Przeklęta - 21 | Amnezja

Czy mama widziała na zdjęciu to samo, co ja? Moją sponiewieraną, zmasakrowaną twarz? Ale przecież, gdy spojrzałam na to zdjęcie zaraz po niej, wszystko było w porządku. Ale nawet jeśli mama też to widziała, jej reakcja była zbyt spokojna. Coś tu było mocno nie tak.
Już nie zasnęłam. Zostałam w salonie, wpatrując się uparcie we wszystkie zdjęcia, z których nagle zostałam wymazana. Miałam nadzieję, że to chwilowe, że śnię, że mam zwidy, ale te wymówki już dawno przestały brzmieć wiarygodnie. Dobrze wiedziałam, że to wszystko było koszmarną prawdą. Po raz pierwszy chciałam, by nagle któryś zły duch się przede mną pojawił. Chciałam im powiedzieć, że wygrali, że nie mam już sił, żeby skończyli te potworne szykany. Po raz pierwszy czekałam, ale nikt nie przychodził. Bezsilnie kopnęłam rozbitą ramkę. Szkło rozprysło się po drewnianej podłodze, rozbijając się na jeszcze mniejsze kawałki. Westchnęłam ciężko. Pragnęłam snu. Jedyne, czego chciałam, to zasnąć i nie mieć wciąż rozwarstwiających się zmartwień.  
Poczłapałam do kuchni po zmiotkę i sprzątnęłam potłuczone szkło. Kosz ze śmieciami był pełny, a nie chciało mi się teraz go wyrzucać i wymieniać worka na nowy, więc po prostu zostawiłam szufelkę ze szkłem przy szafce i z powrotem wróciłam do salonu. Nie miałam siły wracać na górę do pokoju. Skuliłam się na kanapie i przykryłam kocem. Przez chwilę miałam ochotę napisać wiadomość do Jasona, że go kocham i życzę mu dobrej nocy, ale po chwili mój zamroczony mózg przypomniał sobie, że nie mogę, bo Jason aktualnie mnie nienawidził. Pozwoliłam sobie na chwilę płaczu, ale wkrótce zaschło mi w gardle. I tak nie spałam, więc ponownie zwlokłam się z kanapy i podreptałam do kuchni, żeby nalać sobie szklankę wody. Nie zapaliłam światła, żeby nie podrażniać sobie oczu. Po chwili okazało się to poważnym błędem, bo poczułam ogromny ból w stopie. Głośno krzyknęłam i podskoczyłam do góry, przyciskając nogę do siebie. Prawie się przewróciłam, ale na szczęście wymacałam dłonią krzesło i na nie opadłam. Przez chwilę nasłuchiwałam, czy nie obudziłam mamy, ale nie usłyszałam żadnych hałasów z góry. Głośno sycząc, na jednej noce pokonałam parę metrów i pacnęłam ręką włącznik światła. Z powrotem usiadłam na krześle i wykręciłam stopę, by zobaczyć, co zrobiłam, choć w sumie mogłam się tego domyślić. Weszłam prawą stopą prosto w pozostawione szkło. Skóra piekielnie mnie piekła i szczypała, ale sama nie wiedziałam, co z tym zrobić. Bałam się sama wyciągnąć szkło. Próbowałam wymyślić, co mogę zrobić sama, żeby jakoś uśmierzyć ból i jednocześnie nie pogorszyć mojego stanu. Krew ciekła mi ze stopy jak woda z zepsutego kranu. Od jej zapachu i widoku zrobiło mi się niedobrze. Odchyliłam na chwilę głowę na oparcie krzesła, przymykając oczy. Usiłowałam spokojnie i równomiernie oddychać, nie ruszając przy tym stopą, by nie pogarszać bólu. Przez parę minut czułam się zamroczona, tak jakbym na chwilę odpłynęła. Z letargu wyrwał mnie dopiero dziwny dźwięk. Na początku nie mogłam go zidentyfikować, ale to brzmiało jak spadające odłamki szkła. Gwałtownie otworzyłam oczy i ponownie spojrzałam na moją stopę. Oczy rozszerzyły mi się ze zdziwienia. Ponownie zaczęłam rozważać, czy aby na pewno nie śpię, bo to było co najmniej dziwne. Poszczególne kawałki potłuczonego szkła zaczęły wypadać z mojej stopy tak lekko, jakby ktoś pociągał je sznurkami. Nie czułam przy tym żadnego bólu. Gdy wszystkie opadły z cichym dźwiękiem na podłogę, nagle rany zaczęły się zasklepiać. Krew przestała lecieć, pozostała jedynie ta zaschnięta. Zerwałam się z krzesła i postawiłam stopę na podłodze, w miejscu, które nie było pokryte odłamkami. Nic mnie nie zabolało. Szybko namoczyłam ścierkę zimną wodą i starłam krew, która pozostała na skórze. Stopa z powrotem zrobiła się czysta, dzięki czemu mogłam stwierdzić, że moja rana momentalnie się zagoiła. Mrugałam oczami raz po raz, ale dalej widziałam ten sam widok.  
Co tu się właśnie wydarzyło? To już naprawdę musiały być zwidy. Dziwne rzeczy przydarzały mi się już wcześniej – latające wokół duchy, śmierć koleżanki trwająca parę sekund, ciało mojego taty znikające z grobu, znikająca podkowa… i to, co zrobili Jasonowi… ale żadna z tych czynności nie kończyła się ze skutkiem dla mnie pozytywnym. Wszystko było tylko po to, by uprzykrzyć mi życie. A to? Rany, które same się goiły? Niby do której kategorii miałam to zaliczyć? I najważniejsze – jak to się stało? Nie miałam już ochrony Adama. Byłam zwykłym, szarym człowiekiem, a takie rzeczy nie przytrafiały się zwykłym ludziom bez jakichkolwiek mocy. Jak…
Łamałam sobie nad tym głowę przez następne kilkadziesiąt minut, ale im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej nie mogłam niczego wymyślić. Byłam psychicznie wykończona i miałam dość zastanawiania się nad czymś, co było dziwne w zupełnie innym wymiarze "dziwności” niż dotychczas. Niestety, mój mózg nie chciał tego zaakceptować i chcąc nie chcąc wciąż się zastanawiałam, jak to było, u licha, możliwe. Minuty mijały, a ja dalej leżałam w otoczeniu tych okropnych zdjęć, choć nagle było mi wszystko jedno. Rana, którą należałoby zszyć i która goiłaby się kilka tygodni – w normalnych warunkach – zagoiła się w ciągu kilku minut. Ale dlaczego?
A potem nagle zrozumiałam. A przynajmniej tak sądziłam. Porzuciłam intensywne rozmyślania i pozwoliłam myślom błądzić. Zmęczenie robiło swoje, ale niespodziewanie z mojej głowy wyszła taka hipoteza, której dotąd w ogóle nie wzięłabym pod uwagę. Nie miałam pojęcia, czy była słuszna, czy może kompletnie odbiegała od prawdy, ale gdy zaczęłam składać do kupy wszystkie kawałki, nagle utworzyły się w całkiem sensowną całość.
Jonathan powiedział, że była we mnie uwięziona dusza Gordona – potwierdzało to pociemniałe skrzydło. Reakcja Gordona była opóźniona, ponieważ byłam zbyt silna. Ochraniały mnie dobre duchy; widocznie ich siła niwelowała tę powalonego króla. Gdy odrzuciłam ochronę i osłabłam – fizycznie, psychicznie – Gordon był w stanie przebić się na tyle, by jego obecność została zauważona. Czerpał siłę z mojej słabości – a skoro na powrót stawał się silny, być może jego siła w jakiś dziwny sposób udzielała się także mnie. W końcu był uwięziony we mnie, w moim ciele. Nie sposób było tego oddzielić. Jego odzyskana siła zaowocowała reakcją na atrybut Jonathana. Działała poprzez moje ciało. Nie było już dla mnie niespodzianką, że duchy były w stanie zrobić bardzo wiele, co nie zawsze musiało być zgodne z logiką, prawami natury i zdrowym rozsądkiem. To było jedyne wytłumaczenie – to moc Gordona tak na mnie działała. Rana zagoiła się, choć ja sama nic z nią nie zrobiłam. Tak jakby zagoiła się sama z siebie. Choć dotychczas nie czułam, że jest we mnie uwięziona jakaś dusza, teraz nagle poczułam to nazbyt mocno. Prawdopodobnie wcale nie chciał działać na moją korzyść, ale jeśli moja teoria była prawidłowa… cóż, nie miał wyjścia. Może i osłabłam, ale to wciąż ja byłam tu panią. To on był uwięziony w moim ciele, nie na odwrót. Pytanie było… czy mogłam jeszcze inaczej wykorzystać jego siłę. Czy mogłam jakoś sprawić, by Gordon stał się jeszcze silniejszy, tym samym wzmacniając mnie?
To było nowe, niesprawdzone, niepewne i skomplikowane, ale nie mogłam z tym czekać. Usiłowałam sobie to jakoś poukładać w głowie. Musiałam się osłabić, by wzmocnić Gordona, ale jednocześnie wzmacniając jego, mogłam wzmocnić siebie. Może wtedy wreszcie mogłabym coś zaradzić na te okropne rzeczy, które się działy wokół mnie. Może z jego mocą mogłabym uratować Jasona! W końcu kto mógł być potężniejszy od króla?
Pozostawała jeszcze jedna kwestia – jak miałam się osłabić? Owszem, byłam słaba cały czas – osłabiało mnie każde choćby spojrzenie na Jasona. Mimo wszystko to trwało zbyt długo. Zastanawiałam się nad tym chwilę, choć w głębi siebie dobrze wiedziałam, co muszę zrobić. Na podłodze dostrzegłam niewielki kawałek szkła, które niechcący ominęłam, sprzątając. Podeszłam do niego powoli i ukucnęłam, biorąc je do ręki. Nie chciałam tego. Bałam się bólu fizycznego i już na pewno nie chciałam sama go sobie zadawać, ale… nie miałam wyboru. Musiałam się osłabić, żeby stać się silna. Wzięłam głęboki oddech, zacisnęłam zęby i przymykając powieki przyłożyłam sobie szkło do przedramienia. Odliczyłam do trzech i wtedy mocno przeciągnęłam ostrym kawałkiem po ręce. Cicho jęknęłam, gdy poczułam, jak skóra się rozcina i zaczyna wypływać z niej gorąca krew. Otworzyłam oczy i spojrzałam na ranę, już drugą dzisiejszej nocy. Zrobiło mi się niedobrze, ale niemal z chorą satysfakcją patrzyłam, jak krwotok powoli słabnie, a rana się zasklepia i już po chwili zostaje z niej tylko gruba, czerwona szrama. Poczułam przypływ energii, choć tym razem wyraźnie nie była ona moja. Ta energia pochodziła z wnętrza. Wyglądało na to, że moja teoria się sprawdzała.
***
Przysnęłam na parę godzin i gdy obudziłam się rano, od razu zerknęłam na przedramię. Szrama zaczynała powoli znikać, tak jakby była tam od miesiąca. Na pewno nie cieszyła mnie myśl o tym, że sposobem na uzyskanie "dostępu” do mocy Gordona było samookaleczanie się, ale najważniejsze było to, że w końcu znalazłam drogę, która mogła mnie dokądś zaprowadzić. To nie mógł być kolejny podstęp złych duchów. Nie opętali mnie, a już na pewno nie działaliby na moją korzyść. Poza tym, naprawdę czułam się inaczej. Te dwa urazy wystarczyły, żebym czerpała jakąś dziwną energię z głębi siebie. Wciąż niepokoiła mnie sprawa tajemniczych zdjęć, ale nie wiedziałam, co mogę z tym zrobić. Musiałam jak najszybciej porozmawiać z Jonathanem. Miałam nadzieję, że tym razem skontaktowanie się z Adamem będzie prostsze niż ostatnio. Zrobiłam sobie śniadanie, by nie paść z głodu i nadmiaru wrażeń i szybko je przełykałam, gdy w drzwiach kuchni pojawiła się mama. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Cześć – powiedziałam, starając się brzmieć pogodnie. – Chcesz jajecznicy?
Dalej stała w progu z przerażoną miną. Nagle chwyciła za framugę drzwi, jakby bała się zrobić krok naprzód.
- Co ty tu robisz? – wyszeptała. Serce zatrzepotało mi z niepokojem.
- Co? – spytałam niepewnie.
- Kim jesteś?
Na chwilę odebrało mi mowę. W mig zrozumiałam, co tu się wydarzyło. Te przeklęte duchy najpierw zabrały mnie z pamięci Jasona, a teraz wymazały mnie również z pamięci mamy. Zrobili mi świetną zapowiedź, posługując się moimi zdjęciami… a teraz pokazali, co potrafią. Momentalnie wpadłam w panikę. Dotychczas miałam mamę, która mnie wspierała, choć nie mogłam jej powiedzieć całej prawdy o moim życiu. Nagle ją straciłam.
- To ja, Leslie – powiedziałam drżącym głosem, prosząc ją niemo, żeby nie poddawała się tej mrocznej sile i mnie rozpoznała. – Mamo, to przecież ja!
Uniosła rękę, by mnie uciszyć. Jej palce drżały.
- Wyjdź stąd. – Jej głos był cichy i łamiący się, ale stanowczy. – Wyjdź natychmiast z mojego domu albo wezwę policję!
- Mamo – jęknęłam, robiąc krok w jej stronę. Odsunęła się gwałtownie.
- Wynoś się!
Ze łzami w oczach upuściłam miskę, którą trzymałam. Szybko wybiegłam z kuchni, czując się jeszcze bardziej przerażona niż wtedy, kiedy to Jason chciał, bym wyszła z jego domu. A więc stało się. Pozbawili mnie kolejnej osoby, która była dla mnie ważna. Nie mieli z tym za dużo roboty – tylko mama i Jason jeszcze przy mnie trwali. Teraz już nie miałam żadnej żyjącej osoby, która by mnie pamiętała i po prostu była przy mnie. Wybiegłam z domu, w biegu łapiąc buty i kurtkę. Bałam się, że mama pod naporem ducha, który ją opętał, zaraz mi coś zrobi, jeśli jej nie posłucham. Łzy zasłaniały mi widok. Skuliłam się przy schodach, chowając się za krzewem. Nie mogłam się uspokoić i nie wiedziałam, co mam zrobić. Zostało mi tylko jedno, jedyne miejsce, do którego mogłam pójść – baza. Ta ostateczność wydała mi się nagle przeklęta. Czy naprawdę akurat duchy były teraz jedynymi istotami, na które mogłam liczyć? Powtarzałam sobie w duchu, że to tak naprawdę nie była mama, że moja mama nigdy by tak na mnie nie nakrzyczała ani nie patrzyłaby na mnie jak na wroga. Powtarzałam to sobie raz za razem, ocierając wciąż płynące łzy, ale coraz bardziej traciłam wiarę w to, że mogę wygrać tę walkę.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2470 słów i 13121 znaków, zaktualizowała 13 gru 2016.

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Saszka2208

    A ja mam nadzieje ze na ksiazce wypiszesz nasze pseudnimy nakoncowej stronie tyci tyci druckiem ze w malutkiej czesci przyczynilismy sie do powstania jej mtywujac cie do dalszefo dzialania ❤❤❤❤❤

    18 gru 2016

  • candy

    @Saszka2208 haha, jeśli tylko kiedyś stanie się taki cud, że ją wydam, to oczywiście <3

    18 gru 2016

  • Black

    Jak już wydasz książkę, liczę na autograf  :) bardzo dobra część <3

    14 gru 2016

  • candy

    @Black haha :D jeśli kiedyś taki cud nastąpi, masz to jak w banku! dziękuję <3

    14 gru 2016

  • POKUSER

    Świetna część :)

    13 gru 2016

  • candy

    @POKUSER dziękuję bardzo :D

    13 gru 2016

  • EloGieniu

    A może to jej zostanie mimo pozbycia się Gordona? :-D

    13 gru 2016

  • EloGieniu

    Chodzi mi o leczenie. :-]

    13 gru 2016

  • candy

    @EloGieniu chciałoby się :D ale kto mówi, że ma się go pozbywać? :D

    13 gru 2016

  • Julka000666

    Co moge powiedzieć?  Genialne !♡♡♡♡♡♡

    13 gru 2016

  • candy

    @Julka000666 dziękuję bardzo <3 motywujecie mnie :)

    13 gru 2016

  • Julka000666

    @candy nie ma za co dziękować ♡♡♡

    13 gru 2016

  • KAROLAS

    Cudo

    13 gru 2016

  • candy

    @KAROLAS <3 jesteś kochana

    13 gru 2016