Chodź za mną

Dzień taki jak zwykle; słońce leniwie wyłaniało się zza pierzyny chmur, a cień nocy ustępował miejsca błękitowi nieba. Nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń…
     Promienie słońca wdarły się przez szpary w żaluzjach do mojego pokoju, odganiając znajdującą się tam ciemność. Otworzyłem leniwie oczy i przeciągnąłem się. Łóżko zaskrzypiało przeraźliwie, gdy z wielkim trudem usiadłem na jego brzegu. Trud nie był spowodowany wagą, lecz lenistwem i tempem wstawania. Siedziałem jeszcze przez chwilę wpatrując się w zdjęcie mojej dziewczyny, stojące na biurku. Uśmiechnąłem się na jego widok; od 2 lat budziłem się i pierwsze co widziałem to pokój i zdjęcie mojej ukochanej Emilii. Jej złote włosy – nawet poprzez zdjęcie – błyszczały się w promieniach słońca, najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem; ciemnozielone, zdawały się do mnie uśmiechać zza zasłony długich rzęs, a także uśmiech, zniewalający, piękny uśmiech, który przeznaczony był dla mnie. Sukienka, którą miała na sobie moja ukochana; fioletowa, zwiewna, która pięknie pasowała do filigranowej sylwetki Emilii, pod wpływem wiatru podwinęła się z jednej strony do połowy uda. Pamiętam dokładnie ten dzień, te rumieńce na twarzy ukochanej, tę radość z wygranego dla niej pluszowego misia.  
Stojąc pod prysznicem i kaskadą ciepłej wody, która spływała mi po barkach i plecach zastanawiałem się, co Emilia dziś założy. Przypomniało mi się, gdy byliśmy na spacerze w parku. Tego dnia pogoda zmieniła się diametralnie. Błękitne niebo zasnuło się ciężkimi, deszczowymi chmurami. Świat stał się szary i smutny. Pierwsze ciężkie krople deszczu zaczęły spadać na ziemię. Ludzie dookoła uciekali w popłochu, zasmuceni, nieobecni. Ale nie Emilia. Ona stała, odchyliła głowę do tyłu i pozwoliła kroplom deszczu spływać po ciele. Zaczęło padać na dobre, a ja nawet tego nie czułem. Patrzyłem jak zahipnotyzowany na piękność w białej sukience przylegającej już do ciała, na jej mokre, złote włosy, na uśmiech. Patrzyłem na szczęśliwą dziewczynę. Pamiętam to dokładnie; podszedłem wtedy do niej i pocałowałem. Był to nasz pierwszy pocałunek, romantyczny, niezapomniany. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Dziś mijają 2 lata od tego dnia. Nasza rocznica.  
***
- Wstawaj Emilka! – obudził mnie krzyk mojej starszej siostry. Otworzyłam nieprzytomnie oczy i zobaczyłam ją stojącą w drzwiach.  
- Daj mi spokój… - mruknęłam i rzuciłam w siostrę poduszką.  
- Jak się pospieszysz podrzucę cię na randkę. – powiedziała i wyszła z pokoju. Otworzyłam oczy i wstałam niespiesznie z łóżka. Pluszowy miś stojący na biurku patrzył się na mnie. Uśmiechnęłam się na wspomnienie naszej pierwszej randki. Wtedy w wesołym miasteczku stał ze mną nieśmiały chłopiec. Pamiętam jego rumieńce, gdy dawał mi tego misia. Pamiętam również nieśmiały uśmiech, gdy złapał mnie za rękę.  
Prysznic mnie rozbudził. Wycierałam włosy, a mój wzrok powędrował na wieszak, na którym wisiała biała sukienka. Miałam ją na sobie w czasie naszego pierwszego pocałunku. Na szczęście już nie rosłam, dlatego sukienka leżała jak ulał. Ten dzień był wyjątkowy. Pamiętam jak niebo w jednej chwili stało się ciemne, a świat ponury. Pierwsze krople deszczu musnęły moją skórę. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę. Deszcz nie może zepsuć tego dnia. Uśmiechnęłam się. Włosy stawały się coraz cięższe, przygładziłam je dłonią – były całkowicie mokre. Po chwili poczułam silne ręce, które złapały mnie w talii. Trzymał mnie już nie chłopiec, a młody mężczyzna o brązowych włosach i piwnych oczach. Wyższy ode mnie o co najmniej głowę. Patrzył na mnie. Nie. Patrzył w moje oczy. Po chwili mnie pocałował. Pamiętam jego ciepłe i miękkie usta złączone z moimi. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Potem mnie przytulił i pocałował w czoło. Pamiętam do tej pory te słowa. „Kocham Cię. Czy… zostaniesz moją dziewczyną?”. Pamiętam, że staliśmy wtedy jeszcze długi czas w deszczu; szczęśliwi.  
Gotowa zapukałam do pokoju siostry.
- To co, odwieziesz mnie? – spytałam.
***  
Szedłem na umówione miejsce z bukietem czerwonych róż. Stanąłem przed przejściem dla pieszych. Z prawej strony nadjeżdżał pojazd… Z prawej??? Przejechał przez pasy z szybkością błyskawicy. Nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Po chwili słychać było tylko odgłos hamulców i zderzających się samochodów. Ale zaraz… Ja znam ten drugi samochód. Otworzyłem szeroko oczy i patrzyłem na tę katastrofę z niedowierzaniem. Po chwili spostrzegłem leżące na ziemi w kałuży krwi złote włosy teraz już miałem pewność.
***  
- Englishman in New Yooork – śpiewałyśmy z siostrą. Zobaczyłam Adama jak stał na pasach. Chciałam do niego pomachać, gdy nagle przed nami znikąd pojawił się samochód. Pisk hamulców. Dźwięk tłuczonej szyby i niesamowity ból. Otworzyłam z trudem oczy. Leżałam na drodze, a wokół mnie rosła kałuża krwi, która powiększała się z każdą chwilą. Zauważyłam, że z mojego brzucha wystaje jakiś pręt? Chyba. Nie wiem. Z każdą chwilą czułam, że słabnę. Powieki zrobiły się strasznie ciężkie. Co się dzieje. Zamknęłam oczy i ponownie je otworzyłam. Klęczał przy mnie Adam. Chciałam dotknąć jego twarzy, lecz ciało nie słuchało. Nie mogłam się ruszyć. Widziałam jego przerażone oczy. Złapał moją dłoń, zaś drugą rękę podłożył mi pod głowę.
- Będzie dobrze! Sły..ysz? W…tko bę…e do… - dalej coś mówił, lecz ja go już nie słyszałam. Widziałam, że ledwo powstrzymuje łzy. Uśmiechnęłam się do niego z trudem. Poczułam, że łzy spływają mi po policzku. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Poruszyłam ustami i pomimo, że nie wydobywał się z nich żaden dźwięk…
- Kocham… cię.
***  
Widziałem jak ulatuje z niej życie. Jak z tej silnej, pięknej kobiety zostaje wrak. Trzymałem ją w ramionach i płakałem. Nie byłam w stanie się ruszyć. Wiedziałem, że cały mój świat właśnie się zawalił.  
- Proszę pana. Proszę pana! Proszę się odsunąć… - powiedział ratownik. Ale ja go nie słuchałem. Nikogo nie słuchałem. Spojrzałem na niego oczami pełnymi łez. Potem była już tylko ciemność.

Gabi14

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1199 słów i 6473 znaków.

Dodaj komentarz