Strach

Nie lubił wracać z pracy o tak późnej porze. Jednym z powodów było to, że autobusy kursowały raz na ruski rok, jak to zwykła mawiać jego ciotka, a do najbliższego przystanku miał około kilometr. Jednak główny powód był taki, że się po prostu bał. Zawsze się uważał za osobę o wątłej posturze. Nigdy się nie bił, chociaż uczestniczył w kilku bójkach. Uczestniczył to chyba za dużo powiedziane, on był zawsze tym poszkodowanym – pobitym, poniżonym przed kolegami. Ale od czasów ukończenia szkoły średniej starał się jak mógł, aby uniknąć bójki. Dlatego, gdy zobaczył naprzeciwko grupę nastolatków, pijanych prawdopodobnie, to przeszedł momentalnie na drugą stronę ulicy. ‘’Pijani gówniarze po 23, to nie wróży nic dobrego’’ – pomyślał. Wciąż patrząc na grupę pijanych młodych ludzi, którzy zaczęli demolować niewinny pojemnik na śmieci, nie zauważył mężczyzny wychodzącego zza rogu i wpadł z impetem na niego. Odbił się od jego ramienia i o mały włos, a przewróciłby się na wystający z chodnika kikut, pozostałość po zapomnianym znaku drogowym. Złapał równowagę i odwrócił się do nieznajomego, żeby go przeprosić. Mężczyzna był już jednak daleko z tylu.
– Przepraszam… – krzyknął w stronę oddalającej się postaci. Znikający w mroku mężczyzna pomachał tylko ręką, nie odwracając się i nie zatrzymując nawet na chwile. Tymczasem wandale skręcili w bramę starej kamienicy i zniknęli mu z oczu. Zaczął padać deszcz. Początkowo tylko kropił, by później przejść w marznąca mżawkę.
– Deszczu tylko brakowało – mruknął pod nosem i przyśpieszył kroku. Musiał przejść jeszcze około 400 metrów do przystanku, kiedy usłyszał coś za plecami. Nie był pewien, czy to były kroki, czy tylko deszcz sprawiał, że jego wyobraźnia płatała mu figle. Chciał obrócić się przez ramię i zobaczyć, czy ktoś jest za jego plecami, ale ze strachu tylko przyśpieszył. Odgłos z tylu także przyśpieszył. Teraz był pewien, to nie był deszcz, ale ludzkie kroki. Zaczął wpadać w panikę. Jego chód zamienił się w trucht, by w końcu przejść w bieg. Napastnik zbliżał się coraz bardziej. Teraz biegł jak szalony, chyba nigdy nie był taki szybki. Czuł już oddech na swoich plecach, miał wrażenie, że za chwilę ktoś go dopadnie i… Nie chciał wiedzieć co może się stać, więc gwałtownie skręcił w uliczkę w lewo. Miał nadzieję, że obcy pobiegnie prosto i zostawi go w spokoju. Niestety, skręcił za nim. Jego strach sięgał już prawie zenitu, ale w pełni go osiągnął dopiero, kiedy okazało się, że uliczka, w którą wbiegł jest ślepa. Kończyła się wysokim murem. Nie do przejścia. Postanowił się odwrócić i stawić czoła przeznaczeniu. Chciał to zrobić jak najszybciej i poślizgnął się na mokrym asfalcie. Upadając na plecy podparł się rękoma. Poczuł ostry ból w lewym nadgarstku, ale nie miał czasu się tym przejmować, bo przed jego oczami pojawiła się zaciemniona twarz.
– Portfel… – warknął napastnik.
– Bierz co chcesz, ale nie rób mi krzywdy – zdrową ręką sięgnął do kieszeni marynarki, lecz nie znalazł tam tego, czego szukał.
–… portfel zgubiłeś – wyciągnął rękę w stronę lezącego.
Zaskoczony znieruchomiał, dopiero po chwili zorientował się o co chodzi. Cały strach uleciał, jakby go nigdy nie było. Pojawił się natomiast ból nadgarstka. Powoli podniósł się na nogi.
– Dziękuję i przepraszam, że musiał pan za mną biec – powiedział robiąc krok i wyciągając rękę po swoja własność. Nagle zobaczył błysk metalu i ból nadgarstka zniknął, przytłumiony innym – bólem brzucha. Osunął się na kolana. Spojrzał w dół. Z lewej strony jego brzucha sterczała rękojeść noża. O dziwo jego umysł zaczął działać na wysokich obrotach. "Jak wyciągnę nóż to wykrwawię się na miejscu” pomyślał. Pracował jako pielęgniarz na szpitalnej izbie przyjęć i wiedział co robić w takich przypadkach, bo nie raz widział przypadki ataku nożowników. Próbował podnieść się na nogi, kiedy napastnik, który do tej pory obserwował go z góry z dziwnym wyrazem twarzy, kopnął go w miejsce, z którego powoli sączyła się krew. Nóż wbił się mocniej w ciało, a on przewrócił się na plecy. Oprawca podszedł do swojej ofiary, przydusił zabłoconym butem i wyciągnął powoli nóż z brzucha. Krew wylała się z rany mocnym strumieniem. "Teraz tego nie przeżyję” – automatycznie złapał się za dziurę, z której powoli ulatywało jego zbyt krótkie życie. Przed oczami nie przelatywały mu obrazki jak to często pokazują na filmach. Nie czuł tez strachu, jakby jego umysł zaakceptował zbliżającą się śmierć. Leżał i czekał na to, co zrobi morderca. W tle usłyszał jakieś odgłosy, a może to było tylko złudzenie? Mężczyzna, który stal z zakrwawionym nożem w reku drgnął. Obrócił powoli głowę w stronę skąd dobiegły krzyki i po chwili zwrócił się w stronę leżącego. Zbliżył twarz tak blisko, że nosy obu mężczyzn prawie się ze sobą dotknęły. Wykrwawiający się leżał jak sparaliżowany, nie z powodu rychłej śmierci, ale z powodu tego, co zobaczył w zbliżającej się do niego twarzy. Widział na niej śmierć, nienawiść, pogardę, ale też przygnębienie, smutek i samotność. Nagle twarz zmieniła się nie do poznania. Z oczu, nosa i ust zaczęła wylewać się czarna ciecz. Kilka kropel dostało się do otwartej rany, z której wyleciał dym i dało się poczuć swąd spalenizny. Skóra na twarzy potwora zaczęła się topić i spływać odsłaniając żywe mięso i kości. Zamiast włosów na głowie wiło się obrzydliwe robactwo, a odór jaki rozniósł się w powietrzu był nie do wytrzymania. Czuł, że zaczyna tracić przytomność. Nie wiedział, czy z powodu smrodu, czy z utraty krwi. Zamknął oczy, a gdy po chwili otworzył nikogo przed nim już nie było. Monstrum zniknął. Głosy, były coraz bliżej. Teraz już wiedział, że to nie była jego wyobraźnia. Ostatnie co zobaczył to pijani nastolatkowie, których mijał chwilę wcześniej. Czyżby oni mieli mu uratować życie. Zaśmiał się na głos i stracił przytomność.

pblox

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 1112 słów i 6348 znaków, zaktualizował 9 mar 2016.

1 komentarz

 
  • DarkPrincess

    ciekawe..będzie dalsza część ?

    16 kwi 2016