Another Way Out - Somebody that I Used To Know (4)

Spędziliśmy ze sobą aż tydzień. Może to dużo, a może mało, a poczułem się jak u siebie. Matt okazał się być bardzo sympatycznym facetem, który dosyć dużo wiedział o mieście. Nadal nie dowiedziałem się, dlaczego nie mówi, jednak coraz mniej mi to jego spaczenie przeszkadzało.
Za to Li... Tutaj miałem duży dylemat. Cholernie piękna, i jak się później okazało inteligentna, młoda kobieta, o ponadprzeciętnej wiedzy. Ale za to feralna optymistka i niezwykła ekstrawertyczka. Niezła z niej manipulatorka. Rzec by można, femme fatale.
Podczas gdy moja siostra rozmawia z Mattem, ja próbuję chociaż trochę zbliżyć się do rudowłosej piękności, co, szczerze mówiąc, marnie mi wychodzi.
- Hmm.. Li?
- Tak, Kyle? - pyta, unosząc wzrok znad książki. Na jej nosie tkwią dosyć duże okulary, a włosy upięte są w kok. Czyta 'Kolonię Karną' Kafki. Ciekawa lektura, nie powiem. Unoszę wzrok do sufitu, szukając w nim odpowiedzi, która nie chce przyjść. Zagadałem do niej, nie wiedząc, jaki temat narzucić rozmowie. No, brawo, Kyle, brawo.
- E... - tylko tyle daję radę z siebie wydusić. Dziewczyna przygląda mi się z zaciekawieniem i wyczekiwaniem, ale dostrzegam, że jej cierpliwość ma swoje granice i, o zgrozo, chyba właśnie je przekracza. -A! Co czytasz?
- Nie widzisz tytułu? - jest lekko rozbawiona. Zerkam w bok, nieco zażenowany i skonfundowany. Stwierdzam, że jestem idiotą. - 'Kolonia Karna' Franza Kafki. Czytałeś?
- A... E... No! Uwielbiam, kiedy Gregor odkrywa zmianę... - dukam, nie zauważając swojej pomyłki. Ona patrzy na mnie krzywo i śmieje się krystalicznie czystym i dźwięcznym głosem.
- Chyba ci się coś pomyliło, Kyle. - mówi pobłażliwym tone. - To, o czym mówisz, to 'Przemiana'. No, przynajmniej autor ten sam. Ja uwielbiam fragment o skazańcu, z 'Kolonii Karnej'.Ukazuje ludzką słabość i bezradność. Ale też okrucieństwo. Jak można być tak rzeczowym? Egzekucje... To wszystko jest naprawdę bardzo ciekawe, ale... Okrutne.
- Tak bardzo cię to interesuje? - pytam, przyglądając się trzem, nowo odkrytym pieprzykom, obok jej ucha. Uśmiecha się i kiwa z entuzjazmem.
- Bardzo! Uwielbiam historię...
- Pf, ja jakoś się nią nie interesowałem.
- To już twój problem. - wzrusza ramionami i zerka na mnie z lekką pogardą. Po chwili znowu jest zagłębiona w lekturze. Wzdycham. No - gratulacje, Kyle. Zbłaźniłeś się przed KOBIETĄ, puchem marnym.  
Wyjeżdżam przed dom i jadę na tyły, czyli do miejsca, które pokochałem - do ogrodu. Jest tutaj przepięknie, a teraz, w lecie i szczególnie po deszczu, wszystko lśni i pachnie jeszcze intensywniej. Zrywam jedną z białych lilii i wciągam nosem jej mdlący zapach. Lubiłem go, pomimo iż doprowadzał mnie do zawrotów głowy. Woda z płatków kwiatu spływa po moich rękach i kapie na poręcz wózka. Kalectwo jest moim przeznaczeniem. Gdyby nie ono, dalej walczyłbym. Zarabiałbym jakieś pieniądze, prawda... Ale moja siostra byłaby nieszczęśliwa.
Dlaczego chwalę to, co jest moją słabością?! Zaciskam kurczowo szczękę a z mojego gardła dobywa się głuchy charkot. Na myśl, że już nigdy nie stanę na nogi, ogarnia mnie panika. Rzeczywiście, każdy mój zdrowy rówieśnik korzysta teraz z życia, a ja za to spędzę jego większą część na wózku inwalidzkim, jako niepełnosprawny... Łzy kapią w dół, pluskając o płatki kwiatu i łącząc się z deszczową wodą, napełniają jego kielich. Ciskam nim w bok i dyszę głośno. Muszę się uspokoić
- Kyle. - słyszę cichy głos. Chłopięcy głos.
- Czego?! - mówię podniesionym tonem, rozglądając się dookoła, lecz nic nie dostrzegam. Zaciskam dłonie na poręczy i obracam się wokół własnej osi. - Kim jesteś?
- Kyle. - głos przemawia ponownie, tym razem tak jakby za mną. Lecz gdy się odwracam, nie ma tam nikogo.
- Zaczynam świrować... - mówię sam do siebie z nerwowym śmiechem. Podnoszę wzrok, dopiero po chwili orientując się, że patrzę w dwoje złocistych oczu. Odjeżdżam szybko.
Przede mną stoi chłopiec, którego wiek oceniłbym na około trzynastu lat. Jest chudy, lecz niski. Jak na moje oko, ma około metra trzydziestu wzrostu. Odziany jest w czarny, długi płaszcz, sięgający nieco za kolana. Kolor ubioru zlewa się praktycznie z długimi po kostki włosami w odcieniu głębokiej czerni kruczych skrzydeł. Jego stopy są bose i pokryte licznymi bliznami i rankami. Ma bardzo bladą skórę.
- Kyle. - mówi, wpatrując się we mnie intensywnie. A ja nadal jestem zdezorientowany tym, co się właśnie dzieje.
- Tak, ma tak na imię. Możesz przestać, bo to robi się irytujące. Straszysz gości, Belial. - mówi Matt, który stoi obok mnie. Wzdrygam się. Kolejny, który pojawia się jak widmo, tego trochę za wiele. Chłopiec patrzy na niego, po czym otwiera usta, mówiąc.
- Sztraszny jesztesz Matjasz. - jego głos brzmi niewinnie i czysto. - Twoja maczka nie szyje. Sządam zapłaty.
- Ale ja żyję, moja siostra takowoż żyje. Czy testament nie tyczy się ostatniego potomka? - albinos marszczy brwi i patrzy groźnie na chłopaka. Ten buja się w przód i w tył, widocznie wymigując się odpowiedzi. Wreszcie przytakuje:
- Raszja. Kyle to intrusz? - patrzy intensywnie na mnie. Wzrok Beliala przyprawia mnie o gęsią skórkę. - Zlikwidowasz? W tym momenszje nje wjem szo szrobisz.
- Nic nie rób, Belial. Wracaj to przylądka, kiedy będziesz potrzebny, wezwiemy cię. - chłopiec prycha donośnie i wypowiada doniośle jedno zdanie: "Ke nyelisa o'*. Znika tak szybko, jak się pojawił, a na ziemi nadal widnieją ślady, wypalone przez jego stopy. Jestem osłupiały. Zerkam na albinosa, który z miną męczennika kręci głową. Wprowadza mnie z powrotem do domu.
Belial. Coś mi świtało, jednak nie do końca wiem, co to było. Kiedyś fascynowałem się demonologią i egzorcyzmami, być może... Belial to imię jednego z demonów? Upadłych aniołów? Coś w ten deseń. Nie jestem teraz pewny.Jedno wiem - jest on najpiękniejszym dzieckiem, jakie kiedykolwiek widziałem.Delikatny niczym porcelanowa lalka, a jednocześnie ostrym i wyrazistym jak potrawa z chili... Może to niezbyt trafne porównanie. Li patrzy na mnie z politowaniem i wybucha śmiechem.
- Gdybyś widział swoją minę! - wskazuje na mnie palcem. - Jak mogłeś się tak wystraszyć naszego 'aniołka stróża', co, 'fajterze'?
- Cicho, rudzielcu! - unoszę dumnie głowę. Co fakt, to fakt. Kimkolwiek był, wyglądało to tak, jakbym zwyczajnie wystraszył się dziecka. - Kobiety i dzieci głosu nie mają.
- Chciałbym, żeby tak było. - Matt westchnął i z pobłażaniem spojrzał na siostrę. - Uwierz mi, nie uciszysz jej, chociaż nie wiem co byś zrobił. Mama mówiła, że ten japiszon całkowicie się w nią wdał. Nie próbuj się z nią dogadać, bo zje cię na kolacje.
- Ty mógłbyś coś w końcu zjeść. - mówi Lilith, podsuwając mu pod nos pieczeń. - No dalej, bo niedługo już nic z ciebie nie zostanie. Dobrze, że jest tu jeszcze jedna kobieta... Prawda, Ann?
- Co mówisz? - krzyczy moja siostra z sąsiedniego pokoju. - Nie słyszę cię!
- Dobrze... Nie ważne. - wzdycha Lilith. - W każdym razie, Kyle. Nie bój się Beliala. Jest stary, wie co mówi, ale czasem narzeka i straszy ludzi z czystej złośliwości. A jak dostanie świeże mięso, to się na chwilę uspokaja. Zapomniałam go po prostu nakarmić...
Nie chcę nic więcej słyszeć. Unoszę dłonie w obronnym geście i jadę do swojego pokoju, moszcząc się przy biurku. Otwieram laptopa i sprawdzam hasło 'Belial'.  
Jeden z upadłych chórów anielskich...Wiek... Około... 10 000 lat. Robi mi się słabo, jednak czytam dalej. Służy bogatym, łasy na obietnice i naiwny. Pisze tu także, że łatwo go naciągnąć na różne kontrakty.
Zamykam system. Nie mogę ufać Internetowi. Połowa tych informacji jest fałszywa. No cóż...  
Moje myśli znów wracają do Li. Ta ruda cholera nie chce wyjść z mojej głowy. Swołocz. Coraz częściej o niej rozmyślam...

Allan

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1487 słów i 8170 znaków, zaktualizował 8 maj 2015.

2 komentarze

 
  • Joan

    Huhu robi się ciekawie :D

    6 maj 2015

  • Allan

    @Joan IMO zaleciało trochę kiczem, no ale cóż. Trzeba uść dalej XD

    7 maj 2015

  • Joan

    @Allan oj tam, demony?  Ok.  Ale wampirów bym nie zniosła, wiec jaki kicz  :D

    7 maj 2015

  • Allan

    @Joan Zależy jak to poprowadzę XD

    7 maj 2015

  • Joan

    @Allan Wprowadź postać Edwarda a przestanę czytać! (yup, to groźba. i nope, nie spełniłabym pewnie -,- )

    7 maj 2015

  • Allan

    @Joan Ale wampiry to nie kicz. Sephenie Mayer po prostu zrobiła z nich kicz.

    7 maj 2015

  • Joan

    @Allan Ta, Mayer oraz reżyser Akademii Wampirów. Najukochańsza seria, a film po prostu tak przejaskrawiony i kiczowaty, że mi się płakać chciało. Dobra, już Ci lepiej nie spamuje ;d

    7 maj 2015

  • LittleScarlet

    Pochwalam to

    6 maj 2015

  • Allan

    @LittleScarlet Ciężka praca się opłaca. Chyba XD

    7 maj 2015