Klucz

Ten dzień nie należał do najprzyjemniejszych. Od rana deszcz zacinał nieprzyjemnie prosto w twarz. Do tego wiatr, który chciał rozpiąć siłą poły mojego jesiennego płaszcza. Nie wiedział, że słońcu wychodzi to zupełnie bez wysiłku i z uśmiechem na pyzatej tarczy.  

Po ośmiu godzinach w klimatyzowanym biurze z ulgą przywitałam chłodne, rześkie powietrze. Niebo na szczęście się rozjaśniło, była godzina 16:00, delikatne smugi światła sączyły się miękko przez resztki chmur zaczepiając wilgotne, kolorowe liście. Postanowiłam, że do domu pójdę pieszo. To kilka kilometrów, ale mam dziś na to wielką ochotę. Wyruszyłam miarowym krokiem, zasysając do płuc kropelki obecnej w powietrzu wilgoci.  

Po kilkudziesięciu minutach marszu zauważyłam, że niebo od zachodu staje się ciemne, najdalej za 10 minut znów zacznie padać. Nie pozostawało mi nic innego jak tylko kupić bilet i wsiąść do tramwaju. Stojąc w kolejce do kioskowej budki, poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się. Ujrzałam mężczyznę w czarnym dobrze skrojonym płaszczu, wyższego ode mnie o około 15 cm, z kilkudniowym zarostem na twarzy. Ta twarz... miałam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam. Ta myśl pojawiła się i zniknęła zanim usłyszałam krótkie:

- Proszę. To Pani. Zgubiła Pani.

Popatrzyłam na przedmiot, który trzyma w dłoni. Klucz. Duży, jak do starych drzwi. W myślach przesortowałam wszystkie zamki, które mam w domu, ale żaden nie odpowiadał choćby wielkością.  

- To pomyłka. Ja go nie zgubiłam- odpowiedziałam z uśmiechem. Zawsze się uśmiecham. Lubię być miła, a poza tym... uśmiech wywołuje uśmiech. On też lekko uniósł kąciki.
- Ależ nieprawda. Zgubiła go Pani. Proszę wziąć... - Wcisnął mi kawałek chłodnego metalu w dłoń, zacisnął na niej swoje palce i ze spokojem odszedł.  

Popatrzyłam na przedmiot w dłoni. Po chwili na oddalającego się mężczyznę. W końcu wzruszyłam ramionami, najwyżej oddam ten klucz w jakimś biurze rzeczy znalezionych. Jedno nawet jest chyba gdzieś niedaleko na mojej ulicy.

Po powrocie do domu usiadłam przy kubku gorącej, owocowej herbaty ze sporą dawką cytryny. Wzięłam do ręki książkę, i nawet nie zauważyłam, kiedy głowa opadła mi na zagłówek kanapy. Zasnęłam. Ale to nie był spokojny sen. Nie widziałam obrazów. Tylko pojedyncze dźwięki, jęki, nie potrafiłam zdecydować- rozkoszy, bólu, może strachu? Czułam się, jakbym przez mleczną szybę oglądała pogrążony w mroku pokój, rozświetlony tylko delikatnym źródłem światła usytuowanego na ścianach.  

Obudziłam się nagle, z twarzą błyszczącą od potu.  
Chyba jakiś wirus mnie dopadł, przez tą cholerną pogodę, pomyślałam i poczłapałam po saszetkę z lekiem przeciwgrypowym.  

Następnego dnia pogoda również nie rozpieszczała, więc od razu skierowałam się w stronę przystanku. O kluczu zapomniałam, dlatego aż drgnęłam, kiedy przez szybę mojego tramwaju zobaczyłam tamtego mężczyznę wpatrzonego we mnie z perspektywy końcowego wagonu innej linii. Patrzył na mnie nieruchomym wzrokiem, do momentu aż nasze składy nie rozdzieliły się na którymś skrzyżowaniu.  
Poczułam się... dziwnie. Nigdy tego człowieka nie widziałam, a teraz aż dwa razy w ciągu dwóch dni...? To złudzenie pomyślałam. Pewnie dopiero teraz zaczęłam zwracać na niego uwagę. W końcu nie co dzień ktoś obdarowuje Cię kawałkiem starego żelastwa, pomyślałam z przekąsem.  

…......................................................................................................................................................

Około 21:00 postanowiłam położyć się spać. Stwierdziłam, że choć raz powinnam porządnie się wyspać. Ostatnio nie mam siły nawet biegać, co chwila infekcje. Chyba muszę zacząć dbać o siebie. Może jakieś witaminy...?  
Zasnęłam. Zasnęłam, a w mojej głowie rozpoczął się spektakl.  

Szłam brukowanymi uliczkami starego miasta. Czy to moje miasto...? Nie wiem. Nie rozpoznaję miejsc, a jednak wiem, w którą stronę powinnam pójść. Pomimo mroku nie boję się. Wychodzę za kolejny i kolejny róg. W pobliżu którejś z kolei przecznicy, kilkadziesiąt metrów przede mną, dostrzegam mężczyznę. Spokojny, miarowy krok. Pewność siebie wyzierająca z każdego kroku.  
Zaraz... ja znam go skądś... Przecież to... To chyba człowiek, który podarował mi klucz! Zaczęłam biec za nim. O dziwo mój bieg wcale nie skracał dystansu między nami. Po chwili postać zniknęła wchodząc wąskimi schodami do położonego przy bocznej alejce domku. Żebym nie wiem jak się starała, nie mogłam się do niego zbliżyć nawet na krok. W końcu zwolniłam. Zauważyłam, że otaczają mnie zupełnie obce miejsca. Wąskie ramiona jesiennych drzew pochylały się nade mną. Nie wiedziałam tylko, czy chciały mnie ochronić, czy pochłonąć. Kiedy poczułam, że panika zaczyna dławić mnie w gardle, otworzyłam oczy.  

To sen, tylko sen, pomyślałam z ulgą. Tak czy inaczej, koszulka w której spałam nadawała się jedynie do zmiany.  

Kolejne noce mijały podobnie. Sny, koszmary, czy jakby ich nie nazwać- skutecznie uniemożliwiały mi sen, dający choć krztę odpoczynku. Zawsze ten sam schemat. Stare miasto, mrok, i ten mężczyzna. W końcu, byłam tak zmęczona, że musiałam wziąć kilka dni wolnego w pracy. Doprowadziłam się do stanu, w którym niemal bałam się zamknąć oczy w obawie przed powtórką z tej koszmarnej telenoweli.  

Jednak tej nocy, sen był inny. Początek... Jak najbardziej. Ten sam. Jednak, tym razem, mężczyzna, zamiast zniknąć w mroku domu, przywołał mnie gestem dłoni, i przy mnie otworzył drzwi. Otworzyłam usta ze zdziwienia, kiedy zobaczyłam, że otwiera je TYM kluczem. Sama nie wiedziałam, czy jestem przerażona, czy ciekawa. Nie dane mi było dostrzec, co kryje się za drzwiami. Poranek przyszedł niespodziewanie wraz z wwiercającym się z mózg dźwiękiem budzika.  

Tego dnia, bardziej niż zwykle nie mogłam się skupić. Muszę znaleźć ten klucz i oddać komu trzeba. Niby nie wierzyłam w takie bzdury, ale moje sny zaczęły się od tego momentu. Może coś w tym jest... Energia przedmiotu...? EEE tam. Po prostu znajdę go i oddam temu dziwnemu gościowi.

W kieszeni go jednak nie znalazłam. Przeszukałam jeszcze kilka innych miejsc, które mogłyby być dobrym schowkiem na tego typu rzecz, ale nigdzie nie dostrzegłam znajomego kształtu. No cóż. Innym razem, bo zaraz spóźnię się do pracy. Rzuciłam jeszcze okiem w lustro. Byłam zmęczona, ale prezentowałam się dobrze. Moje 30 lat to chyba najlepszy wiek w życiu kobiety. Tylko... to ciągłe poczucie, że czegoś mi brakuje. To nie instynkt macierzyński. O nie... Jestem zdania, że nie nadaję się na matkę. To raczej coś metafizycznego, co trudno określić słowami.  

To nic, nie ma co rozmyślać, czas na mnie.  

Wyszłam na zewnątrz. Zimny wiatr sprawił, że skuliłam ramiona. Nie uszłam kilku kroków, kiedy czarny samochód zwolnił obok i usłyszałam znajomy głos.  

- Może podwieźć?

To on!!! Przebiegło mi przez myśl. Starałam się nie dać po sobie poznać, jaki zamęt panuje w mojej głowie.  

- Nie, dziękuję. Nie mam daleko. Poza tym, lubię komunikację miejską. Jest ekologiczna- rzuciłam z przekąsem, bo ekologię miałam głęboko w pewnym miejscu.
- To hybryda, proszę się nie obawiać- odpowiedział z szerokim uśmiechem, poklepując deskę rozdzielczą niczym karą klacz.  
- Nie, znaczy nie. Przynajmniej w moim wypadku. Powoli przestawałam silić się na uprzejmość. Stres i noce dawały znać o sobie.  
- Nie to nie. Chociaż myślałem, że chciałaby się Pani dowiedzieć, jakim cudem znów jest w moich rękach...- to mówiąc zaświecił mi tym cholernym kluczem, przez który taki bałagan zapanował wokół mnie. Samochód zaczął powoli przyspieszać, a ja wahałam się, biec za nim, czy uciekać.  
- Poczekaj!!! - krzyknęłam, nie zwracając już uwagi na zawiłość grzecznościowych form. Otworzyłam drzwi samochodu i wsiadłam z miną naburmuszonego małego dziecka.  
- Dokąd pojedziemy...?- zapytałam już nie tak pewnym głosem, na pewno dużo więcej było w nim strachu, niż mojej zwykłej buty.  
- Zobaczysz. A póki co... załóż to. I od razu mówię, to nie jest czarna bransoletka, apaszka, nic z tych rzeczy. Na oczy proszę.  
- Zesztywniałam, ale jakimś cudem neurony w mózgu przekazały impuls do kończyn górnych i opaska znalazła się na mojej głowie, dociskając lekko powieki, tak, że otwieranie ich było nadzwyczaj męczące.  

Jechaliśmy około 15 minut. Nie byłam w stanie zorientować się, gdzie jestem. Czy nadal w mieście, czy poza nim, czy na obrzeżach. Było mi na zmianę zimno, ciepło, zimno. W końcu usłyszałam, jak koła samochodu trzeszczą, zapewne na jakimś wysypanym kamieniem podjeździe. Kierowca, wysiadł, otworzył drzwi po mojej stronie i zdjął mi opaskę. A ja... nie mogłam wydusić słowa.  
To ten dom! To ten dom, z moich snów, znałam każdy szczegół, każdy załom muru, gdybym zamknęła oczy widziałabym dokładnie kształt dziurki od klucza, który teraz był w posiadaniu mężczyzny. Oparłam się plecami o samochód. W sumie... oparłam to nie było najtrafniejsze określenie. Nogi prawie odmówiły mi posłuszeństwa.  

- Jak to... Jak to jest możliwe...? - Dukałam, praktycznie sama do siebie.

On uśmiechnął się tylko widząc moją minę. Musiałam wyglądać dość ciekawie, z ustami jak u ryby łapiącej powietrze poza lustrem wody. Z szeroko otwartymi oczami i ramionami zaciśniętymi na torebce.  

- Co to za dom...? Co jest w środku? - Pytałam z coraz większym zaciekawieniem. Pomimo strachu, niecodzienność sytuacji zaczęła mnie pociągać do tego stopnia, że byłam gotowa wyrwać mu ten klucz i samej wejść do środka.
- To dom... który może sprawić, że nic nie będzie takie jak dawniej. Dotknij klucza. Co czujesz?- Przekazał klucz do mojej dłoni. Przymknęłam oczy i poczułam dziwne podniecenie, pomieszane ze strachem. Ciarki miałam na całym ciele, ale to zapewne również efekt zbyt cienkiej sukienki pod płaszczem. Z reguły ubierałam się dość niezobowiązująco, nawet w miejscu pracy czasem nazywali mnie łobuzem, a sprzyjały temu włosy spięte w koński ogon i bluza z kapturem. Tym razem jednak, chciałam poczuć się lekko i kobieco.  

Po chwili otworzyłam oczy. Co ja właściwie czuję... Ciekawość, strach, podniecenie...? Czy moje sny rzeczywiście były koszmarami? Czy przez koszmary można obudzić się z bielizną mokrą od nagromadzonego śluzu? Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, czego mogły moje sny dotyczyć. Te jęki... To nie były piekielne zawodzenia. To jęki rozkoszy. Ja, zawsze poukładana, rozsądna, twardo stąpająca po ziemi. Ja, dla której seksualność zawsze schodziła na dalszy plan, byłam właśnie na urlopie z powodu mokrych snów! Z jednej strony czułam, że powinnam odwrócić się na pięcie i odejść. Ale z drugiej strony... Sytuacja była tak metafizyczna... Tak nierealna... A co jeśli to tylko sen? I jeśli tym razem uda mi się dojrzeć wnętrze domu...?

- Czuję... podniecenie. - Powiedziałam pierwszy raz chyba patrząc nieznajomemu człowiekowi w oczy. - Podniecenie, i strach.
- Wiesz, że to najbardziej prawidłowa mieszanka, jaką powinnaś teraz czuć...? - czy wiesz już do czego jest ten klucz? Pewnie nie, więc powiem Ci. To klucz do wszystkich Twoich uśpionych fantazji. Nawet tych, z których nigdy nie zdawałaś sobie sprawy. Dlatego zastanów się, czy chcesz wejść do domu. Bo kiedy zamknę drzwi za Twoimi plecami, wyjdziesz inna, odmieniona. Czy jesteś na to gotowa?  

W mojej głowie plątało się tysiące myśli. Jedne przeskakiwały nad drugimi i gdzieś się gubiły, inne same nie mogły rozplątać swoich ogonów. Co tam zastanę, co będzie ze mną? A jeśli ktoś zrobi mi krzywdę? Chociaż w sumie... Sama ją sobie robię, pozwalając na taki seks jak do tej pory. Misjonarze Świętej Rodziny mają pewnie intensywniejsze doznania. Mam 30 lat... I moje życie przypomina raczej jazdę lawetą niż kolejką górską.  

- Dobrze. Chcę tego. Ale obiecaj mi. Będziesz obok? Nie znikniesz?
- Obiecuję, że będę cały czas bardzo blisko... W każdej chwili będziesz mogła mnie dotknąć.
- W porządku, wejdźmy...  
- Ale najpierw... Nie zapominajmy o odpowiedniej dawce grozy. - Uśmiechając się, znów nałożył mi opaskę na oczy.  

Moje zmysły natychmiast się wyostrzyły. Poczułam silne ramię obok. Oparłam się na nim z wdzięcznością. Ten człowiek... z jakiegoś powodu wzbudził moje zaufanie. Byłam prawie pewna, że nie pozwoli zrobić mi krzywdy, a ten pierwiastek niepewności dodawał tylko smaczku.  
Powoli weszłam po tak znajomych przecież schodach i usłyszałam zgrzyt w zamku. Drzwi otworzyły się, mój towarzysz lekko wepchnął mnie do środka, jakby dodając odwagi.  

W nozdrza uderzył mnie delikatny zapach... męski, ale delikatny. Z rodzaju tych, na których wspomnienie skóra staje się tak gęsia, że można odfrunąć.  
Skądś sączyła się także muzyka. Niezbyt szybka, ale rytmiczna, z dobrze wyczuwalnymi basami, które otaczały szczelnie jak gruby koc.  
Ktoś zdjął mi płaszcz. Zostałam w samej czarnej sukience, z tyłu rozpinanej długim, dobrze widocznym, masywnym suwakiem i niewielkim dekoltem z przodu, z tyłu dużo większym. Było jednak na tyle ciepło, że nie odczułam dyskomfortu.  
Z każdej strony wokół dochodziły mnie kroki. Żadnych słów, tylko kroki, które ustały tak szybko jak się pojawiły. Gdybym miała możliwość odsłonięcia oczu wiedziałabym, że wokół mnie, razem z moim przewodnikiem stoi pięciu mężczyzn. Wszyscy ubrani na czarno, kontrastem były tylko śnieżnobiałe koszule pod marynarkami. Kilka centymetrów przede mną usytuowane zostało wąskie łóżko. Prawie jak szpitalne, jedynie ze skórzaną, bordową powłoką i bez barierek. U wezgłowia na wysokości pach zamontowano coś jakby... podłokietnik. Zostałam poprowadzona w sposób, który nakazywał mi klęknięcie i oparcie ramion o tę specyficzną podpórkę. Mój oddech przyspieszył. Uda drżały, niemal nie byłam w stanie utrzymać się na własnych nogach.  

Minęła pełna napięcia chwila. W końcu bardziej wyczułam niż usłyszałam, że ktoś zbliża się do mnie. Poczułam muśnięcie dłoni na rozpuszczonych włosach, dotyk na policzku, kolejny badający wypukłość ust. Ktoś odsunął mi włosy z karku i muskał delikatnie skórę na granicy z ich linią. Teraz już nie była mi potrzebna żadna opaska. Moje oczy i tak były przymknięte. Rozkoszowałam się trwającą chwilą. Czułam się, jakbym zażyła dość mocny narkotyk, albo przynajmniej wypiła sporo wina. Moje wewnętrzne hamulce zaczęły z delikatnym skrzypieniem puszczać. Ciało zaczęło się rozluźniać, a ja pragnęłam więcej. Poruszyłam się delikatnie, ale jakaś silna dłoń przytrzymała mnie w miejscu. Spodobało mi się to. Wiedziałam, że nie mam do czynienia z gówniarzami, ale z pewnymi siebie i swojego celu mężczyznami. Nawet jeśli tym celem byłam ja... Tym bardziej, jeśli to byłam ja.  

Nie zauważyłam nawet kiedy sukienka opadła na podłogę. Zostałam w butach na trzynastocentymetrowej, metalowej szpilce, rażących oczy czerwoną podeszwą, oraz czarnej, koronkowej bieliźnie. Teraz ręce czułam już wszędzie. Powoli traciły na delikatności, zaczynały ugniatać moje ciało. Zwiedzać zakamarki. Ktoś chwycił mocniej za szyję. Oddychałam ze świstem. Czułam, że majtki mam już zupełnie przemoczone. Moja pupa rozpoczęłaby odwieczny taniec, gdyby nie to, że każdy mój ruch był powstrzymywany. Nagle, dotyk ustał. Ucichły oddechy, a ja zostałam sama, niemal dysząc jak pies. Jedynym dostępnym dźwiękiem był bliżej niezidentyfikowany szelest. Domyślałam się, że to szelest zdejmowanych ubrań. Niemal w jednej chwili usłyszałam szczęk odpinanych klamer pasków od spodni.  

Następnym dotykiem jaki poczułam, był właśnie ich dotyk... Muskały mnie po plecach, pupie, po szyi. Nagle... jeden z nich opadł z trzaskiem na nieprzygotowany tyłek. Niemal zawyłam, a zanim dźwięk rozpłynął się w ciemności otrzymałam drugi raz. Poczułam silny chwyt za włosy. Ktoś szepnął mi prosto do ucha, że każde nieposłuszeństwo skończy się ta właśnie, prozaiczną czynnością. Że tylko dyscyplina uchroni mnie przed czerwonymi śladami na delikatnej jasnej skórze. Skinęłam głową na znak zgody, czując jak łzy wsiąkają w czarny materiał. Jednak nie miałam ochoty uciekać. Właśnie przekonałam się, jak przyjemny może być ból. I właśnie teraz, moje uśpione fantazje zaczęły się krystalizować. Teraz, kiedy czułam się jak dziwka, z majtkami opuszczonymi do kolan, i kilkoma samcami wokół, bawiącymi się mną. Tak się czułam, jak zabawka. W końcu, ktoś zerwał mi z oczu opaskę. Chwilę potrwało, zanim przyzwyczaiłam wzrok do ciemności, a i tak widziałam tylko zarysy postaci. Jeden zmysł został mi zwrócony, musiałam więc oddać coś w zamian. Poczułam ból wykręcanych na plecy rąk i dotyk zimnej stali. Kajdanki. Nie widziałam, ale mogłam się założyć o własną głowę, że pozbawione są rozśmieszaczy typu różowe futerko.  

Podłokietnik służył teraz jako podparcie dla głowy, a mój tyłeczek był jeszcze bardziej wyeksponowany. Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje, poczułam jak moja cipka ustępuje pod naporem twardego kutasa. Jak Wdziera się we mnie, jak sprawdza głębokość pierwszym powolnym ale mocnym pchnięciem. Jak kolejnym upewnia się, i wbija coraz silniej. Był spory, czułam to, a pomimo to byłam tak mokra, że wpuszczałam go bez oporu. To było preludium. Po chwili, śliskie od moich własnych soków narzędzie zaczęło napierać na moją drugą, ciasną dziurkę. Nigdy nie próbowałam, a jednak wiedziałam, że tego chcę. Pożądanie i endorfiny przestały bać się bólu. Prawie skowyczałam już z potrzeby wypełnienia mnie TAM. Nic innego się nie liczyło.  

W końcu, dostałam to. Najpierw główka. Z trudnością przedarła się przez ciasny pierścień zwieracza. Zabolało... och jak to zabolało... Próbowałam się wycofać, ale nie wiedzieć skąd na moje ciało spadł pas z taką siłą, że tylko wygięłam się umożliwiając dostęp do ciasnego, aksamitnego środka.  

Starałam się wyobrazić sobie, jak muszę wyglądać. Jak suka, na kolanach, rżnięta przez pięciu mężczyzn. Zdana na ich wolę, na ich łaskę lub niełaskę. Jedne z nich właśnie wbijał się w mój odbyt. I sprawiało mi to kurewską przyjemność. Gdybym tylko miała wolne dłonie, dopadłyby się do łechtaczki nie dając jej wytchnienia. Nic jednak w obecnej sytuacji nie mogłam zrobić. Słyszałam tylko własne jęki, i po chwili jęki tego, który posiadł mnie jako pierwszy. Doszedł w moim tyłku, a wychodząc pozwolił ciepłej, gęstej spermie wypłynąć z niego. Nie pozwolono się zmarnować ani krztynie... Ktoś podstawił dłoń, zebrał wszystko co do kropli i podstawił mi pod usta. Jednak zamiast kazać wypić, życiodajny płyn został wtarty w zaczerwienioną z podniecenia skórę twarzy. Wystawiałam język, żeby zagarnąć dla siebie jak najwięcej. Nie poznawałam się.  

Rozmyślania przerwał mi kolejny z mężczyzn. Tym razem bez zbędnego wstępu w cipce wbił się od razu do końca w rozciągnięty już dość znacznie otwór. Chwycił za włosy i ujeżdżał, sprawiając mi niebotyczną rozkosz. Miałam wrażenie, że pierwszy raz dojdę bez użycia dłoni. Nie kontrolowałam już dźwięków, jakie z siebie wydawałam. Czasem wydawały się być jękami, czasem skowytami, czasem wręcz prawie płaczem. Każdy z pięciu mężczyzn rżnął mój, powoli obolały już tyłek, i każdy spuszczał się w innym miejscu. Na plecach, szyi, któryś z nich podszedł i trysnął prosto we włosy. Nie wiem co działo się ze mną, ale błagałam o więcej, ciągle i ciągle o więcej. Piątym z mężczyzn był mój przewodnik. Nakazał pozostałym członkom zgromadzenia rozwiązać mi ręce i ułożyć mnie na plecach. Podszedł z boku i zatykając nos zmusił moje ledwie reagujące już ciało do otwarcia ust. Gwałcił je bezlitośnie, czułam jak ociera się o gardło, jak staje się coraz większy. Po odgłosach jakie wydawał, wiedziałam, że lada chwila skończy, starałam się przygotować przełyk do przyjęcia spermy.  

On jednak wyszedł przed samym końcem i ze zwierzęcym rykiem spuścił się prosto na moją cipkę. Skąd wiedział, że tak lubię... Korzystając z uwolnionych dłoni i naturalnej wilgoci, którą teraz spływały moje intymne miejsca zaczęłam drażnić łechtaczkę, przypominając sobie każdego z nich, kiedy kończył na mnie. Wręcz ociekałam nasieniem. Był nim pokryty niemal każdy skrawek skóry. Ta świadomość sprawiła, że doszłam wijąc się i unosząc biodra, czując jak śliska jest przestrzeń między pośladkami. Intensywne skurcze wyciskały z mojego wnętrza ostatnie porcje wilgoci. Opadłam bez sił i odpłynęłam. Nie interesowało mnie, co dalej się ze mną stanie.  

Oto odkryłam klucz do moich fantazji. Czułam, że w tym tajemniczym domu mogę zostać już na zawsze.

likeadream

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3866 słów i 21494 znaków.

13 komentarze

 
  • likeadream

    Lena, dzięki :)

    22 sty 2015

  • nienasycona

    I, jak zwykle, jesteśmy tego samego zdania:)

    21 sty 2015

  • ErmonTwilight

    Ba... Nawet wolę bez...

    21 sty 2015

  • nienasycona

    Demonie,  albo bez:-P

    21 sty 2015

  • ErmonTwilight

    No nie da rady Katowicki, z tymi slipkami, bo ja tylko w stringach z kokardą występuję :)

    21 sty 2015

  • nam1988

    Gratulacje świetne opowiadanie

    21 sty 2015

  • likeadream

    nie pamiętam, ale łapię :D

    21 sty 2015

  • ErmonTwilight

    Pamiętasz ten dowcip z bacą i piorunami? Ostatnio było "noo", teraz jest "NOOOOOO!".

    21 sty 2015

  • Lula

    meggga :)

    21 sty 2015

  • likeadream

    Hihi :*

    20 sty 2015

  • nienasycona

    Dawaj buzi, jutro wąchaj perfumy i do wszystkich podobieństw dołączmy kolejne-zapach:) Gratuluję:)

    20 sty 2015

  • likeadream

    Nie mam słów:)

    20 sty 2015

  • nienasycona

    Kochana, znowu mi to zrobiłaś...Wiesz, bardzo Ci zazdroszczę, chciałabym potrafić tak pisać. Metafora klucza...niby powszechna w literaturze, ale tutaj genialnie ujęta i ten dom-archetyp bezpieczeństwa, doskonale, dwuznacznie ujęty. I ci mężczyźni- moja fantazja... Ostatnio wokół mnie wiele bardzo znaczących snów. Ujęłaś mnie...Dziękuję

    20 sty 2015