Strach Przeszłych

~~Strach przeszłych~~
W związku z moimi dzisiejszymi urodzinami, napisałam dla Was kolejne popierdolone opowiadanie ^^ Życzę sobie...  nie wiem xD a wy co mi zyczycie? ;*
***
Laaa, Laaa, Laaa la la - podśpiewała mała Cloe bujając się na huśtawce zawieszonej na ogromnym dębie w ich ogrodzie. To nie jedyne wykorzystanie drzewa. Na jego konarach (które były z resztą usadzone bardzo wysoko) zbudowany został domek; dla jej brata Artema i jego kolegów. Ilekroć Cloe chciała tam wejść słyszała: 'to męski fort, babom wstęp wzbroniony'. Wtedy najczęściej obrażona, z smutną miną chodziła pobujać się na huśtawce - tak zrobiła i dziś. Wprowadzili się do tego domu stosunkowo niedawno - kilka tygodni temu. Okolica była cudowna; pełno ogrodów, w których kwitły różnokolorowe róże, fiołki i maki. Okolica przyjazna; uprzejmi i życzliwi ludzie, blisko szkoła, szpital. Niby miejsce perfekcyjne. Jednakże nic nie jest idealne. Niedaleko znajdowało się ogromne cmentarzysko, na które chodziły tylko stare dewoty. Wywoływał nieprzyjemne odczucia, gdy ktoś zamierzał obok niego przejść. Jednak najgorsze były noce. Cmentarz jarzył się wtedy niczym choinka na Boże Narodzenie. Ale powracając do posesji na ulicy Tierthew 234; było to bardzo stare domostwo. Odmalowane na biało mury skrywaly za sobą tetniace życie sprzed ponad 250 lat. A to tylko jeden dom. Cała przecznica była jednym, wielkim muzeum historii. Najstarszy dom liczył sobie ponad 500 lat - rozpadająca się rudera; powybijane okna, zgniłe deski, łuszcząca się farba; grzyby i pleśnie. Widok wydawałby się odrażający, jednak wprawiał on w zadumę. Człowiek potrafił stać godzinami i myśleć o tym jaki ten dom jest cudowny... Cloe wpatrywała się w drzewo patrząc spode łba na Artema i jego kolegów, którzy śmiali się z niej. Wtem... Wszystko zniknęło. Cloe zatrzymała huśtawkę. Wstała i rozejrzała się. Światło. Obraz powrócił, ale... Nie taki sam. W miejscu gdzie powinien rosnąć dąb, stał przygotowany stos z wbitym palem, do którego przywiązana była kobieta. Szamotała się próbując wyswobodzić się z więzów. Miała na oko z 30 lat; długie, kruczoczarne włosy i nieskazitelnie czarne oczy. Ubrana była w brudną i zniszczoną suknię. Jakiś mężczyzna podszedł blisko stosu z pochodnią. Cloe chciała krzyczeć, żeby przestali, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Nogi wrosły się w ziemię. Mogła tylko patrzeć. Mężczyzna przybliżył pochodnie i stos zajął się ogniem. Kobieta krzyczała - była przerażona.  
- Ja tego nie zrobiłam! To nie ja! SŁYSZYCIE?! JA TEGO NIE ZROBIŁAM!!! - spojrzała jadowicie prosto w oczy Cloe. Dziewczynka zasłoniła oczy dłońmi. Kobieta krzyczała, ale już coraz ciszej. Mała włożyła paluszki do uszu, lecz głos przerażonej kobiety niósł się echem w jej głowie natężając się coraz bardziej i bardziej. Cloe krzyknęła i próbowała ruszyć się z miejsca. Szarpała się i próbowała uciekać krzycząc przy tym okropnie. Po chwili znalazła się w bezpiecznych ramionach matki. Jednak wciąż słyszała krzyki kobiety i wraz z nią krzyczała...
~10 lat później~  
Ostatnia w tym miesiącu wizyta u psychiatry. Piątek. Dziś impreza u Tonny'ego idziemy na nią z Artemem. Pewnie dziwicie się, że idę na nią ze starszym bratem, jednak przez ostatnie lata wydoroślał; stał się opiekuńczy i pomocny. Zawsze mogę na niego liczyć. Ale wróćmy do tematu - jadę samochodem z Artemem. Jedziemy w milczeniu. Wpatruje się w mijany krajobraz zastanawiając się; po co to wszystko? Dlaczego od 10 lat matka uważa mnie za wariatkę? Teraz to bez znaczenia.  
- Ej - przerywam ciszę - Jak ci się układa z Clarą? - pytam z ciekawości uśmiechając się łagodnie. Spojrzałam na brata, który nagle sposępniał. Rysy jego twarzy wyostrzyły się. Knycie zbielały mu od trzymania kierownicy.
- Nie chce o tym gadać! - warknął i ponownie całą swoją uwagę skupił na drodze.
- Idziesz na imprezę? - spytałam delikatnie. Pokręcił przecząco głową. Po chwili dojechaliśmy do domu.  
- Chcę zostać sam... - szepnął. Bez słowa wysiadłam z auta i poszłam do swojego pokoju szykować się. Wbiegłam na górę rzucając rodzicom krótkie 'cześć'. Zamknęłam drzwi, włączyłam ulubioną muzykę i otworzyłam szafę. Podumałam przez chwilę. Wyciągnęłam w końcu zabójczą czarną sukienkę mini. Dobrałam do niej biżuterię i balerinki. Poszłam do łazienki. Zaczęłam od rozczesania włosów. Spryskałam je odżywką i zaczęłam kręcić sobie loki. Związałam włosy w wysoką kitkę zostawiając grzywkę i parę kosmyków włosów. Upadła mi bransoletka. Schyliłam się. Gdy ponownie się wyprostowałam strach całkowicie mnie spraliżował. W lustrze.To ona; ta kobieta. Miała spopieloną suknię, a jej skóra była cała poparzona, jakby ktoś wrzucił ją do rozgrzanego oleju. W niektórych mienscach wystawały kawałki zweglonych kości, cała była pokryta własną krwią, a z ran wystawało mięso. Włosów zostało tyle co nic. Jedyne co się nie zmieniło to oczy. Złowrogie, zimne i przenikliwie jadowite spojrzenie czarnych, przekrwionych oczu. Przekrzywiła głowę w nienaturalny sposób. Złapała mnie za ramię. Pochyliła się nad moim uchem. Poczułam swąd spalenizny i smażonego mięsa.  
- TO NIE JA!!!! - wykrzyczała upiornym basem zmieszanym z dziewczecym piskiem. Krzyknęłam przeraźliwie. Kobieta złapała mnie za włosy i zaczęła uderzać mocno głową o ścianę. Wrzeszczała ciągle to samo:
- TO NIE JAAAA!!! - jej głos kotłował się w mojej głowie nie chcąc z niej wyjść. Próbowałam się bronić... Próbowałam na darmo. Usłyszałam jak ktoś dobija się do łazienki. Ogarnął mnie przenikliwy ból. Zdołałam krzyknąć
- TO NIE JA! - I pochłonęła mnie ciemność...
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Oślepił mnie blask szpitalnej jarzeniówki. Powoli otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to to, że zostałam przypięta pasami do łóżka. Szarpnełam się co wywołało dzwonienie dzwoneczków przymocowanych do pasów. Wbiegła gruba pielęgniarka w różowym fartuchu i wbiła mi ogromną igłę w ramię i znów ogarnęła mnie ciemność...  
Ocknęłam się we własnym domu. W łóżku. Dotknełam głowy. Brak bandaża, nie boli. To musiał być sen. Spojrzałam na zegarek; 10 rano Sobota?! Ale jak? Wstałam z łóżka. Miałam zupełnie inne ubranie niż w piątek. Zeszłam na dół.
- Mamo? Tato? Arti? - nie ma nikogo w domu. Super. Zrobiłam sobie coś do jedzenia. Ogarnęłam się i zaczęłam jeść. Po śniadaniu wzięłam talerz. Stanęłam przy zlewie i talerz wypadł mi z ręki. Rozbił się i kilka odłamków wbiło mi się w rękę. Spokojnie... Wyjęłam co większe kawałki porcelany, przemyłam ranę i owinęłam ją delikatnie bandażem. Ubrałam się i poszłam do szpitala. Musiałam niestety przejść obok tego piekielnego cmentarza. Szłam szybkim krokiem. Byłam tuż obok bramy, gdy nagle wyrosło przede mną kilka starszych pań. Zaczęły mnie szturmować przepychając się tuż obok. Siła ich była tak niesamowita, że wepchnęły mnie na cmentarz przewracając mnie. Wstałam, otrzepałam spodnie i odwróciłam się. Za bramą nie było żywej duszy, a ona sama była zamknięta. Szarpałam bramę próbując ją otworzyć. Na próżno. Wtem ktoś zatkał mi usta jakąś szmatą i zakrył oczy. Przerażona zaczęłam się szarpać. Poczułam okropny ból...
Ocknęłam się w jakimś schowku. Przebrana w brudną suknię z przed wieku. Rana wyglądała paskudnie, a z jej wnętrza wystawała kość. Ktoś otworzył drzwi. Mężczyzna. Ten sam co podpalił tamtą kobietę. Złapał mnie za włosy i wywlókł z szopy. Krzyknęłam z bólu. Zobaczyłam, że całe moje ciało jest okaleczone. Wszystko mnie bolało. Mężczyzna w koncu mnie puścił. Leżałam na długiej, drewnianej belce. Przywiazal mnie do belki i wraz z resztą mężczyzn wbili ją w ziemię, gdzie był przygotowany stos.  
- Jesteś oskarżona o dewastacje cmentarza, oraz zbieranie ziół. Zostajesz skazana na śmierć w płomieniach wiedźmo - warknął i podpalił stos.
- Ja tego nie zrobiłam! To nie ja! SŁYSZYCIE?! JA TEGO NIE ZROBIŁAM!!! - Zobaczyłam w tłumie małą dziewczynkę. Spojrzałam na nią jadowicie by uciekała stąd jak najdalej. Wciąż krzyczałam. To samo, to samo na wieki...
***
Iii... mamo ta pani miała czarne oczy i krzyczała, że ona tego nie zrobiła... - wydukała przez łzy mała Zoe.

Gabi14

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 1578 słów i 8655 znaków.

11 komentarze

 
  • anielica01

    Po prostu wow 😲

    13 maj 2018

  • Rotiali

    :eek:  wow

    12 paź 2014

  • Gabi14

    Yyy to co diler da xD

    5 paź 2014

  • PseudoPisarz

    Jak miło się czytało.  :33 Super :D  a tak btw wiesz co ćpiesz? :pp

    5 paź 2014

  • iza0199

    To jest jednocześnie potwornie psychiczne oraz boskie.... gratuluję geniuszu :D

    1 paź 2014

  • Karou

    wow, to jest niesamowite :D

    28 wrz 2014

  • omomom

    Boziuuu , psycholko ! Świetne opowiadanie !*.* spełnienia marzeń ;d

    28 wrz 2014

  • Gabi14

    Dziękuje nemfer ^^ Wow tyle komplementów [2] w jednym komentarzu i jeszcze życzenia n_n

    28 wrz 2014

  • Shruikan

    Super opowiadanie :) Więcej takich ^^

    28 wrz 2014

  • nemfer

    O bosz... Faktycznie masz nierówno pod kopułą... Ale... Nie ma co.... Zajebis... tej... I na urodzinki rzycze Ci więcej takich chorych schiz :*

    28 wrz 2014

  • Gabi14

    Sorki za błędy, ale pisałam to dla Was od dwóch tygodni na telefonie ^^ jeszcze cały tekst nie chciał mi się skopiować ^^"""

    28 wrz 2014