Las zgniłych wspomnień

Po ciężkiej nocy, jaką spędziłem w pobliskim barze, obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Resztkami sił, niechętnie wygramoliłem się z ciepłego łóżka i stając na środku pokoju, zerknąłem na zegar ścienny. Jeśli mnie nie kłamał, to było już po piętnastej. Wyszedłem ze swojej jamy, zwanej inaczej pokojem i zagościłem w łazience. Po załatwieniu podstawowych, porannych czynności, poszedłem do kuchni, aby zjeść cokolwiek i wziąć jakąś aspirynę. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Kogo niesie o tej porze — powiedziałem pod nosem, po czym przypomniałem sobie, która jest godzina.
Otuliłem swoją dłonią, zimną jak lód klamkę i otworzyłem drzwi ze sztucznym uśmiechem na ustach. U progu stał wysoki blondyn z dużym zielonym plecakiem, ubrany w bojówki i lekką zieloną koszulkę.
- Matt, nie da się do ciebie dodzwonić, więc postanowiłem wpaść. Jesteś już gotowy? - spytał.
- Jerry, wybacz, ale spałem i być może nie słyszałem telefonu.
Jerry był moim najlepszym przyjacielem. Znaliśmy się od podstawówki i po dziś dzień jesteśmy blisko. Jednak bodajże rok temu wyjechał do pracy w Holandii. W międzyczasie ja się przeprowadziłem, znalazłem dobrą pracę i niestety urwał mi się z nim kontakt. Niedawno wrócił, podobno już na stałe. Poprzedniego dnia spotkaliśmy się w barze i wspominając dawne czasy, upijaliśmy się jak kiedyś na studiach.
- Słuchaj Matt, pytałem znajomego i mówił mi, aby pojechać do lasu na obrzeżach miasta.
- A mógłbyś nieco dokładniej?
- Słyszałem, że w okolicy Topielca jest mnóstwo saren. Dziś wyczuwam dobry dzień.
- Topielca tak? No dobra, wejdź i daj mi pięć minut. Muszę się tylko przebrać i spakować.
Gdy wróciłem do swojego pokoju, aby spakować plecak, przypomniała mi się stara legenda o Topielcu. Ludzie zaczęli tak mówić i tak się przyjęło. Ogólnie jest to duże jezioro w samym sercu gęstego lasu. Co jakiś czas w gazetach piszą o kolejnej ofierze tego jeziora. Najdziwniejsze jest to, że wskakują do niego samobójcy. Do tego jeziora wchodzi się tylko raz i zostaje się w nim już na zawsze. Wszyscy leśni spacerowicze omijają to miejsce szerokim łukiem, lecz to najlepsze miejsce dla myśliwych. Byłem tam tylko raz i to bardzo dawno temu. Wtedy aura, która panowała wokół jeziora, przyprawiała mnie o dreszcze. Na samą myśl ile osób skończyło w nim swój żywot i ile ciał jeszcze spoczywa na dnie, przechodzą mnie dreszcze. Wyjąłem z kieszeni telefon i usunąłem nieodebrane połączenia. Zerknąłem jeszcze z ciekawości na smsy i ujrzałem rozmowę z Alex. Otworzyłem i przeczytałem ostatnią wiadomość od niej.
"Wybieram się dziś nad jezioro. Może się spotkamy? Musimy porozmawiać."
Uśmiechnąłem się pod nosem. Alex bardzo mi się podobała i zanim się przeprowadziłem, spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Była piękna brunetką o długich nogach i jeszcze piękniejszym uśmiechu. Nasze spotkania ukrywaliśmy w tajemnicy przed Jerrym, ponieważ był jej bratem, a ja byłem ciekaw jego reakcji, gdy mu o tym powiem. Jednak po tym, jak przeniosłem się na drugi koniec miasta i zostawiłem piękną Alex, bardzo rzadko się spotykaliśmy. Później nasze spotkania ograniczyły się do jednego, dwóch na miesiąc. Dziś minęło pół roku, jak już jej nie widziałem. Byłem bardzo ciekaw, co u niej się zmieniło i czy uczucie, które nas tak zbliżyło, dalej w niej siedzi. Schowałem znów telefon do kieszeni i zabrałem kluczyki ze stolika przy łóżku.
Wychodząc przed dom, wszedłem jeszcze do garażu po broń. Wyciągnąłem lekko przykurzonego sztucera R8 po moim ojcu i przejechałem po nim dłonią. Wróciły wspomnienia, gdy za dzieciaka zabierał mnie ze sobą na polowania. Gdy już miałem wychodzić, dostrzegłem błyskające światło w rogu garażu. Żarówka w lampie lada moment chciała się spalić. Podszedłem, aby ją wyłączyć i nagle zatrzymałem się na chwilę. Światło lampki padało na korkową tablicę, gdzie pomiędzy przypiętymi numerami telefonów i ulotkami, zobaczyłem zdjęcie. Zdjąłem je z tablicy i oczyściłem z kurzu. Na zdjęciu była dwójka zakochanych ludzi. Siedzieli na trawie mocno przytuleni do siebie. Wyglądali na bardzo szczęśliwych. Łza zakręciła mi się w oku. Złożyłem zdjęcie na pół i schowałem do wewnętrznej kieszeni kurki. To była jedyna fotografia, na której byłem ja i Alex. Stwierdziłem, że dziś porozmawiam o tym z Jerrym.
Gdy już udało nam się wyruszyć i jechaliśmy do lasu, wspominaliśmy dalej stare dzieje. Śmialiśmy się jak nigdy dotąd. Po złapaniu oddechu, nastała spokojna cisza. Więc stwierdziłem, że to dobry moment.
- Jerry, słuchaj, muszę ci coś powiedzieć.
- Wal śmiało, co się dzieje? - spytał.
- Nic takiego, chciałem tylko o coś spytać — powiedziałem niższym głosem i zacząłem się lekko denerwować.
- To pytaj, na co czekasz — odpowiedział Jerry z uśmiechem.
- Kiedyś spotykałem się z twoją siostrą, przez długi czas i bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
- Matt.
- Tak?
- Myślałeś, że tego nie widać? Stary, ja wiedziałem o wszystkim od samego początku. Czekałem tylko, aż wreszcie mi o tym powiesz. Przecież nie byłem zły. Bardzo się cieszyłem, że miał kto zaopiekować się Alex i że ja będę miał tak zajebistego szwagra.
- Skąd wiedziałeś? Przecież spotykaliśmy się w tajemnicy.
- Nie raz was widziałem razem, jak trzymaliście się za ręce.
- Matko nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Bałem się o tym mówić, bo nie wiedziałem, jak zareagujesz. Swoją drogą, co u Alex, bardzo dawno jej nie widziałem.
- U niej? No wiesz... - nie dokończył skupiając swój wzrok na przedniej szybie — Jezu, Matt uważaj!
Spojrzałem szybko przed siebie i zobaczyłem jakąś staruszkę na samym środku jezdni. Ledwo ją wyminąłem i kończąc ten slalom zacząłem klnąć pod nosem.
- Głupi babsztyl nie wie, gdzie są pasy?!
- Spokojnie Matt, grunt, że nic się nie stało. O proszę i nawet już jesteśmy na miejscu.
Zatrzymałem się zaraz obok szlabanu i zabraliśmy swoje bagaże. Już po niespełna paru minutach marszu ścieżką, wchodziliśmy w coraz większy gąszcz. Szliśmy tak przed siebie, aż w końcu zatrzymaliśmy się na bardzo małej i skromnej polance.
- Sądzisz, że tu będzie dobre miejsce na obóz? - spytał Jerry.
- Pomiędzy tymi dwoma drzewami, które są przed nami, można rozstawić namiot.
- Nie głupi pomysł. Ja wezmę się za namiot, a ty zrób już miejsce na ognisko, za jakieś dwie godziny się ściemni.
Wyciągnąłem z plecaka małą, składaną łopatkę i zacząłem kopać mały dołek na ognisko. Ta mała polanka wydawała mi się bardzo znajoma. Byłem święcie przekonany, że już kiedyś na niej byłem i związany z nią jestem miłym wspomnieniem. Kopiąc dalej, rozglądałem się wokoło w celu rozpoznania tego miejsca. Nagle wzrok skupiłem na ogromnym drzewie za namiotem. Podszedłem do niego i położyłem dłoń na korze. Poczułem coś dziwnego pod palcem i gdy odsłoniłem rękę, zobaczyłem wyryte wielkie serce i inicjały M i A. Wtedy wszystko się rozjaśniło. Przypomniałem sobie, skąd znam to miejsce. Byłem już tutaj z Alex. Rozmawialiśmy o naszej przyszłości, jak ona by wyglądała. Jak wyglądalibyśmy, gdybyśmy się pobrali. Uzgodniliśmy, że owoc naszej miłości w postaci wspaniałej córki, ochrzcilibyśmy imieniem Mia. Od naszych inicjałów oraz dlatego, że to imię bardzo podobało się Alex. Pamiętam to, jak dziś, gdy ryłem w tym drzewie, a ona leżała na kocu, sącząc czerwone wino i rzucając mi uśmiech. Znów pojawiła się łza w moim oku. Bardzo się za nią stęskniłem i ogromnie mi jej brakuje. Moje życie straciło blask i sens, a monotonia zagościła w mojej codzienności. Do pasa miałem przymocowany nóż. Był to mój pierwszy i zarazem najlepszy nóż, jaki kiedykolwiek trzymałem. To właśnie nim, stworzyłem to dzieło na drzewie.
- Matt, wszystko w porządku?
- Tak, tak — odpowiedziałem i szybko przetarłem łzę - po prostu się zamyśliłem.
- Właśnie zauważyłem. Namiot zaraz będzie gotowy, mógłbyś pozbierać trochę drewna. Rozpalimy szybko ognisko i nocą ruszymy na łowy.
- Nie ma problemu, zaraz wracam.
Poszedłem w nieznaną gęstwinę i zacząłem zbierać drewno na opał. Gdy wróciłem już trzeci raz z pełnymi rękoma, stwierdziłem, że pójdę ostatni raz. Tym razem poszedłem w zupełnie drugą stronę niż poprzednio. Zebrałem jeszcze odrobinę ściółki i oderwałem trochę kory z rosnącej brzozy, która służyła za najlepszą naturalną rozpałkę. Robiąc krok do przodu, zahaczyłem nogawką i jakieś kolce wystające z trawy. Wydostałem się, nie rozrywając przy tym nogawki i zobaczyłem zawieszony na jednym z kolców, mały kawałek materiału. Kiedyś był biały, jednak widać, że już trochę tutaj leży. Zebrałem go i przy tym skaleczyłem sobie kciuka. Kropla krwi zabarwiła materiał. W tej chwili musiałem czymś przemyć ranę, aby nie wdarło się zakażenie. Wyrzuciłem porwany materiał i wstając na nogi, poczułem silniejszy powiew wiatru. W lesie było już prawie ciemno, a to w połączeniu z bezwzględną ciszą, wzbudziło we mnie lekki niepokój. Nagle krzaki przede mną lekko się poruszyły. Widać, że była tam kiedyś jakaś ścieżka, jednak z racji, iż nikt tędy nie chodził, wyrosły sobie kolejne dary natury. Niepewnie, ale spokojnym ruchem, chwyciłem za rączkę noża i gapiłem się przed siebie.
- Choć nie może nas zobaczyć — rozległ się cichy szept.
Zdezorientowany, rozejrzałem się wokół.
- Jest tu ktoś? - spytałem.
- Choć, on już tu idzie. Znasz drogę, znasz ją bardzo dobrze — po raz kolejny dało się słyszeć szept.
Przełknąłem ślinę, która wydawała się być kamieniem w mojej jamie ustnej i powolnym krokiem zbliżałem się w stronę zarośli.
- Jeszcze raz spytam. Czy ktoś tu jest? Jeśli tak to nie rób sobie żartów — powiedziałem stanowczym głosem.
Wyciągnąłem nóż i gdy podszedłem wystarczająco blisko, przykucnąłem, aby móc się przyjrzeć. Ostrzem oraz drugą ręką rozchyliłem drobne gałązki i zatopiłem swój wzrok w nieznanej ciemności. Patrzyłem tak, aż nagle mój nadgarstek złapała blada dłoń. Krzyknąłem ze strachu i próbowałem się zerwać do ucieczki, jednak coś mnie w dalszym ciągu trzymało i nie chciało puścić.
- No dalej, nie odmówisz mi. Wiem, że mi nie odmówisz, chcesz tego, dalej tego pragniesz — rozległ się donośny kobiecy głos.
Szarpałem się ile sił, jednak nic nie mogłem zrobić. Tym bardziej, że to coś złapało mnie za rękę, w której trzymałem swoją broń.
- Matt!
Zerknąłem za siebie i nagle upadłem na plecy. Zerwałem się z ziemi i wycofałem jak najszybciej.
- Matt! Co się stało?
Rzuciłem po raz kolejny spojrzenie za siebie. To był Jerry. Ulżyło mi.
- W tych krzakach, ktoś siedział — powiedziałem mocno zdyszany.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
- Coś złapało mnie za rękę!
- Nie wygłupiaj się, te dowcipy już nie są śmieszne.
Jerry pewnym krokiem podszedł do krzewu i zajrzał w jego głąb, a potem obszedł go dookoła.
- Widzisz? Nic tu nie ma. Wyobraźnia zrobiła cię w konia.
- Ale... - nie dokończyłem i zastanowiłem się, czy warto drążyć temat — Możliwe, że masz racje.
- Wstawaj, wracamy coś zjeść i ruszamy. Gdy rozbijałem namiot, jedna sarna krążyła koło naszej polanki.
Jerry pomógł mi wstać i otrzepałem się z ziemi. Szedłem tuż za nim, a na koniec spojrzałem jeszcze raz w stronę krzaków. Zjedliśmy ciepły posiłek przy ognisku w ciszy i spokoju. Nie zamieniliśmy ani słowa.
- Dobra, wezmę to, co najpotrzebniejsze i idziemy — powiedział Jerry.
- Spoko, to ja jeszcze tylko pójdę się odlać.
Odszedłem od ognia i wlazłem między jakieś drzewa. Wyjąłem swój interes i załatwiając swoją sprawę, zobaczyłem ruch między drzewami. Strach znów zagościł w moim wnętrzu. Wpatrywałem się tak przez chwilę, po czym zapiąłem spodnie i zrobiłem parę kroków przed siebie. Nagle z gęstej ciemności, wyszła słabowidoczna postać w białej sukience po łydki.
- Matt, wiedziałam, że cię znajdę!
- Alex! Co ty tutaj robisz? Pisałaś mi, że będziesz, ale nie sądziłem, że tak późno.
- Musiałam cię zobaczyć, za bardzo się stęskniłam — powiedziała i rzuciła mi się na szyje.
- Boże, kochanie co się z tobą działo? Tak nagle urwał nam się kontakt. Nie wiesz nawet, jak ja kurwa tęskniłem.
- Wiem, dlatego, gdy Jerry powiedział mi, że wybierasz się do lasu, postanowiłam się z tobą zobaczyć. Musiałam. Tym bardziej, że to z tym miejscem mamy mnóstwo pięknych wspomnień, oboje kochamy las i przyrodę.
- Ogromnie się cieszę, że cię widzę. Nie jest ci zimno, jesteś w samej sukience, a pragnę ci przypomnieć, że mamy wrzesień.
- Rozpaliło mnie uczucie w moim sercu.
- Matt, masz prostatę czy co?
- To Jerry — powiedziała Alex — Idź, zobaczymy się później. Zaparkowałam po drugiej stronie lasu, więc zagrzeje się w samochodzie, nie martw się o mnie.
- Dobrze kochanie. Już idę! Wybacz przyjacielu! - krzyknąłem i odprowadziłem wzrokiem Alex.
- Coś ty taki zadowolony? Dopiero, co robiłeś w gacie, a teraz już cię widzę szczęśliwego i rozbawionego.
- Huśtawka nastroju Jerry. Chyba to mnie dopadło.
Jerry wybuchł śmiechem i wróciliśmy do naszego hobby. Po paru minutach błądziliśmy w gęstwinach w poszukiwaniu zwierzyny. Nagle tuż przed nami wyskoczyły dwie spłoszone sarny.
- Bierz jedną, ja dopadnę drugą!
- Dobrze Jerry!
Pobiegłem za spłoszoną sarną i myślałem w trakcie biegu o solidnej zdobyczy. Po chwili zniknęła mi za górką, a ja, gdy się pod nią wgramoliłem, położyłem się na ziemi i szukałem jej swym sokolim okiem. Niestety ciężko cokolwiek zauważyć, gdy panuje noc. Postanowiłem pójść jeszcze trochę, to może ją wtedy zobaczę. Zszedłem po drugiej stronie górki na dół i zacząłem nasłuchiwać. Ciemność była moim sojusznikiem, to w niej mogłem dokładnie usłyszeć choćby najdrobniejszy szmer. Zrobiłem kolejny krok do przodu i zobaczyłem coś na ziemi. Schyliłem się i podniosłem, kawałek zakrwawionego materiału. To ten sam kawałek, który podniosłem wcześniej. Spojrzałem w bok na krzaki, gdzie słyszałem tajemniczy głos i doszedłem do nich. Obszedłem je dookoła, po czym poszedłem za nie, gdzie znajdowały się drobne ślady, iż niegdyś była tu ścieżka. Szedłem tak jeszcze chwilę, przedzierając się przez gęste zarośla i zwisające gałęzie, aż w końcu zobaczyłem bardzo piękny widok. Tuż przede mną znajdowało się ogromne jezioro. Pełnia księżyca odbijała się w tafli wody, przez co całe jezioro zdawało się świecić. Wróciło kolejne wspomnienie. To tutaj przesiadywaliśmy wieczorami, gdy słońce zachodziło. Było tu bardzo pięknie i przyjemnie. Nie odtrącała nas nawet myśl o tym, czemu jezioro jest tak zniesławione. Po chwili poczułem ucisk na brzuchu. Spojrzałem i zobaczyłem bladą rękę. Odwróciłem się wystraszony i zobaczyłem Alex.
- Kochanie nie bój się to, tylko ja.
- Nawet nie wiesz, jak mnie wystraszyłaś, jak mnie znalazłaś?
- Wiedziałam, że w końcu przyjdziesz nad jezioro, musiałeś.
- Za dobrze mnie znasz, choć tak naprawdę trafiłem tu przypadkowo.
- Nieważne. Muszę Ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Rozmawiałam na nasz temat z Jerrym.
- Wiesz, że ja też?
- Też tak źle zareagował?
- Źle? Mówił, że się cieszy.
- Powiedział tak, żeby nie było ci przykro. Jego, aż ściska w środku, na myśl, że jesteśmy razem.
- Porozmawiam z nim jeszcze raz tylko...
- Nie. Już wystarczy, nie chcę, żebyście się pokłócili. Ja to załatwię, jestem w końcu jego siostrą tak? Pokłócimy się, a na drugi dzień nie będziemy pamiętali, o co.
- No dobrze kochanie, zostawiam to tobie.
- Matt co z tobą? - usłyszałem głos Jerry’ego zza moich pleców.
Odwróciłem się i z wielkim zdziwieniem patrzyłem, co on tutaj robi. Ten zbliżał się powoli w moją stronę, a ja zasłoniłem sobą Alex, trzymając ją z całej siły za rękę.
- Odpowiesz mi na pytanie? Co się z tobą dzieje?
- Wiem, że jesteś zły i to ci się nie podoba.
- Co mi się nie podoba? Bardzo dziwnie się dzisiaj zachowujesz.
- Nie podoba ci się mój związek z Alex!
- Nie chodzi o to, że mi się nie podoba twój związek z Alex idioto. Może ci się wydawać moje zachowanie trochę dziwne w tej sprawie, ale tylko dlatego, że ci współczuje i nie cieszę się z tego, jak to się skończyło!
- Skończyło? Nic się nie skończyło! Dalej z nią jestem i nie obchodzi mnie twoje zdanie!
- Matt, czy ty się słyszysz? Przestań żyć przeszłością, bo to powoli odbija się na twojej psychice.
- Moją psychikę zostaw w spokoju! - krzyknąłem i uderzył Jerry’ego w twarz.
- Lepiej ci? Musiałeś się trochę wyżyć?
- Nawet nie wiesz, jak mi źle było, ukrywać przed tobą nasze spotkania. Ukrywać to, co do niej czuje! Nawet dziś w tym pieprzonym lesie musieliśmy się spotykać tak, żebyś nas nie widział!
- Spotkaliście się dzisiaj?
- Tak! Teraz już kolejny raz!
- Matt.
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie!
- Nie przerywaj mi Matt. Powiedz mi tylko jedno.
- Co takiego chcesz usłyszeć?
- Jak do cholery spotkaliście się dzisiaj, skoro Alex nie żyje od pół roku.
Moje serce zatrzymało się na chwile i poczułem ogromny ból głowy. Zacisnąłem obie dłonie i poczułem dziwny luz. Obejrzałem się za siebie i wystraszony, szukałem Alex, którą dopiero, co zasłoniłem sobą i trzymałem za rękę.
- Matt ty masz jakieś urojenie.
- Zamknij się! Jak możesz tak mówić, dopiero co tutaj była, musiała uciec, ponieważ się ciebie bała.
- Posłuchaj. Pół roku temu właśnie z tego jeziora wyłowiono ciało Alex. Sądziłem, że wiesz i starałem się omijać jej temat, ponieważ myślałem, że mocno to przeżyłeś. Tym bardziej, że byłeś najbardziej podejrzany ze wszystkich osób, z którymi widziała się przed swoją śmiercią.
- Jak to podejrzany? - spytałem ze zdziwieniem.
- Ponoć to twoja sprawka, że skończyła, jak skończyła.
- Zamknij mordę. To nie prawda, to nie może być-mruknąłem i odepchnąłem Jerry’ego.
Łzy poleciały mi z oczu i biegłem tak w stronę naszej polany. Wiedziałem, że muszę się spakować i wyruszyć na drugą stronę lasu, tam gdzie zaparkowała Alex. Gdy znalazłem się koło namiotu, zobaczyłem postać w białej sukience.
- Alex to ty?
- Matt. Musisz mi pomóc.
- Alex, poczekaj, spakuje się i uciekamy stąd raz na zawsze.
- Nie. Najpierw musisz pomóc mi i swojemu przyjacielowi.
- Komu?
- Jerry wpadł do jeziora! Matt proszę, nie wiem jak długo starczy mu sił, żeby walczyć.
- Dopiero, co się z nim kłóciłem na plaży, a tak w ogóle to gdzie tak nagle zniknęłaś?!
- Chodźmy szybko, a potem porozmawiamy.
- Dobra.
Zerwaliśmy się ile sił, choć nie chciało mi się wierzyć w to, że Jerry nagle zaczął się topić. Na szczęście po odkryciu starej ścieżki nad jezioro, droga zajmowała dosłownie chwilę. Gdy byliśmy na miejscu, jezioro było bardzo spokojne. Nikogo nie było w pobliżu.
- Chodź, tam jest!
- Gdzie? - spytałem i obserwowałem całe jezioro.
Nagle spostrzegłem ciało dryfujące spokojnie na tafli wody. Alex zacisnęła swoją dłoń na mojej i zaczęła wbiegać do jeziora.
- Kochanie jest już za późno. On już się utopił — powiedziałem, przez zaciśnięte zęby i płacz.
- Nie, on jeszcze żyje, pomóż mu.
Wchodziliśmy tak coraz dalej i dalej, a woda podnosiła się coraz bardziej z każdym krokiem. Po pas potem po szyje, po chwili już sięgała ust i nagle się zatrzymaliśmy.
- Kochanie będę musiał podpłynąć, tak nic nie zrobimy.
- Nie możesz.
- Ale...
- Czemu go zabiłeś?
- Zabiłem? Nikogo nie zabiłem, co ty gadasz?
- Najpierw ja, teraz on. Pozbyłeś się już wszystkich, którzy ci wadzili?
- Najpierw ty? - spytałem i nagle mój umysł się otworzył.
Przypomniałem sobie, jak przyjechaliśmy samochodem Alex. To było parę minut po tym, jak dostałem od niej ostatniego sms-a. Razem we dwoje. Znaleźliśmy tę polanę, na której aktualnie mieścił się nasz namiot. Urządziliśmy sobie mały piknik. Rozmawialiśmy o nas, lecz atmosfera była lekko napięta. Wyryłem nasze inicjały w drzewie i stwierdziłem, że tak można by nazwać naszą córkę. Alex nie była zadowolona, nie chciała rozmawiać o przyszłości, ponieważ w ostatnim czasie sporo się kłóciliśmy. Wstała i stwierdziła, że wraca do domu, bo nie ma humoru. Pamiętam, że wtedy pobiegłem za nią. Zahaczyła swoją sukienką o wystające kolce z małego krzaka i rozerwała ją, zostawiając trochę materiału. Pobiegła z płaczem nad jezioro i weszła na stare, zniszczone molo. Podszedłem wtedy do niej i mocno ją objąłem. Jednak ona odwróciła się do mnie i wygarnęła mi w twarz, jak bardzo zmieniłem się przez swoich kolegów. Jak bardzo ją zraniłem oraz jak bardzo do siebie przestajemy pasować. Mówiła tak, aż w końcu powiedziała, że nie możemy być razem. Coś wtedy we mnie pękło. Krzyczałem na nią, kłóciliśmy się jak nigdy. I to wtedy właśnie, doszedłem do wniosku, że skoro ja jej nie mogę mieć, to nikt jej nie będzie miał. Zacząłem ją dusić, po czym zadałem jej cios nożem w brzuch. Przydusiłem jeszcze przez chwilę i wepchnąłem do jeziora. Potem ocknąłem się w swoim domu. Jakby nigdy nic, zapomniałem o całym zajściu. Nawet rozmowa z Jerrym nad jeziorem zakończyła się zabójstwem. Po uderzeniu w twarz upadł na ziemię i przydusiłem go pod wodą. Zwłoki wepchnąłem głębiej w wodę, nie sądziłem, że będą pływać tak długo. Nagle poczułem zimny dotyk na szyi. Blada Alex z uśmiechem na twarzy zacisnęła swoje dłonie i wciągnęła mnie pod wodę. Nie próbowałem walczyć. Poddałem się podwodnej matni, patrząc na gnijące ciało mojej niedoszłej panny młodej.

VastoLorde

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 4244 słów i 22305 znaków.

4 komentarze

 
  • VastoLorde

    Dziękuje wam :)

    7 mar 2016

  • X

    @VastoLorde jest w ogole mozliwosc kontaktu z Toba? Mialem juz dawno sie zapytac ale jakos nie wyszlo wiec pytam :D

    21 kwi 2016

  • VastoLorde

    @X Oczywiście, że jest :)

    e-mail: sikorskidominik@gmail
    na facebooku mam fanpage : Komnata Grozy/ Vasto

    Pisz śmiało, tylko na początku napisz mi, że jesteś z lol24 :)

    23 kwi 2016

  • violet

    Bardzo dobre! :)

    7 mar 2016

  • kluseczka

    Super  :) na takie lektury czekałam !

    6 mar 2016

  • iza0199

    Uua długo i ambitnie :D Wdarło się trochę powtórzeń, ale jest dobrze ????

    6 mar 2016

  • VastoLorde

    @iza0199 Dziękować :D

    6 mar 2016