Bez zgodności do miłości...część 16

Zatopiłam się w głębi jego masażu. Sama nie wiem kiedy mu się poddałam. Leżałam bezwładnie na łóżku. Najzwyczajniej w świecie było mi dobrze. On mi coś dosypał do tej herbaty? Czy po prostu jest taki świetny w tym co robi? Nawet nie miałam ochoty protestować. Było idealnie. Nawet nie przeszkadzało mi to, że ... zaraz. Jak? Dlaczego ja leżę nago? Jak to się stało? Przecież jeszcze przed chwilą miałam na sobie ręcznik.  
-Norman. Wystarczy.  
-Och, kobiety. Co się dzieje?  
-Nie wiem. Ale przed chwilą miałam na sobie ręcznik, a teraz go nie mam. Mam wrażenie, że coś dosypałeś mi do...
-Skarbie, nie panikuj. Nic ci nie dosypałem. Po prostu zasnęłaś, a gdy się przekręciłaś na drugi bok ręcznik spadł z ciebie sam. Ja w to nie ingerowałem. Daję słowo.
-Nie wierzę ci. Kręcisz coś. Nigdy tak nie zasypiam.  
-Zasnęłaś. - powiedział mi trzymając rękę na sercu. -Przysięgam.
-No dobra, ale chyba muszę iść spać. Jestem bardzo zmęczona.  
-Oj już nie kłam myszko. Przecież wiem że czujesz się świetnie. Widziałem jak ci się podobał masaż. Twoje ciało wolało o jeszcze. - wpatrywał się we mnie i już wiedziałam, że coś ze mną nie tak. -Czerwienisz się skarbie. Nie wstydź się. To przecież nic złego. - wiedziałam. Głupie rumieńce! Zawsze muszą pokazywać się w nieodpowiedniej chwili.  
-Masz ochotę na...
-Chcę iść spać. - przerwałam mu i rozejrzałam się po pokoju. Wstałam szybko i poszłam w stronę fotela na którym leżała jakaś koszulka i spodenki. Jak się okazało koszulka nie należała do mnie ale  tak ją szybko założyłam i położyłam się odwracając się do Normana tyłem. On tylko zachichotał i włączył telewizję. Nie mogłam zasnąć. Było mi zimno. Naszła mnie ochota której nie mogłam przepędzić żadnymi myślami. Chciałam się do niego przytulić. Mimo wszystko coś mnie do niego ciągnęło. Postanowiłam udawać, że śpię. Rozłożyłam się na całym łóżku. Tak, aby ,,dyskretnie,, się do niego zbliżyć. W końcu udało się. Byłam w niego wtulona. To było takie przyjemne.  
-Oj skarbeńku. Ty to jesteś udana. - powiedział do siebie. -Nie musiałaś tak się starać. Mogłaś się po prostu przytulić. Bardzo się cieszę, że tak postanowiłaś. Rumienisz się. Nie musisz udawać, że śpisz. Gdy śpisz twój oddech jest spokojniejszy. nie denerwujesz się tak i nie spinasz, a więc kochanie? Otworzysz oczy i spojrzysz na mnie? - powiedział i zaśmiał się. Cholera nakrył mnie. To jest nie fair. Dlaczego on wszystko musi wiedzieć?  
-Przepraszam, ale nie wiedziałam czy mi się pozwolisz przytulić. Bałam się, że wyśmiejesz mnie.
-Ale skąd takie pomysły? Pewnie, że cię nie wyśmieje. Cieszę się bardzo, że chciałaś się przytulić. - było mi strasznie głupio. Starałam się opanować rumienić, ale i tak czułam jak policzki mnie pieką. Ale zaczęłam się uspakajać. Czułam się już spokojniej. I nagle zaczął dzwonić telefon. Przestraszyłam się bardzo.  
-Spokojnie. To tylko telefon. - sięgnął po telefon i odebrał. -Halo.....nie stary dzisiaj odpadam jestem z młodą i odpoczywam ...... nie chcę mi się dzisiaj imprezować. - powiedział i rozłączył się. Spojrzałam na niego pytająco. -Znajomy dzwonił, że urodził mu się syn i chciał chlać. - powiedział mi chociaż, że nie pytałam o nic. I zaraz znowu telefon. Niestety kolega wygrał. Namówił go. -Myszko idziesz ze mną? Muszę iść, bo nie dadzą mi żyć.
-Ja zostanę w domu. Idź sam. Ja poczekam za tobą.  
-Chodź ze mną. Fajnie będzie. Poznasz może jakąś koleżankę.  
-Nie, jednak zostanę w domu.  
-No dobrze. Jak coś to do mnie dzwoń. Ja za jakieś dwie trzy godzinki powinienem być już w domu.  
-Ok. - leżałam sobie i oglądałam telewizję. Nie mogłam zasnąć. Norman dzwonił do mnie dwa razy, ale nie odbierałam telefonu. Miałam wrażenie, że dzisiaj coś złego się stanie. Bo nie miałam nigdy takich problemów z zaśnięciem. Ale po około 3 godzinach w końcu zasnęłam.  
***Oczami Normana***
Byłem już wcięty na maska. Troszkę towarku weszło przez nos, ale czułem się jeszcze dobrze. Dzwoniłem do Amber, ale nie odbierała. Wkurwiło mnie to, ale może śpi. Obiecuję sobie, że jak nie będzie spała to ją wyrucham. Nie pozwolę, żeby mnie olewała. Jak ja mówiłem, że ma dzwonić to ma dzwonić, albo przynajmniej odebrać telefon.  
-Norman, dawaj na kielona! - zawołał mnie Brian.  
-Chłopie ja już ledwo stoję na nogach.  
-Pierdolisz stary. Dawaj, bo już wszyscy polegli.  
-Ja jeszcze do domu muszę dojść.  
-Nie bądź cipa dawaj. Mam jeszcze trochę białej rozkoszy.
-No to trzeba było mówić tak od razu. Pyłku elfów się nie odmawia. - po godzinie czułem się jak nowo narodzony. Nie wspominając tego co było jeszcze kilka minut temu. Kibel został okupowany przeze mnie i Briana. Niestety przeliczyliśmy się z naszą mieszanką.  
-Dobra stary ja idę bo młoda nie odbiera. Nie wiem czy coś się nie stało.  
-Chłopie martwisz się bardziej niż o cokolwiek innego. Poradzi sobie.  
-Jeszcze muszę sobie z nią o czymś porozmawiam.  
-Stary, ale pamiętaj, żebyś jej nie skrzywdził. Jesteś naćpany, a wiesz jak to się później skończy. Lepiej jak zostaniesz u nas na noc.  
-Spokojnie młody. Dam sobie radę. Nie martw się, jeszcze raz gratuluję. Masz zajebistego synka. Oby nie zachowywał się tak jak ty. - powiedziałem i wybuchliśmy śmiechem. Zanim dotarłem do domu było już rano. Około 7 może 8 godzina. Gdy wszedłem do domu zaczęła mnie ogarniać złość. Zobaczyłem, że Amber sięga po telefon. Wszedłem tak cicho, że mnie nie usłyszała. Gdy zignorowała nieodebrane połączenia i usiadła na łóżku, w końcu mnie dostrzegła.  
-Hej? - zapytała niepewnie.
-Dlaczego nie odbierałaś telefonu?  
-Spałam, przed chwilką dopiero zobaczyłam i widziałam, że dzwoniłeś.  
-Dlaczego nie oddzwoniłaś?! - uniosłem się, a Amber się przestraszyła.
-Chciałam wstać i zobaczyć czy jesteś w domu.  
-Kłamiesz!! - w oczach Amber pojawiły się łzy. Czułem, że gniew przejmuje nade mną kontrolę i co dziwne czułem się z tym dobrze. Im większy strach widziałem na oczach Amber tym bardziej mi się to podobało.  
-Mówię serio. Norman boję się ciebie. Może się położysz? Ja zrobię kawę i coś do jedzenia? - starała się mnie przekupić.  
-Nie!!! - Amber wstała i się rozpłakała. Czułem jak mój olbrzym drgnął. Podszedłem to niej szybkim krokiem. Złapałem ją mocno w biodrach. Czułem jak drży ze strachu. Podniecało mnie to jeszcze bardziej.  
-Norman, proszę cię.
-Zamknij się!!
-Jesteś pijany i naćpany. Zostaw mnie proszę.
-Kurwa Zamknij się!! - tak się rozbeczała, że nie słyszałem własnych myśli. Popełniła większy błąd. Mogła siedzieć cicho. Zamachnąłem się ręką i uderzyłem ją w głowę. Straciła przytomność. Szybko założyłem jej kajdanki, które miały być wykorzystane na kimś innym. Oblałem ją wodą. Jak się ocknęła zaczęła krzyczeć. Płakała jak bym ją już ze skóry obdarł. Rzuciłem ją na łóżko i zacząłem rozbierać. Byłem tak napalony, że mało co nie rozerwało mnie na dole.
-Norman! Boję się! proszę zostaw mnie! - krzyczała szlochając. - Przekręciłem ją na brzuch. Dzisiaj chcę ją zaatakować od tyłu. Drugą dziurkę zostawię sobie na inną okazję. -Proszęęę! Zrobię wszystko, tylko nie rób mi tego! - cała drżała, ale tak mnie to podniecało, że jeszcze bardziej nie mogłem nad sobą panować. Rozchyliłem jej szeroko nogi. Szkoda, że tylko nie widzę jej twarzy. Jest piękna gdy się boi. Spojrzałem na jej spięty tyłeczek. Wszedłem w nią jednym, ruchem.  
-Ooooooooooo!  
-Aaaałaaaaaaaaa!! Puść mnie! Boliiiiiiii!! - zaczęła tak krzyczeć, jak by ją rozerwało. Głowa mi już pękała od jej wrzasków.  
-Ćśiii. Już wszedł. Już nie będzie tak bolało.  
-Ty skurwysynie! Aaaaa! Boli!!  
-Uspokój się! - krzyknąłem na nią, ale poczułem jak coś mnie odciąga od niej. Czyjeś dłonie?  
-Co ty odpierdalasz debilu?!  
-Bruno?  
-Jak ja Debilu! Ogarnij się. Widzisz co robisz? Spójrz na młodą. Zajebać ci za to?! Idź się kurwa umyj w zimnej wodzie i się ogarnij bo jesteś tak naćpany, że patrzeć na ciebie nie idzie. Jak wytrzeźwiejesz to sobie porozmawiamy. - powiedział Bruno i pchnął mnie do łazienki.  
-Przecież nic takiego nie zrobiłem. - powiedziałem i poszedłem do łazienki.  
***Oczami Bruno***
Spojrzałem na młodą na łóżku. Ledwo oddychała. Cały czas szlochała i nawet na mnie nie spojrzała. Gdy nakryłem ją kołdrą jęknęła i cała się spięła.  
-Spokojnie mała. Już nic się nie dzieje. Nie bój się. Znajdę tylko kluczyk. Może wiesz gdzie jest? - nic mi nie odpowiedziała. Znalazłem go w jakiejś szufladzie. Amber cały czas płakała. Odpiąłem jej kajdanki. Nawet nie ruszyła się. Myślałem, że zacznie uciekać, a ona tylko leżała i płakała. Nie mogła się uspokoić. Poszedłem i zrobiłem jej herbatę. Miałem ochotę przyjebać za to Normanowi, ale trzeba było trzymać nerwy na wodzy. Czekałem aż tylko ten chuj wyjdzie z łazienki. Co mu odjebało? Przecież chwalił mi się, że poczuł do niej coś więcej. Mówił, że chce się zmienić, a jak tylko nadarzyła się okazja znowu się naćpał i robi to samo. Przemoc zawsze była mile widziana w jego życiu. Ale tej kruszyny mógł sobie zaoszczędzić. Podałem Amber herbatę, ale nawet nie chciała na mnie spojrzeć. Widziałem krew na poduszce. Trochę się przestraszyłem. -Amber, skąd ta krew? - zapytałem a ona się znowu rozpłakała. -Ale spokojnie. Tylko zapytałem. - powiedziałem, a ona roztworzyła dłoń. To było krwawiące miejsce. Wbiła sobie paznokcie w dłoń. Ten kretyn musiał nieźle ją skrzywdzić. -Boże dziewczyno jak ty to zrobiłaś? To trzeba opatrzyć. Przecież krew to się ciurkiem leje. - poszedłem do szafki w której Norman trzyma apteczkę. Na szczęście było w niej wszytko czego potrzebowałem. Usiadłem koło Amber i chciałem ją chwycić za dłoń, by opatrzyć ranę, ale już wiedziałem, że to nie będzie takie proste, bo od razu zabrała dłoń.  
-Zostaw mnie! Nic mi nie będzie! - była cała roztrzęsiona.
-Opatrzę ci tylko tą dłoń. Nic złego ci nie zrobię.  
-Proszę zostaw mnie ... Chcę zostać sama... - powiedziała szlochając.  
-Opatrzę ranę i obiecuję, że już nic nie będę robił. - nic nie odpowiedziała co przyjąłem jako pozwolenie. Złapałem ją za rękę, a na jej twarzy był grymas, który mówił, że się boi i boli ją. Ale nie mogłem tego tak zostawić. Odkaziłem jej dłoń. Kilka razy ją zabrała dosłownie wyrywając ją ze strachu, ale w końcu udało mi się opatrzyć zranioną dłoń. -Gotowe. Chcesz jakąś tabletkę na uspokojenie?  
-Nie...Boję się...Muszę iść do domu.  
-Już nic się nie stanie. Będę tutaj. Przypilnuje Normana, żeby poszedł spać jak tylko wyjdzie z łazienki. Leż sobie spokojnie. Pewnie jesteś cała obolała. - widziałem wstyd w jej oczach. Gdyby tylko wiedziała ile ja już takich akcji widziałem. -I nie wstydź się. - powiedziałem a z łazienki wyszedł Norman. Amber dosłownie wyfrunęła z łóżka. Była tak przestraszona, że myślałem, że zaraz zejdzie na zawał.  
-Ambeer... prze..przepraszam ko...kochanie... - zaczął bełkotać i iść w jej stronę.  
-Nieee! Nie podchodź do mnie! Zostaw mnie! Nie chcę cię znać! - zdarła z łóżka koc i pobiegła na koniec pokoju. Cała roztrzęsiona.  
-Chłopie idź spać, chyba, że chcesz dostać w mordę.  
-Alee jaa niee chciaaałeem...- bełkotał dalej.  
-Idź spać kretynie! Jak się wyśpisz porozmawiamy. - wziąłem go za szmaty i zaprowadziłem do salonu. Siedziałem tam z nim jakąś godzinę zanim zasnął. Wróciłem do pokoju w którym była Amber. Widziałem, że leży na ziemi. Ale wyglądała jakby coś jej się stało. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, że trzyma w dłoni tabletki. Koło niej leżało opakowanie. -Kurwa Amber! - krzyknąłem i szybko myślałem co zrobić. Może nie połknęła tego dużo. Pierwsze co mi przyszło do głowy to zadzwonić po karetkę, ale nie wiem czy to będzie dobry pomysł. Miałem już kiedyś taki przypadek. To się źle skończy dla Normana. Położyłem ją na bok i włożyłam jej do buzi dwa palce. Musiałem wywołać u niej wymioty. Po pierwszym pawiu widziałem, że tabletki jeszcze nie zdążyły się rozpuścić. To dobrze. Można powiedzieć, że były praktycznie całe. Druga torsja, kolejna porcja tabletek. Amber zaczęła się krztusić. Na opakowaniu było napisane że znajduje się tam 20 tabletek. To była moja wina, że je zażyła. Ja zostawiłem ją samą w pokoju z pełną apteczką. Zacząłem liczyć tabletki znalazłem 11 i jeszcze w opakowaniu 2 i w ręce 5. Czyli w jej żołądku były jeszcze dwie. ale postanowiłem już jej nie męczyć. Od takiej dawki nic nie powinno jej być. Ocknęła się i spojrzała na mnie. Zwymiotowała po raz kolejny. Teraz już miałem pewność, że wszystkie tabletki są już na zewnątrz. Coś próbowała powiedzieć, ale zemdlała. Wziąłem jej bezwładne ciało i położyłem ją na łóżko. Znalazłem jakieś ubrania i ubrałem ją. Nie chciałem, żeby znowu się bała jak się obudzi, a przynajmniej może nie będzie się wstydziła. Wziąłem się za sprzątanie pokoju.  
***Oczami Amber***
Otwarłam pomału oczy. Myślałam, że to tylko zły sen, ale gdy chciałam się przewrócić na plecy poczułam między pośladkami coś piekielnie strasznego. Ból jak by mnie ktoś przeciął nożem. Bolało strasznie. Wręcz szczypało jak rana polana spirytusem. Głowa mi pękała, a gardło bolało. Strasznie chciało mi się pić. Zerknęłam na stolik nocny. Tam stała jakaś szklanka chciałam ją sięgnąć, ale nie miałam siły. Tak mnie bolało, że nawet nie starałam się wysilić.  
-Leż spokojnie. Ja ci podam. - usłyszałam głos. Podskoczyłam ze strachu. Skąd on się tutaj wziął. Myślałam, że to Norman. Bałam się okropnie. Nie chcę się z nim widzieć. Bruno stał przede mną trzymając kubek z napojem. -Weź nic ci nie zrobię, nie bój się. - powiedział i niepewnie wzięłam od niego kubek. Była tam pyszna herbatka, starałam się skupić na czymś innym uwagę, ale nie mogłam. Cały czas miałam przed oczami ten koszmarny widok jak Norman mnie... Nie chcę o tym myśleć. Myśl wariatko o czymś innym zresetuj mózg! Do moich oczu zaczynały napływać łzy. Wzięłam kolejny łyk herbaty. Wtedy do pokoju wszedł Norman. Mój kubek poszybował w górę. Norman spojrzał na mnie pytająco i przeciągnął się.  
-Amber, co ty wyprawiasz? - zapytał, a ja się rozpłakałam. -Ej, spokojnie, przecież wyschnie, dlaczego płaczesz? - miałam ochotę uciec, albo zapaść się pod ziemię.
***Oczami Normana***
Spojrzałem pytająco na Amber, ale nie dostałem odpowiedzi.  
-Bruno, co ty tu robisz? - szedłem w stronę Amber, ta się rozpłakała i zaczęła trząść. -Co się tu dzieje do cholery?  
-Norman nie zbliżaj się do młodej. Zostaw ją w spokoju. Lepiej idź do kuchni. Muszę z tobą porozmawiać.  
-Ale co się dzieje? Amber, dlaczego płaczesz? Coś się stało? - zapytałem i szedłem w jej stronę.  
-Nie zbliżaj się skurwielu! Zostaw mnie w spokoju! Chcę wracać do domu!  
-Powiecie mi do cholery o co tu chodzi?
-Nie udawaj, że nie pamiętasz sukinsynu!  
-Naprawdę nie wiem. - powiedziałem i usiłowałem sobie przypomnieć co się wczoraj działo, ale mimo starań nie przypomniałem sobie. Spojrzałem na Bruno który wskazał mi drogę do kuchni. Zrobiłem herbatę i usiadłem z nim przy stole. Słyszałem jak Amber płacze, ale gdy dowiedziałem się co zrobiłem...zatkało mnie. Jak ja tak mogłem? Przecież obiecałem sobie, że jej nigdy nie skrzywdzę. Moje serce pękło mi na pół. Upadłem niżej niż mi się to wydawało. Przypomniało mi się, że ćpałem z kumplami. Wszystko do mnie zaczęło wracać. Amber, ona prosiła żebym przestał. Wstałem z impetem od stołu i strciłem krzesła, które narobiły mnóstwo hałasu. Usłyszałem jak Amber krzyczy z pokoju.  
-Niee proszę nie rób mi nic. Boję się. - podszedłem do drzwi i wszedłem do środka. Amber była cała roztrzęsiona.
-Spokojnie. Przypadkowo trąciłem krzesło. Nic ci nie zrobię. Przepraszam kochanie. Nie chciałem tego. Naprawdę tego żałuję. Byłem naćpany. Nawet nie wiem dlaczego wziąłem to gówno.  
-Wyjdź stąd proszę. Chcę zostać sama. - powiedziała z przerażeniem w oczach.  
-Spokojnie młoda. Już z niego wszystko zeszło. Możesz być spokojna.  
-Jak mam być spokojna?! Ty byś był spokojny na moim miejscu jak by cię ktoś zgwałcił?!
-Amber, przepraszam najmocniej na świecie. -powiedziałem i uklęknąłem na kocu. Skuliłem się jak pies. Nic nie jest w stanie opisać tego co teraz czuję.  
-Chłopie, nie załamuj się. Wyjaśnicie sobie to. Przecież świat się nie skończył.  
-Tego nie da się wyjaśnić. Ja znowu zgwałciłem. Jestem skończony. Zgwałciłem kobietkę na której mi zależy. A teraz co? - poczułem jak ktoś niepewnie mnie dotknął. Podniosłem głowę. Amber. Jej drżące ciało usiadło koło mnie. Było widać, że walczy sama z sobą. Bała się mnie bardziej niż ognia. Za każdym razem kiedy się ruszyłem, czułem jak jej ciało mówi jej, że ma uciekać. Ale mimo wszystko została. Płakała, ale nie uciekała. Dlaczego ja jej to zrobiłem. Mojej małej kruszynce. -Przepraszam myszko. Gdybym tylko mógł cofnąć czas. Nie zrobiłbym tego. Obiecuję, że to już się nie powtórzy.  
-Nie obiecuj tego czego nie jesteś w stanie dotrzymać. - powiedziała smutno.  
-Obiecuję. - powiedziałem i przytuliłem ją, ale gdy jej ciało mówiło, że mam tego nie robić, odsunąłem się lekko.
-Dobra gołąbeczki. Ja lecę. A ty młoda jak by się coś działo dawaj znać.  
-Już jej nic nie zrobię, nie musisz się o to martwić.  
-Chodzi mi raczej bardziej o kwestie zdrowotne, a no właśnie, twoja kruszynka mało co się nie zabiła po twoich wybrykach. - powiedział do mnie ze złością Bruno. To był dla mnie cios w serce. Amber spuściła głowę w dół i nie chciała na mnie spojrzeć.  
-Dlaczego to zrobiłaś?  
-Bałam się. Bałam się ciebie, że jak wyjdziesz z łazienki znowu mi to zrobisz, a później jak szedłeś spać. Wszystko mnie bolało. Chciałam o tym zapomnieć ale...
-Ćśiiii... już spokojnie. Nie chcę wiedzieć więcej. - powiedziałem i wytarłem łzy z jej policzków. Chciałem ją podnieść i zaprowadzić na łóżko, ale jak tylko dotknąłem jej ud szybko wstała. Była przerażona. Co ja narobiłem? Gdy szła w stronę łóżka na jej twarzy był grymas bólu. Poszedłem zrobić herbatę, włączyłem film i położyłem się koło niej. Z początku odsunęła się ode mnie, ale jak przytuliłem ją z rozmachem, widziałem, że nie chce uciekać ale się boi. -Powiesz mi co cię boli?
-Nic mnie nie boli.
-Kłamiesz. Widziałem jak szłaś do łóżka. Twoja mina mówiła mi, że jednak coś boli.  
-Nic. - powiedziała, ale ja i tak wiedziałem, że kłamie.  
-Powiesz, czy ma sprawdzić? - zapytałem, a ona się rozpłakała. -Ej, ale spokojnie. Przecież krzywdy ci nie zrobię.  
-Ręce mnie bolą. - powiedziała szybko i przykryła się kołdrą.  
-Wiem, że to nie tylko ręce, bo wiem co zrobiłem. Zaraz zmienimy opatrunek.  
-Niee. Nie trzeba. Bruno zakładał nowy. - powiedziała, a ja zerknąłem na szafkę na której leżał zakrwawiony bandaż i ... kajdanki. To było coś strasznego. Jak ja mogłem tak zrobić? Z szuflady dobiegł dźwięk telefonu. Sięgnąłem i zauważyłem telefon Amber. -Twoi rodzice dzwonią. - wyciągnęła ręką po telefon. Podałem jej. Odebrała. Rozmawiała z nimi chyba z dobrą godzinę. Zdążyłem zrobić jedzenie. Ale nie wspomniała nic o przykrościach które ją spotkały. -Jak tam rozmowa z rodzicami? Kiedy wracają?  
-Nie wiem, wyjazd się przedłużył. Więc pewnie jeszcze trochę tam posiedzą. - powiedziała ze smutkiem.  
-Spokojnie, przecież wrócą.  
-Ale ja chciałam się z nimi zobaczyć i iść do domu.  
-Mogę cię do nich zawieść, do domu też jeśli boisz się być ze mną.  
-Ale sama też się będę bała.  
-Tu już ci się nic nie stanie. powiedziałem i podałem jej kanapkę. Zjedliśmy, a później Amber zasnęła. Postanowiłem pojechać do apteki. Musiałem jej kupić jakąś maść, bo nie mogłem patrzeć na jej cierpienia, które sam spowodowałem. To było coś strasznego. Gdy wróciłem Amber już nie spała. Spojrzała na mnie przerażona. -Wszystko w porządku? - zapytałem, ale kiwnęła tylko głową na tak. -To dlaczego się boisz? Nie jestem pijany. Byłem tylko w aptece i w sklepie. Spokojnie. - było widać, że odetchnęła z ulgą. Podszedłem do niej i wyjąłem za pleców misia z różyczką. -Przepraszam kochanie za to co zrobiłem moje wyrzuty sumienia chyba cały czas się będą za mną ciągać.  
-Nie trzeba było.  
-Oj trzeba, trzeba. - powiedziałem i podałem jej prezent i pocałowałem ją w czoło. -Kupiłem jeszcze kilka lekarstw i maści. To powinno przynieść ulgę. - powiedziałem, a ona się przestraszyła. Było widać, że nic nie chciała, bała się, że będę musiał ją dotknąć. Wypakowałem wszystkie zakupy z apteki.  
-Ale przecież nic mnie nie boli.  
-I kogo ty chcesz oszukać? - zapytałem ale nic nie odpowiedziała najpierw podała mi rękę. Zmieniłem opatrunek, a później druga. Posmarowałem wszystkie siniaki i zostało jeszcze jedno. Jej tyłeczek. Spojrzałem na nią sugerując jej którą część ciała ma mi teraz pokazać.  
-Tam już na pewno nic nie będziesz robił. - powiedziała do mnie i przerażona odsunęła się ode mnie.  
-Nic złego nie zrobię. Możesz mnie nawet związać. Obiecuję, że tylko maścią posmaruje i wszystko. - namawiałem ją tak długo, aż myślałem, że mi dnia zabraknie. Ale w końcu się przełamała. Trzęsła się okropnie. Ale szybko zrobiłem to co miałem. Dzień i noc była bardzo długa. Jednak nie jest prosto rozmawiać z pokrzywdzoną osobą. To było straszne co zrobiłem, ale przysiągłem sobie, że to wszystko naprawię i już więcej nic takiego nie zrobię.  
Miesiąc później  
Amber od jakiegoś czasu mieszka w domu. Nie wiem jak mam zdobyć ponownie jej zaufanie. Mimo że cieszy się na mój widok, to i tak jeszcze nie pozwala na nic więcej. Trzyma mnie na dystans. Dzisiaj ma imieniny. Postanowiłem ją odwiedzić. W drzwiach ciepło przywitali mnie jej rodzice. Gdyby tylko wiedzieli co zrobiłem jej córeczce to pewnie by mnie zajebali tępym narzędziem.  
-Jak dobrze, że jesteś bo Amber ma chyba ciężkie dni i nie możemy do niej dotrzeć. Zamknęła się w pokoju i nie wychodzi. Może z tobą będzie chciała porozmawiać.  
-Da się załatwić. Zaraz będzie w lepszym humorze. Zabieram państwa córkę na wycieczkę.  
-O to dobrze się składa, bo ma dzisiaj imieniny. Dokąd się wybieracie? na długo?  
-Myślę, że cały weekend nie będzie jej w domu.  
-To świetnie. - powiedział jej ojciec. A matka uradowała się jakby czekali na to żeby dosłownie wygnać Amber z domu. Tylko dlaczego tak bardzo chcieli się jej pozbyć z domu?  
-W takim razie do zobaczenia. Ja idę do Amber.  
-Bawcie się dobrze. - powiedział jej tato.  
-I pamiętajcie o zabezpieczeniu. - dodała mama i obaj wybuchli śmiechem.  
-Z tym nie ma co się spieszyć. Do pewnych decyzji Amber potrzebuje więcej czasu i nie będę jej za to terroryzował. - doskonale wiedzieli że Amber nie pójdzie do łóżka z pierwszą lepszą osobą i dlaczego akurat teraz musieli napomknąć o seksie. Widocznie nie mieli już pomysłu na rozmowę. -To bardzo spokojna i kochana dziewczyna, a z resztą chyba nie trzeba nam przypominać o zabezpieczeniach. - powiedziałem, a oni zmierzyli mnie od góry do dołu nie mówiąc nic. Uśmiechnąłem się i poszedłem dalej. Wszedłem do pokoju Amber. Rozejrzałem się i na pierwszy rzut oka jej nie zauważyłem. Dopiero później dostrzegłem ją siedzącą na parapecie.  
-Hej Amber. - powiedziałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. -Amber, myszko, co się dzieje? - zapytałem i ponownie bez reakcji. Podszedłem do nie i objąłem ją. Szybko zorientowałem się, że płacze. -Co się dzieje? Dlaczego płaczesz?  
-Mam wrażenie że już nikomu nie jestem potrzebna. Moi rodzice odkąd przyjechali są okropni. Mam wrażenie, że chcą się mnie pozbyć.  
-Też odniosłem takie wrażenie, po reakcjach twoich rodziców. - powiedziałem, a Amber się jeszcze bardziej rozpłakała. -Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć. Nie o to mi chodziło.  
-Właśnie o to ci chodziło.  
-Ale mnie jesteś potrzebna, oni pewnie poczuli się wolni. Ale kochają cię, przecież to twoi rodzice.  
-Nie kochają. Unikają mnie, a jak mnie tylko widzą na horyzoncie od razu mówią żebym gdzieś wyszła do koleżanki na noc i tak cały czas. Zapomnieli o mnie.  
-Nie zapomnieli.  
-Zapomnieli.  
-Nie, przecież mówili, że chcieli się z tobą skontaktować, ale zaszyłaś się w pokoju i nikogo do siebie nie dopuszczasz.  
-Tak ci powiedzieli? To nieźle. Nie było ich tu ani razu a siedzę w tym pokoju już trzeci dzień. Nawet nie sprawdzili czy żyje.  
-Mam świetny pomysł. - powiedziałem i przeniosłem ją na łóżko.  
-Co ty wyprawiasz?  
-Po pierwsze chciałem cię bardzo uściskać i złożyć najszczersze życzenia imieninowe, a po drugie pakujesz się i jedziemy. To znaczy ja cię pakuje i jedziemy.  
-Gdzie?  
-Niespodzianka. - powiedziałem i zacząłem ją pakować. Amber leżała na łóżku zaobserwowałem, że się stresuje. Robiła tak bardzo charakterystyczną rzecz . Szczypała się po wierzchniej części dłoni. -Czemu się stresujesz myszko? - zapytałem, ale nie odpowiedziała. Pewnie przypomniało jej się to co jej zrobiłem jakiś czas temu. Sam sobie tego nie umiem wybaczyć. -Spokojnie. Pewnie ci się spodoba. Mam świetny plan na twoich rodziców. Tylko musisz ubrać to. - wyjąłem z szafki obcisłą bardzo krótką sukienkę z wielkim dekoltem. -Widzieli cię już kiedyś w takim stroju?  
-Oczywiście, że nie. Bo by mnie z domu wygnali.
-O no to świetnie się składa. To znaczy fatalnie, ale w razie czego zamieszkasz ze mną. - powiedziałem a Amber w końcu się uśmiechnęła. Spakowałem wszystko co będzie potrzebowała i podszedłem do niej. -Czas wprowadzić plan w życie. - powiedziałem i przerzuciłem ją sobie przez ramię. Poczułem jak się cała spięła. Nadal się mnie boi. -Spokojnie skarbie nic ci nie zrobię. - powiedziałem i złapałem ją za rękę. -Czas na nas. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Gdy schodziłem ze schodów zobaczyłem bezcenne miny jej rodziców. Klepnąłem ją w tyłek na ich oczach. -To jak krasnalu? Na pewno wszystko masz?
-Wydaje mi się, że tak. Możemy jechać. - powiedziała Amber. To klepnięcie nie było dobrym pomysłem bo czułem po ruchach jej mięśni, że jej się nie podobało, ale mina ich rodziców była bezcenna.  
-Amber, ale mogłaś założyć na siebie ... - powiedział jej tato, ale Amber mu przerwała
-Coś bardziej przyzwoitego?  
-Tato ma rację.  
-A ja mam już swoje lata. To paaa. - powiedziała i posłała im buziaki. Mało co nie wybuchłem śmiechem. Ale starałem się zachować powagę. Postawiłem ją koło auta i otworzyłem drzwi. Spojrzała na mnie niepewnie ale wsiadła do auta. Zabrałem ją do pięknego miejsca. Jeziorko na którym byliśmy sami. Miałem tam domek. Byłem pewien, że spodoba jej się tutaj. Było tu po prostu bajecznie. Miał już tam czekać Bruno z jakąś kobitką i mieliśmy razem spędzić czas. Jechaliśmy dosyć długo. Po drodze musieliśmy się zatrzymać, bo Amber źle się poczuła. Wiedziałem, że to dlatego, że się bała. Gdy ruszyliśmy dalej zasnęła. Nakryłem ją moją bluzą. Gdy dojechaliśmy na miejsce zaniosłem ją do łóżka. Przywitałem się z Bruno. Poznałem jego dupę i wstawiłem wodę na kawę. Amber zaczęła się wiercić w łóżku, ale spała dalej. Zamówiłem jedzenie i usiedliśmy w saloniku.  
-Opowiadaj bracie jak tam minęła podróż. - powiedział do mnie Bruno.  
-Kurde chłopie trasa się tak dłużyła jeszcze młoda źle się poczuła.  
-A co ona w ogóle ma na sobie ?  
-Taki mały plan na jej rodziców, ale musisz przyznać bosko wygląda.  
-No wygląda bosko. A jak tam po waszych akcjach? Wiesz o co mi chodzi?  
-A już się uspokoiło. Pilnuje się.
-Nie będzie się mnie bała?  
-Myślę, że nie. W końcu jej pomogłeś,a nie zaszkodziłeś. - rozmawialiśmy tak jeszcze jakiś czas. Amber nadal spała. Godzinę później przyjechało nasze zamówienie. Byłem naprawdę głodny. Amber otworzyłam oczy i rozejrzała się.  
-Oooo, ktoś chyba jest głodny, bo zapachy obudziły śpiącą królewnę ze snu. - powiedziałem, a Amber przeciągnęła się na łóżku. Rozejrzała się po pokoju, ale nie nie zauważyła Bruno i jego dziewczyny.  
-Gdzie ja jestem?  
-W domku. Spokojnie, nic ci nie będzie. Przyjechaliśmy tu odpocząć.  
-Jak daleko jesteśmy od domu?  
-Jakieś 3 godzinki jazdy. Jesteś głodna?  
-Nie chyba. Głowa mnie boli i brzuch. Niedobrze mi. - powiedziała i Bruno wstał z sofy.  
-Cześć młoda. Jak tam? - zapytał Bruno. Amber się lekko przestraszyła.  
-Norman.
-Już idę. - powiedziałem i zabrałem tackę z jedzeniem i podszedłem do niej. Podłożyłem tacę na łóżko,  a sam się położyłem koło Amber. Ona automatycznie się we mnie wtuliła. Była zawstydzona, ale dlaczego? -Zjedz coś. Może lepiej się poczujesz. - powiedziałem, a Amber spojrzała na Bruna. I już teraz wiem o co chodzi. I w tym momencie przypomniała mi się ta cała sytuacja z gwałtem.  
-Źle się czuję. - powiedziała mi szeptem na ucho.  
-Pewnie dlatego, że nic nie jadłaś przez tydzień.  
-O matko chudzielcu, dosyć że sama skóra i kości to jeszcze nic nie jadłaś? - Zapytał Bruno, a Amber się przestraszyła. Przytuliłem ją i głaskałem po głowie.  
-Miała cięższy okres w życiu.  -powiedziałem i podałem jej jej kawałek pizzy. Niepewnie wzięła do ode mnie i zaczęła jeść. -Trzeba coś dzisiaj ogarnąć.
-To może daj młodej odpocząć, jak się źle czuje. Nie ma co jej przemęczać. Niech dojdzie do siebie.  
-Nic mi nie jest. - wtrąciła zezłoszczona.  
-Przecież widać młoda. Lekarza nie oszukasz. - powiedział, a Amber odwróciła się do niego tyłem.  
-Spokojnie. Damy radę. Zje coś i zaraz dojdzie do siebie. Też byś się tak czuł jak ona nie jedząc nic przez cały tydzień.  
-Ok. Ale muszę ci przyznać młoda, że w tej sukience wyglądasz olśniewająco. - Amber spojrzała na siebie i przykryła się. -Nie musisz się wstydzić. Jestem w szoku bo nigdy nie widziałem cię w takim stroju. A tu proszę jaka odważna laseczka.  
-Bruno, zostaw ją, widzisz, że chyba nie ma ochoty na twoje komplementy. - odezwała się kobieta Bruno.
-Sonia, skarbie. Tak samo się kiedyś zachowywałaś. A teraz jak diabeł wcielony. - powiedział Bruno i zaśmiali się obije.  
-Oj nie przesadzaj.  
-Nie przesadzam. Jak cię poznałem miałaś tyle lat co Amber i też byłaś bardzo nieśmiała.
-No i co z tego? Ale już trochę lat minęło.  
-A ty nadal taka młoda. - powiedział Bruno i przytulił się do niej. A Amber rozglądała się po po pokoju. Nic nie mówiła. Po czasie zorientowałem się, że patrzy na torbę z ubraniami. -Amber, powiedz coś. - wtrącił Bruno wyrywając ją se stanu mocnego zamyślenia. ona tylko pokręciła przecząco głową. -Aleś ty nieśmiała. Normalnie aż tęskno za tym jak tak bardzo się sprzeciwiałaś. - Amber lekko się uśmiechnęła.  
-Mogę iść się przebrać?  - zapytała mnie szeptem.  
-No jasne. - powiedziałem. - Idź do łazienki to zaraz ci podam coś do ubrania. - dodałem szeptem.  
-Gdzie tu jest łazienka?  
-Do góry. - powiedziałem i pokazałem palcem schody. Amber wstała i poszła w stronę schodów. Ja podszedłem do torby i wyjąłem z niej jakieś moje ubranie nie chciało mi się szukać ubrań Amber. Nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk i łomot. Pobiegłem szybko na schody.  
-Norman!!! - krzyczała przeraźliwie. Bruno pobiegł za mną.  
-O kurwa! co jest do cholery?! - krzyknął Bruno i wbiegł do łazienki. Ja szybko podszedłem do Amber.  
-Co się stało kochanie?  
-Tam...Tam... - nie mogla wydusić z siebie słowa.  
-Spokojnie. Powiedz mi co się stało. Spadłaś ze schodów? - zapytałem, a ona tylko kiwnęła głową i pokazała na łazienkę. wtedy z łazienki wyszedł Bruno wkurzony tak , że nie szlo nawet tego opisać. Amber zaczęła szybciej oddychać i trząść się. -Bruno, co tam się stało?
-Jakiś kurwa idiota zrobił sobie z nas jaja. - powiedział i tak machnął drzwiami, że jak się otworzyły mało co nie wyleciały z zawiasów. Amber krzyknęła ze strachu.  Sonia pomału wchodziła po schodach. -Sonia idź na dół!! - krzyknął na nią dość donośnie. Amber się popłakała.  
-Bruno powiesz mi co tam się stało? Bo na razie tylko krzyczysz, Amber płacze nie może z siebie wydusić ani słowa,a ja nadal nie wiem co tam się stało.  
-Sory stary. Nie płacz Amber, poniosło mnie trochę, bo jakiś idiota zostawił okrwawionego manekina z nożem w głowie i w klatce piersiowej.  
-Serio kurwa?  
-Serio, serio, chodź sobie zobacz. - powiedział Bruno, ale Gdy chciałem wstać Amber wpadła w panikę.  
-Ostatnio klucz do tego domku miał mój kuzyn, albo brat. Ja już się z nimi policzę. Chodźmy na dół, najwyżej będziemy korzystać z łazienki u sąsiadów dopóki tej nie ogarniemy. - Bruno zbiegł na  dól i przeprosił Sonię za swoje zachowanie i stali wtuleni w siebie, a wziąłem Amber na ręce i zaniosłem do salonu. Idąc po schodach poczułem na ręce coś mokrego. Dopiero jak ją położyłem na łóżko zorientowałem się, że krwawi. -O cholera. - powiedziałem głośniej widząc jej ranę na udzie. Zerknąłem na Bruno i jeszcze raz na Amber. Dostrzegłem ślady krwi na brzuchu niedaleko pępka i powyżej biodra tylko bardziej na plecach. -Amber, musisz się przebrać,  
-Norman nie, nic mi nie jest. To tylko przecięcie. Ja chcę plaster. Sama sobie zakleję.  
-Kochanie, ale musisz się przebrać. - powiedziałem i gestem głowy zawołałem Bruno żeby to zobaczył.
-Przepraszam kochanie na chwilkę. - powiedział do Soni. Pocałowała go w policzek i przyszedł do mnie. Gdy to zobaczył złapał się za głowę.  
-Plaster wystarczy? Tak ? - zapytała przerażona, mówiła jak w amoku. To było coś strasznego.  
-Powinien wystarczyć. - powiedział do niej Bruno uśmiechając się. Wiedziałem, że jednak to nie wystarczy. -Sonia kochanie zadzwoń do Pegaza niech mi przywiezie apteczkę. Bo tutaj nic nie mam. - mówiąc pokazywał jakieś dziwne gesty ręką, ale widocznie Sonia go rozumiała, wyszła z pokoju i zadzwoniła.  
-Dlaczego zawsze mi się coś przytrafia, dlaczego zawsze mi musi się coś stać, dlaczego zawsze ja do wszystkiego muszę potrzebować lekarza?  
-Po prostu jesteś taką kruszynką, że normalnemu człowiekowi nic nie jest, a tobie jak się coś stanie i mimo że jest to niewielkie u ciebie lepiej zawsze dmuchać na zimne. - powiedział Bruno. Przyniosłem plaster i uciąłem wielkie kawałki. Nie miałem nic do przemycia rany.  
-Amber, trzeba to zdjąć i zakleić rany. Bo zobacz co się dzieje. - powiedziałem, a Amber spojrzała na Bruno.  
-Ok ja się odwrócę i przysięgam, że nie będę patrzył. A zostanę w razie jak by Norman potrzebował pomocy. - Amber jakoś przystała na jego propozycję. Pomogłem jej zdjąć sukienkę i szybko zakleiłem krwawiącą ranę. Na plaster nakleiłem jeszcze grubą warstwę chusteczek. Ubrałem ją w moje luźne ubranie.  
-Dobra, gotowe Bruno. - powiedziałem. - Sonia wyszła z pokoju i powiedziała że Pegaz zaraz będzie. Ja starałem się z całych sił, żeby tylko mieć nerwy na wodzy. Co 5 minut zmieniałem jej opatrunek. Bruno chciał zerknąć, ale Amber mu nie pozwalała. Coraz bardziej mnie niepokoiła jej spora utrata krwi Bruna z resztą też. Po 20 minutach ktoś przyszedł do domu.  
-Witam. Zastałem Bruna?  
-Jasne stary właź. - powiedział i przywitali się.  
-To jest Pegaz. - powiedział Bruno przedstawiając nam swojego znajomego.  
-Chłopie zerwałeś mnie z dyżuru. Ledwo co ubłagałem szefa żeby mnie wypuścił. Zostawiłem na zabiegówce 20 pacjentów. Nie wiem czy młodzi dadzą sobie z nimi radę.  
-Nie! nie i koniec. - powiedziała Amber, gdy dostrzegła, że to ratownik pogotowia. Pegaz spojrzał pytająco.
-No bo jest taka sytuacja że młoda spadła ze schodów przez głupi żart pewnych kolesi. I rozcięła się butelką w trzech miejscach. Wygląda to dosyć groźnie. - Bruno powiedział Pegazowi do dosyć cicho, żeby Amber się zbytnio nie denerwowała.
-Rozumiem. - powiedział. -Można? - zapytał mnie i pokazał pufę koło łóżka.  
-Proszę. - powiedziałem pokazując wolne miejsce.  
-Idź sobie stąd! Wynoś się!  
-Spokojnie skarbie. Jeszcze nic nie zrobiłem.  
-Norman! - krzyknęła i zaczęła płakać jak ratownik jej nie posłuchał.
-Spokojnie myszko. Przecież nikt krzywdy ci nie zrobi. - długo ją namawialiśmy na to żeby pokazała chociaż jedną ranę, ale w końcu udało się ją przełamać. Jednak lekarz nie był zbyt delikatny i dostał siarczystego strzała w twarz.  
-Ale tak to my nie będziemy się bawić. - powiedział lekko zezłoszczony. -Pwiem tak. Rana jest do zszycia, ale tutaj nie będę tego robił. Podjedźcie najwyżej do szpitala, tam szybko ogarniemy sprawę. - powiedział i wstał.  
-Przepraszam, że młodą lekko poniosło. - powiedziałem.
-Nic nie szkodzi. To już dzisiaj piąty raz.  
-Chłopie musisz być trochę ostrożniejszy. - powiedział Bruno.  
-A ty co taki nieprzygotowany na wyjazd?  
-Jak to nieprzygotowany? Mam przy sobie dwie piękne kobiety i ekstra kumpla.  
-A sprzęt to gdzie?  
-A no tym razem nie zabrałem. Nie tym autem jechałem.  
-Spoko. to tak jak mówiłem. W szpitalu będzie bezpieczniej. A niestety trzeba zaszyć te rany. - powiedział a Amber z tej złości chwyciła za szklankę i chciała ją pocisnąć w jego kierunku, ale zabrałem jej szybko i wybiłem ten pomysł z głowy. Oni widząc tą sytuację zaśmiali się.  
-To nie będzie dobry pomysł. Wiesz co pożycz mi sprzęt ja to załatwię. - powiedział Bruno.  
-Jesteście pewni, że dacie radę?  
-Daję tobie słowo. - powiedział i szedł w stronę drzwi rozmawiając o czymś z Pegazem. Po Amber było widać, że jest zła. Już dawno jej takiej nie widziałem.  
-Co się dzieje Amber? - zapytałem w nadziei, że otrzymam jakąś sensowną odpowiedź, a ona po prostu się rozpłakała. Usiadłem kolo niej i przytuliłem. - Amber, spokojnie, przecież nic się nie dzieje.
-Dzieje się. Bo znowu miało być fajnie, a mi się coś stało. Zawsze muszę być ja. Nie chcę tu być. Chcę jechać o domu.  
-Amber, uspokój się. Przecież powiedziałem, że nic się nie dzieje.  
-Jak to nie? Czy ty mnie widzisz? Leżę tutaj zakrwawiona, znowu ja.  
-To nie było z twojej winy. Mogłem najpierw iść zobaczyć czy wszystko tutaj w porządku, a zwłaszcza że klucze mieli mój brat i kuzyn.  
-To tak nie działa. To moja wina. Każdy wyjazd muszę popsuć.  
-Nie martw się młoda. Ja też tak kiedyś miałam jak jeszcze nie znałam Bruno. Co chwila musiał u mnie być. A później to już tylko symulowałam żeby przyjeżdżał. - powiedziała Sonia chcąc pocieszyć Amber.  
-Tak dokładnie tak było. Dostawałem telefon od znajomego, że Sonia skręciła nogę a jak zajechałem na miejsce biegała jak szalona bo pająk po niej chodził. Później, że zemdlała, ale nic na to nie wskazywało. Później jak nie chciałem przyjeżdżać udawała że połykała tabletki, ale to już nie kończyło się dla niej za dobrze. Za każdym razem jak jej coś było dawałem jej witaminki i zawsze pomagały. - powiedział i wszyscy się zaśmialiśmy, oprócz Amber.  
-Tylko, że ja już bym wolała udawać, niż być w takiej sytuacji jak teraz, że naprawdę coś mi jest.  
-Nic się nie dzieje,  i tak dzisiaj mieliśmy tylko siedzieć w domu i oglądać filmy, także możesz spokojnie odpoczywać. Tylko te rany musimy opatrzeć. Bo niestety paskudnie to wygląda.  
-Nic nie trzeba. Ja pójdę spać. Zostawcie mnie w spokoju.  
-Nie możemy, bo nam się wykrwawisz.  
-Nic mi nie będzie. Przecież widzisz, że już krew przestaje lecieć.  
-Widzę, ale te rany są tak głębokie, że jak się ruszysz, to zaraz będzie tyle krwi, że będzie trzeba cię zawieźć do szpitala.  
-No i dobrze, przynajmniej będziecie mogli sobie odpocząć. A ja sobie będę w szpitalu. Tam mi nic nie zrobią.  
-A właśnie, że tam dopiero nie będziesz miała wyboru jak to zobaczą.  
-A właśnie, że będę miała wybór. Bo mam już osiemnaście lat i mogę sama  za siebie decydować. - spojrzałem na Amber złym wzrokiem.  
-Kochanie, czy ja mogę ci coś zrobić? - zapytałem i udawałem, że zaraz ją uduszę.  
-Dobra wy się tam nie duście, tylko robimy co trzeba włączamy film, a nie będziemy się martwić. Młoda jak ci będzie wygodniej? Chcesz leżeć, czy usiąść? - Zapytał Bruno, a Amber spojrzała na mnie ze łzami w oczach. -Wy się ustawcie jak wam pasuje, a ja zaraz wracam tylko sobie wszystko przyszykuje. - powiedział, a ja podniosłem lekko Amber i usiadłem za nią robiąc jako podpórka. W tej pozycji mogłem ją przytulić.  
-Nie bój się myszko. - powiedziałem widząc i czując jej drżące ciało. Złapała mnie za ręce i przytuliła do siebie gdy zobaczył Bruno na horyzoncie.  
-Gotowa? - zapytał i podszedł do niej siadając na pufie. Przełknęła głośno ślinę i znowu spojrzała na mnie. Było mi jej szkoda już bym wolał żeby to mnie spotkało. Ale wiem że jest silna i da sobie radę. Przytuliłem ją bardziej i pocałowałem w głowę. Bruno podniósł jej bluzkę i spojrzał na chusteczki i syknął przez zęby. -Którą pierwszą? -zapytał, ale Amber nic nie powiedziała. Złapał ją za spodnie, ale ona automatycznie złapała go za rękę. -Ok, zaczniemy od tej. - powiedział i wskazał ranę na plecach. Gdy Bruno po coś sięgnął Amber odwróciła głowę. Za każdym razem jak ją dotykał cała się spinała. Nie wiedziałem co mam zrobić, żeby się tak nie bała. -Teraz młodą kilka sekund się nie ruszaj dam ci znieczulenie. I tak się dziwię jak ty tak długo wytrzymałaś. Przecież to kurewsko musi boleć.  
-Norman... - zaczęła mówić, ale przerwała.  
-Co się dzieje myszko? - zapytałem. Ale bez odpowiedzi. Zagryzła wargę i ścisnęła mnie za rękę.  
-Dobra już jedno znieczulone. Zrobię to od razu z tamtymi nie będzie trzeba tyle czekać.  
-Nie...- powiedziała i chciała wstawać.  
-Nic się nie bój. Przecież to nie boli. - powiedział i zaczął zsuwać jej spodnie. Złapała je szybko i chciała wsunąć z powrotem. Ale niestety rany były w takich miejscach że bez tego się nie obeszło. Chwilę się z nim siłowała, ale w końcu odpuściła. Ale niestety wiązało się z tym, że zaczęła płakać. Nie mogłem patrzeć jak cierpi z tego powodu. Ale na szczęście długo to nie trwało bo trzydzieści minut było już wszystko zrobione. Opatrunek wyglądał teraz przyzwoicie. -Gotowe krasnalu. Tylko nie szalej za bardzo. Wszystko w porządku?  - zapytał Bruno, a Amber tylko pokiwała głową. -To dobrze. w razie jak by się coś działo to nie wymyślaj jakiś bzdur tylko mów wprost. Później ci dam maść to sobie będziesz smarowała, żeby nie bolało.  
-Dzięki stary. - powiedziałem do Bruna.
-Nie ma za co. Dobra trzeba ogarnąć jakiś film. - powiedział i wstał z pufy klepiąc Amber po ramieniu. -Już się nie mazgaj tylko uśmiechamy. - pocałowałem ją w czoło i wstałem. Zaciągnąłem plandekę na ścianę i otworzyłem kilka szafek w których było nagłośnienie. Zaplanowaliśmy na dzisiaj seans filmowy. Amber rozglądała się po całym pokoju. Była w szoku.  Bruno z Sonią przynieśli chipsy i inne przekąski ogarnęliśmy łoże na które zmieści się co najmniej dziesięć osób. -Przełóż młodą tylko ostrożnie. Żeby jej czegoś nie rozerwać.  
-Spoko. - klęknąłem obok Amber i delikatnie ją podniosłem. Sekundę później już leżała na łóżku. Bruno włączył jakiś najnowszy film.  
-Wybierajcie. Co chcecie oglądać są dwie opcje jakaś komedia i sf.  
-Ja jestem za komedią. - powiedziała Sonia.  
-Też myślę, że to będzie dobre rozwiązanie. - powiedziałem. Przesunęliśmy stół bliżej łózka i położyliśmy się wszyscy.  
-A ty Amber? Jaki film chcesz obejrzeć? - zapytał, ale Amber chyba nie podobało się to że leżała koło niego. Wzruszyła tylko ramionami. Koniec końcu włączyliśmy komedię. Po dziesięciu minutach Amber już spała. Była wykończona tą całą sytuacją. Miałem tylko nadzieję, że później będzie się lepiej czuła.

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i inne, użyła 8445 słów i 45091 znaków.

6 komentarzy

 
  • gubernator

    ale długie :D

    16 mar 2018

  • FankaOpowiadania❤

    Dawaj kolejną !!

    26 sty 2018

  • Nk

    Kiedy kolejna część? ??

    30 gru 2017

  • Niki

    Kiedy kolejna część? :)

    29 gru 2017

  • Czyzbyzakochana

    Jeej w koncu :D czadowo nie moge sie doczekac nastepnej czesci

    26 gru 2017

  • zaczarowanaK

    Kiedy kolejna część? :)

    16 gru 2017