Pani Dwóch Krajów cz. 28

LX
     Wyruszyli o świcie. Harfan rozesłał dziesięć rydwanów w różne strony pustyni z zadaniem wypatrywania orszaku Irias, sam podążył z własnym szwadronem w stronę wschodzącego słońca, aby zmienić zaprzęgi obserwujące hordę barbarzyńców. Odnaleźli ją bez trudu, podobnie jak kilka pozostawionych na straży Hapiru wozów bojowych. Byli istotnie bardzo liczni, ich obozowisko zajmowało znaczny obszar. Tak jak przewidywała Władczyni, brak im było jednak dyscypliny. Pomimo tego, że słońce stało już wysoko, dopiero przygotowywali się do wymarszu. Nie dysponowali rydwanami, prowadzili natomiast ze sobą wiele zwykłych zaprzęgów i jucznych zwierząt. Musiały nieść teraz znaczne zapasy wody oraz żywności, potem przewidziano je prawdopodobnie do transportowania łupów, które najeźdźcy spodziewali się zdobyć, grabiąc Kraj i jego mieszkańców.
     „Królowa z pewnością na to nie pozwoli.” - Pocieszał się w duchu Nefer, ale liczebność wrogów zrobiła na nim wrażenie. Przynajmniej przestał myśleć o tym, co musiało się teraz dziać w kopalni. Zdawało mu się, że wśród Hapiru dostrzega pewną liczbę kobiet. Niektóre nosiły nawet broń, większość zajmowała się jednak zwijaniem obozowiska. Wokół krążyły liczne i dobrze uzbrojone patrole barbarzyńców. Libijczyk nie próbował tymczasem atakować ich swoimi rydwanami, niepokoił tylko, ukazując groźne zaprzęgi na grzbietach okolicznych wzgórz.
     „To spowolni ich marsz. Będą musieli bardzo uważać. Jeżeli zechcę, to i tak wyszarpię mięso z tego stada owiec i baranów!” - Harfan nie wydawał się przejęty liczbą barbarzyńców. Przeciwnie, palił się do walki i był pewien sukcesu. - „Książę też nie ma zbyt wielu rydwanów. Jeżeli dobrze to rozegramy, to zmieciemy ich jak plewy na wietrze!”
     Do spełnienia tych przechwałek tymczasem jednak nie doszło. Późnym przedpołudniem dostrzegli niespodziewanie dwa zaprzęgi, pędzące w ich stronę z najwyższą prędkością. Przybywały z Tamadah i, jak się miało okazać, przywoziły wieści najgorsze z możliwych. Po prostu zupełnie nieprawdopodobne.
     „Panie! Wysłał nas komendant Temar. Wydarzyło się coś strasznego!” - Oznajmił półgłosem prowadzący pierwszy rydwan podoficer, gdy tylko zbliżył się do pojazdu Harfana. - „W kopalni wybuchł bunt więźniów. Większość zabiliśmy, ale kilku z nich pojmało Królową, Oby Żyła i Władała Wiecznie, i teraz trzymają Ją jako zakładniczkę!”
     Nefer poczuł, że robi mu się słabo. Ten Kruto, to on musiał za tym stać.
     „Czy Ona na pewno żyje? Czy jest ranna?” - Libijczyk zadał najważniejsze w tej chwili pytania.
     „Żyła, gdy opuszczaliśmy kopalnię. Tego jestem pewien. Nie wyglądało też na to, by odniosła jakieś poważne obrażenia.”
     „Przynajmniej tyle!” - Odpowiedział Harfan, a kapłan miał wrażenie, że razem z ostatnimi słowami nieznajomego żołnierza, on sam wraca do świata żywych. Zdołał zaczerpnąć oddech.
     „Jak mogliście do tego dopuścić! Banda durniów! Jak mogło do tego dojść!” - Wściekał się Libijczyk.
     „Wiem tylko tyle, że Wielka Pani udała się do tej sztolni, w której składano miedź, gdy wybuchł bunt i tam Ją pojmano. Wiem też, że żyje, bo więźniowie ukazali Jej Osobę, aby powstrzymać nasz atak. Zaraz potem komendant wysłał nas do Ciebie. Musisz natychmiast wracać, Panie!”
     „To oczywiste! Co z Amarem? Tym czarnoskórym olbrzymem? Gwardzistą Królowej?”
     „Nie wiem, Panie. Nigdzie go nie widziałem.”
     Harfan zrozumiał, że żołnierz nic więcej nie jest w stanie powiedzieć i dalsze wypytywanie to tylko strata czasu. Wydał natychmiast rozkazy, zlecając dalszą, bezpieczną obserwację barbarzyńców, zabrał ze sobą dwa rydwany i ruszył z kopyta w stronę odległej kopalni. Przybyłe zaprzęgi miały zbyt wyczerpane konie, aby mu towarzyszyć i polecił im zostać. Nefer obawiał się, że przyjaciel może uznać go za niedoświadczonego w szybkiej jeździe wozem bojowym i także zostawić, ale tak się nie stało. I całe szczęście, bo Nefer zdecydowany był jechać za wszelką cenę, a Harfan nie wyglądał w tej chwili na kogoś skłonnego do podejmowania jakiejkolwiek dyskusji nad swymi rozkazami. Kapłan miał więc okazję uczestniczyć w szaleńczej zaiste jeździe przez pustynię. Gnali szybciej niż wicher, bezlitośnie poganiając konie. Niewiele zapamiętał z tej drogi. Przed oczyma miał ciągle pełną nienawiści twarz Kruto, słyszał jego nabrzmiały wściekłością głos, przypominał sobie gorejące żądzą zemsty spojrzenie. Wiadomość, że Najjaśniejszą pojmano właśnie w tamtej sztolni tylko umacniała jego najgorsze obawy. Po co tam poszła? I co stało się z Amarem? Było bardzo prawdopodobne, że gwardzista nie żyje. Jeżeli to naprawdę Kruto przewodził tym, którzy więzili Amaktaris, to Nefer czuł każdym skrawkiem swego ciała i umysłu, że to nie skończy się na okupie, obietnicy ułaskawienia czy nawet na wydaniu Bogini w ręce Księcia albo Hapiru – co zresztą samo w sobie też byłoby katastrofą. Czarnoskóry woźnica – gwałciciel chciał się przede wszystkim zemścić. Na Królowej, ale też i na nim samym. To właśnie kapłana zdawał się nienawidzić bardziej nawet niż Najwspanialszej.
     „Może zgodzi się na wymianę?” - Przemknęło mu przez głowę, ale odrzucił tę myśl jako całkowicie niedorzeczną. Coś takiego było niemożliwe. Ale przecież i bunt niewolników też wydawał się niemożliwy.
     Wpadli z impetem na teren kopalni. Z daleka już dostrzegli ślady zniszczeń, rozwalone baraki i szałasy, ogniska, w których płonęły drewniane belki i deski. Jak na ironię, wśród tego wszystkiego, nieco na uboczu, nadal wznosił się polowy namiot Władczyni. Nigdzie nie było natomiast widać ludzkich zwłok, którego to widoku Nefer w sumie się spodziewał. To znaczy niezupełnie nigdzie, gdy jego spojrzenie zwróciło się niemal bez udziału woli ku skalnej półce i wylotowi przeklętej sztolni, dostrzegł kilka leżących u podnóża urwiska ciał. Miał nadzieję, że nie ma wśród nich ciała Amaktaris. Co prawda, gdyby rzeczywiście padła tam martwa, Jej zwłoki z pewnością dawno by już zabrano, a buntowników wykurzono z tej skalnej nory, choćby w ich obronie stanął sam Set i wszystkie jego demoniczne zastępy. Żołnierze otoczyli podstawę fatalnej ściany. Wielu uzbrojonych było w łuki, ale trzymali się w sporej odległości. Harfan osadził spienione konie i niecierpliwym gestem wezwał komendanta.
     „Jaka jest sytuacja, Temarze? Czy Ona żyje?”
     „Tak Panie. Więźniowie ukazują Ją co jakiś czas, aby wymuszać na nas kolejne ustępstwa. Zażądali wody, żywności, broni...”
     „I daliście im to wszystko? Nawet broń?”
     „Tak, Panie. Nie mieliśmy innego wyjścia. Grozili, że okaleczą Boską Panią na naszych oczach... Nie mogliśmy na to pozwolić. Nie wziąłbym na siebie takiej odpowiedzialności. To, co dostali, wciągnęli na linach. Drabiny odrzucili lub zabrali na górę już wcześniej. Zażądali też gołębi pocztowych z Awaris oraz papirusu i przyborów do pisania.”
     „I daliście im także to?” - Nie wytrzymał Nefer.
     „Tak, eee... Panie.” - Temar nie był pierwszym, który miał problemy z określeniem statusu kapłana – niewolnika. - „Już mówiłem, że grozili, iż obetną Jej dłoń albo wykłują oko” - Nefer wzdrygnął się w duchu.
     „Rozumiem, że musieliście dać wodę, żywność i broń. Wodę albo żywność można by ewentualnie zatruć, ale pewnie i tak Ona pierwsza musiałaby ich spróbować. Nie można było ryzykować... Ale gołębie... Chcą przesłać wiadomość Księciu. To oczywiste. Mogliście dać im nasze gołębie, które przywieźliśmy z Memfis. Wątpię, aby się na tym poznali. A tak... czy wypuścili już jakiegoś ptaka?”
     „Eee, nie wiem, Panie. Trzeba by wypytać żołnierzy...”
     „Jak to się stało? Jak mogliście do tego dopuścić?” - Harfan ponownie przejął inicjatywę.
     „Nie wiem, Panie.” - Powtórzył bezradnie nieszczęsny oficer. - „Gdy kończono przenoszenie miedzi, Wielka Pani wspięła się do sztolni... Nie wiem po co, nawet nie wiedziałem, że Ona tam jest. Zgodnie z wczorajszym rozkazem, zaczęliśmy likwidować więźniów. Poszło zupełnie łatwo, ciała zrzucaliśmy do pobliskiego wąwozu. Wtedy, w jakiś sposób, niewolnicy z tej sztolni uwolnili się z łańcuchów, zabili kilku strażników i pojmali Najdostojniejszą, Oby Żyła i Władała Wiecznie.”
     „Zaczęliście zabijać więźniów, nie upewniwszy się, gdzie przebywa Świetlista Pani i czy ma przy sobie wystarczającą straż?”
     „Tak, Panie. To moja wina...”
     „Jesteś skończonym idiotą, komendancie Temar! Zasługujesz na to, aby do ostatnich swych dni kopać latryny jako szeregowiec w najbardziej zapadłym garnizonie, jaki tylko uda się znaleźć!” - Harfan zdawał się nie zauważać, że Temar był już właśnie dowódcą takiego garnizonu. - „Oczywiście, jeżeli Boską Panią uda się uratować. Jeżeli nie... Przejmuję dowodzenie, zejdź mi z oczu!”
     „Tak, Panie.”
     Pomimo gróźb Libijczyka, komendant zdawał się z prawdziwą ulgą oddawać dowództwo i związaną z nim odpowiedzialność. Zeskoczyli z rydwanu, zdrożonymi końmi zajęli się jacyś żołnierze. Harfan chyba nawet tego nie zauważył. Wbił spojrzenie w kapłana.
     „Jestem prostym wojownikiem.” - Powiedział cicho. - „Gdybym otrzymał rozkaz zaatakowania z moim szwadronem tej hordy barbarzyńców, uczyniłbym to bez wahania i wiedziałbym, co mam robić. Ale to tutaj... Neferze, w tobie cała nadzieja! Musisz coś wymyślić!”
     „Jestem tylko niewolnikiem...”
     „Nie opowiadaj mi tu bzdur! Może i jesteś niewolnikiem, ale na pewno nie zwyczajnym sługą. Potrafisz myśleć jak mało kto, a właśnie tego tutaj i teraz najbardziej potrzebujemy. Już zauważyłeś rzeczy, które temu durniowi nawet nie przyszły do głowy. Nie jestem zresztą pewien, czy i ja sam zwróciłbym na nie uwagę. Musimy Ją uratować, po prostu musimy. Przecież Ona jest dla ciebie kimś więcej, niż Panią i Królową, doskonale o tym wiem. Poprę i nakażę wykonać plan, który wymyślisz!”
     „Jak dotąd, nie mam żadnego planu.”
     „Ale będziesz miał. Jestem tego pewien!”
     „Chodźmy obejrzeć to urwisko.”
     Zbliżyli się do otoczonej pierścieniem żołnierzy podstawy skalnej ściany. Jeden z oficerów chciał zwrócić uwagę Harfana na niebezpieczeństwo. Libijczyk zbył go niecierpliwym machnięciem ręki. Nefer przyjrzał się przede wszystkim leżącym poniżej półki ciałom. Opanował już obawę, iż może tam spoczywać ciało Bogini. Bardziej bał się tego, że dostrzeże zwłoki Amara. Na szczęście, były to tylko ciała dwóch nieznanych mu żołnierzy oraz trzech więźniów. Zapewne zrzucono je ze skalnej półki po zakończeniu krótkiej, gwałtownej walki. O tym, że walczono, i to w brutalny sposób, świadczyły rany, widoczne nawet z pewnego oddalenia. Półka odstawała nieco od lica ściany, tworząc nawis, ocieniający cofniętą podstawę urwiska. Ułatwiało to korzystanie z lin, na których spuszczano kosze z rudą lub wciągano inne, potrzebne w sztolni narzędzia czy materiały. W tej chwili liny spoczywały jednak w górze, wciągnięte przez buntowników. Sama półka była pusta, więźniowie kryli się zapewne w głębi korytarza. Całość stanowiła naturalną twierdzę, niełatwą do szybkiego zdobycia. W normalnej sytuacji można by użyć ognia i dymu, ale szturm nie wchodził przecież w grę. Myśl o ogniu nasunęła się Neferowi na widok czarnej, bazaltowej skały, znaczącej urwisko i półkę pionową, ciemną pręgą. Odrzucił ją jednak od razu. Buntownicy z pewnością zdążyliby zabić Królową.
     „Dlaczego nie zabrano ciał tych nieszczęśników?” - Spytał ni to siebie, ni to Harfana.
     W odpowiedzi Libijczyk wzruszył tylko ramionami.  Ta akurat zagadka wyjaśniła się jednak bardzo szybko.
     „Czego tu szukacie? Wynoście się stąd! Przecież mówiłem, żeby nikt się nie zbliżał!” - W polu widzenia pojawił się Tahar. A więc i on znalazł się wśród buntowników. - „Jeżeli natychmiast nie odejdziecie, to wiecie, co zrobimy!” - Nubijczyk przemawiał ostrymi słowami, w jego głosie dawało się jednak wyczuć strach.
     „Chcemy zobaczyć Boską Panią! Chcemy się przekonać, że nic się Jej nie stało!” - Zawołał gromko Nefer. Nie spodziewał się, że ktoś posłucha jego rozkazu, ale przyniósł on nadspodziewany efekt. Obok Tahara pojawiła się bowiem zwalista sylwetka Kruto.
     „Tak mi się wydawało, że to ty, kundlu! Bogowie są łaskawi i wysłuchali moich modłów! Dla ciebie, sprowadzę tu dziwkę. Przyjrzyj się uważnie, bo jest czemu!”
     A więc najczarniejsze obawy kapłana sprawdzały się w całej pełni. W głosie murzyna nie było słychać strachu. Tylko nienawiść i poczucie triumfu. Zniknął, by po dłuższej chwili pojawić się w towarzystwie Najjaśniejszej. Popychał Ją, ujmując za związane na plecach ręce. Na wszelki wypadek, ramiona Władczyni przytrzymywało dwóch innych buntowników. Nefer miał wrażenie, że czynili to z pewnym wahaniem. Oczywiście, za świętokradcze dotknięcie boskiego ciała Królowej groziły najsurowsze kary. W tej chwili nie miało to wprawdzie żadnego znaczenia, ale wpajane wszystkim od dzieciństwa przekonania robiły swoje. Tylko Kruto zdawał się zupełnie tym nie przejmować. Pani Dwóch Krajów twarz miała bladą i nieco umorusaną. Szła jednak o własnych siłach, dumnie wyprostowana. Dzięki wszystkim Bogom, rzeczywiście wyglądało na to, że nie odniosła żadnych większych obrażeń. Jej szata była wprawdzie nieco poszarpana, ale to mogło być skutkiem nieuniknionej szamotaniny podczas pojmania. Chyba nie stało się bowiem, jak dotąd, nic gorszego... Kruto nie był już zdolny do gwałtu, a jego kompani zdawali się odczuwać obawę przed skalaniem Majestatu samym dotykiem swych brudnych rąk.
     „I słusznie się obawiają!” - Pomyślał Nefer, przysięgając w duchu im wszystkim śmierć. Nie musiał spoglądać na twarz Harfana aby wiedzieć, że malują się na niej podobne odczucia.
     Bogini ignorowała zarówno woźnicę jak i jego pomocników. W jakiś nieprawdopodobny sposób potrafiła stworzyć wrażenie, że są pyłem u Jej stóp, niegodnym tego, by zaszczycić ich choćby spojrzeniem, a Ona sama zażywa właśnie przechadzki w pałacowych ogrodach. Kruto dostrzegł to i wykręcił ręce Królowej, zmuszając Ją do uklęknięcia. Pomimo odczuwanego cierpienia nie zmieniła wyrazu twarzy. Upadła na kolana nie z powodu bólu lecz po prostu zmuszona fizyczną siłą oprawcy. Pozostali skazańcy pospiesznie i z widoczną ulgą puścili Jej ramiona. Nefer zacisnął pięści w bezsilnej wściekłości. W tej chwili nic, zupełnie nic nie mógł zrobić. Nadal nie miał żadnego pomysłu, w jaki sposób doprowadzić do uwolnienia Najwspanialszej. Doprawdy, Harfan pokładał w nim zbyt wielkie nadzieje... Kruto napawał się chwilą triumfu i zemsty.
     „Przyjrzałeś się swojej dziwce? Nic wielkiego się jej nie stało. I może tak zostanie przez jakiś czas, jeżeli będzie posłusznie wykonywała moje rozkazy. Jeżeli wy wszyscy będziecie wykonywali moje rozkazy!”
     „Czego chcesz, Kruto?”
     „Nie musisz znać moich planów. Ale mogę ci zdradzić, że tobie także obiecałem zemstę, piesku dziwki. I, cóż za traf, potrzebuję akurat kogoś, kto umie czytać i pisać. Domyślasz się pewnie, że niełatwo znaleźć pisarza na tym pustkowiu. Pojawiłeś się w samą porę! Chcę, abyś tu przyszedł. Wciągniemy cię na linie. Zrobisz to, do czego cię potrzebuję, a potem dotrzymasz towarzystwa swojej dziewczynie!” - Roześmiał się obleśnie.
     „Nie możesz tego uczynić!” - „Zawołała nagle Amaktaris. - „Zabraniam ci! To rozkaz!”
     „Zamknij się, suko!” - Woźnica otwartą dłonią uderzył Najjaśniejszą w twarz. Zachwiała się, ale zaraz ponownie uniosła głowę. - „Nie masz już prawa komukolwiek rozkazywać! Zobaczysz, że nawet twój piesek cię nie posłucha. Jeżeli będzie posłuszny mnie, to może pozwolę mu potem wpaść w twoje ramiona, szmato!” - Ponownie się zaśmiał, po czym rozkazał swym pomocnikom, by odciągnęli Królową w głąb sztolni.
     Nefer zacisnął dłoń na ramieniu Harfana. Wojownikiem targała taka fala wściekłości, iż kapłan obawiał się przez chwilę, że przyjaciel mógłby wydać rozkaz desperackiego ataku. Jemu samemu natomiast, pomimo, iż doznawał podobnych odczuć, słowa Kruto nasunęły wreszcie pewną myśl. Rozważał szybko ten plan, mierząc wzrokiem skalną półkę, urwisko i wnękę u jego podstawy. Tak, to mogłoby się udać, jeżeli... Dużo było tych jeżeli, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy, a sposób traktowania Monarchini przez buntowników wskazywał, iż muszą coś uczynić jak najszybciej.
     „Zabiję go. Zabiję ich wszystkich!” - Harfan z trudem zdołał się opanować.
     „Zaczekaj. Mam pewien pomysł. Pozwól mi z nim porozmawiać.”
     „To jak, kundlu? Idziesz tu do nas?” - Kruto sam wykazywał chęć rozmowy, co było po myśli Nefera.
     „Nie musisz Jej bić, ani Jej grozić!”
     „Robię to, na co mam ochotę. A zapewniam cię, że pokazanie tej suce, gdzie jej właściwe miejsce, sprawi mi wyjątkową przyjemność. Dużo większą, niż gdybym sam ją wypieprzył!”
     „Do czego jestem ci potrzebny?”
     „Domyśl się, skoro podobno jesteś taki sprytny. A jeżeli jednak nie potrafisz, to sam się przekonasz, w swoim czasie. Zrzucimy ci linę i wciągniemy na górę. Ten żołnierz niech wraca do swoich i robi to, co mu rozkażę!”
     „Nie tak szybko, Kruto. Przyjdę, ale ty też na coś się zgodzisz.”
     „A na cóż to miałbym się zgodzić i po co?”
     „Pozwól zabrać ciała, które tu leżą. Przy tym upale pewnie wkrótce zaczną się psuć, a takie zapachy nie są nikomu miłe.”
     „Zwłaszcza twojej kurwie! Widziałem już, że nie lubi wąchać potu zwykłych ludzi. Nadal próbujesz o nią dbać, co? Zapewniam, że ma teraz o wiele większe powody do zmartwień, niż taki czy inny smród! Ale co mi tam, to nie ma większego znaczenia. Możecie zabrać ciała, gdy ty już tu będziesz.”
     Nefer odetchnął z ulgą. Najważniejsze udało się uzyskać. Teraz mógł spróbować wytargować coś więcej.
     „Powiedz jeszcze, co z tym czarnoskórym olbrzymem, który towarzyszył Królowej?” - Skoro ani Amara, ani jego ciała nie można było nigdzie znaleźć, to musiał być w sztolni. Żywy albo martwy. Najpewniej jednak żył jeszcze, bo inaczej jego zwłoki też zrzucono by razem z innymi. Domysł ten szczęśliwie się potwierdził.
     „Aaa, ten. Żyje i nawet nie jest za bardzo pokiereszowany. Wyglądał na najgroźniejszego przeciwnika i na samym początku dostał po głowie. Ja to zrobiłem. Ma jednak twardy łeb i nic wielkiego mu się nie stało. Potem dziwka posłusznie wykonywała nasze rozkazy, więc chwilowo jest jeszcze cały. Ale mam zamiar obciąć mu uszy, ot tak, żeby stał się bardziej podobny do mnie.” - Kruto rozgadał się, najwyraźniej chwaląc się własnym powodzeniem i czerpiąc z tego złośliwą satysfakcję.
     „Uwolnij go. Ja zajmę jego miejsce. Spuścicie go na linie, podczas gdy ja będę podciągany na drugiej!”
     „A niby dlaczego miałbym to zrobić?”
     „Bo mnie chcesz bardziej, czyż nie Kruto? I to nie tylko dlatego, że potrzebujesz akurat pisarza!”
     „Jeżeli zagrożę, że obetnę twojej dziewczynie palec albo ucho, albo zrobię coś jeszcze gorszego, to będziesz błagał, abym pozwolił ci tu przyjść!”
     „Sam słyszałeś, że Pani Dwóch Krajów zabroniła mi tego! Wydała bezpośredni, osobisty rozkaz!”
     „Ale ty jej nie posłuchasz. Zwłaszcza, gdyby miało to ją kosztować oko albo nos!”
     „Chcecie wydać Najjaśniejszą Księciu! Nie zaprzeczaj, bo inaczej po co byłyby wam potrzebne gołębie z Awaris! Liczycie na wolność i złoto! Przynajmniej twoim towarzyszom na tym zależy!” - Nefer mówił bardzo głośno, tak, aby wszyscy buntownicy mogli go usłyszeć. - „Nikt z nas nie wie, co Książę uczyni z Królową Amaktaris, ale wątpię, by w jego planach leżało okaleczenie Jej dla twojej przyjemności. Bardziej przyda mu się żywa i zdrowa, a w przeciwnym razie przynajmniej będzie musiał Ją pomścić, nawet, gdyby w głębi ducha myślał inaczej. Ostatecznie jest Jej krewnym,  członkiem dynastii, i będzie chciał, by jego rządy uchodziły za prawowite. A tobie bardziej przydam się ja niż Amar. Umiem pisać, a ty chcesz, aby ktoś napisał list do Awaris. No i to mnie przecież nienawidzisz, a nie tego żołnierza! Oferuję się na wymianę!”
     „Może i coś jest w tym, co mówisz... Dobrze, pozwolę mu odejść. Ale ciebie chcę tu mieć natychmiast! I, jak sam powiedziałeś, nie tylko z powodu listu do Awaris!” - Kruto znowu się roześmiał, tym razem w sposób mogący budzić strach.
     „Najpierw chcę widzieć Amara, potem chwycę waszą linę!”
     „Sprowadzę go!” - Murzyn zniknął z pola widzenia.
     „Neferze, oszalałeś? Nie możesz tego zrobić! Oni z pewnością cię zabiją i w niczym nie pomożesz Najjaśniejszej. To ma być ten twój plan?” - Harfan nie krył rozczarowania.
     „Nie. Plan jest inny. Słuchaj, gdy będziecie zabierać ciała, ukryjecie kogoś pod nawisem skały. To musi być silny i godny zaufania żołnierz. Niech ustawi się dokładnie pod tą czarną pręgą i czeka w pogotowiu. Jeżeli uda się to zrobić, dajcie zaraz znak, może rozpalcie nowe ognisko przy namiocie Królowej. I jak najczęściej żądajcie, aby ukazywali wam Boską Panią na krawędzi skalnej półki, bo chcecie mieć pewność, że nadal żyje. Gdy będzie tam obecna, mówcie do Niej albo może ustalcie z tym żołnierzem inny znak, dokładajcie do tego ognia albo coś w tym rodzaju. Potem...”
     „Chcesz, aby skoczyła z tej skały? Skąd będzie wiedziała? Nie licz na to, że pozwolą wam szeptać po kątach!”
     „Postaram się przekazać Jej tę wiadomość w taki sposób, aby tylko Ona ją zrozumiała. Po to tam idę. Gdy będzie gotowa, aby skoczyć, spróbuję ostrzec was okrzykiem. Potem musicie, oczywiście, mieć w pogotowiu łuczników i tarczowników.”
     „To zbyt ryzykowne. Może ukryję tam kilku ludzi z jakąś płachtą?”
     „Coś takiego na pewno zauważą. Musi wystarczyć jeden człowiek, dokładnie pod czarną skałą. I to nie możesz być ty, bo twoja nieobecność też zwróci uwagę.”
     „A co z tobą? Nawet jeżeli wszystko się uda, to ty tam zostaniesz. I na pewno cię zabiją!”
     „Moje życie nie jest ważne. Liczy się życie i wolność Najjaśniejszej. Musimy Ją ocalić za wszelką cenę.”
     „Nie zgadam się na taki plan. Ona sama też byłaby z pewnością przeciwna!”
     „Na szczęście, to nie Ona teraz decyduje. A ty obiecałeś zrealizować plan, który wymyślę. Chyba, że masz jakiś inny, ale nie zwlekaj z jego ujawnieniem!”
     „Czy nie możemy po prostu zawołać do Boskiej Pani, aby skoczyła?”
     „Harfanie, wtedy na pewno nic z tego nie będzie. Sam w to nie wierzysz. Ona musi zostać uprzedzona, co ma zrobić i przygotować się do tego.  A ja wiem, jak Jej o tym powiedzieć. I może ktoś będzie musiał odwrócić uwagę więźniów”
     Dalszą dyskusję przerwał powrót Kruto, oraz trzech innych skazańców, którzy prowadzili Amara. Gwardzista wydawał się być w dobrym stanie fizycznym, wzrok miał jednak wbity we własne stopy, a ramiona opuszczone. Ręce solidnie skrępowano mu na plecach, nogi także związano. Ponieważ Amar nie mógł uchwycić sznura, a buntownicy nie mieli zamiaru ryzykować, obwiązano go nim wokół torsu. Drugą linę spuszczono luźno.
     „Zapraszamy na komnaty! Teraz tutaj mamy królewski Pałac!” - Zadrwił Kruto.
     „Najpierw sprowadzimy kilku żołnierzy z tarczami, Amar musi mieć osłonę, gdy znajdzie się na dole!”
     „Czyżbyś mi nie ufał, stary przyjacielu?”
     „Ani trochę.”
     „Bardzo to smutne po tym, gdy razem siedzieliśmy w lochach tej dziwki! No, ale mnie wysłała potem tutaj, a ciebie uczyniła swoją zabawką. Tak skończyła się nasza przyjaźń! Będziemy jednak mieli okazję ją odnowić. Ruszaj, kundlu!”
     Kapłan uczynił pętlę i uchwycił się liny, poczuł, że ktoś ciągnie ją w górę. Zauważył, że zaczęto też spuszczać Amara. Może niezbyt delikatnie, ale przynajmniej w sposób nie zagrażający życiu żołnierza. Dla gwardzisty wydawało się to jednak nie mieć żadnego znaczenia.
     „Niepotrzebnie mnie ratujesz!” - Powiedział gorzko, gdy mijali się w połowie wysokości. - „Straciłem dziś honor oraz prawo do życia. Zawiodłem naszą Panią i jestem teraz nikim!”
     Nefer nie miał czasu, aby przejmować się rozterkami przyjaciela. Ucieszył się tylko, gdy ujrzał go bezpiecznego na ziemi, osłoniętego już tarczami i uwalnianego z więzów. On sam doczekał się zupełnie innego powitania. Kruto, który osobiście wciągał linę, zdzielił go pięścią w twarz, gdy tylko upewnił się, że nie zrzuci w ten sposób swego jeńca ze skalnej półki.
     „Twoi bogowie jednak istnieją, kapłańska pijawko. Modliłem się do nich o taką chwilę i okazali się hojni, nadzwyczaj hojni!”

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 4398 słów i 25598 znaków.

8 komentarzy

 
  • Szarik

    Zaskoczyłeś jak zwykle. Znów zasłużone gratulacje, a w powietrzu unosi się już nowy zapach krwi ...

    6 paź 2015

  • nefer

    @Szarik, masz dobry węch.  ;) Jutro wrzucę kolejny rozdział.

    6 paź 2015

  • Szarik

    @nefer dobrze było "chwilę nie być" by otrzymać przyjemność dzień za dniem :)

    6 paź 2015

  • nefer

    @Szarik Właśnie, nie zagladałeś na portal od 2 tyg. Mam nadzieję, że wszystko ok.

    6 paź 2015

  • Szarik

    @nefer tzw. priorytety - ale udało mi się skrobnąć coś małego w tzw. międzyczasie i już tu wrzuciłem

    6 paź 2015

  • nienasycona

    O boże, nie mam ostatniej strony, Neferze, nie mam...Zawsze prosiłam, byś się nie spieszył, ale teraz błagam, ja muszę wiedzieć, co będzie dalej, bo oszaleję

    1 paź 2015

  • nefer

    @nienasycona Coś się uda, coś nie. Nie mogę teraz wszystkiego zdradzić. Zreszta bohaterowie mogą się "zbuntować" i sami coś zmalują.

    2 paź 2015

  • aduda

    Jakby powiedział Władysław Bartoszewskie pseud. "profesor": Wincyj kuhwa!!

    1 paź 2015

  • nefer

    @aduda Postaram się w przyszłym tygodniu, coś tam skrobię.

    2 paź 2015

  • gabi

    Jak zawsze zwrot akcji w twoim stylu mistrzu spodziewałam się  bitwy kłopotów  z  Irias i jej Amazonkami nadejścia  księcia  ale buntu niestety nie. Wstyd wielki wstyd dla mnie oczywiście czuję  się  jak  nic nie znaczący  pył u twych  stóp o wielki.

    1 paź 2015

  • nefer

    @gabi Dzięki. Mam nadzieję zaskoczyć jeszcze kilka razy, bez tego byłoby monotonnie. ;)

    2 paź 2015

  • Marschal1

    Co tu dużo mówić...dobra robota :) aha bym zapomniał, dla mnie też jedna książka :D

    30 wrz 2015

  • nefer

    @Marschal1 Zarezerwowana, ale tymczasem nie planuję takiej formy publikacji.

    2 paź 2015

  • Funkykoval1972

    Dramaturgia niesamowita. Tylko żeby wszyscy przeżyli, w miarę w całości. Buntownicy tez bo mistrz Apres coś na placu śmierci dla nich chyba znajdzie :-)

    30 wrz 2015

  • nefer

    @Funkykoval1972 Tego nie mogę zagwarantować, bo wierni Królowej są bardzo wkurzeni, sam rozumiesz. A na Plac Śmierci jeszcze kilka razy zajrzymy.

    2 paź 2015

  • POKUSER

    A to mnie zaskoczyłeś, sama Najjaśniejsza w niewoli, takiej zmiany akcji chyba nikt nie przewidział. Mam prośbę: kiedy już wydasz książkę, a myślę, że to tylko kwestia czasu, już teraz składam rezerwację. A jako wierny czytelnik proszę o wersję z autografem.

    30 wrz 2015

  • nefer

    @POKUSER Jasne, jestem do usług. Chociaż tymczasem musze do końca dociągnąć.

    2 paź 2015

  • Ramol

    Dramaturgia Twego opowiadania Neferze wymagała kłopotów (przegranej bitwy?) Królowej... Bardziej stawiałem na niespodziewany przyjazd kuzyna z grupą żołnierzy... Uwolnienie się więźniów ... hmmmm... nie bywałem wówczas nad Nilem, może jest też realne...  
    Jak zwykle świetnie napisane, kapłan godzien miana "łebskiego faceta", Królowa dalej jest sobą... no a swołocz, pozostała swołoczą! Żal mi Amara, oby troska o własny honor nie zabiła jego rozsądku...

    30 wrz 2015

  • nefer

    @Ramol Bitwa będzie, to nieuniknione. Ale jej rezultatu teraz nie zdradzę.

    2 paź 2015