Przeklęta - 18 | Zaskoczona?

Znieruchomiałam, patrząc z przerażeniem na ziejące czernią skrzydło. W głowie natychmiast odezwały mi się tysiące myśli. Dlaczego skrzydło ściemniało? Coś się stało? To był celowy zabieg? Czy może… Jonathan wcale nie był dobry? A jeśli oszukał mnie, Adama i wszystkich, że był po naszej stronie, podczas gdy tak naprawdę wcale nie chciał klęski Gordona? A może oni wszyscy byli źli, a ja padłam po prostu ofiarą zbiorowego żartu. Pewnie nawet teraz duchy podglądały mnie ze swoich kryjówek i się podśmiewały z głupiego, naiwnego człowieka.  A może zwyczajnie wariowałam? Zamrugałam, chcąc upewnić się, że widzę dobrze. Niestety, skrzydło wciąż było czarne, a ja nie miałam pojęcia, co teraz zrobić. Nie mogłam skontaktować się z Adamem, a i on najwyraźniej nie szukał kontaktu ze mną. Nie mogłam wejść do bazy. Moją ostatnią deską ratunku była próba kontaktu z Jonathanem, ale teraz, gdy skrzydło przybrało niepokojący odcień czerni, co mogło oznaczać dosłownie wszystko, bałam się podejmować jakiekolwiek kroki. Wyglądało na to, że skończyła mi się lista pomysłów. Co niby miałam teraz zrobić?  
Stałam tak jeszcze przez chwilę, próbując znaleźć jakąś pożyteczną rzecz, którą mogłabym wykonać, dopóki byłam jeszcze na cmentarzu. Nie znalazłam takiej. Serce biło mi zbyt mocno, bym mogła się uspokoić. Postanowiłam wrócić do domu. I tak nie miałam na chwilę obecną lepszego planu.
Gdy wślizgnęłam się pod ciepłą kołdrę i ułożyłam zmęczone ciało na miękkim materacu, aż jęknęłam z rozkoszy. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz dobrze spałam, bez żadnych trosk czy zmartwień. Chciałam zostać w tym łóżku na zawsze, już nigdy nie musieć z niego wychodzić. Gdyby to było takie proste. Mogłam w nim leżeć, ale i tak musiałam zastanowić się, co dalej robić. Po dłuższym przeanalizowaniu wszystkich opcji z westchnieniem stwierdziłam, że muszę po prostu poczekać, aż Adamowi minie gniew na mnie i sam spróbuje się ze mną skontaktować. Mimo wszystko miałam nadzieję, że cały czas był przy mnie i czuwał nade mną, tylko zwyczajnie się nie ujawniał. Nie wiedziałam jednak, co zrobię, gdy pojawi się przy mnie kolejny zły duch. Wiedziałam już, że użycie sztyletu wcale nie musi być rozwiązaniem. Jonathan ostrzegał mnie, że nie mam pewności co do tego, że sztylet jest bezpieczny. Wtedy myślałam, że to może zwyczajne przesadzanie, zapobiegawcze rady starszego człowieka. Teraz jednak musiałam przyznać, że mógł mieć rację. Rzeczywistość nie wyglądała kolorowo. Nagle przestraszyłam się. Może naprawdę wpadłam w pułapkę? Ze sztyletem działo się coś dziwnego, choć powinien być pomocą, a atrybut Jonathana przestał wyglądać jak atrybut kogoś dobrego. Nie chciałam płakać, ale z kącika prawego oka wymknęła mi się jedna łza. Nagle byłam bezsilna. Nie wiedziałam już, co robić, ani komu ufać. Jonathan równie dobrze mógł być zły. Adam wkurzał mnie od początku, ale nagle, gdy go przy mnie zabrakło, zrozumiałam, jak go potrzebuję. Czułam się naga i bezbronna… łatwa do skrzywdzenia.
***
Jak zwykle przyszłam do Jasona, by pójść razem do szkoły. Po nocnych rozmyślaniach i koszmarach, które mi się potem śniły, nie czułam się za dobrze, ale starałam się uśmiechać i myśleć pozytywnie. Choć byłam zmęczona, humor poprawił mi się, gdy rano mama przygotowała mi śniadanie i porozmawiała ze mną, tak po prostu. Przypomniałam sobie, że wciąż jestem człowiekiem i muszę zacząć doceniać te proste, ludzkie czynności, by kompletnie nie zwariować. Tak więc z uśmiechem na ustach podziękowałam mamie, że wstała wcześniej i przygotowała dla mnie jedzenie, po czym szybko umyłam zęby i wyszłam z domu. Było już bardzo zimno. Temperatura spadła poniżej zera i wszędzie leżał śnieg. Czym prędzej naciągnęłam rękawiczki na dłonie i czapkę na głowę. Choć nie cierpiałam zimy właśnie dlatego, że wciąż marzłam, lubiłam patrzeć na zimowy krajobraz. W spadających z góry płatkach śniegu było coś pięknego i uspokajającego. Jakby świat utulał się do snu. Jakby nic złego nie mogło się wydarzyć.
W progu przywitała mnie mama Jasona. Nie było dla mnie niczym nowym, że Jasona nigdzie nie było widać – pewnie jeszcze leżał w łóżku. Zdjęłam buty i rozpięłam kurtkę, bo już zaczynało być mi gorąco, po czym weszłam po schodach. Zapukałam do pokoju Jasona. Gdy uchyliłam drzwi, spotkało mnie zaskoczenie. Jason nie spał – stał przy szafie i zapinał koszulę.
- Cześć – przywitałam się, podchodząc do niego i całując go w policzek. – Wow, wstałeś. Sam, czy mama cię obudziła? – Nie czekając na jego odpowiedź, dodałam: - Ale nie spakowałeś książki do matematyki. Zapomniałeś? Naprawdę powinieneś pakować się wieczorem. – Podeszłam do jego biurka i wrzuciłam książkę do plecaka Jasona, po czym jeszcze pościeliłam jego łóżko. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że coś tu było nie tak. Wyprostowałam się i odwróciłam, spoglądając ponownie na Jasona. Wciąż stał w tej samej pozycji, a wzrok miał nieobecny.  
- Jason?
Nawet na mnie nie spojrzał. Poczułam ciarki na całym ciele. Jason, którego znałam, jeszcze by smacznie spał w łóżku i ani myślał wstawać. Mój Jason powitałby mnie rozkosznym uśmiechem i zapytał, jak mi się spało. Rzuciłby jakimś żartem i przytuliłby tak mocno, że musiałabym mu przypomnieć, że musimy się zbierać do szkoły. Tymczasem ubierał się w milczeniu, zachowując się tak, jakby wcale nie było mnie w pokoju. Ale dlaczego?
Dotknęłam jego ramienia i wtedy jakby oprzytomniał. Zamrugał gwałtownie i spojrzał na mnie z bladym uśmiechem.
- O, cześć. Nie widziałem, jak weszłaś.
Skwitowałam jego słowa uniesionymi brwiami. Nie widział, jak weszłam? Nie poczuł, jak go pocałowałam, nie słyszał mojej beztroskiej gadaniny? Serce tłukło mi się boleśnie o żebra. Zastanawiałam się, czy  to był może jakiś kiepski żart, czy zwyczajnie jeszcze spałam. Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć, dlatego rzuciłam jak gdyby nigdy nic:
- Musimy zaraz wyjść, bo inaczej się spóźnimy.
- Ok – odpowiedział Jason, ledwo na mnie spoglądając. Jego oczy na powrót zrobiły się nieobecne. Wyszedł z pokoju, kierując się do łazienki, ale jego chód przypominał chód robota. Poczułam, jak cała drżę. Nie miałam pojęcia, co tu się działo, ale na pewno nic dobrego.
I wtedy to poczułam. Coś, czego miałam nadzieję nie poczuć już nigdy więcej. Swąd palonej skóry i ból, jakby ktoś rozcinał mnie nożem. Szarpnęłam za rękaw swetra, odsłaniając przedramię, na którym formowała się kolejna wiadomość. Nie chciałam jej oglądać. Zaciskałam zęby, próbując oddychać miarowo i nie krzyczeć. Wreszcie ból ustał. Przygryzając mocno wargę, spojrzałam na krwistoczerwone słowa, które pojawiły się na mojej skórze.
„Zaskoczona? To dopiero początek”
***
Obserwowałam Jasona tak dokładnie, jak jeszcze nigdy dotąd. W szkole normalnie rozmawiał z ludźmi, jakby zapomniał o tym, że jeszcze niedawno prawie nikt się do niego nie odzywał. Trzymałam się przy nim, jak zawsze, ale miałam wrażenie, że mogłabym zniknąć i wcale by tego nie zauważył. Zachowywał się tak, jakby śnił na jawie. Wcale na mnie nie patrzył. Siedziałam u jego boku, ale nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Czułam się jak zakurzony mebel albo niepodlewany od dawna kwiatek. Łzy wciąż cisnęły mi się do oczu. Cholera, jak to bolało. Bolało bardziej niż wszystko inne. Ta cholerna obojętność, tak nagła i zupełnie dla mnie niepojęta, wrzynała się w moje serce niczym nóż. Po raz pierwszy czułam się przy Jasonie tak okropnie. Dotychczas non stop o mnie zabiegał, starał się, chciał rozmawiać. Zawsze był przy mnie, mówił, jak bardzo mnie kocha, a teraz… tak jakby mnie nie było obok. Jakbym była powietrzem, które nie tyle mu zawadza, ale jest mu obojętne. Nie miałam pojęcia, co robić.
Sytuacja powtórzyła się następnego dnia, i jeszcze następnego. Za każdym razem, gdy patrzyłam na Jasona, serce mi się zaciskało, a oddech urywał. Wciąż czekałam na moment, gdy oprzytomnieje, gdy na mnie spojrzy tak, jak kiedyś, gdy zobaczę jego rozradowany uśmiech i wszystko wróci do normy.  
Nie wracało.
Ludzie z klasy rzucali w naszą stronę zdziwione spojrzenia, kiedy widzieli, że Jason rozmawia z każdym, ale nie ze mną. Przestawałam to wytrzymywać. Dotychczas to Jason był jedyną osobą, która sprawiała, że dawałam sobie radę ze wszystkimi złośliwymi spojrzeniami w szkole, że nie przejmowałam się tym, że każdy mnie unikał. Tylko dla niego jeszcze tam chodziłam. Teraz nagle i Jason stał się dla mnie jak obcy człowiek.
Gdy wychodziliśmy ze szkoły w środę, nagle na mnie spojrzał.
- Odprowadzę cię do domu – powiedział sztywno. Oczy ponownie mnie zapiekły, ale siłą woli powstrzymałam się od płaczu. Szliśmy obok siebie w milczeniu. Jason się nie odzywał, a moje zaciśnięte gardło uniemożliwiało mi powiedzenia czegokolwiek. Zresztą, co miałabym powiedzieć? Wciąż zachodziłam w głowę, co tu się działo, ale to powodowało, że trudniej było mi nie płakać i zachowywać pokerową twarz. Gdy stanęliśmy przed moim domem, Jason od razu rzucił:
- To cześć.
Odwrócił się, by odejść, ale w desperacji zawołałam za nim:
- Poczekaj!
Zatrzymał się i powoli odwrócił. Podbiegłam do niego bez tchu. Patrzył na mnie z góry. W jego zielonych oczach nie widziałam nic i to mnie najbardziej przerażało. Dotychczas zawsze wyrażały miłość, oddanie i po prostu… były oczami Jasona. Znałam te oczy. Zawsze patrzyły na mnie tak, że czułam tę miłość. Nagle z tej zieleni wyzierała przeraźliwa pustka. Nie chciałam pytać Jasona wprost, co się stało. Nie mogłam. Wiedziałam, że to nie była jego sprawka. Jason nie był sobą – kto inny musiał maczać w tym palce. Byłam tego pewna, ale i tak od jego spojrzenia zrobiło mi się jeszcze bardziej zimno – i to wcale nie za sprawą mrozu. Złapałam go za rękę i splotłam nasze palce. Jego dłoń w ogóle nie zaciskała się na mojej.
- Kocham cię – powiedziałam dobitnie, patrząc na niego desperacko. – Wiesz o tym, prawda?
Przez chwilę milczał.
- Jasne – odparł cicho, po czym puścił moją rękę, odwrócił się i odszedł. Patrzyłam za nim, a serce pękało mi na pół. Tym razem nie zdołałam już powstrzymać szlochu. Gorące łzy poleciały po mojej twarzy i nie mogły się zatrzymać. Kwiliłam cicho jak dziecko. Nie musiałam główkować, by wiedzieć, kto za tym stał. Problem był w tym, że nie wiedziałam, jak to zatrzymać. Te cholerne duchy zabierały wszystko, co było dla mnie ważne.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2008 słów i 11018 znaków.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Julka000666

    Smutno...Ale jak zawsze cudowne

    11 gru 2016

  • POKUSER

    Aż mi się zimno zrobiło, świetnie oddałaś jej emocje

    6 gru 2016

  • candy

    @POKUSER dziękuję baaardzo :D

    6 gru 2016

  • Saszka2208

    Kiedy nexttt???

    5 gru 2016

  • candy

    @Saszka2208 niedługo ;)

    5 gru 2016

  • Black

    Aż mi się smutno zrobiło... Czekam na więcej  <3

    5 gru 2016

  • candy

    @Black a mi się to smutno pisało :( <3

    5 gru 2016