POMIĘDZY NAMI

Ubierając swój szary mundurek nie przestawałam patrzeć w lustro. Od dzisiaj miał być to mój strój codzienny, bez którego nie mogłam pokazać się w szkole. Szary oznaczający średnią pozycje w społeczeństwie. Moja nowa wizytówka.  
-Denerwujesz się?- spytała mama widząc, że jestem już gotowa, a nada tkwię bez ruchu.
Przytaknęłam tylko. Najbardziej obawiałam się kontaktu z przedstawicielami klasy najwyższej. Ponoć byli niemili i aroganccy. Nie chciałam sprawdzać tego na własnej skórze. Wystarczyły mi opowieści.  
Dopóki nie osiągniemy wieku pełnoletności jesteśmy podzieleni na klasy. Od dzieciństwa aż do momentu wejścia w dorosłość nie mamy styczności z innymi prócz swojej grupy. Żyjemy, uczymy się o sobie, nabywamy wiele zdolności aż nadchodzi dzień taki jak dzisiaj. Dzień, w którym wkraczasz w prawdziwe życie napotykając różne osoby nie tylko ze swojej pozycji.  
Ten dzień nadszedł tak szybko, że nie byłam gotowa dobrze się do niego przygotować. Nie wiedziałam dokładnie czego mam się spodziewać od innych i jak zachować się w danej sytuacji. Uczono nas jak dbać o swoich, a lekcje o zachowaniu przesypiałam.  
-Nie martw się, poradzisz sobie. - zapewniła.  
Wierzyła we mnie bardziej niż ja sama, za co bardzo ją ceniłam. Była jednak osobą, która przejmowała się opinia innych. Robiła wszystko żeby ją zauważono, doceniono. Nie mogła znieść faktu, że urodziła się w średniej klasie. Chciała być kimś więcej niż przeciętniakiem.  
-Marry przyszła. - oznajmiła wychylając się za okno.  
Moja przyjaciółka była jedyną osobą poza moją rodziną, z którą utrzymywałam bliższy kontakt. Nawiązywanie nowych znajomości szło mi gorzej niż źle więc wolałam wcale ich nie nawiązywać. Oszczędzałam sobie wstydu i niepotrzebnych wpadek, które popełniałam często.  
Wybiegłam do niej jak najszybciej się dało. Wiedziałam, że jest podekscytowana nowym doświadczeniem jakim było pójście do szkoły dla wszystkich. Nie mogła się doczekać więc nie chciałam marnować czasu.  
-Cudnie wyglądasz!- krzyknęła na mój widok.  
Przesadny optymizm.  
-Tak jak wszyscy. - odparłam od niechcenia przytulając ją na powitanie.  
Przesadny pesymizm.  
-Nie cieszysz się z czekających nas przygód?
-Przygód? Żartujesz sobie, prawda?
Pokręciła przecząco głową ciągnąc mnie za sobą. Autobus przyjechał równo z nami. Wsiadłyśmy szybko i zajęłyśmy miejsce stojące przy oknie. Rozejrzałam się wokoło. Z przodu autobusu siedzieli najważniejsi w społeczeństwie, a mianowicie granatowi. Nosili granatowe mundurki. Uważali się na najlepszych, najmądrzejszych i wszystko inne. W środku staliśmy my, szaraki. A na samym końcu czarni. Najgorsza klasa. Byli jeszcze kolorowi, ale oni nie jeździli autobusami. Byly to osoby, które urodziły się na ulicy, albo same odeszły z grupy.  
-Mam zamiar poznać kogoś ciekawego. Mama stwierdziła, że powinnam rozglądać się za kandydatem na przyszłego partnera.  
Spojrzałam prosto w jej zielone oczy ze zdziwieniem. Mąż, już teraz?
-Nie za szybko?
-To może potrwać nawet trzy lata. Nie tak łatwo znaleźć kogoś kto może się spodobać.  
Marry zaczęła nagle wpatrywać się w chłopaka na przeciwko. Był wysoki, ciemnowłosy i przystojny, ale znając moją przyjaciółkę było coś do czego zaraz się przyczepi.  
-Ma za duży nos. - stwierdziła.  
-Nie ma ideałów.  
Zaśmiała się pokazując mi tym, że się mylę. Ona czekała na tego jedynego i nie mogła się doczekać. Gdy tylko ktoś się jej spodobał zaraz potem zmieniała zdanie bo oś było nie tak. Oczywiście wyolbrzymiała wszystko.
Autobus zatrzymał się obok naszej nowej szkoły i wszyscy jak na komendę ruszyli do środka. Szliśmy w zwartych grupach oddzielając się od innych klas. Jeśli tak miało wyglądać życie w harmonii z granatowymi i czarnymi to coś mi nie pasowało.  
Ustawieni na wielkiej sali tym razem według klas. I tu ku mojemu zdziwieniu klasy były mieszane. Dyrektor w granatowym garniturze powitał nas wszystkich serdecznie i życzył powodzenia w nauce i zawieraniu nowych przyjaźni. Chwile potem nakazał rozejście się do klas na zajęcia organizacyjne.  
Zaskoczona tym, że w klasach nie musimy siedzieć w grupach zajęłam miejsce po środku. Marry usiadła tuż obok mnie. Zauważyłam, że rozmawia z kilkoma osobami i zastanawiałam się kiedy zdążyła ich poznać.  
Moje rozmyślania przerwał nauczyciel, który właśnie wszedł do pomieszczenia uśmiechając się do wszystkich. Miał szary mundurek. Bycie nauczycielem i pochodzenie z klasy średniej było rzadkością. Dlatego nauczyciel taki był szanowany dwa razy bardziej od przeciętnego.  
-Nazywam się Oliver Adams. Nauczyciel filozofii międzyklasowej.  
Wszyscy chórem powiedzieliśmy, że witamy i życzymy powodzenia. Mieliśmy mówić tak codziennie. Pan Adams patrzył na każdego po kolei tak jakby chciał zapamiętać nasze twarze. Wyglądało to dziwnie gdy bez żadnych emocji lustrował pomieszczenie. Gdy jego oczy natrafiły na moje przeszedł mnie dreszcz. Poczułam się jakby właśnie wyciągnął coś z mojej głowy. Nieprzyjemne uczucie.  
Nagle do klasy wszedł jeszcze jeden uczeń. Granatowy. Określenie jego wyglądu nieziemskim było zbyt małe. Był tak idealny, że przestałam na chwile wierzyć w rzeczywistość i pomyślałam że śnie. Jego twarz była cudownie zbudowana. Duże piwne oczy, które rozglądały się spokojnie szukając wolnego miejsca. Wyrzeźbiony nos, którym kręcił delikatnie zdając sobie sprawę, że musi usiąść w pierwszej ławce. I usta, które przygryzał ze zdrenowania swoim spóźnieniem. Jego ciało też było piękne. Umięśnione lecz nie przesadnie. Był dość wysoki, a jego czarne włosy odbijały światło lampy nad nim. Zajął swoje miejsce i nerwowo stukał palcami w ławkę.  
Nauczyciel posłał mu gniewne spojrzenie, ale nie trwało to długo. We mnie też ktoś skierował spojrzenie pełne złości i pogardy. Dziewczyna siedząca przede mną patrzyła na mnie uważnie. Dostrzegła gdzie podąża mój wzrok i nie mogła tego nie skomentować.
-Nie masz co marzyć o choćby jednym spojrzeniu z jego strony. - powiedziała to tak głośno by każdy usłyszał.  
Owy chłopak odwrócił się w naszą stronę i zerknął na mnie przelotnie po czym spojrzał na nią.  
-Gdyby tak zakazać waszej klasie patrzenia na nas. - oznajmiła.
-Wtedy nikt nie mógłby cię podziwiać. A czy to nie sens twojego istnienia?- przemówił melodyjnym głosem, w którym wyczuć można było zniechęcenie i sarkazm.  
Zaraz potem odwrócił się znowu przodem do tablicy. Dziewczyna w granatowym stroju prychnęła tylko i też wróciła do swoich zajęć.  
Pierwszy dzień w szkole, pierwsza lekcja, a już zostałam obrzucona niemiłym komentarzem. Zadziwiająca była jednak postawa chłopaka. Mógł dołączyć do niej, mógł dodać również coś co sprawiłoby mi przykrość, mógł też to zignorować. Zachował się jednak w sposób jakiego nie oczekiwałabym od przedstawicieli najwyższej klasy.  
Gdy tylko lekcja dobiegła końca wybiegłam z sali i udałam się przed szkołę by pooddychać świeżym powietrzem. Marry nie poszła za mną gdyż zajęta była nowymi znajomościami. Nie chciałam jej przeszkadzać wiedząc jak ważne jest dla niej poznawanie ludzi. Osamotniona usiadłam na jednej z ławek oddalonej od innych. Tak czułam się najlepiej i w taki sposób miałam zamiar przetrwać trzy lata.  
W oddali zauważyłam go. Siedział też sam czytając jakąś książkę, ale z tej odległości nie mogłam dostrzec tytułu. Gdy wszedł rano do klasy wydał mi się bardzo popularny wśród swoich więc byłam zdziwiona widząc go samego. Może też nie lubił towarzystwa?
Coś mnie w nim intrygowało. Wokół niego unosiła się jakaś tajemniczość, którą przyciągał. Ale musiałam wziąć sobie do serca słowa dziewczyny i przestać liczyć, że spojrzy na mnie, że mnie zauważy. Dzieliła nas klasyfikacja. Gdyby nie to może zdobyłabym się na rozmowę z nim. Ale nam nie wolno było zaczynać pierwszym. Wyżsi rangą musieli sami zacząć. A to było rzadkie.  
Uśmiechnęłam się sama do siebie próbując dodać sobie otuchy i wstałam. Przede mną był jeszcze cały dzień. Nie mogłam załamywać się tak od razu. Co powiedziałabym mamie, która tak bardzo we mnie wierzyła?
Wróciłam na lekcje nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. Nie potrzebowałam tego tak bardzo jak Marry, która miała już sporo nowych znajomych. Była w swoim żywiole. Uśmiechnięta, pełna energii. Taka jaką lubiłam ją najbardziej...cdn

aniell

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1550 słów i 8704 znaków.

3 komentarze

 
  • Sambi

    Zaczyna się naprawdę ciekawie, jednak mam nadzieję, że to nie będzie kolejne opowiadanie typu trzeci rozdział, a już para, miłość i lizanie :';) jednak wierzę w Ciebie i że zrobisz coś naprawdę porządnego:)

    28 lis 2015

  • Nieznana55

    Super czekam na następną część

    28 lis 2015

  • Ramol

    Zaczynają być znów modne powiastki (romansidła?) oparte na schemacie "Trędowatej", przy czym raz on, innym razem ona "robią za Stefcię Górską". Niektóre czytałem z zainteresowaniem... Zatem życzę Autorce/Autorowi sukcesu! Pozdrawiam!

    26 lis 2015