Opowiadanie Karo i Eleny część 9

Płaczący człowiek, który się śmieje - część czwarta, ostatnia. The end, finito

Elena siedziała na wysokim łóżku przykrytym brudnym prześcieradłem. Ubrana była w wyświechtany kitelek dla pacjentów. Swe podrapane dłonie trzymała kurczowo zaciśnięte na obdartych kolanach. Kołysała się przy tym w tył i w przód, a jej wzrok wbity był tępo w pokaleczone stopy. Przed chwilą przyjęła kolejną dawkę lekarstw. Wiedziała, że musi je przyjmować, dla wlasnego dobra. Kilka razy odmówiła spożycia pigułek, co skończyło się kilkunastoma siniakami, gdy została brutalnie pobita przez ochroniarzy, którzy zawsze towarzyszyli lekarzom. Było to na samym jej początku pobytu tutaj. Jej duch bojowy, który tak efektownie potrafiła wykorzystać przeciwko Karo, zniknął w końcu wraz z kolejnym nieutrzymaniem moczu w czasie jednej z takich akcji. Czuła się wtedy brudna, złamana. Poddała się własnemu losowi, za przyjaciela mając własne myśli, coraz bardziej mroczne oraz wspomnienia, które utrzymywały ją jeszcze w jakim takim zdrowiu psychiczmym, choć w jej karcie widniały jak byk, napisane na czerwono słowa "Swierdzona psychoza z zaburzeniami omamów rzekomych. Pacjentka skrajnie niebezpieczna". Od czasu do czasu przypominała sobie swoją karierę w policji, to jakie miała możliwości pięcia się po kolejnych szczeblach kariery, którą tak pięknie sobie spieprzyła przez swoją nieposkromioną chęć posiadania jak największej ilości pieniędzy. Pieniędzy, które nie uchroniły jej przed miejscem, w którym się teraz znajdowała.. Z nienawiścią spojrzała na naszywkę na swoim kitelku, której napis głosił, iż jest pacjentką Szpitala dla psychicznie chorych, na oddziale zamkniętym dla szczególnie niebezpiecznych dla otoczenia. Ze złością zaczęła szarpać naszywkę, lecz ta przytwierdzona była jakimiś niezwykle mocnymi niciami. Szczerze powiedziawszy nie miała nawet siły rozerwać swojego ubrania... Zmieniła więc cel swej napaści i dla odmiany zaczęła drapać się swymi brudnymi, połamanymi paznokciami po poharatanych rękach i przedramieniach. Wkrótce na skórze wystąpiły czerwone ślady, z których zaczęła płynąć krew. Elena zaniosła się histerycznym płaczem. Upadła na podłogę i wciąż drapiąc ręce, skuliła się niczym ranne zwierze, które chce, by zostawiono go samemu. Nie wiadomo jak skończyłoby się to wszystko, gdyby nie pielęgniarz i dwóch rosłych ochroniarzy, którzy z pewnym trudem zakuli kobietę w kaftan bezpieczeństwa, przypięli pasami do łóżka i obdarzyli ją zastrzykiem, po którym bardzo szybko się uspokoiła. Łkała jeszcze tylko przez jakiś czas, a prześcieradło, na którym leżała, pokryło się żółtawą plamą. Mężczyźni patrzyli na nią przez chwilę z nieukrywanym obrzydzeniem, po czym wyszli, zamykając za sobą drzwi, które nie miały klamek po wewnętrznej stronie, lecz tylko zamek magnetyczny, otwierany za pomocą specjalnych kart.
Leżąc tak na niewygodnym łóżku, po raz kolejny zmoczonym przez własne wydzieliny, niemal jak przez mgłę słyszała, jak za rogiem, gdzie znajdował się już oddział męski, awanturuje się Karo. Jego wrzaski i ataki furii były tu już niemal na porządku dziennym. Z tego co udało jej się wywnioskować z rozmów personelu, Karo uodporniony był na niemal wszystkie stosowane tu psychotropy, dlatego też było bardzo ciężko go uspokoić. Zrobiono podobno dla niego nawet specjalne, wzmocnione łóżko, którego nie byłby już w stanie rozwalić i sprowadzono jakieś nowe pasy bezpieczeństwa, bo ostatnie udało mu się przegryźć ku wielkiej irytacji ordynatora, którego Elena spośród całego szpitala akurat najbardziej lubiła, bo wydawał się jeszcze najbardziej ludzki.
Odkąd trafili wszyscy do tego szpitala, ani razu nie widziała się ani z Karo, ani z Szymonem, za którym szczerze powiedziawszy, tęskniła.
  
Na końcu oddziału męskiego znajdował się pokój, w którym przebywał Szymon. Na jego karcie pacjenta, którą przeczytał już nie raz i miał ją wbitą w pamięć bardzo dokładnie, widniały następujące zdania:
"Posiada częstą chorobę psychiczną - afektywność dwubiegunową - co oznacza, że jego charakter i usposobienie ciągle się zmieniają. Nie wiadomo, jak się zachowa, może być agresywny, bądź potulny niczym kotek. Może zabić dziecko, a płakać nad mordercą..."
Słowa te niejednokrotnie bardzo go bolały. Jak mógł zostać tak określony, skoro kochał? Jego miłością, niespełnioną była przecież Elena. Kobieta, która co prawda częściowo przerażała go pod względem swej brutalności, ale z drugiej fascynowała. Tutaj, gdzie wyjątkowo za nią tęsknił, nie widując jej w ogóle, od czasu do czasu pokazywał swe ostre pazurki, które często brutalnie mu ukracano. Załamał się. Podobnie jak Elena, choć w jego wypadku miało to dużo głębsze dno. Nie chciał już żyć, a przynajmniej nie myśleć już więcej. Zdecydował się, że poprosi o wykonanie zabiegu, który jeśli zostanie źle wykonany, skończy się dla niego właśnie tak, jak sobie tego życzył- stanie się nieświadomą niczego roślinką. Straci poczucie ciągłości swego ja. Kiedy więc lekarz prowadzący przyszedł do niego na codzienny obchód, Szymon wystąpił z niecodzienną prośbą. A właściwie to dwoma.
- Żartujesz sobie ze mnie? Wiesz jak jest to niebezpieczne? Poza tym nielegalne! Zaburzeń psychicznych nie leczy się już zabiegiem lobotomii! - lekarz w swej ponad trzydziestoletniej karierze nie spotkał się jeszcze z takim przypadkiem i prośbą. Wyglądał na szczerze zdumionego, a wręcz możnaby powiedzieć, że i nawet przestraszonego.
- Doktorze. Ja niepotrafię dłużej tak żyć. Proszę pozwolić mi poddać się temu zabiegowi - rzekł Szczechowicz, patrząc na mężczyznę błagalnie.
- Dobrze, przemyślę to i dam ci na wieczornym ochodzie znać, jaką podjąłem decyzję.
Minęło pięć długich godzin zanim w końcu zdenerwowany mężczyzna otrzymał wiadomość od lekarza- jeśli chce, zabieg zostanie wykonany już za cztery godziny.
- Dobrze, zgadzam się, lecz chcę przed tym spotkać się z moimi dawnymi przyjaciółmi. Na Karo potrzebuję zaledwie kilku minut, lecz z Eleną chciałbym pobyć trochę dłużej. Po tym wszystkim przecież i tak nie będę sprawiał wam już kłopotów - powiedział hardo.
- Zgoda. Karo- dziesięć minut, Elena- pół godziny.
- Wystarczy.
Kiedy dwie godziny później szedł do celi Karo, czuł pewien lęk przed tym kogo, a może lepiej powiedzieć co, zobaczy. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy to solidne łóżko wmontowane w betonową podłogę, z grubymi pasami bezpieczeństwa, które teraz oplatały i tak szamocącego się Karo, który śpiewał jakąś piosenkę.
  
God bless us everyone
We're a broken people living under loaded gun
And it can’t be outfought
It can’t be outdone
It can’t be outmatched
It can’t be outrun
No!
  
God bless us everyone
We're a broken people living under loaded gun
Oh!
  
Like memories in cold decay
Transmissions echoing away
Far from the world of you and I
Where oceans bleed into the sky
  
Uspokoił się i umilkł dopiero, gdy zobaczył nad sobą Szymona. Zdumiony położył się płasko, podczas gdy pielęgniarze ustawiali mebel pod takim kątem, by mężczyźni mogli porozmawiać. Wtedy też przez zupełny przypadek spostrzegł kartę Karo. Zdumiał go mocno, opis przypadłości, na jaką chorował jego dawny przyjaciel. "Jest to człowiek myślący jak psychopata, poprzez morderstwa odreagowujący patologie rodzinną. Ekstremalnie niebezpieczny."
Szymon spojrzał na skrępowanego Karo i odezwał się stłumionym głosem.
- A więc ty tylko udawałeś psychopatę?
- Oczywiście. Co w tym takiego dziwnego?!
- A może to, że przez swoje chore gierki cała nasza trójka wylądowała w psychiatryku. A mnie czeka zabieg lobotomii.
Karo znieruchomiał jeszcze bardziej, o ile to było w ogóle możliwe.
- Coś ty powiedział? Lobotomii? Za co?
- Za nic. Sam tak zdecydowałem. Nie chcę tutaj dalej tak żyć, a przecież mnie stąd nie wypuszczą - odparł Szymon smętnie, po czym nachylił się nad Karo i dotknął czołem jego czoło. Spojrzał na niego i uśmiechając się blado, wyszeptał:
- Trzymaj się przyjacielu, bo już nigdy się nie zobaczymy, a nawet jeśli, to ja cię już nie będę pamiętał.
Wyszedł wraz ze strażnikami na korytarz, którym następnie wolno podążyli ku izolatce Eleny. Tuż przed wejściem do niej, wziął głęboki oddech niczym człowiek mający zamiar skoczyć na głęboką wodę. Wkrótce jednak przekroczył próg. Widok pięknej niegdyś kobiety teraz zmaltretowanej i niemającej ochoty na opór, jeszcze bardziej go zdołował. Trzask zamykanych drzwi i cisza w pomieszczeniu uświadomiły nagle Elenie, że to nie wizyta lekarska. Podniosła głowę i tuż przed sobą ujrzała Szymona. Jej szare oczy rozbłysły nagle ożywczym blaskiem, a na ustach zaigrał prawdziwy, szczery uśmiech, gdy wyciągnęła do niego swe chude ręce. Mężczyzna niewiele myśląc porwał ją w ramiona, tuląc do swej piersi, z której w chwilę potem dobyło się niepowstrzymane łkanie. Słone łzy spadały na kark i ramiona Eleny, która zacisnęła mocno pięści na kaftanie przyjaciela, jakby wyczuwała, że za niedługi czas utraci go na zawsze.
- Przepraszam, że cię w to wszystko wciagnąłem. Nie miałem wtedy pojęcia, że tak to się skończy - wyszeptał jej do ucha, gdy zdołał się wreszcie uspokoić.
- Nie musisz mnie przepraszać. Wiedziałam na co się piszę, więc to, że tutaj jestem jest także z mojej winy - odparła. - Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy... Chyba
- Nie, Eleno. Ja już tak dłużej nie potrafię. Nie chcę tak żyć - powiedział smętnie i wytłumaczył jej w czym rzecz. Kobieta w geście przerażenia zasłoniła sobie spierzchnięte usta dłońmi i ciężko klapnęła na łóżko.
- Szymon, nie! Nie możesz tego zrobić... To... To mnie zabije!
- A więc wtedy spotkamy się w trochę innym świecie - wymamrotał. - Przepraszam cię, ale ja naprawdę już tak nie potrafię. Nawet dla ciebie. Przykro mi. Nie mam siły dalej walczyć.
Elena podniosła się i zamknęła jego smutnł twarz w dwoich dłoniach.
- Przykro mi, że już więcej się nie spotkamy. Że nie będziesz pamiętać naszych wspólnych chwil.
- Wiem - schylił głowę. Po dłuższej chwili jednak ponownie na nią spojrzał.
- Będziesz na mnie bardzo zła, jeśli poproszę cię o ostatni pocałunek? - zapytał nieśmiało.
- Nie, nie będę zła.
Szczechowicz pochylił się nad nią. Ich pocałunek był przepełniony żalem, smutkiem, pasją, której wcześniej nie potrafili z siebie wydobyć. W końcu jednak został im brutalnie przerwany poprzez łomotanie w drzwi.
- Zdaje się, że to po mnie - mruknął mężczyzna i po raz ostatni ucałował jej blade dłonie. - Proszę, nie poddawaj się tak, jak ja.
Wyszedł z pomieszczenia zgarbiony, jak stuletni starzec. Na salę zabiegową wszedł z miną cierpiętnika, który doskonale wie co go czeka, który poddał się swemu losowi. Nie walczył z pielęgniarzami, spokojnie dał się przypiąć do fotela. Bez strachu w oczach czy sercu patrzył, jak neurochirurg bierze w dłonie młoteczek i długi szpikulec do lodu. Chwilę później poczuł tylko ukłucie w wewnętrznym kąciku oka, a potem już nic. Tępym wzrokiem rozglądał się po otoczeniu. Nie wiedział kim jest, gdzie się znajduje. Patrzył obojętnie, jak odpinają mu ręce i nogi od krzesła, jak pomagają mu wstać.
Szedł niepewnie, jakby dopiero co uczył się chodzić. Mijając jakąś celę usłyszał pełen boleści chyba kobiecy głos, wołający czyjeś imię. Spojrzał w tamtym kierunku, lecz przez kratki znajdujące się w drzwiach zobaczył tylko zmartwioną twarz płaczącej kobiety. Uśmiechnął się do niej, bo wydawało mu się, że jest bardzo smutna.
Gdy wprowadzili go do jakiegoś pokoju i usadzili na łóżku, wydawało mu się przez chwilę, że skądś je pamięta, lecz był to tylko maleńki przebłysk, który zniknął równie szybko, jak się pojawił.
  
Tymczasem wściekły Karo starał się leżeć spokojnie, lecz jego myśli wcale spokojne nie były. Nie mógł uwierzyć, że Szymon zdecydował się na tak szaleńczy krok. Ten silny mężczyzna, który z zasady był oazą spokoju w ich paczce, przyzwolił lekarzom na tak trudny i niebezpieczny zabieg. Karo zastanawiał się czy w ogóle da radę odratować go jeszcze. W jego umyśle zaczął powstawać bardzo podstępny plan ucieczki i uratowania jego przyjaciół.
  
Elena w tym samym niemal momencie osunęła się na ziemię tuż przy drzwiach. Z jej oczu niczym mała, ale bardzo wydajna Niagara, płynęły strumienie łez. Nie mogła przeboleć tego, że jej były kochanek szarpnął się na tak szaleńczy krok. Zaczęła wkrótce rozmyślać nad tym czy jest możliwość uratować go w jakiś sposób. Myśli te sprawiały, że lekko podniosła się na duchu.
  
- Ta lobotomia to był całkiem dobry pomysł, panowie - odezwał się niedługo później ordynator. - Ten sam zabieg wykonajcie na Karo i Elenie. Przynajmniej przestaną nam tu bruździć. Będą potulni jak baranki.
Pielęgniarze kiwnęli tylko głowami i biorąc z haków kaftany bezpieczeństwa, ruszyli do cel dwójki pacjentów.
  
Koniec
  
  
Wystąpili:
"Elena" - Elenawest
"Karo" - Karo
"Szymon Szczechowicz" - Szymon Szczechowicz
I inni...
  
Reżyseria: Karo i Elenawest
Scenariusz: Karo i Elenawest
Oświetlenie, scenografia, maku-up i stroje: Karo i Elenawest
  
Piosenka, którą śpiewał Karo w celi: Linkin Park - The Catalyst
  
Elena, Szymon i Karo, to trójka ludzi, których brutalnie doświadczył los. Traf chciał, że spotkali się i pomimo sprzecznych charakterów zostali przyjaciółmi. Ich przygody skończyły się w szpitalu psychiatrycznym, gdzie spędzili wiele smutnych lat...
  
Dziękujemy za uwagę.
  
Przez ciemne korytarze, pełne smutku, nieszczęścia i grozy, przepływał dźwięk, jak łódka po wodzie. Słychać było cichy głos Wiktora:
Like memories in cold decay
Transmissions echoing away
Far from the world of you and I
Where oceans bleed into the sky

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 2529 słów i 14367 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • EloGieniu

    Genialna końcówka rodem z filmów. XD

    9 lis 2016

  • EloGieniu

    @EloGieniu Przecztłem wszystkie twoje opowiadania oprócz daryl dixon is my love (nie jestem zbyt dobry z anglika) XD i ten jeszcze jeden miłosny. :D

    9 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu no to szacun! Jestem pod wrazeniem :-D ktory milosny? Agat?

    9 lis 2016

  • EloGieniu

    @elenawest Nieee. Nie przeczytałem miłość bywa ślepa i głupia. :)

    10 lis 2016

  • EloGieniu

    @elenawest Przeglądałem akurat komentarze twoje na telefonie i cała strona była skierowana do mnie. XD

    10 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu hehehe :-P no bywa

    10 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu aaa, te opko, spoko.

    10 lis 2016