Zakręty losu #42

Objechał budynek dwa razy, lecz Lilly nie wypatrzył. Zerknął na deskę rozdzielczą – dochodziło wpół do czwartej. Rozejrzał się jeszcze, po czym wrócił pod bramę, lecz Lauren nie było. Czekał dwie, trzy minuty, w końcu zatrąbił, ale dziewczyna zapadła się jak kamień w wodę.  
I nagle przypomniał sobie o amfetaminie. Wyciągnął pakiet – około pół grama. Fizycznie nie czuł się jeszcze najgorzej, aczkolwiek zdenerwowanie coraz bardziej nim szarpało, zadumał się więc chwilę nad opakowaniem. Wiedział, że to go uspokoi, poza tym musiał przecież iść do knajpy, do tego od strony zaplecza, co także stresowało chłopaka. No i słowa: ”możliwe oko”. Nie był zachwycony perspektywą, że mogliby go zwinąć i zacząć przesłuchiwać, zwłaszcza teraz, kiedy musi szukać siostry.
– Nigdzie jej nie ma – trzasnęły drzwi pasażera i David w okamgnieniu zacisnął w pięści foliową torebkę.
– Nie chowaj, widziałam, przysnąłeś nad tą kierownicą – zaśmiała się Lauren, lecz pretensja była bardzo słyszalna. – Pokaż – wyciągnęła dłoń.
David wiedząc, że nie odpuści, podał jej narkotyk i ruszył spod szkoły.
– Po co ci tyle? Przecież nie bierzesz fety, poza tym mówiłeś, że tylko trochę – zapytała, oglądając zawartość.
– Dostałem.
– Dostałeś? A któż to jest taki hojny, że rozrzuca się towarem? – drwiła Lauren, bardzo niezadowolona z poczynań bratanka.
– Dobra, koniec tematu.
– Mały, chcesz wjebać się w prochy?
– Kur… przestań już, zaczynasz mnie wkurzać. To chyba moja sprawa. Mówiłem, że mało spałem, do tego doszły nerwy, jak raz zarzucę, świat się nie zawali!
– Nie krzycz, dobrze? I zwolnij – rozkazała spokojnie Lauren widząc, że chłopak za mocno rozkręcił się w kwestii wciskania gazu. – Mały, zamierzasz to wszystko zjeść?
– Nie.
– Ile już wziąłeś?
– Nie wiem, kurde, daj już spokój, dobra? Nie wiem, dwie, może trzy ściechy, na pewno nie umrę.
– Nieee? – Lauren wykrzywiła usta. – To dość czysty towar, wiesz o tym? Setka za dużo i jedziesz na izbę przyjęć z pikawą na wierzchu.
– A ciekawe, skąd ty możesz to wiedzieć, pani spec?
– Widzę – odparła spokojnie Laurem, otworzyła pakiet i zaraz palcem spróbowała specyfiku.
– Taaak, na pewno poznasz po smaku – David zaczynał już się wkurzać jej popisami.
– Dobrego nie muszę, bo jest… dobry, ale chujowy i owszem – usłyszał wciąż bardzo opanowany ton dziewczyny.
– Chcesz, to zarzuć – zaproponował David.
Lauren pomachała przecząco głową i zamknęła torebkę.
– Mały, dziś ci daruję, ale uważaj, to mocny proch – uświadomiła. – Nie chcę już wracać do tego gówna, ale skręta chętnie bym zapaliła, nie pamiętam, kiedy miałam zioło w ustach – uśmiechnęła się, wyciągając do niego rękę z opakowaniem.
– Możesz go zatrzymać, nie chcę już brać, a jak będę miał, zaraz będzie mnie korciło. Muszę się w końcu zdrzemnąć, jutro pewnie pojadę do pracy chyba, że Lilly się nie znajdzie – rzekł chłopak, nie biorąc od niej narkotyku.
– I co mam z tym zrobić?
– Nie wiem, oddaj komuś…?
Zadzwonił telefon Davida.
– Halo? – wymruczał, zatrzymując się przy krawężniku.
– I co? Wiesz coś? – usłyszał Annie, nadal była zdenerwowana.
– Nie.
– Dlaczego policja jeszcze jej nie znalazła, przecież to mała dziewczynka, nie mogła się tak schować.
– Spokojnie, znajdzie się, poza tym szukam jej cały czas i w końcu znajdę – spojrzał na zegarek – 15:48. – Muszę kończyć.
– Zadzwoń, dobrze?
– Zadzwonię, przecież obiecałem, ale naprawdę muszę już kończyć.
– Dobrze, to do usłyszenia.
– Cześć.
– Podoba ci się – stwierdziła Lauren, prowokując chłopaka zaczepnym półuśmieszkiem.
Spojrzał na nią spod byka, lecz nie skomentował, tylko ruszył w stronę knajpy.
– No co? – kontynuowała dziewczyna. – "Przecież obiecałem…” – zaśmiała się.
– Młoda zniknęła, a ty masz ewidentnie dobry humor, widzę. Może jedź do domu, co? – warknął David, ciotka zaczęła coraz bardziej działać mu na nerwy.
– Mały, wyluzuj, jak będę zawieszać to to w czymś pomoże? – Lauren spoważniała.
Chłopak milczał, coraz bardziej stresując się wizytą w lokalu. Nie miał pojęcia, dlaczego denerwuje się tak, jakby coś przeczuwał, miał wrażenie, że coś pójdzie nie tak. A może to po prostu jedynie kłopoty siostry interpretowane nie w tą stronę, co trzeba?
Zatrzymał się pod knajpą i rozejrzał po całej ulicy, ale nic podejrzanego nie zauważył.
– Co jest? – Lauren od razu to wyłapała.
– Nic.
– David, kurwa, pogadaj ze mną, przecież wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać, nawet, jeśli temat tej rozmowy nie będzie mnie cieszył. Do cholery, wiesz, że też nie byłam święta. Obiecuję, że nie będę cię pouczać, ani opierdalać, po prostu nie chcę, abyś władował się w jakiś syf, rozumiesz? Znam tą knajpę i ludzi się w niej obracających, ich lewe interesy i porachunki. Wiem, co się tam dzieje. David…
– Co robimy? Nie wiem, ile mi to zajmie – sucho zbył dziewczynę.
– Poczekam – westchnęła.
– Na pewno? A jak zejdzie trochę dłużej.
– To nic, skoczę tu do sklepu, kupię coś słodkiego i może coś jeszcze.
– Dobra, postaram się szybko obrócić – rzekł chłopak i opuścił pojazd.
– David! – dziewczyna także wysiadła. – Uważaj na siebie.
Nie odpowiedział, tylko skierował kroki między dwie kamienice, tą, w której znajdował się pub i sąsiednią. Nie miał pojęcia, gdzie jest tylne wejście, aczkolwiek po chwili doszedł do jedynych, znajdujących się z tyłu odrapanych, brązowych drzwi i pociągnął za klamkę. Zamknięte. Zapukał i za moment otworzył mu wielki jak góra koleś. Od razu zmierzył chłopaka od stóp do głów, operując bardzo nieprzyjaznym wyrazem twarzy. Stres wzrósł, lecz David starał się zachować spokój, wiedział, że gdy okaże zdenerwowanie, może wzbudzić nieuzasadnione podejrzenia i narazić się na szereg niepotrzebnych pytań, a na chwilę obecną dość już miał problemów.
– Jestem umówiony na szesnastą – wydusił w końcu widząc, że koleś stoi jak posąg i milczy.
– Stań przy ścianie – warknął kolos, gdy już odsunął się od drzwi i wpuścił chłopaka do środka.
Procedura wymacania przybysza od stóp do głów trwała bardzo krótko, po której facet kazał mu iść ze sobą. Za moment znaleźli się przy drzwiach, które David już znał i olbrzym zapukał, po czym wsadził głowę do środka.
– Szefie, nowy do ciebie.
– Wpuść go.
Mężczyzna uchylił przed chłopakiem drzwi i zamknął je za nim. David nie miał pojęcia, czy powiedzieć: "dzień dobry”, czy coś innego, więc milczał. Na stole przed nosem bossa leżały dwie białe koperty.
– Słyszałem, że gładko wam poszło i że dobrze się spisałeś – rzekł luźno Bokser, aczkolwiek jego mina ani odrobinę luźna nie była, była ponura i surowa, nie okazując jakichkolwiek emocji.
David nadal stał jak kołek nie wiedząc, co mówić.
– Usiądź – facet wskazał czerwony fotel.
Chłopak posłusznie zajął miejsce, lecz był już maksymalnie zdenerwowany, miał nieodparte wrażenie, że koleś zaraz napomknie o tym, co wydarzyło się wczoraj między nim, a blondynką.
– Judy mówiła, że dobrze sobie radzisz, więc przemyślałem sprawę. To jak, chcesz dla mnie pracować? – zapytał mężczyzna i David postawił oczy w słup.
– Na razie nie mam takiej możliwości – odparł po chwili nie mając pojęcia, czy dobrze mówi, facet totalnie go zaskoczył.
– Dlaczego?
– Mam ośmioletnią siostrę i matkę z problemami, lepiej, żebym na razie nie pchał się w kłopoty – odparł szczerze uznając, że to najlepsze rozwiązanie.
– Ale my nie pracujemy po to, aby pchać się w kłopoty – kontynuował spokojnie Bokser. – Przewidujesz takie? – obciął 22-latka zimnym spojrzeniem.
David ciężko przełknął ślinę. Mężczyzna jednoznacznie zinterpretował jego wypowiedź i ta interpretacja bardzo nie podobała się chłopakowi, poczuł, że zaraz będzie miał kłopoty.
– Nie, ale życie pisze różne scenariusze – bąknął, spłoszony.
– Ja nie uznaję takich scenariuszy – rzekł Bokser i wstał.
Davida zmroziło, ale facet nie ruszał się zza biurka, tylko chwycił jedną z kopert i rzucił chłopakowi.
– Dwanaście i pół tysiąca, niezła suma – pochwalił, uśmiechnąwszy się nieoczekiwanie, przez co chłopakowi niesamowicie ulżyło. – Mógłbyś zarobić więcej – dodał.
David się nie odzywał, w tej chwili bał się siebie, swojego zachowania, Boksera i jego niewypowiedzianych jeszcze kwestii.
– W porządku, możesz iść, ale jakbyś chciał zarobić, zgłoś się do chłopaków, może coś się znajdzie – oznajmił boss i ponownie zasiadł za meblem.
– Dziękuję – rzekł chłopak, skinął głową i czym prędzej opuścił gabinet.
Spocił się calutki, a ręce i nogi rozlatały się, jak galareta. Był bardzo zadowolony, że ma to już za sobą, a co najważniejsze – nie wykiwali go i miał dwanaście tysięcy dolców – był przeszczęśliwy.
Ruszył w stronę, z której przyszedł, chowając pieniądze w tylną kieszeń i już niemal doszedł do goryla, gdy nagle usłyszał:
– David, poczekaj!
Poczuł się bardzo nieswojo, nie miał pojęcia, co jej powiedzieć, co ona powie jemu, czy rozmowa będzie przyjacielska, czy wręcz odwrotnie – wyśmieje go na starcie.
– David – stanęła naprzeciwko. – David, przepraszam cię za wczoraj, naprawdę nie wiem, co mi odbiło – wycedziła przez zęby.
Ton jej głosu dobitnie sugerował, że czuje się jest jej kompletnie zażenowana, do tego można było wyczytać to po wyrazie jej twarzy.
– W porządku.
– Nie, nie w porządku, zachowałam się jak idiotka, nie chcę, żebyś myślał o mnie… – zacięła się, unikając wzroku chłopaka.
– Nic nie pomyślałem – uśmiechnął się, trochę szkoda zrobiło mu się dziewczyny widząc, że zaplątała się w całej tej sytuacji.
– David, trochę za dużo przywaliłam i mnie poniosło, naprawdę cię przepraszam – powtórzyła, teraz już spojrzawszy mu prosto w oczy.
– W porządku, zapomnijmy o tym – uspokajał ją, operując ciepłym, wyrozumiałym głosem, choć wcale nie czuł się rozluźniony, było mu tak samo głupio, jak jej. – Muszę iść – mruknął.
– Napijemy się piwa?  
– Nie mogę, muszę szukać siostry, bo nawiała ze szkoły i zniknęła.
– Siostry? – bąknęła Judy, która chyba nie uwierzyła w jego słowa sądząc, że to jedynie wymówka.
– Stłukła koleżankę i uciekła, muszę ją znaleźć.
– Aha… rozumiem – mruknęła dziewczyna.
– Judy, nie zawieszaj, wczorajszego nie było, ok? – powiedział twardo David nie chcąc, aby dłużej się tym zadręczała.
– Masz jej zdjęcie? – zapytała nagle, wprawiając Davida w nie lada osłupienie.  
– Zdjęcie? – spojrzał na dziewczynę nie mając pojęcia, o co jej chodzi.
– No tak, taki kolorowy kawałek papieru – uśmiechnęła się, chyba się odrobinę rozluźniła.
– Po ci ci jej zdjęcie?
– Pomogę ci jej szukać… to znaczy nie ja, aleroześlę chłopaków, niech rozejrzą się po mieście.
– Poważnie? – David nie mógł uwierzyć, aczkolwiek bardzo ucieszyły go te słowa, w końcu każda pomoc się przyda. – Choć ze mną do samochodu, to ci dam.
– Nie, poczekam tu, dziś wolę się dziś nie wychylać. Psy coś węszą.
– Ok, to zaraz wrócę.
Chłopak szybko opuścił knajpę i wielce uszczęśliwiony zarobkiem i propozycją ze strony dziewczyny luźnym krokiem ruszył do samochodu, lecz gdy tylko wyszedł zza kamienicy, poczuł dwa potężne uderzenia w twarz, a następnie oberwał czymś twardym w tył głowy.
Padł jak kłoda za ziemię.

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2015 słów i 12060 znaków, zaktualizowała 15 sty 2018.

1 komentarz

 
  • Ezio-auditore34

    Dziwię się że nie ma tu komentarza to jest arcydzieło moja Pani  :)

    16 sty 2018

  • agnes1709

    @Ezio-auditore34 Przestań:redface: aczkolwiek dziękuję:kiss:

    16 sty 2018