Ostatni z ostatnich.

Ostatni z ostatnich.Jest 27-11-2016. Zjadłem śniadanie i uruchomiłem komputer. Zalogowałem się do Facebooka i zobaczyłem ikonkę nieprzeczytanej wiadomości. Otworzyłem ją i przeczytałem. Napisał do mnie kolega od wsparcia informacyjnego na temat starych budynków do zwiedzania. Znalazł on jakiś stary i opuszczony szpital totalnie na zadupiu koło Wrocławia. Skontaktowałem się zresztą ekipy do zwiedzania i umówiliśmy się gdzieś tak na 18:30 na miejscu. Poczyniłem wszelkie przygotowania po czym pojechałem swoim dobrym poczciwym motocyklem na miejsce. Większość ekipy się zebrała więc poczekaliśmy na resztę. Jakieś pół godz potem ruszyliśmy do budynku.
Otworzyliśmy drzwi i wbiliśmy do środka. Zażartowaliśmy sobie, że jakoś bardzo łatwo poszło. Zaczęliśmy od zwiedzania góry. Wchodziliśmy po schodach kiedy coś przeleciało przez korytarz za drzwiami. Trochę się przestraszyliśmy ale uznaliśmy to za  omamy. Poszliśmy dalej... Sprawdziliśmy kilka sal kiedy Adam znikną. Wołaliśmy go przez dobre 5 min szukając go. Niestety nie było po nim śladu. Szliśmy tak już całe 10 minut kiedy Patryk znikną. Wołaliśmy go i Adama lecz nic nie pomogło. Szukaliśmy ich całe 2 godziny lecz ich nie znaleźliśmy. Postanowiliśmy zadzwonić na policję gdy nagle Janusza gdzieś wcięło. Zostałem razem z Teresą. Złapaliśmy się za ręce kiedy odezwał się operator 112:

Centrum powiadamiania ratunkowego 112. Operator 25 słucham. - operator
Dobry wieczór. Zwiedzaliśmy opuszczony szpital kiedy znikną Adam. Po 15 minutach znikną Patryk. Szukaliśmy ich jakieś 2 godziny lecz nigdzie ich nie ma. Teraz gdzieś wcięło Janusza. Jest obok mnie Tere... Chwila, gdzie ona jest? Skoro nawet jej nie ma to co ja trzymam w ręce? O boże! To ręka a dokładnie nadgarstek. Proszę przyślijcie policję i pogotowie. - Ja
Spokojnie, gdzie jesteś? - operator
Ulica kości rzuconych 10. To jest taki wielki stary opuszczony szpital. Pośpieszcie się szybko! Boję się. - Ja
Jednostki jadą do pana, jak jest taka możliwość proszę aby się pan szybko udał na zewnątrz. - operator

Nagle urwało połączenie. Pobiegłem ile sił w nogach na zewnątrz gdy nagle coś mnie złapało za nogę. Wywaliłem się jak długi na posadzkę. Szybko się podniosłem i pobiegłem dalej. Noga bardzo mocno piekła jak by ktoś zdarł skórę. Wybiegłem na zewnątrz i usłyszałem sygnały. Są wreszcie. Wybiegłem na ulicę i machając skierowałem ich na podwórko. Policjanci pobiegli szybko do środka z bronią a mną zajęli się ratownicy. Opatrzyli mi ranę i dali pojechać do domu. Wsiadłem na swój motocykl i pojechałem z szybkością pocisku międzykontynentalnego. Dotarłem do domu. Zaparkowałem swój motocykl w garażu i wszedłem do domu. Miałem się jutro wstawić na komendę. Tak się bałem że nawet mi się nie chciało spać. Oglądałem telewizję całą noc. Następnego dnia udałem się na komendę. Usiadłem w pokoju przesłuchań. Pokazano mi zdjęcia z miejsca zdarzenia. Nie zapomnę ich nigdy. Były na nich oskalpowane ciała ekipy z którą byłem i jeszcze jakieś stworzenie postrzelone  z 20 razy gdzieś tak. Te zdjęcia tak mnie obrzydziły, że zwymiotowałem na podłogę. Sprzątaczka posprzątała a mnie puszczono do domu. Do dziś się leczę u psychiatry, psychologa i psychoterapeuty. Nie mogę normalnie funkcjonować przez te wydarzenia. Od tamtej pory zawsze się trzymam z daleka od opuszczonych budynków.

Filipexor

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 612 słów i 3501 znaków. Tagi: #szpital #policja #śmierć #potwór

Dodaj komentarz