Jesteś tylko mój - Tak to się zaczęło

Od zawsze moje oburzenie budziły słowa "słaba płeć” i hasła typu "równouprawnienie się kończy, gdy trzeba wnieść lodówkę na dziesiąte piętro”, a od czego jest winda, no ja się pytam? Czy ktoś kiedyś słyszał o ojcu, który własnym ciałem osłonił dziecko? Jaki mężczyzna, gdyby była taka możliwość, zdecydowałby się na dziewięć miesięcy ciąży i męki porodu? Czy którykolwiek z nich zniósłby chociaż bóle menstruacyjne? Otóż nie! To kobiety zostały przystosowane do tych wszystkich średnio przyjemnych atrakcji. Nie twierdzę, że mężczyźni są w jakiś sposób gorsi, uważam tylko, że różnimy się między sobą, ale te różnice nie powinny stanowić o tym czy ktoś jest lepszy czy gorszy. Wszyscy jesteśmy ludźmi, niezależnie od płci, rasy, statusu materialnego czy wyznawanej religii i wszystkim nam należy się jednakowy szacunek i równe traktowanie.
***
Maj 2007
Joanna niespodziewanie wybuchła perlistym śmiechem, który poniósł się po całym podwórzu. Jej krótko ścięte blond włosy mieniły się lekko rudymi refleksami w południowym słońcu. Siedziałyśmy na jednej z ławek, które ustawiono przed podupadłym budynkiem szkoły. Był ciepły majowy dzień, akurat trwała długa przerwa i zdecydowana większość uczniów postanowiła ją spędzić na świeżym powietrzu.  
To ciekawe, że nawet w niewielkiej, prywatnej placówce młodzież dzieli się na pewne określone grupki. Być może podział nie był aż tak jaskrawy, wyraźny, ale obowiązywały niepisane zasady, których wszyscy się zgodnie trzymali. Szkolna elita, składająca się z trzech najlepszych przyjaciółek, którym sam fakt przyjaźni zdawał się nie przeszkadzać w obgadywaniu siebie nawzajem z innymi dziewczętami. Kilku wszechstronnych geniuszy, którzy są najlepsi we wszystkim. No i oczywiście my – zwykli zjadacze chleba, nie wyróżniający się niczym specjalnym, których rodzice zarabiają trochę ponad średnią krajową.
- Co cię tak śmieszy? – Udałam oburzoną nagłą wesołością dziewczyny, siedzącej tuż obok mnie. – Ja mówię jak najbardziej poważnie. – Te słowa wywołały kolejną, jeszcze potężniejszą salwę śmiechu. Minęła dłuższa chwila zanim się ogarnęła i wytarła kropelki łez z kącików oczu.
- Ależ kochanie – zaczęła swój wywód, który prawdopodobnie za chwilę przerodzi się w pseudo kłótnię. – Przecież obie dobrze wiemy, że to niemal niemożliwe.
- Nic nie jest niemożliwe. Z teoretycznego punktu widzenia homo sapiens jest w stanie dogonić drugiego człowieka, zabić go i obedrzeć ze skóry bez pomocy specjalistycznych narzędzi. – Odpowiedziałam tonem biologiczki, w charakterystyczny sposób przeciągając samogłoski.
- A w praktyce mówimy tu o miłości i sztuce uwodzenia, kochaniutka, nie o pierwotnych instynktach. – Odparła z niesmakiem wypisanym na twarzy tak wyraźnie jakby to była otwarta księga, a nie delikatna, owalna buźka z brązowymi oczyma i pełnymi ustami, akurat pomalowanymi na bladoróżowo.
- No jeśli dla ciebie popęd seksualny nie jest pierwotnym instynktem, to…
- Och! Jak zwykle nic nie rozumiesz. – Przerwała mi w połowie zdania nie dając dokończyć wypowiedzi, norma. – Chodzi mi tylko o to, że aby móc uwodzić trzeba mieć to coś, trzeba obudzić w sobie nieczułą bestię bez skrupułów! – Joanna jak zwykle zaczęła mocno koloryzować najprostsze fakty, mocno przy tym gestykulując. Zupełnie jakby nie mogła zaakceptować, że niektóre rzeczy są z natury proste i jasne, że świat czasem po prostu bywa czarny albo biały.
Oczywiście, mogłam wszcząć kolejną bezowocną dyskusję na kolejny raczej błahy temat, ale zwyczajnie już mi się nie chciało uświadamiać mojej przyjaciółki. No bo co mogłam powiedzieć? Że patrzy zbyt powierzchownie? Że w każdej kobiecie, bez wyjątku, drzemią pokłady seksapilu i, że w gruncie rzeczy, nie ma racji? To wszystko nie miałoby sensu, więc uraczyłam ją milczeniem.
- O której się spotykacie? – Zapytała po minucie nieznośnej ciszy, mrużąc oczy, bo promienie słoneczne świeciły jej centralnie na twarz.
- Ma po mnie przyjść koło osiemnastej, będę miała strasznie mało czasu na przygotowanie się. – Odparłam, wykonując przy tym unik, aby nie oberwać w głowę od nadlatującej właśnie piłki, którą grali pierwszoklasiści.
- Dasz radę, pomogłabym ci, ale muszę się dziś zająć Wiktorią. – pokiwałam głową na znak, że rozumiem i nie mam pretensji.
Po chwili rozbrzmiał dzwonek, zwiastujący koniec przerwy, uczniowie powoli zaczęli zbierać się przy wejściu do budynku szkoły, by później rozejść się do konkretnych sali. Nam, klasie trzeciej, akurat wypadała chemia, czyli czterdzieści pięć minut męki rodem z najkrwawszego horroru.  
***
- Ile miałaś wtedy lat? – pada pytanie ze strony Nathaniela. Delikatnie się uśmiecham, wspominając te minione lata.
- Dopiero co skończyłam szesnaście, było ze mnie całkiem milutkie i jeszcze niewinne dziewczę, no i byłam szaleńczo zakochana w takim jednym chłopaku z liceum. – Ach te sentymentalne podróże do przeszłości… - Według dzisiejszego bilansu była to moja pierwsza i, jak na razie, ostatnia miłość. – Po tych słowach zrobiłam krótką pauzę, żeby dokończyć jedzenie przedostatniej grzanki.
***
     Wpadłam do domu z prędkością porównywalną do tej, z jaką huragan Katrina zaatakował Nowy Orlean dwa lata temu. Na parterze panowała niemal zupełna cisza, zakłócona jedynie przez tykanie zegara. Rodzice jeszcze nie wrócili z pracy. Pognałam schodami na poddasze do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi prowadzące do niewielkiej garderoby i zaczęłam przekopywać się przez półki pełne ubrań. Miałam niecałą godzinę, żeby się przygotować.
     Zdecydowałam się na białą, letnią sukienkę i beżowy kardigan. Zgarnęłam wszystko, czego potrzebowałam i pobiegłam do łazienki. Prysznic, suszenie i modelowanie włosów, dyskretny makijaż. Wszystko zajęło mi jakieś pięćdziesiąt minut. Całkiem przyzwoity wynik. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że efekt jest zadowalający. Długie, rude włosy falami spływały aż do połowy pleców. Cera, już lekko ozłocona wiosennym słońcem, błyszczała zdrowiem, a kolor sukienki dodatkowo to podkreślał.
     Usłyszałam, że drzwi wejściowe trzasnęły. Spryskałam się perfumami, pomalowałam usta bezbarwnym błyszczykiem i pobiegłam na dół, żeby przywitać się z rodzicami. Oboje byli elegancko ubrani, bo w końcu praca na odpowiedzialnym stanowisku zobowiązuje.
- Cześć mamo! Cześć tato! Jak w pracy? – Wykrzyknęłam, jeszcze biegnąc po schodach.
- W pracy jak w pracy. – Powiedział tato, z którym przybiłam piątkę. Rodzicielkę natomiast cmoknęłam w policzek.
- Wybierasz się gdzieś, kochanie? – Zapytała zmęczonym, ale wciąż troskliwym tonem, widząc mój strój. Przytaknęłam w odpowiedzi na jej pytanie. Wprawdzie mówiłam im już tydzień temu, że zostałam zaproszona na przyjęcie, ale są tak zawaleni pracą, że pewnie zapomnieli.
- No dobrze, tylko wróć przed północą i nie pij za dużo, nie jesteś jeszcze dorosła. Rozumiemy się? – Tak, moi rodzice już dawno pozbyli się złudzeń co do młodzieży i jej zwyczajów. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. To on!  
- Obiecuję. Kocham was! – w moim głosie słychać było nadmiar entuzjazmu, ale się tym nie przejmowałam.  
Pognałam tylko otworzyć drzwi, za którymi stał nie kto inny jak Łukasz. Starszy ode mnie o dwa lata i wyższy o niecałe dziesięć centymetrów chłopak z sąsiedztwa. Dosłownie. Mieszkaliśmy przy tej samej ulicy od zawsze i do niedawna był dla mnie tylko dobrym, starym kolegą z dzieciństwa, z którym grałam w klasy. Diametralnie się zmienił od tamtych czasów. Przede wszystkim znacznie urósł i zmężniał.
- Hej. – Przywitał się i zmierzył mnie wzrokiem. - Ślicznie wyglądasz, zresztą jak zwykle. – Na moje policzki wystąpiły rumieńce jak stąd do Arizony, a on posłał mi jeszcze szeroki uśmiech. Kolana miałam jak z waty i w dodatku zaczęłam prowadzić wewnętrzny monolog.
- Okay, okay, okay. Ogarnij się Florka, to tylko chłopak. Fakt, dużo fajniejszy niż cała reszta, ale wciąż tylko chłopak. – Powtarzałam sobie w myślach jak modlitwę.
- Cześć… I dzięki. – Wydukałam w końcu. – To co, idziemy?
- Jedziemy. – Poprawił mnie z błyskiem w oku. Chyba musiałam mieć strasznie zdezorientowaną minę, bo po chwili dodał. – Pożyczyłem samochód od znajomego, spokojnie mam już prawo jazdy.  
Na mojej twarzy zagościł jeszcze szerszy uśmiech. Ryzyko nabawienia się pęcherzy od niewygodnych butów właśnie zmalało co najmniej o połowę. Na moment wróciłam się do domu, żeby zabrać torebkę i już po chwili szliśmy w kierunku niebieskiego fiata zaparkowanego nieopodal. Na usta cisnął mi się mocno ironiczny komentarz, ale w porę ugryzłam się w język. Łukasz szarmancko otworzył mi drzwi, usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy. Ruszyliśmy.
***
-Co się wydarzyło na imprezie? – Pada pytanie ze strony dziennikarza w komiksowym T-shircie.
- W zasadzie nic specjalnego. Z tego co pamiętam, to po prostu świetnie się bawiliśmy. – Odpowiadam po chwili zastanowienia. On wygląda na zakłopotanego moją odpowiedzią, nie tego się spodziewał. Oczekiwał pewnie próby gwałtu lub czegoś równie sensacyjnego. Nie tym razem Panie N.
- Więc czemu mi o tym opowiadasz? – Zadaje kolejne pytanie, marszcząc przy tym zabawnie brwi. Wybucham śmiechem, bo dopiero po chwili dociera do mnie swoista absurdalność całej tej sytuacji. Siedzę właśnie w jakiejś kawiarnio – restauracji z zupełnie obcym facetem i zamierzam opowiedzieć mu o jednym z najintymniejszych przeżyć młodej dziewczyny, którego w dodatku nie opisywałam dokładnie nikomu wcześniej. Przedziwne.
- Chcę wprowadzić odpowiedni klimat. Od razu widać, że nie umiesz dobrze opowiadać. – Tym razem nie muszę powstrzymywać sarkastycznej odzywki.
***
     W ciągu tych czterech godzin zabawy, pogoda uległa diametralnej zmianie. Wprawdzie słońce już dawno zdążyło zajść, ale bezchmurne wcześniej niebo teraz było pokryte szczelną warstwą stratusów. Znacznie spadła też temperatura powietrza i po upale, jaki panował w ciągu dnia, nie było nawet śladu, więc cienki sweterek, który zabrałam z domu, to było stanowczo za mało. Zadrżałam z zimna i naciągnęłam rękawy aż na dłonie. Łukasz jeszcze żegnał się z gospodarzem i już po chwili stał przy mnie, opiekuńczo rozgrzewając mi ramiona. Był taki słodki i kochany, zwłaszcza po kilku piwach… Chwilę później skierowaliśmy się w stronę auta zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Chłodne powietrze miało jednak swoje plusy, dosyć szybko wyparowała ze mnie ta odrobina alkoholu, którą wypiłam raczej z grzeczności niż ochoty. Mój towarzysz był nieco bardziej podchmielony. Na szczęście, mi powróciło już trzeźwe myślenie, więc się zatrzymałam i zdecydowanym ruchem próbowałam wyhamować także Łukasza. Rzucił mi pytające spojrzenie.
- Nie możesz prowadzić w tym stanie. – Stwierdziłam oczywisty fakt, ale on wciąż wyglądał na skonfundowanego. – Jesteś pod wpływem. Teraz oddaj mi kluczyki. Potem odprowadzisz mnie do domu i wrócisz do siebie, tak?  
     Wykonał wszystkie moje polecenia. Najpierw podał mi kluczyki, które schowałam głęboko do rudej, skórzanej torebki. Później powolnym tempem ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Również na niego podziałała nocna temperatura, już po kilku minutach spaceru prowadziliśmy swobodną rozmowę, bynajmniej, nie dzięki procentom wciąż krążącym po naszych krwioobiegach. Jeśli wtedy nie byliśmy do końca ogarnięci to ulewa, która nas zastała w połowie drogi, na pewno doprowadziła nas do zupełnego porządku. Do przebycia zostało nam niemal pół miasta, więc pognaliśmy jakby nas stado wygłodniałych wilków goniło.
     Zdyszani, mokrzy wszędzie, gdzie się tylko dało i bez żadnych podtekstów, wpadliśmy na moje podwórko. Podbiegliśmy pod same drzwi, żeby się schronić przed ulewnym deszczem, który nie zamierzał przestać padać w najbliższym czasie.  
Przez dłuższą chwilę łapaliśmy oddech po morderczej przebieżce. Ręce oparłam na kolanach i pochyliłam się mocno do przodu. Tak długi sprint mocno nadwyrężył mój organizm i teraz dopadły mnie mdłości.  
- Flora, wszystko okay? – Zapytał troskliwie Łukasz, pochylił się nade mną z zmartwieniem malującym się w niebieskich oczach. Ten to miał kondycję, zadyszka już mu zdążyła minąć i w ogóle nie sprawiał wrażenia wyczerpanego. Pokiwałam głową na potwierdzenie. Brałam głębokie wdechy przez nos i powoli wypuszczałam powietrze przez usta. Zaraz na pewno będzie lepiej. – Może zawołać twoich rodziców? Światło jeszcze się pali, może nie śpią.
- Nie! – Zaprotestowałam z niespodziewaną energią. – To nie jest dobry pomysł, zaraz mi się poprawi. Już mi nawet lepiej, serio. Poza tym, moja mama boi się ciemności, więc zapalone światło wcale nie musi oznaczać, że mnie oczekuje. – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, a on mi zawtórował.
     W jednym momencie, z nieznanej żadnemu z nas przyczyny, wybuchliśmy gromkim śmiechem. Być może musieliśmy dać ujście endorfinom, które nagromadziły się w nas podczas biegu. Śmialiśmy się i śmialiśmy, robiąc sobie jedynie krótkie przerwy na złapanie oddechu. Dopadła nas najzwyczajniejsza w świecie głupawka.
     Nagle, na swoich ustach poczułam dotyk cudzych ciepłych i wilgotnych warg. Łukasz smakował niemal idealnie, jak połączenie mięty z trawą cytrynową. Moja lewa noga ugięła się w kolanie i powędrowała delikatnie do góry, zupełnie jak w hollywoodzkich komediach romantycznych. Było cudownie. Zamknęłam oczy i w pełni oddałam się pocałunkowi, na który tak długo czekałam.
***
- I co się stało? Co z tobą i Łukaszem? – Nathaniel sprawia wrażenie autentycznie zaciekawionego historią, którą mu opowiadam. Biorę łyk czerwonego wytrawnego wina.
- Nic nadzwyczajnego, spotykaliśmy się przez jakiś czas i przez chwilę była naprawdę fajnie, ale potem poznałam jego poglądy na temat roli kobiety w małżeństwie i ogólnie pojętnym partnerstwie, i jakoś mi przeszło całe to zakochanie. Jak to u nastolatki. – odpowiadam ze wzruszeniem ramion, które ma podkreślić moją obojętność.
- Chyba czegoś nie rozumiem… Skąd w takim razie wzięła się twoja pasja kolekcjonowania wyznań miłosnych?
- Och… Pamiętasz co mówiłam o tej rozmowie z moją dawną przyjaciółką? Dotyczyła ona zakładu. W dużym skrócie chodziło o to, żeby w ciągu siedmiu lat zdobyć czterdzieści dziewięć wyznań miłości. Mniej lub bardziej szczerych, to się nie liczyło. Ważne było tylko, żeby padły te wielkie słowa. – Przewracam oczami, bo nigdy nie rozumiałam tego fenomenu. – A po tym czego dowiedziałam się od Łukasza chciałam wszystkim udowodnić, że mnie nie da się udomowić, że nie będę gotować trzech posiłków dziennie i przynosić kapci.

LittleScarlet

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2660 słów i 15377 znaków.

3 komentarze

 
  • Malolata1

    Kochana, rozkręcasz się, jesteś coraz lepsza. Kurde, podziwiam. Wspaniale Ci to wyszło. :)

    1 cze 2014

  • Kubolo

    Ciekawe ciekawe. :faja: Coraz bardziej interesuje mnie to opowiadanie. Ma taki fajny klimat. Przypomina mi się pewien film, stąd mam jeszcze większy entuzjazm. W dodatku nie jest takie szablonowe i od razu zachęca do prześledzenia wzrokiem. Czekam na kolejną część, licząc też na Introwertyczkę. :jupi:

    1 cze 2014

  • TheoWilliams

    Wowoow! Wspaniałe, genialne, cudowne! Nie mogę się doczekać kolejnej części! <3

    31 maj 2014