Życie cz.2

W dalszej drodze na przystanek i autobusem do pracy, byłem jeszcze bardziej przybity, kiedyś z Kamilem mieliśmy takie same podejście do wszystkiego, taki sam charakter, a po tragedii w mojej rodzinie, ja musiałem wydorośleć, a on mógł dalej cięszyć się beztroskimi latami swojego nastoletniego życia.

Z przystanku na którym wysiadałem, jadąc do pracy, było widać pizzerie w której pracowałem. Z daleka widziałem że było wielu klientów i wiedziałem że będę miał niedługo pełne ręce roboty. Pobiegłem więc do lokalu, by jak najszybciej zająć się klientami, którzy czekali na swoje zamówienie.

Od razu po wejściu za ladę usłyszałem od Karoliny, dziewczyny która stała na kasie:  
- O, cześć Damian, dzieki Bogu że jesteś, idź szybko na kuchnie.  
- Ok, lece szybko się przebrać i zaraz wracam.  
- To leć, tylko szybko, mamy tu nawał pracy.  

Na początku mojej kariery w pizzerii pracowałem jako pomocnik kucharza, kroiłem składniki i robiłem inne nie wymagające żadnych specjalnych umiejętności rzeczy. Później robiłem trochę więcej, a na koniec byłem w stanie zrobić pizze od zera. Kiedy nabrałem wprawy, ja i Karol, 28 letni kucharz który mnie wszystkiego nauczył, zajmowaliśmy się przygotowaniem pizzy oddzielnie, od przygotowania składników do upieczenia.  

Szatnia znajdowała się na piętrze, na wprost od schodów była księgowa, później przebieralnia, a na końcu był gabinet sekretarki i szefa. Pan Stanisław który był właścicielem pizzerii, miał około pięćdziesiątki i zawsze był dla mnie życzliwy. Miał też parę innych przedsiębiorstw, więc bardzo żadko go widywałem. Pani Gabrysia, księgowa, około sześćdziesiątki, zawsze zostawiała otwarte drzwi od swojego gabinetu, miała też ustawione biurko na wprost od wejścia, więc chcąc nie chcąc, trzeba było się przywitać, lecz nigdy na samym dzieńdobry się nie kończyło:  

- Dzieńdobry, Pani Gabrysiu.  
- Ooo Dzieńdobry, mój ulubiony pracownik, co u ciebie?  
- Po staremu. Niestety nie mogę rozmawiać, bo dużo klientów czeka na jedzenie.  
- Oczywiście, idź.  
- Dziekuje, jak będę miał przerwę to przyjdę.  
- Dobrze, bede czekała.  

Poszedłem szybko do szatni, przebrałem się, ubrałem fartuch i zszedłem do kuchni:  

- Cześć.  
- Cześć, choć tu szybko i rób zamówienia, bo dłużej sam tego nie udźwignę.  
- Już, już.  
- Co tam?  
- A co ma być, stara bida, wiesz jak jest.  
- Matka dalej się nie ogarneła i nie pogoniła tego obszczymura?
- Nie, dalej siedzi i sprowadza swoich koleżków.  
- Jak chcesz to z chłopakami mogę zrobić z nim pożądek?  
- Nie, jeszcze trochę i sam pójdzie jak reszta.  
- Jak chcesz.  

Po kilku godzinach pracy i rozmowy z Karolem, ruch w pizzerii się uspokoił i mogliśmy iść na przerwę. Żeby zapalić i coś zjeść. Oczywiście jeść poszedłem do Pani Gabrysi, tak jak jej obiecałem. Karol jadł na dole w kuchni, zawsze mówił "ta baba jest nawiedzona, ja do niej nie ide“. Też tak po części myślałem, ale przede wszystkim było mi jej szkoda, nigdy nie miała męża, ani dzieci, więc musiała być samotna i chociaż ze mną w pracy mogła o czymś porozmawiać.  

Po przerwie pożegnałem się z Panią Gabrysią i wróciłem na dół do kuchni. Na dole jak zawsze, czekał na mnie Karol ze swoim prześmiewczym komentarzem:  

- I jak fanie było?  
- Tak, bardzo fajnie, sam powinieneś kiedyś się ze mną przejść, a nie się naśmiewać.  
- Nigdy mnie na to nie namówisz.  
- Nigdy nie mów nigdy.

Mijały godziny, coraz bardziej zbliżał się koniec dnia pracy.  

- Zapomniałem ci powiedzieć, dzisiaj wcześniej wychodzę.  
- A to dlaczego?  
- Musze pojechac na lotnisko pożegnać Natalie.  
- To leć, tylko nie zapomnij ucałować i podziekować jej odemnie, będzie wiedziała o co chodzi.  
- Hehe, Spadaj.  
- Żartuje.  
- Wiem, że masz specyficzne poczucie humoru.  
- Lepiej mieć takie niż żadne.  
- O co Ci chodzi? Ja też czasami lubie pożartować.  
- Ciekawe kiedy?  
- Co kiedy, czasami zażartuje, przecież nie jestem drętwy.  
- Dobra, już dobra, jesteś zabawny..., jak paczka gwoździ.  
- Haha, spadaj.

Po paru godzinach:

- Dobra, idę się przebrać, i jadę na lotnisko.  
- Ok, wracasz jeszcze?  
- Tak, za jakieś 2-3 godziny będe z powrotem.
- Ok.  

Pobiegłem na góre, by się przebrać. Schodząc na dół po schodach, Pani Gabrysia zapytała mnie:  

- Już idziesz do domu?  
- Nie, na chwile tylko, idę załatwić jedną sprawę i za parę godzin wracam.  
- Aha, dobrze, idź.  

Podobne pytanie zadała Karolina:  

- A ty gdzie?  
- Załatwić sprawę na mieście, za kilka godzin wracam.  
- Ok.

jiuliusz

opublikował opowiadanie w kategorii dramat i przygodowe, użył 865 słów i 4634 znaków, zaktualizował 7 cze 2018. Tag: #życie

Dodaj komentarz