Jesteś lekarstwem dla mojej duszy cz.7

- Jaki on jest? hmm - zawahał się chwilę i lekko uśmiechnął. - On jest po prostu sobą, można powiedzieć, że trochę samolubny, dość pewny siebie... Ma wspaniałe poczucie humoru, nie dba o opinie innych.. Był po prostu moim ideałem - rzekł spuszczając wzrok. Spodziewałam się czegoś innego, spodziewałam się, że będzie zachwycał się nad swoją miłością, będzie opowiadał o nim godzinami, ale nie. Zrobił coś, co zaskoczyło mnie tak bardzo, że po raz pierwszy tej nocy nie wiedziałam co powiedzieć. - Był sobą i chyba za to go pokochałem, niczego nie udawał, niczego się nie wstydził. Wiesz? - zamyślił się nieśmiało uśmiechając - Wiesz, że pewnego dnia po prostu wyciągnął mnie na spacer? ale wiesz nie tak jak kumpla, czy coś. Po prostu chwycił mnie za rękę i spacerowaliśmy jakby nigdy nic, gdybyś widziała minę ludzi, ich zdumiewające i oszołomione spojrzenia, ich miny - roześmiał się teraz na głos. Jakoś trudno mi było sobie wyobrazić tą scenkę tutaj, w tych czasach, w tym kraju. To prawda, że Polska była narodem nietolerancyjnym, tu prędzej spalili by ich na stosie, wyśmieli w żywe oczy niż żyli obok dwóch uśmiechniętych gejów. Co ja tu u diabła robiłam? dlaczego nie zdecyduję się wyjechać wraz z Michałem? dlaczego nie pojedziemy z moim synem? Bo był Kacper. Kacper trzymał mnie w Polsce, Kacper tak bardzo kochający Adama, tak bardzo wierzący, ufający ojcu. Kacper, który jeszcze nie do końca jest świadom tego, co się tuta dzieje. - Ty też podobno się z kimś spotykasz?? Też podobno kogoś miałaś? - oczy Filipa spojrzały na mnie z zainteresowaniem. Zapewne uznał, że skoro on mi się zwierzył, ja zrobię to samo. Oczekiwał ode mnie, że opowiem mu o Michale. Może i miał rację? może i powinnam wyrzucić z siebie to wszystko, to uczucie niesprawiedliwości? żalu? złości na męża, że postawił mnie w takiej sytuacji?  
- To już nieaktualne - powiedziałam krótko, ukrywając się pod maską obojętności. Nieaktualne powtórzyłam w myślach, jakbym sama chciała w to uwierzyć. Filip spojrzał na mnie badawczo, ale nie odezwał się słowem, nie wiem czy zrozumiał, że jest to dość trudny dla mnie temat, czy po prostu czujnie mnie obserwował, zastanawiał się, próbował zrozumieć. Uśmiechnął się tak szeroko, jak robił to teraz, a ja po raz pierwszy tego wieczora poczułam się jakbym rozmawiała z dawnym przyjacielem, przyjacielem któremu tak bezgranicznie ufałam, nim wyjechał bez słowa wyjaśnienia, nim mnie tu porzucił.  
- To też już wiem o Łucji, słyszałem też o tym dlaczego to zrobiłaś i szczerze? - zawiesił głos, jakby znów nie był do końca przekonany, że powinien coś powiedzieć. - Nie do końca się zgadzam z Twoim zachowaniem. Moim zdaniem robisz głupoty, rezygnując z miłości w imię czego? Zdrad, małżeńskiego obowiązku? strachu przed tyranem? mylnego pojęcia chronienia dzieci? Dlaczego to wszystko robisz? - zwrócił się do mnie z uśmiechem. Chciałam coś powiedzieć, chciałam zaprzeczyć ego argumentom, udowodnić mu, że się myli, ale nie mogłam. - No właśnie. Sama nie wiesz dlaczego to robisz. Może po prostu się czegoś boisz? Może obawiasz się szczęśliwej miłości? szczęścia, bo nikt nie pokazał Ci czym jest odwzajemniona, szczęśliwa miłość? - jego słowa były ostre i brutalne. Filip był z tego znany, że nigdy nie owijał w bawełnę, zawsze potrafił zranić, nawet jeśli zrobił to dla dobra, nieświadomie. Był brutalnie szczery i niczego nigdy nie ukrywał. - Zresztą i tak nie o to pytałem. Jaki jest ten Michał? Dlaczego się w nim zakochałaś? Co takiego w sobie ma? - nie dawał za wygraną. No właśnie Michał. Michał był osobą...  
- Wspaniały - odpowiedziałam niemal od razu. - Dobry, zawsze potrafiący wysłuchać. Nigdy niczego nie przyspieszał, zawsze wiedział co powiedzieć, by ukoić mój ból. Potrafił słuchać, doradzić, potrafił mnie wesprzeć i być przy mnie, gdy tego potrzebowałam, potrafił też milczeć, gdy chciałam przy kimś po prostu posiedzieć. - z dala usłyszałam swój głos. - Był też wspaniałym kochankiem, delikatnym, czułym. Pokochał moje dzieci, chciał być dla nich prawdziwym ojcem - mówiłam dalej. Filip siedział na przeciwko mnie i utknął wzrok na moje twarzy, milczał zachęcając mnie do dalszego mówienia. - Wspaniale się zachował, rozumiejąc moją sytuację, pozwolił mi odejść, chociaż wiem jak bardzo trudne jest to dla niego, wspierał mnie, gdy dowiedziałam się o szansie mojego syna, o jego propozycji wyjazdu. Rozumiał mój ból i zawsze przekładał dobro moje nad swoje. Sądzę - zrobiłam pauzę i zawahałam się chwilę. - Uważam, że kocha mnie tak naprawdę, głębokim i prawdziwym uczuciem, tym, takim dajesz kobiecie, gdy prawdziwie się zakochasz - wyjaśniłam. Filip chwilę milczał. Nie wiem co skłoniło go do tego, że miał łzy w oczach, nie zadawałam mu pytań. Dopiero teraz wszystko zrozumiałam. Zrozumiałam jakie miałam wielkie szczęście, jak wiele oferował mi Michał, jak wiele dla mnie poświęcił, ile mi dał i ile dostał w zamian. Zrozumiałam, że chyba tak naprawdę nigdy nie potrafiłam kochać, bo mój mąż nigdy mnie tego nie nauczył. Potrafiłam tylko brać, niewiele ofiarując w zamian. - A ja dałam mu tylko rozpacz i łzy - podsumowałam krótko, a oczy Filipa ponownie utknęły na mojej twarzy. Zobaczyłam zaskoczenie na jego twarzy, zapewne nie sądził, że tak szybko dojdę do tego wniosku.  
- Jesteś gotowa to zmienić? Jesteś gotowa dać coś Michałowi w zamian? - spytał Filip, a ja dostrzegłam coś dziwnego w jego oczach. Milczałam chwilę, zastanawiając się jak wiele jestem w stanie poświęcić w imię miłości? jak daleko mogę, jak daleko potrafię się posunąć?  
- Chcę założyć z nim rodzinę, chcę by dzieci były częścią jego życia, chcę sama się nią stać. Kocham go - powiedziałam na głos, zdumiona jakie to wszystko proste. - Zaryzykuję - uśmiechnęłam się do Filipa i on odwzajemnił mój uśmiech i objął mnie w pasie, mocno do siebie przytulając.  
- Mądra z Ciebie kobieta - zaśmiał się i powoli podniósł z ławki. Przemilczałam to, uświadamiając sobie, że gdyby tak było, już dawno miałabym szczęśliwą rodzinę. - To co dasz się zaprosić do tego kina? - spytał z uśmiechem Filip. Kiwnęłam głową i trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę budynku, by chociaż przez chwilę złapać trochę snu. - Dobranoc - uśmiechnęłam się do Filipa. Chyba oboje tak naprawdę potrzebowaliśmy tej rozmowy, potrzebowaliśmy kogoś, kto z boku spojrzy na nasze życie, kogoś, kto wysłucha, doradzi, zrozumie, przyjaciela.

Chociaż udawałem twardego, chociaż tak bardzo starałem się zrozumieć jej punkt położenia, zrozumieć stawkę, jaka toczyła się w tej przeklętej grze między nią, a jej mężem, wcale nie czułem się lżej. Moje serce pękało na pół, na samą świadomość, że miałbym jej już więcej nie zobaczyć, nie usłyszeć jej głosu. Chciałem, starałem się odszukać jakiś sposób, by znów zbliżyć się do niej. Miałem do niej mały żal, że nie chciała ze mną wyjechać, że nie chciała nawet spróbować. Kochałem ją i zawsze jej dobro stawiałem nad swoim, zawsze była tą najważniejszą osobą w mym życiu, ale tym razem nie zgadzałem się z jej zachowaniem, nie popierałem tego. I chyba dlatego właśnie stałem pod domem jej przyjaciółki i widziałem to, czego tak bardzo nie chciałem zobaczyć. Teraz zacząłem wszystko rozumieć, teraz wszystko zaczęło układać się w jedną całość, a me serce niemal pękało na pół. W jednej chwili czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce, jakby mój świat zawalił się tak nagle, niespodziewanie. Gdy widziałem ją, gdy patrzyłem jak obejmuję nieznanego mi mężczyznę, jak się do niego uśmiecha, coś mną zagotowało. W jednej chwili przestałem wierzyć w jej każde słowo, przestałem łudzić się, że coś między nami będzie, straciłem wszelką nadzieje. W pewnym momencie nawet chciałem tam iść, miałem ochotę iść i przypierdolić mu w gębę, powiedzieć Ha! Nakryłem Was! Już mi się nie wywiniesz, ale nie starczyło mi odwagi, chyba tak naprawdę podświadomie bałem się, że jeśli to okażę się prawdą, mój świat, mój cały świat legnie w gruzach, a ja nigdy się spod nich nie wydostanę. Teraz jeszcze była jakaś nadzieja, jakaś iskierka nadziei, że jakoś to wszystko się poukłada, że to tylko jedno ich spotkanie, że on nic dla niej nie znaczy. Jeszcze dziś, jeszcze dzisiaj patrzyła tak na mnie, żegnaliśmy się, mówiliśmy sobie do zobaczenia wkrótce jeszcze się spotkamy, obiecałem jej, że jeszcze się zobaczymy, że poruszę niebo i ziemię by tak było, ale teraz nie wiedziałem, czy jeszcze tego chcę. Byłem skołowany, zamyślony. Nie wiedziałem nawet kim dla niej byłem, kim ona była dla mnie, czy chociaż połowa tego, co mi mówiła było prawdą, czy nie wymyśliła sobie tego wszystkiego. PO RAZ PIERWSZY W ŻYCIU W NIĄ ZWĄTPIŁEM, zwątpiłem w nas. Nie byłem pewny kim ja właściwie bez niej jestem. Patrzyłem jak uśmiecha się do niego, jak go przytula, jak podaje mu swą dłoń, jak swobodnie, jak dobrze się im rozmawia i niemal rozsypywałem się od środka. Nie mogłem tego znieść i postanowiłem zawrócić. Szedłem do domu spacerkiem, powoli, wciąż analizując wszystko co o niej wiedziałem, wszystko co wiedziałem o jej małżeństwie, o jej życiu. Zastanawiałem się, czy była ze mną uczciwa, czy czegoś mi nie powiedziała? może po prostu byłem jednym z wielu? może bawiła się tak nie tylko mną, ale też innymi mężczyznami, a on niczego nieświadomy był tylko kolejną jej ofiarą? czułem się podle, gdy myślałem o niej w ten sposób, czułem się podle, ale moja zazdrość wzrosła się ponad wstyd i poczucie winy. Górowała nad wszystkimi sprzecznymi uczuciami, które w tej chwili zawładnęły moim ciałem. I rosła, z każdym kolejnym krokiem, z każdą minutą, z każdym kolejnym biciem serca rosła i zagościła się we mnie na dobre. Dlaczego właściwie nigdy nie poznałem jej rodziny? dlaczego nigdy nie poznałem jej dzieci? wątpliwości narastały. Przyspieszyłem kroku, jakbym chciał zgubić, sam do końca nie wiedziałem co. Poczucie winny? poczucie wstydu? strach? niepewność? Przestałem cokolwiek czuć, przestałem już w cokolwiek wierzyć. Przestałem powoli żyć, w prawdzie moje serce nadal biło, wprawdzie wciąż łapałem powietrze, ale moje życie straciło sens. Mój telefon dzwonił po raz kolejny, nie musiałem nawet patrzeć na ekran, by wiedzieć kto się do mnie dobija. Czy to możliwe, że dzwoni, bo ujrzała mnie przed domem? nie mogła mnie widzieć. Stałem w świetle lampki, przy ulicy, więc widzieli jedynie sylwetkę mężczyzny. Nic więcej. Znów rozdzwonił się telefon. Wahałem się, czy odebrać, ale nie potrafiłem po prostu, nie potrafiłem po prostu zignorować jej telefonu. Mimo bólu, mimo tak ogromnego ciosu, którego dostałem od ukochanej, wciąż ją kochałem, nie potrafiłem tak po prostu o niej zapomnieć.  
- Michał - jej głos był cichy i spokojny, Opanowany, a może niemal radosny. - Michał chcę być z Tobą, chcę się do Ciebie wprowadzić, chcę zaryzykować - powiedziała radośnie, a w jej głosie nie było nawet nutki strachu, czy niepewności. - Michał, jesteś tam? - zapytała po krótkiej przerwie, która trwała może ze dwie minuty. Stałem w osłupieniu, nie mając pojęcia co o tym myśleć. - Michał słyszysz mnie? chcę z Tobą być - jej głos nie brzmiał już tak radośnie i spokojnie. Był pełen napięcia i lęku.  
- To dobrze. Spotkajmy się rano, powinniśmy porozmawiać - powiedziałem drżąc od emocji. Cieszyłem się, ale też wciąż ten mężczyzna nie dawał mi spokoju.  
- Rano? - jej głos spoważniał. - Chciałam do Ciebie jechać teraz, ale okej masz rację, poczekajmy do rana - rozłączyła się, a ja poczułem ulgę. Nie potrafiłem kłamać.


Te nocy nie spałam, długo myślałam o rozmowie z Filipem, o podjętej decyzji, o zmianach, jakie czekały mnie i dzieci. O konsekwencjach mojego wyboru. Potem, gdy już dotarłam do pokoju, gdy położyłam się do łóżka, gdy wybrałam numer Michała, gdy pewnym głosem poinformowałam go niemal radośnie o podjętej decyzji, o dokonanym wyborze, o nas, jego głos,jego zachowanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie wiem czy był zaskoczony, czy był zaspany, ale coś mówiło mi to nie jest zachowanie Michała, którego znasz i kochasz. Ten Michał nigdy by się tak nie zachował, ten Michał by się ucieszył i resztę nocy zastanawiałam się nad swoją wybujałą fantazją, nad pewnie nic nie znaczącym zachowaniem Michała, ale jednak już nie potrafiłam usnąć, a gdy nad ranem zmrużyłam oczy, gdy już zaczęło mi się coś śnić, zadzwonił ten przeklęty telefon i rozbudził mnie od nowa.Po raz kolejny patrzę na ekran przeklętego telefonu i patrzę na kilka cyfr mojego męża. Zastanawiam się co takiego się stało,że Adam budzi mnie po szóstej rano i w głębi duszy przeklinam go już setny jak nie tysięczny raz.  
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Kiedy miałaś zamiar mnie powiadomić? kiedy chciałaś to powiedzieć! - rzucił jadem, a ja nie wiedziałam o co mu właściwie chodzi. - Jak się pewnie domyślasz chodzi mi o Mojego syna. Mojego moja ukochana żono i nigdy nie zgodzę się na jego wyjazd! Nigdy nie dam Ci i jemu swojego pozwolenia, rozumiesz to? - nim zdołałam cokolwiek powiedzieć, nim dopuścił mnie do słowa Adam rozłączył się, a po drugiej stronie słuchawki zapadła głucha cisza. Spojrzałam przed siebie i obraz załamanego, zapłakanego syna przeleciał mi przed oczami. - To się jeszcze okażę, pomyślałam ruszając się z łóżka. Zrobiłam wszystkim śniadanie, przywitałam się z dziećmi i gdy dzieci pojechały do szkoły, sama też opuściłam mieszkanie i pojechałam do Michała. Chciałam powiedzieć mu osobiście jak bardzo się cieszę, chciałam go zobaczyć, chciałam go przytulić, pocałować powiedzieć Kocham Cię skarbie, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, nie wiedziałam jak wielką niespodziankę miał dla mnie On.Nie wiedziałam,że za lada moment moje życie, że za lada moment mój uśmiech zniknie bezpowrotnie,  z na jego miejscu pojawi się fala łez...... CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2686 słów i 14601 znaków, zaktualizowała 23 lut 2017.

2 komentarze

 
  • cukiereczek1

    Czemu skonczyłaś w takim momencie czekam na kolejną z niecierpliwością :* :) :* :) :*

    23 lut 2017

  • volvo960t6r

    Cudowna część Agusia :D

    23 lut 2017