpitala. Sam kupię napój, jak będę wracał. Niech Lilly wyjdzie jeszcze z psem o 20:00, chyba, że wrócę do tej pory, to sam ją wyprowadzę. W moim pokoju leżą psie smakołyki, niech weźmie ze sobą. Tylko niech daje po jednym, a nie po dziesięć. I po załatwieniu się, a nie dla rozpieszczania.
   – David, ty naprawdę chcesz zatrzymać tego psa?
   – A czemu nie? Przecież to kundelek, nie będzie duży. Mamy trzy pokoje, miejsce jest. Poza tym kiedyś obiecałaś Lilly kiedyś psa, pamiętasz? Przy okazji nauczy się odpowiedzialności, bo na razie jest rozbrykana. Za bardzo jej popuszczam. Zresztą pogadamy jeszcze na ten temat, teraz muszę jechać, już późno.
   – Pozdrów Chrisa. Jak on w ogóle się czuje?
   – Nie wiem, nie gadałem z nim.  
   Wrócił do brunetki, która właśnie kończyła sok i po kilku minutach byli już w drodze. Amy jak zwykle jechała szybko, więc do placówki dotarli w niecałe dziesięć minut. Dziś mieli szczęście, Chris nie spał, ale matki przy nim nie było. Weszli do środka i David od razu podszedł do przyjaciela.
   Był blady, twarz miał poszarpaną i bardzo suche usta. Oczy były lekko przymknięte, chłopak wyglądał jak pijany. Starszego chłopaka ścisnęło w sercu, ale nie dał nic po sobie poznać.
   – Cześć stary. Jak się czujesz? – zapytał, biorąc kumpla za dłoń.
   – Co z... – mruknął brunet cichutkim, zachrypniętym głosem, ale się zaciął, wygiąwszy usta w grymasie bólu.
   – Nic nie mów – rzekł David, ale Chris był uparty. Spojrzał tylko na stojącą obok przyjaciela Amy i ponowił próbę.
   David nachylił się nad jego uchem i chłopak cicho wystękał:
   – Co ze starym?
   – Zwinęli go. Ann im wszystko powiedziała. Na pewno coś wyłapie.  
   – A jak go wypuszczą? Miej oko na matkę – wielki wysiłek musiał wykonać Chris, aby powiedzieć te kilka słów, zapewne przez uszkodzone płuco.
   22-latek przysunął krzesło i kazał dziewczynie usiąść, po czym znów zawisł nad kolegą.
   – Nie wypuszczą, przecież jest na warunku. Nie musisz się o nic martwić, Ann nic się nie stanie, masz moje słowo.
   – Powiedz księżniczce, że ją przepraszam za tą "lalę”.  
   Starszy z facetów wybuchnął śmiechem.
   – Myślisz, że ona przejmuje się twoimi pyskówkami?    
   Brunetka siedziała i milczała, nie chciała się wtrącać. Chris już nic nie mówił, wystarczająco zmęczył się tym dialogiem. David cały czas trzymał go za rękę i obserwował, jak oczy kumpla powoli się zamykają. Po chwili brunet zasnął. David sterczał nad łóżkiem jeszcze kilka minut, gdy matka Chrisa weszła do sali.
   – Dobry wieczór – przywitała się. – Obudził się?  
   – Tak, zamieniłem z nim parę słów. Wiesz coś o Billu?
   – Za niecały miesiąc będzie rozprawa. David, ja nadal mam złe przeczucia, nie ufam policji, boję się, że go wypuszczą.
   – Nie wypuszczą, wierz mi. Powinnaś kupić broń, tamtą zabrali. Na pewno wtedy poczujesz się bezpieczniej. Mogę ci załatwić taniej, myślę, że do czterech stów.
   – Nie lubię broni, ale być może masz rację, będę spokojniejsza. Jego stać na wszystko. Ale nie mam przy sobie ani grosza.
   – Nie ma problemu. Kupię za swoje, oddasz przy okazji.  
   Amy zaniepokoiła się faktem, że chłopak chce kupić nielegalną broń, co świadczyło też o tym, jakie zna towarzystwo. Nie mówiła jednak nic na ten temat. Około godziny 20:30 David zwrócił się do Ann:
   – Pojedziemy już, rano idę do pracy. Może coś mu przywieźć?
   – Nie, przecież i tak nie da rady się ruszyć. Dziś ledwo napił się soku.
   – W porządku, ale jakbyście czegoś potrzebowali, dzwoń.
   – Dobrze.
   – Dobranoc – uściskał kobietę, Amy się pożegnała i opuścili szpital.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 5013 słów i 29399 znaków, zaktualizowała 27 gru 2016.

Dodaj komentarz