Zakręty losu #21

David stał w osłupieniu, nie wiedząc, co teraz robić, do tego wystraszył się nie na żarty, był pewny, że nie przejdzie jej tak szybko, jeśli przejdzie w ogóle.
  – Aleś ją wkurwił, no nieźle, stary. I co teraz? – zapytał Jamie.
  – Nie wiem, chyba muszę z nią pogadać. Mała, idziemy!
  – Może odczekaj, widziałeś, jak wyjechała. Na pewno jeszcze nią targa – poradził kumpel.
  David nie odniósł się do tych słów, tylko chwycił siostrę za rękę i ruszył w kierunku marketu.
  – Czemu Amy poszła, pokłóciliście się? – wyjechała Lilly.
  – Nie.
  – David, a co ze szkołą? Co powiem, że mnie nie było?
  – Spokojnie, jutro wszystko wyjaśnimy.
  – Ale pojedziesz ze mną?  
  – Lilly, chyba powiedziałem! Przestań już marudzić! – uniósł się.
  – David, kurwa!!! – ryknął Jamie.
  – Nie wpierdalaj się, dobrze?! – fuknął 22-latek, nabuzowany wszystkim, co się ostatnio wokół niego dzieje.
  – Zaraz wyłapiesz – burknął kumpel, uśmiechając się pod nosem, lecz konwersacja nie zdążyła zatoczyć szerszego kręgu, gdyż właśnie doszli do sklepu brunetki.
  David odruchowo spojrzał w prawo i zdębiał – zbiegiem okoliczności przy jego sklepie zatrzymał się właśnie Nissan, wysiadł z niego siostrzeniec szefa, otworzył tylną klapę, chwycił kilka pustych skrzynek i ruszył do wnętrza. 22-latek wiedział, kim jest, bardzo dobrze znał kolesia, gdyż często widział go w obecności Johna.  
  Stał jak słup, gapiąc się na niego z niedowierzaniem i teraz właśnie zrozumiał, dlaczego wyrzucili go z pracy.
  – David! – szturchnął go przyjaciel, także obserwując dostawcę. – Co jest?
  – Widzisz, kurwa?! To dlatego mnie wyjebał, szukał tylko dobrej wymówki – warknął David.
  – Olej go, znajdziesz inną robotę.
  – Jaką inną, kurwa?! Nie wiesz, na czym stoję?! – wściekał się chłopak.
  – Dobra, wyluzuj, jakoś to będzie, zawsze przecież jakoś było. Nie wkurwiaj się przez jakiegoś cwela, to nie ma sensu.
  – Kurwa... – burknął David i zwrócił się do siostry: – Mała, poczekasz z Jamiem?
  – Tak – odparła cicho, lecz nie wyglądała na zachwyconą, a można by nawwt rzec, że była nieco wystraszona.
  – Lilly, co jest? Przecież lubisz Jamiego – ukucnął.
  – Ale wolę z tobą – mruknęła.  
  – Mała, to zajmie tylko chwilę, zaraz wrócę, ok? Musze pogadać z Amy, a widzisz, że sklep jest zniszczony. Wolę, żebyś tam nie wchodziła, można się skaleczyć, rozumiesz?
  – Tak.
  – Zaraz wracam, dobrze?
  – Tak.
  Jak zawsze ucałował siostrę w czoło, wstał i przekroczył próg do marketu, po raz drugi wolno pokonując liczne przeszkody. Wszedł na kuchnię, ale zastał w niej tylko Cindy.
  – Gdzie Amy – ? zapytał, strasząc stojącą do niego plecami dziewczynę.
  – Nie wiem, chyba w łazience, ale jakoś długo jej nie ma. W ogóle to czemu pytasz, przecież wyszliście razem? – zdziwienie wylewało się z wyrazu jej twarzy.
  – Dobra, dzięki – rzucił krótko David i ruszył do toalety.
  Nie była tak mocno zniszczona, jak główna sala, gdyż prowadzące do niej drzwi były dość masywne i metalowe, dlatego też chyba ogień nie dostał się do środka, lecz ślady pożaru były jednak bardzo widoczne. Ściany i podłoga z jasnoróżowego zmieniły kolor na czarny, otuliwszy się ciemnoszarym popiołem, a wszystkie plastikowe elementy się stopiły, pozostawiając po sobie tylko śmieszne, powykręcane kikuty.
  – Amy – zagadał David.
  Nie odpowiedziała, lecz wiedział, gdzie jest, zdradził ją ciężki, płaczliwy oddech i delikatne pociąganie nosem.
  – Amy, otwórz – zapukał do drzwi drugiej kabiny.
  – Idź stąd, chcę być sama.
  – Księżniczko, pogadajmy, nie wkurzaj się na mnie – nalegał.
  – Nie, jedź do domu!
  – Amy...  
  Nagle drzwi zamaszyście się otworzyły i brunetka stanęła naprzeciw chłopaka z dość nieciekawą miną.
  – Nie rozumiesz, że chcę być sama?! Czy tak ciężko to uszanować?! – wydarła się i chciała wyjść, lecz jej nie pozwolił.
  – Amy, przepraszam cię. Wiem, nie powinienem tam iść, ale przecież nic się nie stało, chciałem się tylko dowiedzieć, czy ten gnój miał coś z tym wspólnego – tłumaczył się chłopak, totalnie zaskoczony jej agresją.
  – Aniby dlaczego miałby mieć?! – grzmiała, nie była to ewidentnie stara, dobra Amy.
  – Bo od początku mieli do ciebie kwasy, rozumiesz? Nie chciałem ci mówić, ale teraz powiem. Cały czas ich bolało, że otworzyłaś ten sklep, a myślisz, czemu straciłem robotę? Czekali tylko na pretekst, bo jak widzę, szybko znaleźli sobie zastępstwo.
  – Aha...! Więc przykro mi bardzo, że przeze mnie straciłeś pracę – wydusiła płaczliwie, wyminęła chłopaka i szybciej, niż błyskawica, wyszła z toalety.
  Natychmiast wyskoczył za nią, zrozumiawszy, jak głupio powiedział.
  – Amy, poczekaj, to nie tak... – ponownie ją zatrzymał, nie wiedząc, jak teraz odkręcić swój durny wyskok.
  – Puść mnie, muszę jechać – wyrywała się, lecz trzymał ją mocno.
  – Amy, daj mi wyjaśnić, to nie miało tak zabrzmieć...
  – Kurwa, puszczaj, do cholery, co ty sobie wyobrażasz?! – rozdarła się, budząc śpiące w gołych ścianach, wściekłe echo i agresywnie się wyszarpnęła.
  Podeszła do kuchennej wnęki.
  – Cindy, jadę do towarzystwa ubezpieczeniowego, poradzisz sobie?!
  – Jasne!
  – Amy... – próbował jeszcze chłopak.
  – Nie dotykaj mnie! – zagrzmiała, sprytnie go wyminęła i prawie w biegu opuściła lokal.  
  Szybko wskoczyła do wozu i ruszyła jak wariatka, skołowany 22-latek zdążył tylko odprowadzić ją wzrokiem, stając przy zdezorientowanych Jamiem i Lilly.
  – No to ładnie, chyba masz pozamiatane – rzekł przyjaciel.
  – A kurwa, pierdolę to, jedziemy do mnie! – warknął David. – Lilly, co chcesz na obiad? Musimy coś kupić, bo w domu nic nie ma – spojrzał na siostrę.
  – Nie wiem.
  Jej głos był bardzo niepewny, wiedziała, że brat jest zły i mimo, że nigdy nie dawał jej powodu do obaw nie lubiła, gdy był taki.
  – Mała! Już po pierwszej, o trzeciej musisz coś zjeść.
  – Czemu Amy pojechała? – wyskoczyła.
  – Bo ma sprawy.  
  – Pizzę – oznajmiła.
  – Pizza to nie jest obiad.
  – Jest!
  – Lilly, nie denerwuj mnie, masz zjeść coś porządnego. Idziemy – zerknął na kumpla, chwycił rękę siostry i ruszył w głąb miasta.
  – Sam zrób obiad – zaśmiał się Jamie, jeszcze bardziej podburzając 22-latka.
  Ten milczał, odpowiadając mu porażającym złością spojrzeniem i po chwili wciągnął małolatkę do pierwszej, lepszej, tańszej restauracji, a może raczej fast-foodu.
  – Czy dostanę coś, co przypomina obiad? – wyjechał chamsko, stając przed ladą.
  – Mamy grillowanego kurczaka z zapiekanymi ziemniakami i warzywami, jest bardzo smaczny – odparła starsza, grubsza, stojąca za ladą kobieta. – Dziś jest promocja, dziesięć dolarów za porcję – dodała.  
  – Zjesz? – spojrzał na przyjaciela.
  – Dobra, złóżmy się, tak czy siak muszę gdzieś dorobić – zaproponował Jamie wiedząc, że u przyjaciela krucho z kasą.
  – Dobra, jeszcze daję radę, mam cztery stówy, a ty pięćdziesiąt, kup lepiej coś do żarcia – odparł David, uśmiechając się anemicznie. – Poproszę cztery razy – rzekł do sprzedawczyni, kładąc na ladzie czterdzieści dolarów, lecz Jamie mimo wszystko położył obok następne dwie.
  – Płaciłeś za "napoje”., dołożę – warknął szorstko, więc 22-latek schował pieniądze do kieszeni. – Ile trzeba czekać? – zwrócił się do pracownicy lokalu.
  – Około dziesięciu minut.
  – Wyjdźmy, zajaram.
  David kupił siostrze sok, sobie i koledze wziął po piwie i usiedli przy stoliku na zewnątrz. Jamie odpalił papierosa, natomiast 22-latek wyjął telefon i wykręcił numer Amy. Czekał i czekał, niestety, bez powodzenia, wykręcił więc po raz drugi, także z podobnym rezultatem.
  – Daj jej chwilę, widziałeś, jak ją szarpnęło – wtrącił Jamie.
  – Chujowo wyjechałem, nieciekawie wyszło – odparł David i pokrótce opowiedział kumplowi przebieg rozmowy.
  – Nie ma tragedii, przejdzie jej. Odebrała, jak odebrała, bo jest zła, zresztą dziwisz się...?  
  – David! – dobiegło nagle od strony jezdni.
  Cała trójka spojrzała w lewo – przy krawężniku zatrzymał się czarny, sportowy Chevrolet, z wystającą z okna pasażera głową czarnoskórego chłopaka, który machnął ręką prosząc, aby David podszedł.  
  – Zaraz wracam – ten uśmiechnął się do towarzyszy i ruszył w stronę auta.
  – Cześć. Co tak wcześnie bujasz się po mieście? – zapytał wesoło Tyrone, podając rękę chłopakowi.
  – A jakoś tak, wylazłem na piwko – odparł luźno David.
  – Nie za młode towarzystwo dla ciebie?! – roześmiał się były "współwięzień”.
  – To moja siostra – rozweselił się 22-latek.
  – Czemu ani razu nie przyszedłeś do "Red...”? Czekałem, myślałem, że się zjawisz. Nie pomyślałem, żeby wziąć od ciebie jakiś namiar i potem żałowałem, bo wydałeś mi się w porządku kolesiem. Jest fucha, można nieźle zarobić, jeśli jesteś zainteresowany
  – Nie przyszedłem, bo mam zbytnio czasu, mam ostatnio ostre zamieszanie w chacie. No i szczerze mówiąc... wypadło mi z głowy.
  – Potrzebujesz kasy?
  – Przydałoby się.
  – To przyjdź o czwartej do knajpy, mam dla ciebie propozycję. Co to za koleś? – Tyrone wskazał głową Jamiego.
  – Dobry kumpel.
  – Jest w porządku?
  – Luz.
  – To przyjdźcie obaj, pogadamy. Powiem ci co i jak, wtedy zdecydujesz.
  – A o co chodzi? Nie wiem, czy będzie zainteresowany – dociekał David wskazując głową przyjaciela, no i nie chcąc jeździć na próżno.
  – O komputery. Robota szybka, dla sześciu osób, hurtownia bezpieczna, ale kasa dopiero jutro. Pogadaj z kumplem i przyjdźcie.
  – Ile?
  – Nie wiem, to zależy od ilości. Ale nie mniej, jak osiem – dziesięć tysiaków. To zajebisty zbieg okoliczności, że cię tu spotykam, bo akurat brakowało nam dwóch głów – poinformował wyraźnie zadowolony 23-latek.
  – No nie wiem, jestem na celowniku.... – mruknął David.
  – Spoko, ja też, ale w gówno by się nie pchał, przecież wiesz... Zresztą przyjdźcie o 16:00 to się dogadamy, wiesz, że nie ma żadnego przymusu. Dobra, spierdalam, bo już jestem spóźniony. To jak?
  – W porządku, zajrzę.
  – No i super, na to liczyłem! To do zobaczenia – rzucił Tyrone i wóz wartko ruszył, ale za moment zatrzymał się i cofnął, wydając spod kół głośny pisk.  
  David nie zdążył nawet ruszyć się z miejsca.
  – Daj mi swój numer... w razie czego – poprosił czarnoskóry chłopak.
  22-latek dał mu telefon i Chevrolet ponownie ruszył.
  – Tylko małolatkę zostaw w domu! – krzyknął jeszcze z radością Tyrone, po czym schował głowę do wewnątrz i auto, warcząc głośno, zniknęło za pierwszym zakrętem.
  – Kto to? – zapytał natychmiast Jamie, który miał już przed nosem torbę z zamówieniem.
  – Potem ci powiem – David skinął głową na Lilly. – Jedziemy?
  – Muszę do łazienki – poinformowała małolatka.
  – To leć.
  – Chodź ze mną – pociągnęła brata za rękę, nie mając więc wyjścia, ruszył z nią do wnętrza budynku.
  Lilly załatwiła sprawę bardzo szybko i kilka minut później byli już w drodze powrotnej, jadąc srebrnym Fordem kombi. David ponownie próbował skontaktować się z Amy, lecz dziewczyna nie odbierała, co wkurzało go z chwili na chwilę coraz bardziej. "Kurwa, tak ją wzięło?” – pomyślał, dobrze zdając sobie jednak sprawę, jak zabrzmiała jego wypowiedź, którą to jeszcze bardziej zasmucił i tak rozbitą już w drobny mak dziewczynę.
  Do kamienicy Davida dojechali bardzo szybko, gdyż nie byli zbyt daleko. Chłopak zapłacił i udali się do drzwi.
  – No co znowu?! – zapytał Jamie, widząc kwaśną minę przyjaciela.
  – Obstawiamy! Ma butelkę, czy nie? – chłopak uśmiechnął się apatycznie, lecz zaraz przekręcił klucz i weszli do mieszkania. – Idźcie do kuchni. Mała, włącz wodę – poprosił i szybko znalazł się w salonie.  
  Matka spała, lecz nie odpuścił i zajrzał za łóżko, do wszystkich szafek i zakamarków, ale znalazł jedynie puszkę piwa. Nie zabierał, tylko wrócił do kuchni.
  – Chcesz kawę? – zapytał kumpla.
  – Nie chcę, pójdę, kupię piwo... mogłem to zrobić od razu – odparł Jamie i zniknął z pomieszczenia.  
  – Lilly, zjesz teraz? Jest jeszcze ciepłe – David spojrzał na siostrę, wsypując do szklanki ciemnobrązowy, aromatyczny proszek.
  – Nie. Chcę herbatę – poinformowałła. – Z cytryną.
  – Nie ma cytryny, nie mogłaś powiedzieć, jak Jamie wychodził do sklepu? – burknął chłopak.
  – Zapomniałam...
  David tylko westchnął, lecz zaraz wrzucił do szklanego dzbanka dwie torebki Earl Grey, wiedząc, że Lilly na jednej szklance nie poprzestanie. Wyjął telefon i wykręcił numer kumpla.
  – Kup ze dwie cytryny – rzucił i wysłuchawszy kilku słów ze strony kumpla, zakończył rozmowę.
  Woda się zagotowała, zalał więc oba napoje i ruszył do matki.
  – Wstawaj, zjesz coś – poszarpał ją dość mocno.
  Otworzyła oczy.
  – Mamo, wstań, kupiłem kurczaka.
  Ciężko się podniosła. Miała dziwną minę, taką, której David jeszcze nie widział.
  – Co ci jest? – usiadł obok.
  – Nie wiem, źle się czuję.
  – No tak, kac nie należy raczej do przyjemności – drwił.
  – David, wypiłam wczoraj tylko kieliszek wina... jeden! – mruknęła.
  – I zaspałaś szkołę? Dlaczego znowu próbujesz nabić mnie w butelkę, skoro i tak wszystko jest jasne? Stało się i się nie odstanie, więc miej odwagę chociaż się przyznać.
  – To kurwa, co mam ci powiedzieć?! Że się nachlałam, jeśli tak nie było?! – wkurwiła się kobieta. – Nie wiem, czemu zaspałam, głowa mnie boli i źle się czuję, czy to takie trudne do zrozumienia?! – wydarła się jak idiotka, lecz David nadal wykazywał spokój.
  Trzasnęły drzwi i Jamie przemknął korytarzem, po czym schował się w kuchni.
  – David... – mruknęła Sophie, uderzając w syna głęboką pretensją.
  – No co...?  
  – Wiesz, co...
  – Dobra, przestań, co było, minęło, Jamie też się uspokoił – rzekł chłopak.
  – Synku, nie chcę, abyś się z nim prowadzał, to się może źle skończyć – marudziła.
  – Zjesz coś? Kupiłem kurczaka z warzywami – zmienił temat, olewając jej wywody.
  – David, nie zmieniaj tematu, nie chcę, abyś znowu się w coś wpakował.
  – Nie wpakuję się. Zjesz?
  – Nie wiem, może trochę...
  – Dobra, zaraz przyniosę.
  Wszedł do kuchni, przelotnie spojrzał na dyskutującego już z małolatką kumpla i wyjął z torby jedzenie.  
  – Podgrzać? – zapytał przyjaciela.
  – A co, już ostygło? Dawaj takie, żreć się chce – zaśmiał się Jamie, zabierając pudełko sprzed nosa Davida.
  Ten uśmiechnął się niewyraźnie i wstawił drugą porcję do mikrofalówki, która po trzech minutach w towarzystwie kubka herbaty trafiła na stół w salonie.
  – Masz piwo, czemu nie pijesz? – wyjechał David, gapiąc się na matkę podejrzliwym spojrzeniem.
  – Nie chcę. To piwo stoi tam już tydzień – odparła i niemrawo chwyciła widelec.
  – Co ci jest – powtórzył pytanie.
  – Nie wiem, głowa mnie boli, może znowu migrena. Zobacz, czy w szafce są jakieś tabletki – poprosiła.
  "Tak, kurwa, migrena...” – wkurwiał się chłopak, ale poszedł do kuchni i przyniósł matce dwie ostatnie pigułki. Lilly zjawiła się w salonie, chwyciła pilot i włączyła telewizor, usadowiwszy się wygodnie obok Sophie.
  – Lilly, tylko przycisz – mruknęła kobieta, której posiłek szedł równie opornie, jak obecny monolog.
  – Mamo, po trzeciej muszę wyjść, co będzie z Lilly? – zapytał.
  – A co ma być?
  – No właśnie nie wiem, nie jestem pewien, czy można cię z nią zostawić... – warknął cierpko.
  Rozległo się pukanie i David zamarł, przez ostatnie dni każdy informujący, iż ktoś jest pod drzwiami odgłos, wywoływał u niego gęsią skórkę. Otworzył i ukazała mu się postać Sary, koleżanki Lilly. Głęboko odetchnął z ulgą.
  – Dzień dobry, jest Lilly? – pisnęła, zawstydzona.
  – Wejdź – odsunął się i dziewczynka nieśmiało przekroczył próg. – Lilly!!! – wydarł się, po czym ponownie skierował wzrok na małolatkę. – Czemu nie w szkol, uczycie się przecież do czwartej?
  – Skończyliśmy wcześniej i jutro też tak samo. Przyniosłam jej lekcje – odparła, patrząc niepewnie na chłopaka, pomimo, iż bardzo dobrze go znała.
  – Cześć! Chodź! – zagrzmiała wesoło rozradowana wizytą koleżanki Lilly i bez chwili zwłoki pociągnęła ją do swojego pokoju, więc David przekręcił zamek udał się do kuchni.
  – Sorry, stary, ale musisz jeszcze chwilę się ponudzić, muszę pogadać z matką.
  – Spoko.
  Nalał herbaty w dwa kubki, wynalazł w szafce paczkę czekoladowych ciastek i z tym oto "ekwipunkiem” ruszył do pokoju siostry. Z miejsca rzuciło mu się w oczy otwarte pudełko puzzli, z których spora cześć znajdowała się już poza opakowaniem.
  Uśmiechnął się.
  – Mała, to są przepisywane lekcje? – zapytał oschle, śmiejąc się w środku.
  – Potem przepiszę, mało jest – odparła, nie przejąwszy się wcale skierowanym w kierunku jej osoby zarzutem
  – Lilly, ja nie żartuję! – fuknął chłodno.
  – Przepiszę, za godzinę... za dwie godziny... jak Sara pójdzie do domu – oznajmiła małolatka, nie odrywając wzroku od układanki.
  David westchnął, lecz wiedząc, że to zrobi, nie znęcał się już nad nią.
  – Mała, spójrz na mnie! – poprosił.
  Podniosła głowę.
  – Dam wam ciastka, ale masz zjeść obiad, rozumiemy się?! Najpóźniej o czwartej lub piątej, jak zgłodniejesz, ok?! Możesz podzielić się z Sarą, to duża porcja – zarządził, częstując siostrę surowym spojrzeniem.
  – Tak – mruknęła, niezbyt raczej zachwycona.
  – Lilly...!
  – Dobrze, zjem... na pewno – kombinowała, co David w mig wyłapał, ale dał jej już spokój i wrócił do matki.
  Zjadła połowę.
  – Mamo, co z młodą? – ponowił wątek.
  – Gdzie idziesz?
  – Pojadę do szpitala a potem umówiłem się z Amy – skłamał gładko.
  Od zawsze był w tym dobry, więc kobieta natychmiast uwierzyła, z tonu jego głosu rzeką wylewała się pewność siebie.
  – O której wrócisz? David, jeśli to znowu ta pierdolona migrena, to wiesz, że będę się tu męczyć dwa, trzy dni, kto zawiezie Lilly do szkoły albo odprowadzi do autobusu? – niepokoiła się kobieta.
  – Spokojnie, wrócę, poza tym na autobus to może już chodzić sama, zatrzymuje się prawie pod samą kamienicą – odparł chłopak. – Lilly, chodź na chwilę! – krzyknął i małolatka zaraz wyłoniła się z pokoju. – Mała, nie sądzisz, że już czas, abyś sama jeździła do szkoły? – zapytał. – Becky też często jeździ, więc nie możecie dojeżdżać razem?
  Lilly zrobiła dziwna minę, zaskoczył ją chyba tym pytaniem. Lubiła, jak ją odwoził, przez co nie była raczej zachwycona jego aktualną propozycją
  – Mała... – ponaglał.
  – Nie wiem – bąknęła, nie chciała jeździć sama.
  – Lilly, ja mam pracę, a mama źle się czuje, musisz trochę liczyć na siebie, nie będę cię przecież woził całe życie.
  – Nie wiem – powtórzyła, gubiąc się nieco w sytuacji, gdyż chłopak mimo, iż często dawał się przekabacić, w tej chwili był śmiertelnie poważny.
  – Dobra, uciekaj, pogadamy później – rzekł w końcu David i dziewczynka wróciła do siebie. – Mamo, jak mówiłem, po trzeciej wychodzę i mam nadzieję, że będzie tu spokój, poza tym masz teraz pod opieką dwie osoby. Mogę spokojnie jechać, czy znowu mam się wkurwiać? – zapytał wprost.
  – Przecież mówiłam, że źle się czuję i nie zamierzam pić, jeśli do tego zmierzasz! – wkurzyła się.
  – Ja już nie wierzę ci za grosz, więc nie wyjeżdżaj mi tu z taką złośliwością, dobra?! – znacznie podniósł głos.
  Głucho.
  – Skończyłaś, czy będziesz jeszcze jeść? Jak nie, zaniosę do lodówki.
  – Dziękuję, zanieś.
  – Dasz młodej obiad? Wystarczy podgrzać, to chyba możesz zrobić? – wyjechał cynicznie.
  – Dam.
  – Mamo...!
  – David, dam, przestań już...
  – No... mam taką nadzieję – mruknął chłopak, chwytając stojące na stole opakowanie i pustą szklankę.
  Nie bardzo ufał matce w kwestii tego posiłku, ale darował dalszy ciąg wykładu i wrócił do Jamiego, przymykając drzwi do kuchni.
  – Kurwa, dłużej już nie mogłeś? – syknął 23-latek, który już pochłonął obiad i zabrał się za piwko.
  – Sorry, matka mnie drażni – odparł David i zaczerpnął w końcu wyczekiwanej kawy. – Jest robota – rozpoczął. – Ten koleś... poznałem go na dołku, trochę żeśmy sobie pogadali. Jeśli nie ściemniał, to ma wejścia tu i tam, a dziś zaproponował jakąś hurtownię z komputerami. Co myślisz? Twierdzi, że bezpiecznie, więc może warto by to przemyśleć?
  – Chyba cię pojebało?! Nie znam typa i pójdę z nim na robotę?! Skąd mam wiedzieć, że to nie jakiś przypał, z którym się zaraz wpierdolę?! – wkurzył się Jamie.
  – No kurwa, wyluzuj, ze mną też byłeś kiedyś pierwszy raz, nie? Mówi, że ósemka minimum, to sporo kasy, ja bym zaryzykował. Pogadałem z nim na różne tematy, wydaje się być konkretny i w porządku.
  – Jak chcesz, ja się na to nie piszę, nie będę wpierdalał się w ciemno – rzekł stanowczo Jamie.
  – No kurwa, stary, jakie w ciemno? I co, sam pojadę?
  – Nie wiem.
  – Kurwa, potrzebuję tej kasy, rozumiesz? Mała nie ma ciuchów, ja też już noszę te szmaty chuj wie, ile czasu.
  – David, nie piszę się i koniec, i tobie też nie radzę. Pomyśl, kurwa, znasz typa na tyle, żeby mu zaufać? – spojrzenie kumpla było bardzo wymowne.
  – Więc jest okazja, aby to zmienić.
  – Dobra, rób jak uważasz, ja swoje powiedziałem – oznajmił przejrzyście Jamie, chwytając swoją butelkę, więc David już go nie nakłaniał, tylko powrócił do powolnego sączenia kawy...

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 3662 słów i 22417 znaków, zaktualizowała 10 kwi 2017.

Dodaj komentarz