Kiedyś będziesz mój - Rozdział 37

Najchętniej, rozpłakałby się jak małe dziecko. Wiedziała, że nie może, bo gdyby tylko matka zobaczyła choć niewielkie ślady łez na jej twarzy, od razu zrobiłaby porządną awanturę i może nawet, wyrzuciłaby ją z domu, bo kto ją tam wie.  
Od dobrej godziny, wyrywała sobie włosy z głowy, zastanawiając się co powinna zrobić, aby zażegnać ten rodzinny kryzys. Gdyby chociaż udało się przemówić Oli do rozumu, wszystko byłoby prostsze. Przekonałaby matkę, że jej życiowe wybory wcale nie są takie najgorsze i daje sobie radę ze wszystkim.
Zaczęła się bawić telefonem, bo korciło ją, aby zadzwonić do osoby, o której tak bardzo chciała zapomnieć. Gdzieś w kącie swojej głowy, słyszała cichy głosik, że to może być jedyne dobre wyjście z tej trudnej sytuacji, ale czy wywoływanie demonów z przeszłości na pewno należało do dobrych decyzji?
Następnego wieczoru miała być kolacja wigilijna, ale jak spędzić święta z rodziną, która najchętniej wystawiłaby cię na próg?
Wybrała szybko odpowiedni numer i przytknęła komórkę do ucha, nie pozostawiając sobie zbyt wiele czasu do namysłu.
- Patka? – usłyszała zaskoczony głos Marcina.
- Tak, to ja. Cześć.
- Cześć… - odpowiedział niepewnie. - Stało się coś?
Brunetka pokręciła głową, mając ochotę się rozłączyć i zrezygnować z dalszego brnięcia w coś tak porąbanego.
- Wiem, że nie powinnam dzwonić, bo przecież sama zakazałam ci to robić. – Wzięła głębszy oddech. – To nie jest tak, że się rozmyśliłam czy coś… Po prostu, potrzebuję twojej pomocy, jakkolwiek to brzmi.
- W czym?
- Jestem w domu.
- U swojej matki? – zapytał zaskoczony.
- Tak.
- Po tym wszystkim, pojechałaś tam dobrowolnie i to na święta? – zapytał zdumiony. – Chyba wiesz, w co się wpakowałaś?
- Właśnie całkiem dobitnie odczuwam konsekwencje swojej decyzji, z której nie jestem dumna, ale nie miałam… innego pomysłu na spędzenie ferii świątecznych.
- A Ariel?
Zaśmiała się krótko.
- Nie uważasz, że on ma swoje życie i własne problemy? Nie mogę ciągle zwalać mu się na głowę i kazać zajmować się moim życiem… To byłoby z mojej strony bardzo samolubne, a przecież doskonale wiesz, że nie jestem żadną egoistką.
- Nie potępiam twojej decyzji, przynajmniej nie tak do końca. Rozumiem też, że to twoja rodzina, więc nie możesz się tak alienować, ale wiesz co było… Ola chyba wciąż jest wściekła, prawda?
- Tak.
- Nie przeraża cię to?
- A powinno? – zażartowała, siląc się na kpiący ton. – Jest jeszcze młoda i wiele rzeczy nie wie o prawdziwym życiu. Zna tylko klatkę, w której trzyma ją mama. Nie chcę z niej robić jakiegoś rozwydrzonego bachora, który zawsze musi postawić na swoim.
- Przecież taka jest prawda! Ola ciągle wykorzystuje swój wiek i dobrze o tym wiesz.
Wypuściła głośno powietrze z płuc.
- Nie chcę się kłócić, a już na pewno nie przez nią. Mógłbyś mi pomóc?
- O co dokładnie chodzi?
- Chciałabym, abyś przyjechał i z nią porozmawiał. – Po drugiej stronie zapadła cisza. Patrycja spodziewała się tego, bo przecież próba rozmowy, z taką małolatą jak Ola, musiała się skończyć ostrą kłótnią. – Uwierz mi, zdaję sobie sprawę, że proszę cię o zbyt wiele, ale muszę coś zrobić z tą rodzinną atmosferą, a one nie mogą mnie obwiniać o nasze rozstanie, bo przecież…
- Wiem – mruknął słabo, wchodząc jej w słowo. – To ja cię zostawiłem.  
Poczuła bolesne drgania serca.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale ułatwiłbyś mi życie pod jednym dachem z tymi zołzami.
- Nie wiem, czy w ogóle uda mi się przyjechać. Gonią mnie terminy, a nie mogę zawalić pracy…
Patka wywróciła oczami. Zbierało się jej na płacz, bo przecież dla tej pracy z nią zerwał. Jak mogła go prosić o przyjazd?! I to po tym wszystkim?!
- Marcin, potrzebuję cię tutaj – powiedziała szeptem. – Naprawdę.
- Ale wciąż nie będziesz mnie chcieć… - rzucił z goryczą. – Myślisz, że to jest takie łatwe? Przyjechać, porozmawiać i wyjechać?  
- Nie wplątuj w to swoich osobistych uczuć, proszę.
- Jak niby mam to zrobić? Przecież twoja matka miała być moją teściową!  
- Wiesz, nie chcę ci niczego wypominać, bo obecnie nie mam na to siły, ale sam sobie zawiniłeś, co nie?
- Tak, ale…
- Zrób mi tą przysługę i przyjedź. – Westchnął ciężko. – Spędzisz ze mną zaledwie parę chwil. Nie umrzesz od tego.
- Nie bądź taka.
- Jaka? – zadrwiła, bo zaczął ją wkurzać. – Nie możesz choć raz w życiu zrobić czegoś dla mnie? Tak bezinteresownie?
- Jesteś niesprawiedliwa.
- A ty powinieneś być konsekwentny w swoich wyborach życiowych.  
- Okej, niech ci będzie. Przyjadę w drugie święto, w porządku?
- Tak.
- Tylko nie obiecuję, że…
- Nie musisz się o nic martwić. Doskonale pamiętam, co mi zrobiłeś, więc z pewnością się nie zapomnę. Nie licz na nic z mojej strony.
- Postawiłaś sprawę jasno, więc… chyba nie mam już żadnych szans.
- Dokładnie – przyznała. – Do zobaczenia.
- Wesołych świąt!
Roześmiała się.
- Z pewnością będą wybitnie wesołe – zakpiła.
- Może nie będzie tak źle?
- Jasne. Można sobie pomarzyć.
- Cześć.
- Cześć.
Poczekała, aż pierwszy się rozłączy i roześmiała się w głos, stwierdzając, że postąpiła wyjątkowo głupio, ale została przyparta do ściany, więc co innego miała zrobić?



Wigilia nie należała do najprzyjemniejszych dni w roku, przynajmniej dla niego. Liczył, że rodzice przyjmą zaproszenie i postanowią przyjechać do swojego jedynego syna na święta. Przygotował nawet dla nich pokój i wziął dwa dni wolnego, aby ogarnąć mieszkanie do standardów matki, która uwielbiała lśniące powierzchnie i pachnące podłogi.  
Zacisnął mocno szczękę, a potem odpalił świeczkę i zasiadł do pustego stołu. W ostatniej chwili udało mu się kupić mrożone uszka, pierogi i dwa kartony czerwonego barszczu. Gdyby przyjechała matka, pewnie zabrałaby ze sobą sporo jedzenia, więc nie głodowałby do samego Sylwestra, a tak?
Raptem trzy godziny wcześniej, pobiegł do najbliższego sklepu i ignorując ponaglające spojrzenie sprzedawczyni, która najwyraźniej chciała się już zbierać do domu, wrzucał do koszyka co popadnie, byleby w miarę przeżyć święta.
Wziął łyżkę do ręki i lekko krzywiąc się, zaczął jeść. Wpakował sobie pierwszą porcję do ust i zakrztusił się, powoli odchylając głowę do tyłu. Nie udało mu się podgrzać barszczu do odpowiedniej temperatury, a uszka wciąż były lekko zimne w środku. Mimo to, zjadł cały talerz.  
Komórka zawibrowała na stole, ale nawet na nią nie zerknął. Kolacja wigilijna była dla niego zawsze bardzo ważna, bo był tradycjonalistą. Co prawda, brakowało mu na stole z jedenaście potraw, ale również rodziny, która zapełniłaby miejsce wokół stołu.  
Pokusił się o drugi talerz barszczu, tym razem lepiej go podgrzewając. Uszka nawet były znośne, chociaż ktoś ewidentnie zbyt skąpo przyprawił ich farsz.
Uśmiechnął się pod nosem do samego siebie i przesiadł się na kanapę, włączając telewizor. Przeskakiwał z kanału na kanał, bo nie miał zamiaru kolędować z jakimiś celebrytami.  
Już prawie przysnął, kiedy niespodziewanie usłyszał ciche pukanie do drzwi. Na początku nie zareagował, bo miał wrażenie, że słuch płata mu figle, ale kiedy ponownie usłyszał pukanie, wstał i podszedł do drzwi. Miał cichą nadzieję, że na progu zobaczy rodziców, a kiedy jego oczy zatrzymały się na twarzy blondynki, zamarł.
- Cześć – powiedziała niepewnie Monika, strzepując śnieg z kaptura. – Wesołych świąt.



Święta były czasem radości, spędzonym w rodzinnym gronie. O ile drugi warunek został spełniony, to pierwszy wciąż czekał na swoją kolej.  
Patrycja omiotła spojrzeniem twarze swojej najbliższej rodziny i ostrożnie nabrała powietrza do płuc, zdając sobie sprawę, że to będzie naprawdę długi wieczór, a przecież nie będzie przez cały czas wpakowywała w siebie jedzenia, bo ileż można!
Założyła włosy za ucho i pochyliła się nad talerzem.
- Ile razy mam ci powtarzać, że powinnaś mieć spięte włosy, a tym bardziej przy jedzeniu? - Brunetka westchnęła cicho i drżącą dłonią, odrzuciła włosy na plecy. - Po co je dotykasz? Mówiłam ci, że przy stole tak się nie zachowuje.  
Zagryzła wargę, praktycznie do bólu.  
- Dobrze, mamo.
- Za każdym razem jest to samo. Kiedy do ciebie dotrze, że w tym domu przestrzega się konkretnych zasad i nie ma samowolki?  
- Mamo, są święta.
- No właśnie, święta, a ty jak zawsze musisz mnie wyprowadzić z równowagi, prawda? – mruknęła zirytowana kobieta. – Jedz tą zupę, bo nie będziemy na ciebie czekać z kolejnym daniem.  
Chwyciła łyżkę i zaczęła jeść, ale nie było jej dane, bo usłyszała ciche parsknięcie. Podniosła wzrok na matkę, która wpatrywała się w nią zimno.
- Mamo, proszę – błagała, doskonale wiedząc, co ona zaraz powie.
- Mam wrażenie, że ktoś cię podmienił, naprawdę. Przy stole masz być wyprostowana, a nie zgarbiona, jakbyś ledwo co wróciła z pola.  
- Mamo – rzuciła ostrzegawczo.
- Chcesz coś dodać? – zapytała zgryźliwie. – Jestem twoją matką i powinnaś mnie słuchać, czyż nie?
Patrycja nie mogła powstrzymać łez, które uparcie cisnęły się jej do oczu. Nieporadnie mrugała powiekami, jednak to nic nie dawało. Wręcz czuła palące spojrzenie matki na swojej twarzy, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Spojrzała w lodowate oczy kobiety, kręcąc głową.
- Tego chciałaś, prawda? Złamać mnie? Doprowadzić do płaczu? Pokazać, jaka jestem słaba? Udowodnić, że bez ciebie…
- Patrycja!
Odepchnęła się dłońmi od stołu, szurając krzesłem po podłodze. Widziała, jak żyłka szybko pulsuje na skronie matki, ale nie przejęła się tym, bo co miała do stracenia? Wstała i równie głośno, zasunęła krzesło.  
- Idę na górę – powiedziała twardo i zaczęła wycofywać się w stronę schodów.
- Oszalałaś?! Trwa kolacja! Siadaj!
- Nie.
- Nie będę powtarzała trzy razy!
- Nie musisz, bo przecież wcale tu mnie nie chciałaś!  
- Jesteś niepoważna! – krzyknęła, również wstając. – Chcę twojego dobra, ale to przecież nie jest wystarczający powód, prawda?  
- Mojego dobra? – powtórzyła z drwiną brunetka. – Trzymanie dorosłej córki pod kloszem, nazywasz czymś dobrym?!
- Źle ci było?
- Fantastycznie! – zakpiła.
- Daruj sobie tą ironię – warknęła matka. – Zawsze liczyło się dla mnie twoje dobro! Nie po to trzymałam cię z daleka od tych wszystkich ludzi, którzy mogli ci tylko zaszkodzić!
- O czym ty mówisz?! Chyba nie o ludziach, z którymi lubiłam spędzać czas i czułam się sobą, aż pewnego dnia stwierdziłaś, że możesz wybrać mi znajomych!
- Gdybyś dalej obracała się w ich kręgu, pewnie byłabyś brzuchata i niezamężna! O tym marzysz?!
- Nikt nie ma prawa za mnie decydować!
- I to twoje idiotyczne podejście do sprawy z Marcinem! Powinnaś mu wybaczyć, a nie strugać wielce zranioną dziewczynkę i w międzyczasie wpakowywać się w znajomość z kimś, komu bliższy jest kieliszek wódki niż drugi człowiek!
Ukryła twarz w dłoniach, zanosząc się płaczem.
- Nic o mnie nie wiesz!
- Przyjechałaś tutaj tylko dlatego, że ten drań pewnie złamał ci serce, prawda?! – wydarła się matka, a Patrycja nie wiedziała co ma zrobić, bo oczywiście miała rację. – No co? Nic już nie powiesz?  
- Daj mi… święty… spokój!
- Myślisz, że będę w nieskończoność znosić twoje wybryki?!
Przetarła dłońmi twarz i zaśmiała się histerycznie.
- Wybryki?!
- A jak nazwiesz te swoje głupie marzenia o tańcu? Kto w tych czasach potrafi się utrzymać z wygibasów?!  
- Przecież studiuje i pracuję! Zapomniałaś o tym?!
- Marnujesz się! Zamiast poświęcić się w pełni nauce, biegasz z pracy na uczelnię, a potem do domu! Jak myślisz, jak długo tak pociągniesz?!
- To była moja decyzja i nie masz prawa jej podważać! Radzę sobie!
- Tak? A napisałaś już pracę licencjacką?! Jak idą ci studia? – Ostry ton matki łamał jej serce. – Wydaje ci się, że jesteś taka perfekcyjna, ale wciąż nie rozumiesz, że aby coś osiągnąć, musisz się w pełni temu oddać! Nie zdasz studiów, jeśli będziesz je olewać!
- Nie olewam!
- Naprawdę? Myślisz, że jestem taka zacofana i nie potrafię skontaktować się z dziekanatem?!  
Zamurowało ją.
- Jak… mogłaś…
- Nie dałaś mi wyboru – powiedziała już spokojniejszym tonem. – Martwię się o ciebie, ale ty tylko widzisz w tym mój atak na siebie.  
- A nie jest tak? Ciągle mnie kontrolowałaś i dalej to robisz!
- Myślisz, że jak stałaś się pełnoletnia to już jesteś taka dorosła i możesz podejmować sama decyzje?!  
- Oczywiście, że tak! Błędy będą moje i zamierzam się na nich uczyć!
- Nie wydaje mi się – zaprzeczyła. – Ten chłopak jest na to najlepszym dowodem!
- Odczep się od niego!
- Będziesz bronić jakiegoś agresywnego alkoholika?  
Patrycja miała ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy. Artur był kim był, ale to był jej własny życiowy błąd. Widocznie musiała go popełnić, aby czegoś się nauczyć. Zresztą, oprócz bólu przyniósł jej również główną rolę w spektaklu.
- Marcin wyprowadził go z równowagi!
- Oczywiście! A on nie potrafił się kontrolować, bo to jest całkowicie normalne!
- Skończycie, wreszcie?! – krzyknęła Ola, nagle zwracając na siebie uwagę. – Wrzeszczycie na siebie i nie potraficie przestać!
- Ola, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy – mruknęła ostrzegawczo matka. – Siedź cicho i się nie odzywaj.
- Ale mamo…
- Powiedziałam coś!
Jednak Patka nie usłyszała ani słowa więcej, bo wbiegła po schodach na górę i zamknęła się w swoim pokoju. Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Z bólem przypomniała sobie, że każdy powrót do domu kończył się w ten sam sposób.
Do mamy nie docierało, że jest dorosła i może sama podejmować decyzje, a potem płacić za nie, nawet największą cenę. Nie uciekała przed konsekwencjami, chociaż czasami  chciałaby się zapaść pod ziemię, aby zniknąć wszystkim ludziom z oczu. I pewnie, gdyby tak naprawdę zrobiła, nie osiągnęłaby tak wiele w tym swoim krótkim życiu.
Zacisnęła mocno powieki, a w jej głowie pojawił się Artur.
Boże, dlaczego musiał okazać się takim dupkiem i dać kolejny powód jej matce, do robienia niepotrzebnej awantury?



Monika siedziała sztywno na krześle, naprzeciw Ariela i przyglądała się, jak je. Mama zapakowała jej sporo jedzenia, chociaż ostro protestowała. Jednak patrząc, jak talerz świecił pustkami – już drugi raz, uśmiechnęła się nieśmiało pod nosem.
- Smakuje? – zapytała, ostrożnie kładąc łokcie na stole.
Ariel podniósł na nią wzrok znad talerza, a w jej sercu zrobiło się cieplej, bo patrzył na nią zupełnie inaczej niż przez ostatnie tygodnie.  
- Tak – szepnął zakłopotany, szybko prostując się na krześle. – Twoja mama bardzo dobrze gotuje.
- Cieszę się. Przygotować ci coś jeszcze? – zaoferowała, podnosząc się, ale pokręcił głową, więc z powrotem usiadła. – Najadłeś się?
Opuścił głowę, a potem roześmiał się w dziwny sposób.
- Dziękuję za tą kolację, ale…
- Zerwałam znajomość z Arturem – powiedziała szybko, wpadając mu w słowo.
Gwałtownie podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy, nie kryjąc niedowierzania.  
- Co to znaczy?
- Chciałam zabić swoje poczucie beznadziejności i udowodnić sobie, że jestem coś warta, ale on… ani razu nie potraktował mnie tak, jak ty.  
- Monika… – zaczął ostro, ale ona szybko pospieszyła z tłumaczeniami.
- Nie przyszłam tutaj, aby próbować wkupić się w twoje łaski – powiedziała szczerze. – Nie powiem, ucieszyłabym się, gdybyś chciał mnie chociaż w maleńkim stopniu, ale w pełni rozumiem swoje idiotyczne zachowanie. A jedyne, czego chcę teraz od ciebie to zrozumienia i bycia… chociaż kumplami.
Otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Kumplami? Ja… Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Jesteś jedyną osobą, która tak wiele o mnie wie. Nawet Patce nie powiedziałam tylu ważnych rzeczy, a ty zawsze mnie zrozumiałeś, nawet, jeśli potrafiłeś się porządnie wściec.  
- I to ma zmienić mój stosunek do ciebie? – zapytał z niedowierzaniem. – Dziewczyno, zdeptałaś moje ego, a z mojego serca zrobiłaś papkę. Naprawdę myślisz, że ponownie otworzę się na kogoś, kto mnie skrzywdził?
Spuściła oczy, kryjąc zaszklone oczy.
Głupio jej było przyznać się przed samą sobą, ale naprawdę liczyła, że świąteczna atmosfera pomoże jej zdobyć zrozumienie ze strony Ariela. Nie chciała błagać go, aby ją zechciał, ale liczyła, że będą mogli pozostać w kontakcie.
- Naprawdę jest mi przykro – szepnęła.
- Słowa… to stanowczo za mało. – Zaczęła skubać skórki przy paznokciach, czekając, aż Ariel każe jej wyjść. – Nie będę potrafił nawet śmiać się przy tobie, wciąż pamiętając co mi zrobiłaś i w jaki sposób. Jest za późno.
Nie mogła się powstrzymać, więc podniosła głowę i zatonęła w chłodnym spojrzeniu Ariela.
- A nie jest tak, że każdy zasługuje na drugą szansę? – zapytała niepewnie. – Szczerze żałuję tego co zrobiłam i nie chcę, aby moja głupota przekreśliła coś tak…
- Nie kończ – poprosił. – Powinniśmy odseparować się od siebie, przynajmniej na parę tygodni, abym doszedł do siebie po twoim ostatnim wyskoku, który z pewnością pamiętasz.
- Przeprosiłam!
Ariel przygryzł wargę, a potem gwałtownie wciągnął powietrze do płuc.
- Powiedzmy, że mógłbym przystać na twoją propozycję, ale musisz mi odpowiedzieć na jedno pytanie. Szczerze, okej? – Pokiwała głową. – Spałaś z nim od tamtej akcji w teatrze?
Zamarła, wpatrując się z przerażeniem w twarz chłopaka, która z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej odległa przez te cholerne łzy, które zaczęły płynąć po policzkach, jednocześnie zamazując cały obraz przed jej oczami.  
- Ariel, ja…
- Tak czy nie?
Jakaś część jej ciała chciała stanowczo zaprzeczyć, ale doskonale wiedziała, że jeśli prawda wyjdzie na jaw, straci go już na zawsze.  
- Tak – szepnęła ledwo dosłyszalnie.
Odwrócił wzrok, a ona żałowała, że dzieli ich stół. Zacisnęła dłonie, bo pragnęła uczepić się nimi Ariela i błagać go o drugą szansę.
- Chyba wiesz, co teraz, prawda? – zapytał całkowicie odmienionym głosem. – Wiesz, gdzie są drzwi.
- Są…
- Wiem, ale nie mogę... Nie teraz. Nie dziś. Nie z tobą.



Wziął już trzecią dokładkę pierogów, chociaż chciał jeszcze spróbować trzech różnych ryb, które uśmiechały się do niego, chociaż były pozbawione głów. Spojrzał na Kacpra, który również zajadał się pierogami i uśmiechnął się szeroko, trochę go parodiując. Obaj parsknęli głośnym śmiechem, za który szybko oberwało im się od mamy chłopaka.
Artur był wdzięczny przyjacielowi za to zaproszenie na rodzinną, świąteczną kolację. Nie został sam, a rodzina Kacpra była całkiem w porządku.  
Darował sobie picie, bo nie zamierzał być agresywny tego wieczoru, a chciał jeszcze obgadać z kumplem sprawę Patrycji, bo musiał z nią wreszcie porozmawiać i wszystko wyjaśnić.  
Komórka zawibrowała mu w kieszeni, więc szybko posłał przepraszające spojrzenie w kierunku mamy Kacpra i odebrał wiadomość pod stołem.
„Tu Anita. Musimy pogadać.”
Miał wrażenie, że świat zawirował mu przed oczami, więc przymknął na chwilę powieki, ale kiedy je ponownie uchylił, wciąż widział imię dziewczyny, o której myślał, że zapomniał - tak ostatecznie.  
- Wszystko w porządku? – rzucił przez stół Kacper, obserwując uważnie bruneta.
- Tak. Jasne, że tak – mruknął szybko, a potem wcisnął komórkę z powrotem do kieszeni spodni i uśmiechnął się, jakby nic się nie stało.
  A tak naprawdę, zdarzyło się wszystko.  



Nie miała pojęcia, jakim cudem przetrwała ostatnią dobę. Z matką, mijała się tylko w kuchni, bo ciągle przesiadywała w swoim pokoju, nie mając ochoty spędzić choćby pięciu  minut w towarzystwie rodziny, która najchętniej wyrzuciłaby ją z domu za nieodpowiednie zachowanie przy stole wigilijnym.
Siedziała na schodach od piętnastu minutach i nasłuchiwała znajomych kroków, które miały nadejść ze strony salonu, w którym Marcin rozmawiał z jej matką oraz siostrą. Ich miny, gdy przekroczył próg domy, były bezcenne. Rodzicielka przez chwilę spojrzała na nią cieplej. No właśnie, przez chwilę, bo potem odezwał się Marcin i poprosił o rozmowę na osobności.  
Oparła łokcie na kolanach i zamyśliła się.
Wciąż nie była pewna, czy dobrze zrobiła, prosząc go o przyjazd. Nic ich już nie łączyło, oprócz bagażu wspólnych doświadczeń i przeszłości, o której najchętniej by zapomniała. Przez ostatnie pół roku nie spotkało ją nic dobrego, nie licząc spektaklu i jego całej obwódki, włącznie z Wojtkiem i Eweliną – dwoma promykami światła, dzięki którym stanęła na nogi po kolejnej załamce.
Nie chciała podsłuchiwać tej rozmowy, bo wcale nie musiała znać wszystkich tajnych trików Marcina, dzięki którym potrafił owinąć sobie jej matkę dookoła palca. Z Olą było tak samo.  
Poczuła na sobie czyiś wzrok, więc podniosła głowę i spojrzała na Marcina, który stał kilka stopni niżej, z dłońmi w kieszeniach spodni.  
- Jak się czujesz? – zapytał troskliwie.
- Bywało lepiej. – Wysiliła się na uśmiech. – Jak przebiegła rozmowa?
- Nie było lekko, bo ciężko przekonać twoją matką, że ktoś tak idealny jak ja, mógł się dopuścić czegoś takiego.  
- Cała ona.  
- Wytłumaczyłem im, że nie ponosisz winy za moje decyzje i może faktycznie, popełniłem cholerny błąd, ale ty mnie nie przyjmiesz z powrotem. Przecież nie mogę tego już od ciebie wymagać.  
Patrzył na nią z żalem, a ona czuła się rozbita.
- Stwierdziłeś, że beze mnie będzie ci lepiej. Mam nadzieję, że jest. – Już otwierał, aby coś powiedzieć, ale ubiegła go. – Nie chcę słuchać, że jest ci przykro i wszystko miało wyglądać inaczej. Ani tego, że żałujesz i czy istnieje szansa, że kiedyś znów będziemy razem. – Westchnęła cicho. – Jesteśmy zamkniętym rozdziałem i każde z nas, znalazło własną drogę, więc trzymajmy się jej, okej?
- Okej, chociaż to najtrudniejsza decyzja w całym moim życiu.
- Przeżyjesz to – mruknęła, uśmiechając się blado.
- Zmieniłaś się.
- Tak?
- Yhym, ale to bardzo pozytywna zmiana. Cieszę się, że poradziłaś sobie ze mną, chociaż… jeszcze długo się z tym nie pogodzę.
Odwróciła wzrok.
- Czasami tak bywa.
- Zranił cię, prawda?
Spojrzała na niego zaskoczona, czując dziwne drgania serca.
- Można tak powiedzieć – odpowiedziała wymijająco. – Powinieneś się już zbierać.
Uśmiechnął się krzywo.
- No tak. Zrobiłem co miałem zrobić, więc pora na mnie.
Patrycja podniosła się ze schodów i zeszła kilka stopni niżej, aby móc się pożegnać z Marcinem. Już na zawsze.
- Powodzenia – powiedziała szczerze.
- Mogę cię przytulić? Ten ostatni raz? Tak na pożegnanie?
Niepewnie, kiwnęła głową, więc po chwili wylądowała w jego ramionach. Pachniał tak jak kiedyś, ale teraz to był już obcy zapach, który nie wywoływał palpitacji serca ani motylków w brzuchu. Czuła się dziwnie i miała przeczucie, że on nie chciałby się żegnać.
- Żegnaj, Marcin.
Ucałował jej policzek, a potem odsunął się na bezpieczną odległość.  
- Do zobaczenia, Patka – szepnął z uśmiechem.
Zszedł wolno po schodach, kierując się do drzwi. W przedpokoju pojawiła się również jej matka, która nawet nie zaszczyciła jej spojrzeniem, całkowicie skupiając się na Marcinie.  
- Na pewno nie chcesz zostać na obiedzie? – zapytała z przejęciem.
Brunetka wywróciła oczami, a potem odwróciła się i weszła na górę. Nie miała siły na starcie z rodziną. Postanowiła dać im chwilę wytchnienia, aby przemyśleli całą sytuację i mogli wyciągnąć właściwe wnioski. Przynajmniej, miała nadzieję, że to zrobią.
Zamykając za sobą drzwi, miała wrażenie, że zamknęła pewien epizod w swoim życiu i ostatnie słowa skierowane w stronę Marcina, najwyraźniej nabrały mocy.
Omiotła wzrokiem pokój, a potem niespodziewanie uśmiechnęła się, bo zrobiło się jej lżej na sercu.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4503 słów i 24902 znaków.

2 komentarze

 
  • majli

    Ogólnie uwielbiam to opowiadanie , ale ostatnio mam wrażenie, że akcja stoi w miejscu. Czekam na jakiś dreszczyk emocji.  :P

    21 paź 2017

  • elorence

    Akcja nie stoi w miejscu, bo głównym wątkiem nie jest Artur i Patrycja :) Owszem, rozdziały przejściowe mogą nie przypaść do gustu, ale u mnie są one zawsze - niestety :)

    21 paź 2017

  • Malpka

    ogolnie podoba mi sie calosc, ale rozdzialy ostatnie coraz slabsze

    21 paź 2017

  • elorence

    Domyślam się, że ten wniosek został wysunięty tylko dlatego, że teraz wątek Patrycja-Artur został chwilowo ucięty :)  
    To opowiadanie głównie jest o Patrycji, a cała reszta to otoczka :)

    21 paź 2017