POMIĘDZY NAMI II

-I jak było?- spytała zaciekawiona mama gdy tylko otworzyła drzwi wejściowe.  
Uśmiechnęłam się tylko po to by wskazać na to, że było dobrze. Jednak jej spojrzenie oczekiwało na szczegóły.  
-Marry poznała dużo miłych osób. - oznajmiłam ściągając buty.
Odłożyłam je do dębowej szafki i spojrzałam na mamę, która nadal nie była zadowolona z mojej odpowiedzi.
-Nie pytam o Marry tylko o ciebie.  
-Szkoła jak szkoła.  
Liczyła na interesujące wiadomości z całego dnia, ale ja nie miałam nic do opowiedzenia. Byłaby zła gdyby dowiedziała się, że pół dnia spędziłam na obserwowaniu tajemniczego chłopaka. Tym bardziej że nie był taki jak my.  
-Amil, nic się dzisiaj nie wydarzyło?
-Zupełnie nic. - próbowałam z całych sił żeby zabrzmiało to przekonywująco. Miałam nadzieje, że uwierzy i da mi spokój.  
-Jeszcze jedno, chciałabym żebyś zaprzyjaźniła się z pewną osobą.  
Zdziwiła mnie. Przyjaźń na zawołanie?
-Kto to taki i jaką masz w tym korzyść?
Pod każdą jej prośbą stało coś jeszcze. Znałam ją i wiedziałam, że nie poprosiłaby mnie o cos takiego zupełnie bez celu.  
-August Marx. Chodzi z tobą do klasy.  
-A jeśli go nie polubię albo on mnie?
Machnęła ręką.
-Nie ma takiej opcji. Przypadniecie sobie do gustu.  
-Co będziesz z tego miała?
-Ja?
Udawała zszokowaną. Nie powiem, dobrze jej to wychodziło, ale po tylu latach wiedziałam już kiedy gra, a kiedy jest szczera w swoim zachowaniu.
-Jeśli mam się postarać musisz mi powiedzieć.
-Chce poznać jego rodziców.  
-Nie możesz do nich iść?
Pokręciła przecząco głową.  
-Musisz mi pomóc. To bardzo ważne osobistości w naszej klasie.  
-Ten August to pewnie jakiś sztywniak.  
-Spróbuj.  
Westchnęłam i poszłam do siebie. Zamknęłam drzwi na klucz tak jak miałam to w zwyczaju i opadłam na mój zielonkawy fotel przy oknie. Miałam stąd dobry widok na ulicy dzięki czemu znowu mogłam zatracić się w ulubionej czynności. Obserwowanie było dla mniej nieodłącznym elementem mojej egzystencji. Pozwalało mi to na analizowanie zachowań ludzi, wyciąganie wniosków z rożnych sytuacji i układaniu własnych zakończeń tego co się już wydarzyło.  
Marry uważała mnie za nudziarę przez to wszystko. Nie lubiła patrzeć, lubiła uczestniczyć w wydarzeniach, które ja oglądałam. Próbowała mnie przekonać i to nie raz, że lepiej zrozumiem sytuacje znajdując się w niej. Byłam jednak zbyt nieśmiała i zbyt zamknięta w sobie żeby robić rzeczy, których nie chce i których się obawiam.  
Pomimo to przyjaźniła się ze mną od dziecka. Kiedyś stwierdziła, że dobrze mnie mieć przy sobie. Nazwała mnie swoją granicą. Gdy zaczynała robić coś co mogłoby okazać się złe wystarczyło, że na nią spojrzałam, a ona wracała do pionu. Uzupełniałyśmy się. Ja byłam tą dobrą, ona tą złą. Pasował mi taki układ. A po drugie Marry potrafiła załatwić wiele rzeczy. Była rozgadana i umiała rozmowę przeprowadzić co mi przychodziło z trudem. Dlatego trzymałam się jej, a ona mnie.  
Była moją jedyną przyjaciółką. Gdyby nie to że sama podeszła do mnie w przedszkolu pewnie dzisiaj byśmy się nie znały. Jako jedyna zaczęła ze mną rozmawiać. Jak mówiła kiedyś fascynowało ją jak odpływam wpatrując się w jeden punkt. Dla innych było to zabawne, dla niej interesujące. Dlatego też zaufałam jej i tak jest do dzisiaj.  
Moje rozmyślania przerwał odgłos podjeżdżającego auta pod dom. Nie brzmiał jak samochód taty tak więc wstałam i przyjrzałam się uważniej kto przyjechał.  
Była to jakaś kobieta. Ubrana była nietypowo. Miała na sobie granatową bluzkę, szare spodnie i czarną apaszkę. No tak, pomyślałam. Reprezentanta rządu. Ale co ona robiła pod naszym domem i czego chciała?
Gdy tylko podeszła do drzwi wyszłam ze swojego pokoju i przysiadłam na schodach by podsłuchać rozmowę mamy i kobiety. Nie powinnam tego robić, ale moja ciekawość była bardzo niespokojna.
-Co cię tu sprowadza?- usłyszałam pytanie z ust mamy.  
-Powinnam była zadzwonić, ale nie chciałam rozmawiać o tym przez telefon.  
Musiało to być coś ważnego skoro się tu pofatygowała.
-O co chodzi Juliet?
-Nie wiem czy dotarły do ciebie informacje z biura ochrony, ale mamy pewne problemy z trzecią klasą.  
-Znowu zaczęli kraść?
Nie dziwiło mnie to skoro ostatnia grupa była najbiedniejsza. Rząd utrudniał im życie jak tylko się dało. Co nie było sprawiedliwe.  
-Kradzieże kradzieżami. Nie przychodziłabym tu gdyby chodziło tylko o to.  
-Więc co się dzieje?
-Ich trzy największe gangi połączyły się w jeden i napadli na naszą zbrojownie. Zginęła duża ilość broni a oni sami zapadli się pod ziemie.  
Nigdy wcześniej nie słyszałam, że po mieście grasują gangi. Nikt mi o tym nie wspominał.  
-Potrzebujecie mnie?
-Podobno szykują atak na rząd i pragną zdobyć władze. Dlatego Aris, musisz nam pomóc.
Moja mama ma pomóc w walce z przestępcami? Wydawało mi się to śmieszne. Dlaczego akurat ona? Przecież rząd miał wielu wyspecjalizowanych ochroniarzy i wojsko.  
-Rozumiem, stawię się jutro w siedzibie.  
-Nikomu ani słowa. Gdyby wybuchnęła teraz panika mielibyśmy więcej kłopotów niż mamy.  
-To oczywiste.  
Chwile później słyszałam trzask drzwi wejściowych. Wróciłam szybko do swojego pokoju i wyjrzałam przez okno. Odjechała.  
Miałam ochotę zejść i zapytać mamę o co chodzi i jak niby ma pomóc w schwytaniu tego gangu, ale wiedziałam, że byłaby zła gdyby dowiedziała się, że podsłuchiwałam. Dlatego powstrzymałam się próbując myśleć o czymś innym. Nie mogłam się jednak skupić. Moje myśli krążyły wokół słów kobiety. Czarni chcieli odbić władze i zasiąść w rządzie. Pewnie po to by im zyło się lepiej. Rozumiałam ich rozczarowanie i desperacje, ale rozboje, zbieranie broni nie brzmiało najlepiej. I wcale nie świadczyło o walce na słowa, ale o krwawej wojnie, którą wygrać może tylko jedna strona.  
Wątpiłam jednak w siłę ostatniej klasy. Przeciw nim stawiła by się nasza i granatowi, a za nami całe wojsko. Nikt nie miałby szans z nami wygrać. Chyba, że mają coś w zanadrzu, coś o czym nie wiemy i zupełnie się tego nie spodziewamy.  
Usłyszałam pukanie do moich drzwi.  
-Amil, wyjeżdżam jutro. - odparła mama gdy tylko wyłoniła się zza ściany.  
-Gdzie?
I tak nie powie mi gdzie dokładnie się uda.  
-Wysyłają mnie poza miasto na jakieś badania.  
Jasne, badania.  
-Kiedy wrócisz?
-Jak skończę.
Czyli prawdopodobnie nie będzie jej bardzo długo, ale nie chciała mi o tym mówić.  
-Tata wróci jutro wieczorem więc nie będziesz sama w domu.
-Nic mi nie będzie.
-Wiem. Gdyby działo się coś poważnego dzwoń do babci. Zjawi się jak najszybciej.  
Uśmiechnęłam się delikatnie.  
-Nie opuszczaj lekcji, proszę. - dodała i wyszła.
Była bardzo poważna co zdarzało się rzadko. Nawet jeśli miała jakieś problemy zawsze się uśmiechała. Musiało być bardzo źle skoro nie mogła się na to zdobyć.  
Nie miałam zamiaru mówić Marry o rozmowie, którą słyszałam. Wiem jaka jest i mogłaby przypadkiem komuś to powiedzieć, a potem rozniosłoby się na całe miasto. Wolałam tego uniknąć.  
Gdy następnego dnia szłam z Marry do szkoły milczałam. Ona natomiast opowiadała mi co robiła wczoraj wieczorem i że umówiła się na kawe z kimś z naszej klasy. Słuchałam jej uważnie i przytakiwałam gdy o coś pytała.  
W autobusie znowu było dużo ludzi. Ci sami co wczoraj. W tych samych ubraniach. W tych samych grupkach.  
-Zobacz Amil, tam stoi ten chłopak z klasy na którego się gapiłaś. - szepnęła Marry do mojego ucha.  
Miała racje. Stał na samym przodzie oparty o szybę. W ręce trzymał tą samą książkę, którą czytał na przerwie wczoraj. Ubrany był tak samo jak poprzednio, ale wyglądał jakoś inaczej. Może to przez to, że ułożył włosy w inny sposób, albo przez to że założył inny krawat.  
-Podoba ci się?- spytała.
-Obserwacja nie oznacza zauroczenia.  
Zaśmiała się głośno przez co wszyscy wokoło spojrzeli w naszą stronę. Nawet on.  
-Marry, cicho.- próbowałam ją uciszyć.
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Cały czas się na niego gapisz.  
-Tak jak na wszystko i na wszystkich.  
Wiedziałam, że nie da mi spokoju. Byłam niemal pewna, że będzie wiercić mi dziurę w brzuchu aż nie powiem tego co chce usłyszeć.  
-Myślisz, że znam cię od dzisiaj?
-Skąd możesz wiedzieć czy ktoś mi się podoba?
-Bo wiem jak wyglądają twoje oczy gdy obserwujesz coś co nie ma dla ciebie znaczenia, a jak wyglądają gdy coś jest ważne.  
Zapomniałam, że jej spostrzegawczość jest bardzo dobra. Ale i tak przesadzała. Nigdy wcześniej nie byłam kimś zauroczona, ale byłam niemal pewna, że nie przychodzi to tak łatwo. Myślałam, że trzeba kogoś poznać, porozmawiać z nim by dowiedzieć się czy jest warto ofiarować mu swój czas. Chłopak z naszej klasy był dla mnie bardzo ciekawym obiektem obserwacji i nic więcej.  
Gdy Marry chciała zadać kolejne pytanie autobus zahamował ostro i moja przyjaciółka przesunęła się kilka metrów dalej. Drzwi otworzyły się i wyszłam jak najszybciej uciekając od jej ciekawskich spojrzeń. Wiedziałam, że zaraz da sobie spokój i zacznie rozmowę z kimś innym.  
Bezpiecznie udałam się więc do budynku szkoły. Miałam misje. Dowiedzieć się jak wygląda August Marx. Nie uśmiechało się mi nawiązywanie z nim kontaktu więc miałam nadzieje, że jest bardziej wygadany niż ja.  
Podeszłam do mojej klasy uważnie słuchając ich rozmów. Ktoś mógł wspomnieć jego imie, cokolwiek. I tak się właśnie stało.
-Widzieliście Augusta? - spytała blondynka, która stała do mnie plecami. Była wyższa o glowe.  
-Idzie! - krzyknął ktoś i wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę drzwi wejściowych.  
Chłopak, o którym mówiła mama był wysokim blondynem i czarnych oczach. Podążał dumnie tak jakby był władcą czy coś w tym rodzaju. Ludzie wokół mnie zachowywali się tak jakby czekali na niego z zapartym tchem.  
Nie podszedł do nich tylko stanął obok mnie. Ramię w ramię.
-Amil Porter? - przemówił.
-August Marx?  
Odwrócił głowę w moim kierunku i spojrzał na mnie podejrzliwie.  
-Ciekawe dlaczego nasze mamy kazały mi z tobą rozmawiać.  
-Nasze mamy się znają? - spytałam zdziwiona.  
Mama mówiła mi, że chciałaby poznać jego rodziców, bo to dla niej ważne. Po co więc miałam się z nim zaprzyjaźniać skoro miała dobry kontakt z mamą Augusta.  
-Obie namówiły mnie żebym do ciebie podszedł.  
-W jakim celu?
Uśmiechnął się serdecznie.  
-Podobno chcą nas zeswatać.  
-Co takiego?- wrzasnęłam, a mój głos rozniósł się wokoło z prędkością światła.
Czułam na sobie każde spojrzenie. I on też patrzył. Tajemniczy chłopak, którego imienia jeszcze nie znałam.  
-Nic ci nie powiedziano?
-Zupełnie nic.  
Zaśmiał się cichutko.  
-Może twoja mama myślała, że uciekniesz.  
-Dobrze myślała. - odezwałam się i ruszyłam do wyjścia.  
Nie mogłam uwierzyć, że wkręciła mnie w coś takiego. Od dawna wiedziałam, że w naszej klasie to rodzice wybierają kandydata na męża, ale zdarzały się wyjątki i do samego końca miałam nadzieje, że będę tym wyjątkiem i pozwolą mi samej dokonać wyboru.  
August szedł za mną i krzyczał żebym się zatrzymała. Widocznie jemu bardziej podobał się ten pomysł z połączeniem nas, ale ja byłam przeciwna. Bardzo przeciwna. Nie miałam zamiaru wychodzić za mąż za kogoś kogo nie chciałam. Ja nawet nie byłam pewna czy chce z kimkolwiek się wiązać. Było na to za wcześnie.  
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer mamy. Odebrała po trzech sygnałach.  
-Jak mogłaś mi to zrobić?  
-Co takiego kochanie?
Jej gra aktorska była coraz gorsza.  
-August Marx.  
-Chce twojego szczęścia.  
-Właśnie mnie go pozbawiłaś!

aniell

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2258 słów i 11939 znaków.

Dodaj komentarz