Lodowa Anna

Droga z Londynu dluzyla się niemilosiernie. Mialem zaproszenie do rezydencji podmiejskiej, a tymczasem jechalem już dobre trzy godziny. Posiadlosci pana Richardsona wciaz nie bylo widac. Kurz i niewygoda powozu dala mi się niezle we znaki. W koncu moim oczom ukazala się droga otoczona szpalerem topoli, wiodaca do wielkiego, starego domu. Gdy tylko zajechalismy pod dom, zauwazylem, ze podwórze pelne jest pojazdów. Gosci bedzie zatem sporo.
Faktycznie, przyjecie przygotowano znakomicie. Stary Richardson niczego nie zalowal swej jedynej córce. A o nia dziś chodzilo – do posiadlosci zjechalo kilku najznakomitszych kawalerów w okolicy, majac nadzieje na przychylnosc pieknej Anny, oczka w glowie papy. A przy okazji jego ogromnych dóbr ziemskich. Papa z reszta tez szczescia dla córki szukal wsród mlodzienców reprezentujacych majatki nie mniejsze niz jego. To móglby byc mariaz, jakiego dawno tu nie widziano! Stary Richardson byl zachwycony. Jego córka chyba jednak mniej. Wszystkim znana byla jej niechec do zamazpójscia, a nawet pogarda dla wysilków okolicznych kawalerów. Anna zeszla do stolu ostatnia. Olsnila wszystkich swa uroda, cudowna figura i przepiekna suknia. Co mniej wytrzymali konkurenci wlepili w nia wzrok i nie mogli go już odlepic. Po krótkiej prezentacji, w której przedstawiono mnie jako znanego hodowce koni, rozpoczela się uczta. Bylo to przedstawienie wrecz zenujace. Kilku mlodych mezczyzn bezczelnie przechwalalo się przed kobieta, która nawet nie zaszczycila ich spojrzeniem. Rozmawiali o akrach, funtach i honorze, zachowujac się przy tym jak stado indyków. Natomiast do Anny odzywali się w sposób rozlazlo–unizenie–uprzejmy, co przy ich wojowniczym nastawieniu wobec siebie, wygladalo po prostu zalosnie. Patrzac na swoich konkurentów, postanowilem nie robic z siebie durnia, zwlaszcza, ze mój majatek – a wiec i szanse – byly raczej srednie. W rezultacie przyjecie skonczylo się rozróba, paru konkurentów niezwlocznie opuscilo dom, a Anna w gniewie udala się na góre. Zasmucony pan Richardson próbowal podtrzymac rozmowe z pozostalymi goscmi, ale szlo mu nie najlepiej. W koncu poprosil, abysmy zostali do jutra.
W nocy dlugo nie moglem zasnac, troche poczytywalem ksiazke z biblioteki gospodarza, ale glównie myslalem o Annie. Co w niej jest takiego, ze faceci slinia się na jej widok? Trzeba przyznac, ma klase: piekna, madra i dumna. Od dwóch lat pomaga ojcu w interesach. Mówia, ze ma reke do koni. Doskonale jezdzi, czesto ubiera się w strój do jazdy konnej, lubi prace przy koniach. Okoliczni kawalerowie szaleja za nia. A ona ma ich gleboko w... no, pogardzie. Lodowa Anna. Tak mówia o niej ci, co dostali kosza. Ma przeciez dosc wiosen, by obawiac się staropanienstwa, mimo jej majatku. Czeka na królewicza z bajki?
Podszedlem do okna i wyjrzalem na zewnatrz. Slabe swiatlo ksiezyca splywalo na podwórze. Bylo już dobrze po pólnocy, i caly dom dawno spal. Nagle dostrzeglem ledwo widoczny cien przemykajacy przez podwórze, który zniknal po drugiej stronie, przy stajni. Po chwili w jednym z okien ujrzalem delikatne swiatlo lampy. Palilo się przez chwile, po czym zgaslo. Wytezylem wzrok do bólu, ale nie dostrzeglem cienia wychodzacego ze stajni. Po cichu, ale szybko wymknalem się z domu i jak tamten cien, przebieglem przez podwórze. W stajni bylo cieplo i ciemno, ogarnal mnie znajomy zapach koni i siana, slyszalem cichy brzek uprzezy. Pomalu przywykalem do ciemnosci i rozróznialem coraz wiecej szczególów. Cicho zaczalem przesuwac się w strone widzianego z domu okna, gdy wsród innych dzwieków uslyszalem jeden, rózniacy się od pozostalych: urywany oddech i ciche, tlumione westchnienia kobiety.
Przede mna na czworakach kleczala Anna, wyraznie zblizajac się do orgazmu. W ciemnosci poznalem, ze miala na sobie tylko gorset. Rece i nogi miala owiniete sznurem i przywiazane do pierscieni w przeciwleglych scianach boksu. Stalem w zupelnej ciemnosci i ciszy jak urzeczony. Poczulem jak fala goraca uderza mi do glowy, a potem splywa w dól do podbrzusza. Po chwili odkrylem, ze z tylnej sciany boksu wystaje poziomy pret lub kolek, który znika w ciemnosci miedzy nogami kobiety. Anna byla bliska szczytu, poruszala się coraz mocniej w tyl i przód wzdluz preta, a jej oddech stawal się spazmatyczny. Blyskawicznie zdjalem spodnie i skoczylem do Anny. Zlapalem ja za tylek i pchnalem do przodu, twarza w kupe siana. W powietrzu zostal tylko drewniany kolek, mokry i sliski. Odlamalem go jednym ruchem i wlozylem swój wlasny. Anna krzyknela, odwrócila glowe, plujac sianem i spojrzala na mnie. Byla przerazona. Mimo, ze w jej oczach byla panika, syknela przez zeby:
– Wynos się stad i nie wracaj!
– Ciszej, moja piekna – wyszeptalem przyspieszajac swoje ruchy w jej wnetrzu – czy chcesz, zeby nas uslyszala sluzba? Skonczmy, co zaczelas.
– Zostaw mnie – powiedziala, ale jej glos byl już niewyrazny, sapiacy i urywany.
– Milcz. Klacze nie mówia – powiedzialem twardo i pchnalem ja tak, ze razem zwalilismy się na siano.
Nie powiedziala już ani slowa. Bowiem piekna, lodowa Anna, zwiazana we wlasnej stajni, ponownie zaczela zblizac się do orgazmu. Fala poteznych skurczów targnela jej cialem i wiezami, które krepowaly jej rece i nogi. Jeszcze dluga chwile rzucala się pode mna, az w koncu wytrysnalem w niej i padlem na jej plecy i gorset.
Gdy zdolalismy w koncu zlapac nieco powietrza, wstalem z niej, a Anna zaczela odwijac sznur ze swych dloni. Patrzylem chwile na jej ksztaltny, wypiety tylek, na wystajace z cienia nabrzmiale wargi, a potem podjalem decyzje. Podszedlem od jej przodu, z powrotem zawinalem sznur na jej nadgarstkach i zacisnalem na mocny supel.
– Co ty do cholery robisz? – zasyczala.
Zblizylem się do jej twarzy, zlapalem za podbródek i spojrzalem w oczy. Chciala odwrócic glowe, ale przytrzymalem ja mocno.
– Znam ten glos. – powiedzialem – Nalezal do Lodowej Anny. Ale jej już nie ma. Wyszlo z niej zwierze, które tyle lat Anna trzymala w niewoli, tak, zeby nikt nie widzial. – Wargi kobiety zaczely drzec, ale nie przestawalem mówic, prosto w jej twarz – A teraz to zwierze znalazlo nowego Pana, który lepiej o nie zadba, niz Lodowa Anna.
Puscilem jej twarz i poszedlem w mrok. Kobieta milczala. Wrzala w niej straszliwa wojna. Nigdy nie bede nawet wiedzial jak straszna. Ale moge jej pomóc. Podszedlem do sciany, gdzie na hakach wisialy rózne czesci konskiej uprzezy. Kilka z nich odrzucilem, inne porozbieralem na kawalki i zaczalem skladac na nowo. Nozem zrobilem kilka dziurek w paskach i podszedlem do Anny.
– Otwórz usta – powiedzialem twardo.
Anna spojrzala na mnie zimnym wzrokiem. Znalem już wynik jej wewnetrznej walki.
– Musisz mnie rozwiazac – powiedziala sciszonym glosem – Potem pójdziemy do swoich pokoi i... aaaaaaa.....
– Co za uparta klacz – powiedzialem wkladajac Annie do ust zimne zelazo. Ciasno zapialem paski wokól jej glowy i rzucilem wodze na plecy. Kleknalem za nia i szybko, bez uprzedzenia wtargnalem w jej cieple wnetrze. Przez chwile jeszcze się opierala, szarpala w wiezach. W koncu sciagnalem jej wodze, zelazo wedzidla wpilo się w jej usta i kobieta przestala walczyc.
Tej nocy nie wystarczylo pokonac Lodowej Anny. Musialem zapanowac nad dzika bestia, ujezdzic klacz, która niedawno wyrwala się na wolnosc. A bestia miala niespozyte sily i nie mialem szans dotrzymac jej pola. Musialem nadrabiac doswiadczeniem, uzywac wyszukanych sposobów, palców, jezyka. Uzywalem i mniej wyszukanych, takich jak kolek, który na poczatku naszego spotkania z odraza wylamalem. W kazdym razie nim wzeszlo slonce, po calej nocy w wiezach i uprzezy, Dzika Anna poddala się i uznala mnie za zwyciezce. Gdy zdjalem jej uzde, rozwiazalem sznury, pozostala w swojej pozycji. Milczala chwile, po czym cicho powiedziala:
– Odtad, już zawsze, bede twoja Klacza. Oddaje Ci moje cialo i dusze, Bede Ci sluzyla moim grzbietem jak moge najlepiej. Wez mnie i nigdy mnie nie zostaw.
– Bede dbal o Ciebie, i nigdy Cię nie zawiode. A teraz chodzmy zalatwic formalnosci.
Stary Richardson byl w siódmym niebie, gdy dowiedzial się o rychlym i dobrowolnym zamazpójsciu swej jedynej córki. Zdziwilby się jednak, gdyby wiedzial o slubie, jaki wlasnie odbyl się dzisiejszej nocy. Ale nie dowiedzial sie. Miesiac pózniej bylismy już w podrózy poslubnej po Europie.
* * *
Anna, rozpromieniona i radosna, wchodzi do pokoju w luksusowym paryskim hotelu. Ma na sobie nowa suknie, która doskonale podkresla wszystkie zalety jej pieknego ciala, natomiast dokladnie ukrywa to, co mogloby kryc się pod nia. Witam się z nia, zamykam drzwi na klucz. Z szafy wyciagam szampana i garsc brzeczacych pasków. Anna lekko zrzuca z siebie suknie. Stojac w samym gorsecie i uprzezy, odchyla rece do tylu, podajac je do zwiazania. Gdy koncze wiazac jej rece, wystajace nad krawedzia gorsetu rózowe sutki sa już twarde i naprezone. Anna otwiera szeroko usta, przyjmujac do nich zimne zelazo. Strzela szampan. Nasze serca bija równie glosno. Lampka z szampanem dzwoni o stal uzdy. Slodki plyn przecieka jej na gorace piersi, Nie pozwole, zeby się zmarnowal. Anna drzy, moja dlon znajduje droge przez gaszcz jej lona. Upajamy się soba. A moze to szampan? To byl dobry rocznik.

Rabbit

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1479 słów i 9294 znaków.

4 komentarze

 
  • Micra21

    Bardzo ciekawe opowiadanie, ale nienasycona ma rację, przez brak polskich liter ciężko się czyta. Język niezły, emocje też :) Pozdrawiam

    9 kwi 2016

  • nienasycona

    Strasznie ciężko mi się to czytało

    8 cze 2015

  • Rob

    Stare

    8 cze 2015

  • Szarik

    Może i coś pozabierało ogonki, ale pomysł i wykonanie niezłe ;)

    8 cze 2015