Akcja ratunkowa

Akcja ratunkowaW lipcowe przedpołudnie Kuba płynął przez jezioro Niegocin na Maku 606. Miał przeprowadzić łódkę z Giżycka do przystani klubu Korektywa koło Rucianego-Nidy. Dwudziestosześcioletni sternik lubił żeglowanie, patent sternika jachtowego uzyskał kilka lat temu. Miał spore doświadczenie na wodzie, a Jeziora mazurskie znał jak przysłowiową własną kieszeń.

Pogoda była wymarzona do żeglowania, wiał niezbyt silny, wschodni wiatr, wzbudzając niewielką falę. Słońce przypiekało dość mocno, lecz wiatr chłodził rozgrzane ciało przyjemnym powiewem. Sporo łodzi różnego typu kręciło się po wodzie. Większość stanowiły załogi rodzinne na wakacjach. Wyglądało na to, że rejs będzie spokojny, można powiedzieć - nudny.


Kuba planował dopłynąć do celu następnego popołudnia, Wtedy miał oddać Maka. Po wyjściu z Giżycka obrał kurs na południe, w kierunku jeziora Bocznego, i dalej przez Jagodne, kanały aż do jeziora Tałty, gdzie zamierzał przenocować. Szerokim łukiem ominął podejście do Wilkas. Do Bocznego zostało już niewiele ponad dwa kilometry, gdy nagle zobaczył ciemną chmurę nadciągającą od wschodu. To zwiastowało silne uderzenie wiatru i najprawdopodobniej burzę. Szybko zwinął foka i, rozglądając się uważnie, popłynął dalej w założonym kierunku. W ciągu kilkunastu minut jezioro opustoszało, jachty przybiły do brzegów, lub pochowały się do portów. Widoczne były ostatnie, nieliczne jednostki, które zmierzały w kierunku zbawczych przystani.

W odległości kilkuset metrów z lewej strony zobaczył deskę surfingową płynącą z wiatrem w jego kierunku. Zmienił kurs i ruszył w jej stronę. Wiedział, że przy takim szkwale surfer nie ma szans na utrzymanie się na desce, więc postanowił zabrać żeglarza na pokład swojej łodzi. Wiatr uderzył znienacka, pochylając Maka na lewą burtę prawie do linii pokładu, a pociemniałe niebo przecięły błyskawice. Kuba lekko popuścił żagiel i rozejrzał się uważnie, szukając surfera. Jakieś sto metrów dalej dostrzegł na powierzchni wody pomarańczową kamizelkę i głowę w białej czapeczce. Obok dryfowała deska z leżącym w wodzie żaglem. Kierunek wiatru nie pozwalał podpłynąć bezpośrednio do przewróconej deski, ale po kilku minutach Kuba dotarł do niefortunnego surfera. To była dziewczyna. Silny szkwał złamał maszt i podarł żagiel jej deski. Żeglarka nie miała szans na samodzielne dopłynięcie do brzegu. Duża, spowodowana silnym wiatrem fala utrudniała podejście do ofiary, ale doświadczenie i praktyka żeglarska pozwoliły Kubie sprawnie podpłynąć do rozbitka. Szybko wciągnął dziewczynę na pokład i zrzucił żagiel. Kazał jej wejść do kabiny, podał ręcznik i suchy dres, a sam zabrał się do zabezpieczenia sprzętu. Udało mu się sprawnie zebrać żagiel i połamane drzewca na pokład. Pozostało tylko spróbować wyciągnąć deskę z wody i umocować na dachu kabiny. Wiatr trochę zelżał, a to pozwoliło Kubie ułożyć sprzęt na pokładzie i solidnie przywiązać. Mimo słabszego już wiatru, łódź została zepchnięta niebezpiecznie blisko brzegu, więc rzucił kotwicę, sprawdził czy dobrze trzyma i zaknagował linę na dziobie. Całkiem przemoczony zszedł pod pokład.

  - Dziękuję – szczękając zębami ledwo wydusiła z siebie uratowana ofiara – Beata jestem.
  - Nie ma za co – odpowiedział. – A ja Kuba.
  - Gdyby nie ty, to nie wiem, co by ze mną było – ciągle trzęsąc się, drżącym głosem powiedziała Beata.

W przytulnej kabinie nie czuli zimnego wiatru, tylko słyszeli klekot osprzętu i gwizd w olinowaniu. Beata zdążyła już wytrzeć głowę i przebrać się w suche ciuchy. Dopiero teraz zobaczył, jaką ładną i zgrabną amatorkę windsurfingu wyłowił z wody. Dziewczyna była wysoką szatynką o dużych, prawie czarnych oczach. Kuba zdjął mokrą koszulkę i nastawił wodę w czajniku na kuchence, jednocześnie spod oka przyglądając się nowej współtowarzyszce. Mimo zbyt obszernego dresu, widać było kobiece kształty dziewczyny. W głowie zapaliło mu się czerwone światełko. Już długo nie był z kobietą, samotnie żeglując po Mazurach przez ostatnie dwa tygodnie. Marzena rok temu wyjechała do Ameryki i zerwała wszelkie kontakty. Czuł się wolny. Beata wywarła na nim duże wrażenie swoim spokojem w bardzo trudnej i niebezpiecznej sytuacji. Jeszcze chwilę wiało, a potem spadł krótki, ale obfity, letni deszcz. Po kilkunastu minutach wyjrzało słońce, a wiatr prawie ucichł. Łódka kiwała się na wciąż rozkołysanym jeziorze. Beata, już uspokojona, zapytała Kubę o telefon, bo chciała zawiadomić swoich przyjaciół, że jest cała i zdrowa. Wypłynęła rano z Bocznego, z Rydzewa i zamierzała wrócić tam na późny obiad. Tymczasem pogoda pomieszała jej szyki i niespodziewanie znalazła się na Maku. Myślała intensywnie, jak wybrnąć z tej kłopotliwej dla niej sytuacji, musiała dostać się do Rydzewa, bo tam zostawiła całą grupę surferów i swoje rzeczy.

  - Podrzucisz mnie na przystań, do Rydzewa? – zapytała.
  - Oczywiście – odparł – ale najpierw gorąca herbata.
  - Dzięki – spojrzała z wdzięcznością.
  - Nie ma sprawy – Kuba zaparzył herbatę w kubkach i podał zziębniętej Beacie – właśnie płynę w tamtą stronę.
  - Dokąd płyniesz? - spytała.
  - Do Piasek, do przystani Korektywy, oddać Maka – odpowiedział – mam czas do jutra, do osiemnastej.
  - To zapraszam na spanie do naszej przystani, jest tam dobre podejście dla żaglówek – Beata uśmiechnęła się do niego – łazienki i wygodny pomost.
  - Bardzo dziękuję, chętnie skorzystam – wyraźnie zadowolony Kuba nie miał nic przeciwko takiemu obrotowi spraw.
  - A tak przy okazji, co cię skłoniło do zmiany kursu i płynięcia w moim kierunku? Wszystko widziałam, zauważyłam też tę ciemną chmurę i myślałam gorączkowo, jak uciec do brzegu.
  - Przy takim szkwale żaden surfer nie da rady utrzymać się na desce, wiedziałem, że będziesz potrzebowała pomocy.
  - Inni pochowali się po trzcinach i portach, nikt nie zwrócił uwagi na pojedynczy żagiel, tylko ty podpłynąłeś.

  - Ci dzisiejsi, pożal się Boże, sternicy myślą tylko o sobie. Mnie ojciec uczył żeglowania i zawsze powtarzał, żeby zwracać uwagę na innych. Z wodą nie ma żartów, szczególnie przy takim szkwale. To nie był klasyczny "biały szkwał”, ale niewiele brakowało. Kiedyś przeżyłem taki właśnie z nim, na Jezioraku. Wyłowiliśmy trzyosobową rodzinę na środku jeziora. Nikomu nic się nie stało, ale łódka została, wiatr nie pozwolił na holowanie. Przykre, ale później policja znalazła jacht i oddała właścicielom. Sześcioletnia dziewczynka na szczęście miała kapok, tylko się wystraszyła. Dla mnie to podstawowe zasady dobrej praktyki żeglarskiej. Ryzykowałem niewiele, sam na pokładzie, nikomu nic nie groziło. Najwyżej nie dałbym rady zabrać twojej deski. No, ale wszystko się udało. Masz tylko uszkodzony maszt, ale to chyba niewiele przy takim zdarzeniu.

  - To nieważne, przecież mogłam się utopić i nikt by nic nie wiedział, a dzięki tobie wszystko skończyło się tylko na mokrych ciuchach i szczękaniu zębami. Maszt i żagiel mam drugi, a sama deska jest cała. Dziękuję – mówiąc to, patrzyła Kubie prosto w oczy.

  Po szkwale nie było już śladu, słońce przygrzewało i lekki wiaterek pozwolił na spokojną żeglugę do Rydzewa. Beata okazała się być bardzo dobrą żeglarką, już spokojna brała udział we wszystkich pracach podczas dalszej drogi na pokładzie Maka. Fal też prawie nie było i słońce odbijało się oślepiającym blaskiem w lekko pomarszczonej wodzie. Kuba dyskretnie obserwował dziewczynę, poruszała się miękko po pokładzie, wykazując duże wyczucie łódki. Mimo zbyt obszernego dresu dało się zauważyć jędrne, średniej wielkości piersi i pięknie zaokrągloną pupę. Widok tych kształtów spowodował wzrost napięcia w dolnych partiach ciała sternika. Późnym popołudniem dopłynęli do rydzewskiej przystani. Kuba sprawnie przycumował Maka, wystawiając obijacze, żeby nie uszkodzić burt o deski i pływaki pomostu. Przyjaciele Beaty zajęli się jej sprzętem.

Kuba zaczął przygotowywać obiad, bo głód ściskał mu żołądek. Zaproponował współtowarzyszce zupę pomidorową i pulpety drobiowe z makaronem. Szybko zagrzał wszystko na małej kuchence. Po wspólnym obiedzie dziewczyna poszła do swojego namiotu przebrać się we własne rzeczy. W kabinie panował straszny bałagan po akcji ratunkowej. Żeglarz poskładał porozrzucane ubrania, powiesił mokre na relingu, a żagle sklarował na nocny postój, później dokładnie zmył pokład. Zszedł do kabiny na kawę, gdy usłyszał pukanie w burtę:

  - Zapraszamy na piwo – dał się słyszeć głos Beaty.
  - Dzięki, zaraz będę – odpowiedział.

Poszedł z nią w kierunku polany między zabudowaniami portu a brzegiem jeziora, gdzie już płonęło ognisko. Cała grupa przywitała go gromkimi oklaskami. Wszyscy dziękowali mu za uratowanie Beaty. Mocno zażenowany Kuba nie wiedział, co ma powiedzieć.

- Przecież nic takiego nie zrobiłem – chłopak był zmieszany.
- Gdyby nie ty, to teraz nie byłabym tutaj – dziewczyna z uśmiechem złapała go za rękę i posadziła koło siebie.
- Każdy by to zrobił – powiedział.

Posiedzieli trochę przy ognisku, ale Kuba poczuł zmęczenie i pożegnał się wcześnie. Chciał pójść spać. Podniósł się i ruszył w kierunku pomostu, gdzie stał przycumowany Mak. Beata wstała również i zatrzymała go.

  - Poczekaj, odprowadzę cię.
  - To zapraszam do siebie na mały koniak – chłopak zdziwił się swoją śmiałością – tak za szczęśliwe zakończenie.
  - Z przyjemnością – ciepłe spojrzenie spod rzęs sprawiło, że Kuba zapomniał o zmęczeniu.

  W kabinie nalał złocisto-brązowego płynu do małych, prostych kieliszków. Upili po małym łyku w milczeniu, tylko zza burt dało się słyszeć wieczorne cykanie świerszczy i delikatne stuki osprzętu na Maku. Beata popatrzyła Kubie w oczy i jeszcze raz podziękowała. Wypili resztę trunku, który rozszedł się przyjemnym ciepłem po ciałach Chciała już wstać, ale niespodziewany przechył jachtu rzucił ją na kolana chłopaka. Wzdrygnęli się, jakby ich prąd poraził, a usta zwarły się w niespodziewanym pocałunku. Zdziwiony zachowaniem dziewczyny chłopak nieśmiało oddał pocałunek.

  - Za co to? - zapytał
  - Za nic – przekornie odpowiedziała – a tak na poważnie, to za uratowanie mi życia.
  - Skąd jesteś? – zapytał.
  - Z Warszawy, studiuję na Politechnice, za rok kończę – odpowiedziała – a ty gdzie mieszkasz?
  - Też w stolicy, Skończyłem SGH i pracuję w banku – Kuba powiedział prawdę. – Masz chłopaka?
  - Nie, rozstałam się dwa miesiące temu, a czemu pytasz?
  - Nie chcę zarobić w szczękę od zazdrośnika – odpowiedział żeglarz ze śmiechem.
  - A ty jesteś sam? – z kolei zapytała Beata.
  - Tak, od roku – chłopak spochmurniał trochę – wyjechała do Stanów i znalazła tam innego.
  - To ze spokojem mogę cię zaanektować na dzisiejszą noc – dziewczynie roziskrzyły się czarne oczy.
  - No, nie wiem – droczył się z nią Kuba – nie znamy się...
  - Jak to nie znamy? Od kilku godzin jesteśmy razem, wiemy skąd jesteśmy i co robimy, a ty mówisz takie herezje? I nie myśl, że to tylko za uratowanie z topieli. Po prostu spodobałeś mi się. Koniec. Kropka – jej spojrzenie zdawało się przewiercać na wylot oczy Kuby.

  Na takie dictum Kuba nie znalazł już odpowiedzi, tylko mocniej objął Beatę i zaczął całować jej oczy, policzki, a w końcu usta. Jego członek powiększył objętość i zrobiło mu się ciasno w spodenkach. Dziewczyna przywarła do niego i docisnęła krocze do męskości, poruszając biodrami. Przez chwilę mocowali się językami, poznając wzajemnie swój smak. Kuba zdecydowanym ruchem położył rękę na piersi Beaty, masując ją kolistymi ruchami przez bluzkę i stanik. Żeglarka odsunęła się i zaczęła ściągać mu koszulkę. Pomógł jej i ściągnął z niej bluzkę. Zobaczył niebieski, gładki staniczek skrywający średniej wielkości, sprężyste piersi. Położył dłoń na nich, lekko ugniatając te krągłości, drugą ręką sięgnął haftek zapięcia na plecach. Bielizna wylądowała gdzieś w kącie koi. Oczom chłopaka ukazały się ciemne, prawie czarne brodawki wielkości poziomek w ciemnobrązowych otoczkach. Kuba szczypał je lekko, powodując jeszcze mocniejsze stwardnienie. Beata oddychała głośno i nie przestawała wiercić językiem w ustach gospodarza. Przenieśli się na koję dziobową, większą od tej, na której siedzieli. Kuba włączył małą lampkę na grodzi, żeby nie nabili sobie guza o różne wystające elementy łodzi. Po drodze zrzucili z siebie resztę ubrań i nadzy położyli się na dużej, trójkątnej koi. Przez okno włazu księżyc oświetlał ich ciała srebrzystym blaskiem. Panowała całkowita cisza, po wcześniejszej burzy nie było już śladu, tylko woda delikatnie chlupotała o burty Maka. Beata powolnymi ruchami pieściła penisa Kuby, a on nie przestawał masować jej piersi. Ich oddechy stawały się głośniejsze i krótsze, podniecenie rosło z każdą sekundą. Dziewczyna położyła się na nim w pozycji "69”, biorąc członka mężczyzny głęboko do ust, a równocześnie wypięła pupę w stronę jego twarzy. Chłopak przesunął językiem po wygolonym sromie kochanki, powodując niekontrolowane drżenie jej ciała. Spijał wypływające soki i poszukiwał najczulszego punktu. Czubkiem dotknął łechtaczki, co zaowocowało podrzuceniem bioder do góry i głośnym jękiem kobiety. Kuba był już na granicy spełnienia i zasygnalizował to dziewczynie, ale ona jeszcze mocniej zacisnęła wargi na członku i drażniła wędzidełko w oczekiwaniu na wytrysk. I doczekała się, chłopak z głośnym jękiem napiął ciało i zalał gorącym ładunkiem jej usta. Beata wszystko połknęła, a język Kuby nadal buszował pomiędzy wargami sromu i dotykał jej łechtaczki. Włożył jeden, a później dwa palce do pochwy i, stymulując jej gorące i śliskie wnętrze, bardzo szybko doprowadził kochankę do głębokiego orgazmu.

  - To było niesamowite – szepnęła Beata – jeszcze nikt mnie tak nie dopieścił.
  - I vice versa – również szeptem odparł Kuba.

  Przez kilka minut dochodzili do równowagi, przytulając się tylko. Księżyc przestał oświetlać kabinę, znikając za drzewami na zachodzie, tylko gwiazdy migotały na czarnym niebie widocznym przez okno w dachu łodzi. Po chwili chłopak przejął inicjatywę i zaczął pieścić kobiecość kochanki. Jego penis powoli odzyskiwał sprawność, w czym pomagała dziewczęca dłoń. Beata położyła się na plecach i rozszerzyła uda, zapraszając Kubę do swojego rozpalonego wnętrza. Jego naprężona już męskość lekko wśliznęła się do miękkiej i gorącej pochwy. Naparł biodrami, dobijając do końca. Czubkiem członka poczuł tylne sklepienie. Dziewczyna jęknęła rozkosznie pod wpływem tego ruchu. Kochali się powoli, jeszcze trochę zmęczeni pierwszym orgazmem, stopniowo intensyfikując i przyspieszając ruchy. Oddech Beaty zdecydowanie przyspieszył, a ona sama wiła się i głośno jęczała z rozkoszy. Kuba, czując bliskość wytrysku, spojrzał pytającym wzrokiem na kobietę. W tym momencie dotarło do niej, że nie mają zabezpieczenia.

  - Możesz w środku, biorę pigułki – wyszeptała niemal bezdźwięcznie.

  Od tej chwili przestali się całkiem kontrolować, ciała splecione w miłosnym zwarciu pędziły bez przeszkód w kierunku spełnienia. Ta szaleńcza jazda doprowadziła do eksplozji równoczesnej rozkoszy obojga, którą ogłosili wspólnym krzykiem. Orgazm nadszedł jak tsunami i na kilkanaście sekund odebrał przytomność kochankom. Leżeli na koi, z trudem łapiąc oddech i wracali na ziemię po miłosnym locie w kosmos. Beata na kilka minut zasnęła, ufnie wtulona w ramiona swego dzisiejszego wybawiciela. Przez sen cichutko mruczała jak zadowolona kotka.

  - Gdzie jestem? - spytała nagle, otworzywszy oczy.
  - Leżysz na koi w Maku przy pomoście w rydzewskiej przystani – odpowiedział Kuba – po naszym wspólnym locie w kosmos miłości.
  - Ostatnie, co pamiętam, to twoje pytające spojrzenie i moją odpowiedź, że biorę pigułki, dalej to już kompletny odlot. Jeszcze cała dygoczę w środku. Nie do opisania, jak mi jest cudownie. Chwilo trwaj!!! - zakończyła i pocałowała kochanka w sam czubek nosa.

  Tej nocy nie dane im było długie spanie. Kochali się jeszcze dwukrotnie, w końcu zasnęli, gdy pierwsze promienie słońca wpadły przez bulaj do wnętrza łodzi i oświetliły ciemne, połyskujące miedzianymi pasmami włosy Beaty rozsypane na białej poduszce. Głęboki sen przyniósł ukojenie rozedrganym duszom, jak też odpoczynek zmęczonym ciałom kochanków, którzy kilka godzin temu nie wiedzieli nawet o swoim istnieniu. Świat jest wprawdzie zwariowany, ale piękny.

  Późnym rankiem, około ósmej Kuba otworzył oczy. Beata nadal spała, z głową opartą o piersi chłopaka. Żeglarz poruszył się delikatnie, chcąc wstać, termin oddania Maka nie pozwalał na dłuższe leżenie w błogiej bezczynności po upojnej nocy. Dziewczyna zamruczała cicho i również otworzyła swoje czarne oczy. Podniosła głowę.

  - Która godzina?
  - Już po ósmej – Kuba usiadł na koi – niestety, muszę już płynąć do Piasek, żeby zdążyć przed wieczorem.
  - Ja też muszę już iść na śniadanie, dziękuję ci za fantastyczną noc – zwróciła uśmiechnięte oczy na kochanka – a tak w ogóle, to dziś kończy się mój obóz.
  - A kiedy wracasz do Warszawy?
  - Dzisiaj.
  - Mam propozycję, jak zdążysz pozbierać swoje rzeczy w ciągu godziny, to zapraszam na pokład Maka, popłyńmy razem. W Rucianem stoi moje prywatne Tango, a ja zostaję na Mazurach do końca miesiąca. Jeśli nie masz zaklepanych terminów, to proponuję ci dziesięć dni pływania ze mną. Co ty na to? - mówiąc to, Kuba włożył kąpielówki i postawił czajnik z wodą na kuchence.

  - Dobry pomysł, mam wolne do trzeciego sierpnia – odpowiedziała, robiąc wielkie oczy – bardzo chętnie.

  Wspólnie zjedli śniadanie, Beata poszła do swojego namiotu spakować rzeczy, a Kuba przygotował Maka do wyjścia z portu. Słońce uśmiechało się złotym blaskiem nad wodą a chłopak z radością podśpiewywał pod nosem.

Micra21

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3260 słów i 18712 znaków, zaktualizował 28 paź 2015.

7 komentarzy

 
  • Minka227

    Piękne! Oczyma wyobraźni znalazłam się na tej łodzi. Masz talent!

    29 paź 2015

  • Micra21

    @Minka227 Dzięki za uznanie. Piszę o tym co kocham. A żage to moja pasja od czterdziestu z górą lat. :)

    29 paź 2015

  • Minka227

    @Micra21 Widać tę Twoją pasję w każdym słowie.

    29 paź 2015

  • BigLovee

    Opowiadanie jest cudowne.. Czekam na kolejne!  :cool:

    29 paź 2015

  • Micra21

    @BigLovee Dziękuję za entuzjastyczną ocenę. Jest tu jeszcze jedno, "Szalony wyjazd na żagle", mojego autorstwa. Pozdrawiam.

    29 paź 2015

  • Micra21

    @tajniak Dziękuję bardzo :) I to nie plagiat, jak pozwolił sobie napisać ~zniesmaczony. Już mu wytłumaczyłem pod jego komentarzem. Pozdrawiam

    29 paź 2015

  • tajniak

    Fenomenalnie napisane. Gratuluję talentu :)

    29 paź 2015

  • zniesmaczony

    Szkoda,że to już było-plagiat.

    29 paź 2015

  • nienasycona

    Bardzo  lanie napisane. Ciekawie, czysto, ze starannością:)

    28 paź 2015

  • Micra21

    @nienasycona dziękuję za uznanie, starałem się, korektorka też ;)

    28 paź 2015

  • J

    To niezły żeglarz rzeczywiście jak pływał sam taka duża łódka :P Opowiadanie fantastyczne, zwłaszcza ze zagle to moja miłość ;)

    28 paź 2015

  • Micra21

    @J Dziękuję za uznanie. Mak 606 to wcale nie taka duża łódka. Sam na takiej pływałem przez ładnych parę lat. Często bez załogi. Jestem jachtowym sternikiem morskim od prawie 35 lat. Żagle to też moja miłość. Mazury znam jak przysłowiową swoją kieszeń.

    28 paź 2015

  • Micra21

    @J Inspiracją do tego opowiadania był "biały szkwał" sprzed lat, który dotknął Mazury. A ja łowiłem załogę kiedyś na Jezioraku. Chyba w 1994 roku.  Szkwał wywrócił małego Pegaza i 3 osoby znalazły się w wodzie.

    28 paź 2015