Łapa - osobisty Huncwot (rozdział trzeci)

Łapa - osobisty Huncwot (rozdział trzeci)- Stój! – krzyknął za wzburzoną brunetką, która nie zważając nawet na ruch uliczny, parła naprzód, powarkując coś pod nosem. – Hermiono! – wrzasnął w końcu, aż obejrzało się za nim kilka staruszek. Dogonił ją wreszcie i łapiąc za rękę, osadził w miejscu. – Czemu tak pędzisz?
- Bo jestem wkurzona na tego palanta, który śmie nazywać się Wybrańcem! – krzyknęła, zupełnie ignorując fakt, że znajdowali się właśnie w mugolskiej części Londynu, otoczeni przez mugoli, którzy mogli ich usłyszeć. – Co za jełop!
- Hermiono, błagam cię, uspokój się – wyszeptał, patrząc na nią błagalnie. – To są mugole!...
- Nie obchodzi mnie to! – warknęła. – Mam prawo mówić o nim, co mi się żywnie podoba!
- Miona! – huknął na nią w końcu, by się opamiętała. – Tak, masz takie prawo, ale jeśli się zaraz nie uspokoisz, w końcu zjawi się tu któryś oddział interwencyjny z Ministerstwa i oboje będziemy mieć przez ciebie kłopoty! Zaczną się niewygodne pytania... A ja nie chcę trafić do Azkabanu, rozumiesz?!
Brunetka spojrzała na niego, przekrzywiając głowę i jej cała złość w chwilę później wyparowała.
- Przepraszam – bąknęła cichutko. – Poniosło mnie.
- Zauważyłem – przytaknął, uśmiechając się do niej zawadiacko i dopiero wtedy puszczając jej dłoń. Zarumieniła się i odetchnęła głęboko, by uspokoić rozszalałe tętno.
- Wracajmy do domu – zaproponowała, unikając jego wzroku.
- Prowadź...
Przez kilka przecznic szli w całkowitym milczeniu. Ciemnowłosy młodzieniec od czasu do czasu spod oka przyglądał się niewysokiej brunetce, która jeszcze niedawno była takim wulkanem niebezpiecznej energii, a teraz zachowywała się cichutko i wręcz nieśmiało. Musiał przyznać, że dziewczyna mocno go zaintrygowała. Nie żaby mu się podobała. Widział i u swego boku miewał lepsze od niej, o lśniących włosach i figurze jak z obrazka, ale ona miała w sobie coś takiego... Nawet nie potrafił jednoznacznie określić, co to było. Po prostu coś, co sprawiało, że chciał poznać ją bliżej i mieć w niej przyjaciółkę na całe życie...

Dla Syriusza nowa rzeczywistość, w której przyszło mu teraz żyć, okazała się dużo trudniejsza, niż na początku przypuszczał i przyzwyczajenie się do codzienności i nowych rzeczy zajęło mu czas aż do Świąt Bożego Narodzenia. Zorientował się, jaki właśnie jest okres, gdy zobaczył w kuchni Hermionę piekącą pierniczki.
- Wspaniały zapach – powiedział, wchodząc do kuchni, akurat w momencie, gdy wyciągnęła blachę upojnie pachnących ciasteczek. Jego pojawienie się w drugim królestwie Hermiony, pierwszym była oczywiście biblioteka, sprawiło, że na policzki dziewczyny wystąpił mocny rumieniec. Mała kuchenka nie była raczej przeznaczona dla dwójki ludzi, a jeśli już, to raczej drobnej postury, a Syriusz, pomimo że szczupły, zajmował w niej dużo więcej przestrzeni, niż szczurkowaty Ron i nagle Hermiona spostrzegła, że znajdują się bardzo blisko siebie! Na dodatek sama zaproponowała mu, by pomógł jej w zdobieniu pierniczków, więc teraz już właściwie ocierali się o siebie, gdy Gryfonka zabrała się za drugą blachę ciastek.
- Przepraszam – bąknęła, gdy w szale pracy zderzyła się z Syriuszem i obsypała go mąką.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się czarująco spod warstwy białego pyłu. Dziewczyna natychmiast spuściła wzrok i chwyciła za różdżkę, by posprzątać bałagan.
- Dlaczego nie korzystasz z pomocy skrzatów? – zapytał, obserwując, jak brunetka wraca do wyrabiania ciasta.
- Nigdy nie korzystałam z pomocy tych biednych stworzeń, tak jak to robią pozostali czarodzieje. To praca niewolnicza, ot co!
- Nie przesadzasz? – prychnął śmiechem, otrzepując się z mąki, o której na chwilę zapomniał. – Przecież one uwielbiają pracować.
- I właśnie tego nie rozumiem! – przyznała z wyraźnym żalem.
Syriusz uśmiechnął się pod nosem i zaczął nowy temat.
- No to dlaczego nie używasz magii, by ułatwić sobie życie? Jesteś przecież czarownicą i z tego, co zdążyłem zauważyć przez ten czas, jak tu jestem, to cholernie dobrą. Przecież mogłabyś zaczarować składniki na ciasto, a samej usiąść wygodnie w fotelu przy kominku z książką w ręce i się relaksować, a nie harować tutaj.
- A co ja nie mam rąk, że muszę w każdej sytuacji posługiwać się magią?! – zaatakowała go. Zdumiony jej agresywną postawą, chciał się cofnąć, lecz zapomniał jak kuchnia Gryfonki jest mała, wobec czego niemal natychmiast natrafił pośladkami na brzeg stołu, przy którym stał. Tymczasem dziwnie rozzłoszczona dziewczyna kontynuowała. – W przeciwieństwie do ciebie, nie urodziłam się w czystokrwistej rodzinie, lecz wśród mugoli i nie mogłam sobie pomagać magią! Jestem nauczona radzić sobie samej w każdej sytuacji!
- Hej, spokojnie! – odezwał się, unosząc ręce w obronnym geście, gdy umilkła, by zaczerpnąć tchu. – Nie miałem pojęcia, że jesteś mugolaczką, Hermiono. McGonagall mi o tym nie wspomniała... Wybacz.
- Wybaczam, lecz następnym razem zastanów się nad tym, co mówisz! – prychnęła, odwracając się do niego tyłem, by choć trochę się uspokoić. Nie miała pojęcia, skąd u niej nagle taki wybuch złości i to akurat na chłopaka, który przecież niczym jej nie zawinił! Już po chwili zrobiło jej się głupio. – Przepraszam – wyszeptała. – Nie wiem, co mnie naszło.
- Nie przejmuj się – machnął ręką. – Nic mi się przez to nie stało, a ty otworzyłaś mi oczy na kilka spraw...

Resztę dnia Syriusz spędził na rozmyślaniu. I choć pomagał Gryfonce we wszystkim, o co go tylko poprosiła, widać było, że na owych czynnościach skupiał się wyłącznie połową mózgu. Najbardziej było to widoczne już pod wieczór, gdy w czasie pogawędki z Hermioną, próbował posłodzić swoją herbatę sześć razy! Opamiętał się dopiero, słysząc ostrzegawcze chrząknięcia dziewczyny. Spojrzał na nią przytomniej i dojrzał jej rozbawiony wzrok.
- No co? – zapytał, trzymając szóstą łyżeczkę cukru nad filiżanką.
- Odkąd to aż tyle słodzisz, co? – zapytała go, a oczy jej się śmiały.
- Co? Przecież to druga łyżeczka...
- Szósta, Syriuszu – sprostowała.
- Naprawdę?... Cholera, zamyśliłem się. Czemu mnie wcześniej nie powstrzymałaś?
- Miałam dobrą zabawę, licząc łyżeczki – zaśmiała się.
- Powinienem się o to na ciebie obrazić... Ale za bardzo cię lubię, by tak postąpić. Straciłbym wtedy jedyną przyjaciółkę...

Pierwszy dzień Świat spędzili niemal jak młode małżeństwo. Syriusz przygotował świąteczne śniadanie, które razem zjedli, a potem wyszli do ogrodu, ulepić bałwana. Zabawa zakończyła się zaciętą bójką na śnieżki. Zarumienieni, zdyszani i przemoczeni wrócili w końcu do mieszkania, by przebrać się do obiadu. Co prawda dostali zaproszenie od pani Weasley, ale Hermiona grzecznie odmówiła. Wolała nie widzieć tego dnia Rona. No i nie wiedziała, czy w takim gronie Syriusz czułby się dobrze.
Nazajutrz rano Hermiona obudziła się lekko obolała. Z przerażeniem odkryła, że zasnęła na sofie w ubraniu, a do tego przytulona do ramienia Syriusza! Jęknęła w duchu i zaczęła się zastanawiać, jak wydostać się z jego objęć bez obudzenia chłopaka. No i jak go przede wszystkim przeprosić!
- Nie myśl... – usłyszała jego zaspany głos tuż przy swoim uchu. Spojrzała na niego. Patrzył się na nią, otworzywszy tylko jedno oko.
- Co proszę? – zapytała zaskoczona.
- Powiedziałem, żebyś nie myślała nad tym, co się stało, a właściwie co się nie stało – powiedział, leniwie się przeciągając. – Po pierwsze zauważyłem przez ten czas, który tu z tobą mieszkam, że gdy nad czymś intensywnie zastanawiasz, wstrzymujesz oddech. Tak, jak przed chwilą. A co do wspólnej nocy... No cóż, zasnęłaś na kanapie, a że nie chciałem cię budzić, bo wyglądałaś niewinnie i na mocno zmęczoną po całych tych świątecznych przygotowaniach, to ściągnąłem zaklęciem koc z twojej szafy i przykryłem nas nim. To wszystko. Możesz być spokojna, nic między nami nie zaszło, ani ja cię nie wykorzystałem, Hermiono.
- Dź-dziękuję – bąknęła, wyplątując się z jego objęć, bo przystojny Gryfon jakoś się nie spieszył, by samemu ją puścić. Przygładziła lekko wymiętą sukienkę i rumieniąc się uroczo, uciekła do łazienki. Syriusz uśmiechnął się łobuzersko w przestrzeń, w myślach komentując jej zachowanie. Nie miał zamiaru jej krzywdzić, czy dawać złudnych nadziei. Jednakże noc przy boku ładnej dziewczyny nie pozostała mu obojętna...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1559 słów i 8859 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto