Alfabet #prolog

Była zwyczajną dziewczyną, standardowym zapychaczem statystyk. Średni wzrost, średnia waga, średnie oceny, średni rodzice, średni dom. Takim jak ona zdecydowanie nie powinno się to przydarzać. Dlatego wszyscy przeżyli ciężki szok, kiedy, w wesołym miasteczku, znaleziono ciało Zyty. Podobno, ramiona miała rozkrzyżowane niczym Jezus. Podobno, w jej ustach tkwiło jabłko. Podobno, podobno, podobno… Niepozorna dotychczas uczennica stała się hitem wśród kolegów i koleżanek, trafiając na pierwsze słowa ich spekulanckich języków. Klasowe ślicznotki aż się paliły do przesłuchania. Ich tlenione blond czupryny, po raz setny przeczesywane szczotką, lśniły niczym grzywy lwów. Kujony dyskutowały między sobą, snując bzdurne hipotezy. Natomiast 'olewacze' … Olewali temat. Pozostali wymieniali ukradkowe zdania, tonem typowym dla rozmów o pogodzie. Aż dziw, że gdzieś pośród tej, niczym nie wyróżniającej się zbieraniny, siedział morderca. Szare fakty bowiem, wyraźnie wskazywały na ucznia klasy 3e technikum ekonomicznego. W szarych faktach próżno szukać Jezusa i jabłka, lecz chociaż mniej barwne, były niepodważalne. Zytę Grudziń, lat 19, znaleziono martwą w wagoniku starego rollercastera, podczas wycieczki klasowej. Przyczyna zgonu: uderzenie tępym narzędziem w tył czaszki. Brak innych obrażeń. Czas zgonu: godzina 15.15 - 15.30, dnia drugiego czerwca, bieżącego roku. Krytyczne piętnaście minut od ostatniego ujęcia szczęśliwej nastolatki przez kamery do odnalezienia ciała. Podejrzani: uczestnicy wycieczki oraz, co mało prawdopodobne, obsługa lunaparku. Nikogo innego tam nie było. Policjant spojrzał w notatnik. Cały alfabet imion zawirował w zmęczonych oczach pracoholika. Pił dzisiaj już ósmą filiżankę espresso, a dopiero dochodziła dziewiąta. Na pierwszy ogień przesłuchania szła Agnieszka. A jak Agnieszka.