Love me like you do cz. 27

Jyrki wrócił do domu bardzo późno. Młodzi koledzy chcieli „odstresować się” po debiutanckim występie, no i oczywiście oblać go. Poszedł z nimi, jako członek zespołu, przy okazji dając im rady na przyszłość (choć sam nie popisał się dzisiaj koncentracją).
    Nie wypił jednak dużo, gdyż obiecał sobie, że nigdy więcej nie upije się przez kobietę. A tak by właśnie było, bo przecież kolejny raz pokazała mu, gdzie jego miejsce. A przynajmniej w jej mniemaniu, bo sam nie uważał siebie za „bawidamka”. Nie, nie ma zamiaru zaniżać sobie przez nią samooceny.
    Usiadł w tym samym fotelu, w jakim przekreślił tamtego wieczora swój związek z Kaisą, i od niechcenia spojrzał na telefon. No proszę, Venerinen miała tupet! Jeszcze śmiała coś do niego napisać.
    „Bardzo przepraszam za to, co powiedziałam. Wcale tak nie myślę, to było w złości” – brzmiała wiadomość.
- A co za różnica? – mruknął do siebie, odkładając komórkę na bok. Bynajmniej nie miał zamiaru, ani ochoty odpowiadać. Powiedział przecież, że to koniec, a skoro nie w zgodzie, nie będzie na razie utrzymywać z nią żadnego kontaktu. O ile kiedykolwiek będzie potrafił powiedzieć jej, bez zbędnych emocji, zwykłe „Cześć”.
    Było już po 2-iej w nocy, lecz Kaari nadal nie mogła zasnąć, raz po raz spoglądając na wyświetlacz telefonu. Nie, nie odpisał i wcale się na to nie zanosiło.
    Zakryła się kołdrą po sam czubek nosa, intensywnie rozważając, co z tym wszystkim dalej zrobić? Miała ochotę napisać coś jeszcze, ale to nie miało żadnego sensu – tylko by go rozdrażniła. Yyy, to znaczy, jeszcze bardziej „wkurzyła”, bo tego wieczora przekroczyła chyba wszelkie granice.
    Tak wiele chciałaby mu powiedzieć, ale na normalną rozmowę nie było żadnych szans. Już nie. Ale tak mocno korciło ją, by się wytłumaczyć, wyjaśnić pewne sprawy! Tylko jak? Bynajmniej nie przez internetowy komunikator, to by było… prostackie, takie dziecinne.
    Nie miała zamiaru radzić się Tanji, gdyż do tej pory te wszystkie porady i zabiegi, mające na celu pogodzenie ich, tylko pogarszały sprawę. No i ten „tajemniczy doradca” Jyrkiego… Zapewne chodziło o „Aleksa”. Ewentualnie któregoś z dawnych „Bajek”.
    Nie, byli dorośli, więc SAMI powinni załatwiać sprawy pomiędzy sobą. To jest, ona tak uważa, bo on już się poddał, przekreślił ją. I niech mu będzie, ale nim ostatecznie usunie go ze swojego życia, musi przekazać mu, co myśli! Tylko, jak to zrobić…?
    Rozważanie owej kwestii zajęło jej kolejne dwie godziny, aż zasnęła dopiero około piątej rano. Całe szczęście, że następnym dniem była niedziela. Nim odpłynęła do krainy snów, do głowy wpadł jej pewien pomysł…  
    Jednakże kolejne pół dnia zastanawiała się, czy aby na pewno wprowadzić go w życie? No, ale co na tym straci? Ewentualnie naje się wstydu, bo z godności, to już dawno się odarła.

    Rozdział 19

    We wtorkowy poranek Jyrki jak zwykle udał się na poszukiwania pracy, oraz by załatwić inne niezbędne sprawy. Nie mógł liczyć na nie wiadomo, co, jeśli od najmłodszych lat poświęcał się muzyce, tym samym zaniedbując edukację. No, ale może któraś agencja reklamowa zechciałaby kupić jego kompozycje gitarowe? Ewentualnie znowu skończy na zmywaku. No chyba, że przyłączy się do jakiegoś liczącego się zespołu. Choć tacy obawiali się, iż mógłby popsuć im wizerunek, źle kojarząc się słuchaczom. A może już im przeszło? Przecież to już trzy lata. No nic, warto spróbować.
    W przelocie zajrzał do skrzynki pocztowej. Tak już po prostu miał – czy spodziewał się listu, czy też nie, zawsze do niej zaglądał. Tym razem coś na niego czekało. No proszę, „ktoś go kochał”. Pewnie jak zwykle rachunki, oferty z banku…
    Ku jego zdziwieniu, była to biała koperta bez adresata, ani nadawcy. Obejrzał ją z każdej strony, domyślając się, że to pewnie jakaś reklama. Bądź Kaisa postanowiła poczęstować go wąglikiem.
    Zaśmiał się sam do siebie i nareszcie otworzył kopertę. Nie spieszył się tak bardzo, więc obejrzy ową reklamę, a potem wyrzuci ją do kosza, bo po co…?
    Nie, to był list. Adresowany właśnie do niego. Zmarszczył brwi, rozglądając się dookoła. Kto go tutaj przyniósł? Pocztą przecież nie przyszedł. Postanowił prześledzić treść teraz, gdyż był ciekaw, któż to zadał sobie tyle trudu? Papierowy list w dzisiejszych czasach, w których rządzi pośpiech i elektronika. Niektórzy chyba już zaczęli zapominać, jak to jest pisać ręcznie. Komuś więc naprawdę zależało.
    „Wiem, że nie chcesz ze mną więcej rozmawiać, dlatego postanowiłam dotrzeć do Ciebie tą drogą. Po co? – zapytasz. Ponieważ chciałam coś jeszcze wyjaśnić. Zabrać Ci pięć minut z życia. Chyba tyle jeszcze mogę?” – zaczął czytać i oczywistym stało się, że list napisała oczywiście panna Venerinen. Z początku trochę się rozgniewał, gdyż poczuł osaczony przez byłą. Tu jej powiedział swoje, a ta uparcie ciągnęła temat. No, ale ciekawość zwyciężyła i postanowił kontynuować: - „nie mogę Ci się dziwić, że mi nie wierzysz. Sama sobie nie wierzyłam. Ale jedno wiem na pewno: tamten wieczór w kinie, a potem na łyżwach, był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Czułam się, jak w bajce, nie chciałam, żeby się kończyła. Pamiętasz, jak chodziliśmy na te nasze randki? Do klubu, do kina, parku, na koncert… Nie to, żebym była materialistką, której zależało jedynie na atrakcjach. Po prostu po naszym rozstaniu zrozumiałam, jak bardzo mi tego brakuje. Co najlepszego zrobiłam, odrzucając kogoś, dla kogo naprawdę wiele znaczyłam. Kto był w stanie zmienić się dla mnie, i to wbrew samemu sobie. Jestem na tyle krnąbrna, że uświadomiłam to sobie dopiero wtedy, gdy w twoim życiu była już Kaisa. Nie, to nie litość. Zaczęłam zazdrościć jej, że to ona ma przy sobie kogoś takiego, a nie ja. Ale jednocześnie nie mogłam nic z tym zrobić, bo dla niej byłam przyjaciółką. Poza tym miałeś prawo ułożyć sobie życie z kimś, kto Cię doceni. Ale to bolało, i to bardzo. Dlatego, gdy nadarzyła się okazja, by uszczknąć choć troszeczkę z tego, co miała ona, dałam się ponieść. To było tamtego wieczora, gdy poszliśmy do kina”.
    Lektura była bardzo wciągająca, dlatego usiadł na schodach, zapominając o tym, że miał przecież wyjść. Ba, obok przechodzili sąsiedzi, a on jedynie kiwał głową, nie odrywając wzroku od gęsto zapisanej kartki. List był długi – „Pamiętasz? Mieliśmy jeszcze pójść na te nieszczęsne łyżwy, miałam nauczyć cię jeździć. Ciężko jest pogodzić się z tym, że tego już nie będzie. Że w twoim życiu zabraknie osoby, która tak wiele do niego wnosi. Sprawia, że się uśmiechasz. A gdy zamieni z tobą choćby jedno słowo, dzień od razu staje się piękniejszy. To jak uzależnienie, rzecz niezbędna do tego, by czuć się dobrze. Z jednej strony wiesz, że powinnaś dać facetowi spokój, by ułożył sobie życie z kimś stabilniejszym, ale z drugiej nie możesz. Samolubnie pragniesz tego, co jest ci drogie. Można porównać to do powietrza, którym oddychasz. Jest niezbędne, prawda? Dlatego tak ciężko mi odpuścić. Tym bardziej, że za wzór mam Tanję, która nigdy się nie poddała i walczyła do końca. Bo wiedziała, że to jest tego warte. Ja uważam tak samo. Dlatego odważę się zaryzykować pytaniem: naprawdę nie jesteś ciekaw, co by było gdyby? Czy rzeczywiście by nam nie wyszło? Czy ta myśl nie będzie prześladować Cię do końca życia? A przynajmniej przez jakiś czas. Bo mnie na pewno, stale mnie nurtuje. Dawniej marzyłam o księciu z bajki, który czekałby na mnie pod budynkiem po skończonej pracy, w swoim eleganckim wozie. I swego czasu tak właśnie było. Tylko, że nie miał własnych czterech kółek i nie był ubrany w garnitur. Może dlatego go wtedy nie rozpoznałam? Niestety, już ze mną nie pracuje, ale mam nadzieję, że wróci w to samo miejsce, specjalnie dla mnie…? Nie, nie odpowiadaj na ten list, tylko mi pokaż. Przyjdę w tą sobotę do klubu, w którym grasz. Jeśli do mnie podejdziesz, oznaczać to będzie, że chcesz dać mi, mimo wszystko, drugą szansę. Jeśli nie, pozostanie mi pogodzić się z porażką”.
- Co za emocjonalna szantażystka… - wymruczał do siebie, przecierając twarz. „Proszę, przemyśl wszystko jeszcze raz, na spokojnie. Bez radzenia się innych. Niech ta decyzja będzie wyłącznie Twoja. Dopiero wtedy się z nią pogodzę. Błagam o czas tylko do tej soboty, o nic więcej. To moja ostatnia prośba. Twoja Kaari” – moja… nigdy nią nie byłaś – westchnął, zwieszając dłoń z listem. Na szczęście dopiero był wtorek, więc miał sporo czasu na przemyślenia. Tyle, że zdawało mu się, iż już wszystko sobie poukładał. Wiadomość od byłej na nowo przewróciła mu świat, gdyż zasiała w nim skuteczne wątpliwości. Zaczął się wahać. Najlepiej byłoby chyba… uciec. Ale nie, należało stawić się na miejscu, bo nie tylko potrzebowali go niedoświadczeni koledzy. Po prostu powinien zachować się, jak na mężczyznę przystało. By więcej nie zarzuciła mu, że jest „panienką”.
    Schował list do kieszeni spodni i nareszcie wstał ze stopni, w które już niemal „wrósł”. Jeszcze wróci do owej lektury, ale dopiero wtedy, gdy opadną pierwsze emocje. Wszak, te nie są najlepszym doradcą.

***

    Kaari była bardzo niespokojna. Przez cały czas dręczyła ją myśl o liście. W wyobraźni oglądała jego reakcję, to znów panikowała, że wcale nie zajrzy do skrzynki i tym samym nie przeczyta wiadomości od niej. Albo zrobi to za późno – po tej „przeklętej” sobocie. Ona odbierze to jako odmowę, a on nie będzie tak naprawdę wiedział, po co znowu tam przyszła? Nie, spokojnie. W takim wypadku ponownie zbeszta ją „za prześladowanie”. …A jak właśnie w ten sposób odebrał jej list?
    Że też zachciało się jej podrzucić wiadomość na początku tygodnia… Dzięki temu będzie męczyć się o wiele dłużej. Czwartek by wystarczył. Ale nie, bo ona chciała już! Nim straci wenę i przekonanie o tym, iż jest to świetny pomysł. O ile takim faktycznie był… No nic, przekona się w sobotę. Oby tylko Enni i jej „facetowi” nie przyszło do głowy, by znowu odwiedzić tamten lokal… Nie, trzeba być dobrej myśli.
    W takich sytuacjach łatwo jest mówić, lecz gorzej przekonać do tego niespokojne ciało. A właściwie psychikę. W rezultacie panna Venerinen nie mogła jeść i niemal przez cały czas drżały jej ręce. Do soboty straciła na wadze niemal kilogram. Była rozdrażniona i podekscytowana, co odbijało się głównie na rodzicach, bo przecież z nią mieszkali.  
    To także była jej życiowa porażka – najstarsza i nadal z nimi. No, gdyby byli starzy i schorowani, to by jeszcze uszło, a tak? No nic, mieszkanie było duże, a oni obawiali się syndromu „pustego gniazda”, więc niech będzie, jak jest. Przynajmniej na razie.

***

    Tydzień chyba nigdy tak się nie dłużył. A przynajmniej Kaari, bo Jyrki sam nie wiedział, czy chciałby, że była już sobota, czy też potrzebowałby jeszcze kilku dni? Zgodnie z jej prośbą nie poradził się nikogo, bo i nikt nie mógł podjąć za niego tak ważnej decyzji. Zresztą po co miałby po raz kolejny zawracać Aleksemu głowę z tą samą sprawą? Przyjaciel już i tak wyraził swoje zdanie, a ponadto wątpił, że ten je zmieni.
    Właśnie to mocno kłóciło się z uczuciami, które bywają zdradliwe. No, ale tutaj nie chodzi przecież o coś zobowiązującego – ot związek „na próbę”. Tylko, czy ma siłę na zniesienie ewentualnej porażki? Kolejnej już? Kaari była w końcu taka niestabilna… Jeśli znowu wyskoczy z tym samym, to ona sama pomęczy się trochę z wyrzutami sumienia i pójdzie dalej. A on? Zaś będzie leczyć zranioną dumę i uczucia, tracąc przy okazji cenny czas, który mógłby poświęcić innej kobiecie. Chyba właśnie o to chodziło kumplowi, gdy stwierdził, że ich relacja jest toksyczna. Ale to był „dopiero” drugi raz, gdyby schodzili się i rozchodzili nie wiadomo, ile…
    Znał list od niej już prawie na pamięć, gdyż czytał go z milion razy. Owa sprawa odbijała się na próbach z zespołem, bowiem nie potrafił należycie się skupić i tym samym mylił chwyty. Materiału było mało, a nie mogli na okrągło grać tego samego. Poza tym, kto się nie rozwija, ten się cofa. Tylko jak tu coś sklecić, kiedy „główny” kompozytor buja w obłokach?
    Uważnie obserwował gości lokalu. Póki co, Kaari nie przyszła. A może się rozmyśliła? Przemyślała wszystko i zrobiło się jej wstyd, iż znowu postanowiła zawracać mu głowę, choć żądał czegoś odwrotnego? Byłoby trochę szkoda…
    Nie… jest. Właśnie zmierzała na poszukiwanie wolnego stolika niezwykle niepewnym krokiem, raz po raz poprawiając włosy, jakby obawiała się, że przypadkiem napotka jego wzrok. Miała taką samą fryzurę, co podczas tamtego wyjścia do kina. Umalowała lekko i ładnie ubrała, jakby chciała go w ten sposób przekupić.
    Wreszcie zajęła miejsce i spojrzała w kierunku sceny. „Nadziawszy się” na jego twarz, natychmiast odwróciła głowę zawstydzona. Dziwne, sama przecież wyskoczyła z tym „ultimatum”, a teraz zachowywała się, jakby ktoś zmusił ją do przyjścia tutaj. Kaari Venerinen nie należała przecież do wstydliwych panienek. Może to obawa, iż jej odmówi? A może doszła do wniosku, że nie może grać pewnej siebie, bo go tym zrazi?
    Patrzył jeszcze przez moment, po czym odszedł do kolegów.
    Westchnęła ciężko, podpierając się ręką. Oby już była ta przerwa. Albo skończyli występ, bo na razie nie zanosiło się na to, że do niej podejdzie. Ewentualnie wcale tego nie zrobi. Jego wyraz twarzy wskazywał na to drugie.
    A może nie przeczytał listu i właśnie zastanawia się, co ona tutaj znowu robi? O nie, w żadnym wypadku nie chciała wyjść na „wariatkę” pokroju jego byłego kumpla. Jedynie próbowała walczyć o to, na czym jej zależało, i uprzedziła go o tym. Jeśli jednak da jej do zrozumienia, że wszystko skończone, odejdzie. Tym razem naprawdę. Tak… na pewno.
    Co za tortura… z jednej strony obawa, że źle ją odebrał, to znów duże prawdopodobieństwo odmowy. Na szczęście zaczęli grać, więc było bliżej, niż dalej. Odważyła się spojrzeć na scenę i już więcej nie odwróciła twarzy, od czasu do czasu wymieniając się z basistą spojrzeniami.
    W pewnym momencie dostrzegła kątem oka czyjąś sylwetkę. Gdy popatrzyła w owym kierunku, serce w niej zamarło. Oto przy jednym z krzeseł stała… Kaisa.
- Mogę się przysiąść? – chwyciła za oparcie. W odpowiedzi Kaari niemrawo skinęła głową. Była przyjaciółka zajęła miejsce, demonstracyjnie odgarniając włosy do tyłu – a ty zawsze tam, gdzie on – posłała jej cyniczny uśmiech, pochylając się nad blatem.
- A ty co tu robisz? – bąknęła speszona.
- Zaprosił mnie – kiwnęła w kierunku sceny. „Koleżanka” od razu nerwowo przełknęła ślinę. Co to miało znaczyć? – chyba nie masz mi za złe, że się zgodziłam? Że tak sobie zażartuję. W końcu ty nie pytałaś mnie, czy możesz się z nim obściskiwać i kto wie, co tam jeszcze – dodała z ironicznym uśmiechem.
- Już mówiłam, że nie jesteśmy razem – mruknęła chłodno, gdyż uwaga Kaisy trochę ją dotknęła. Nie planowała przecież „obściskiwać się” z jej chłopakiem. A wcześniej SWOIM.
- To co tu robisz? Chyba, że ciebie też tutaj ściągnął? Szczerze, to zdziwiłam się, kiedy do mnie zadzwonił. Sama nie wiedziałam, czy przyjść, czy nie? No, ale ciekawość zwyciężyła. Pomyślałam, że może chce prosić mnie o wybaczenie i drugą szansę, ale skoro ty też tutaj jesteś? Może trójkącik? O nie, ja na pewno się nie zgodzę! – wybuchła śmiechem.
    Kaari poczuła nieprzyjemne uderzenie gorąca. Po plecach zaczęły „spacerować” nieprzyjemne igiełki. Po co to zrobił? W jakim celu ściągnął tutaj Kaisę? Chciał jej w ten sposób pokazać, że wybiera tamtą? Innego wytłumaczenia nie było. A może to zbieg okoliczności? Nie przeczytał listu i tym samym jej obecność tutaj zakłóciła pojednawcze spotkanie?
    Ogarnął ją tak wielki smutek, że niewiele jej brakowało, by się rozpłakać. Nie mogła jednak okazać słabości przed swoją „rywalką” – by nie dać jej satysfakcji. Choć początkowo to przecież „eks” przyjaciółka była tą pokrzywdzoną, cierpiącą. Tyle, że w owym momencie obok nie siedziała ta sama Kaisa, tylko pewna siebie, cyniczna kobieta, której jedynym celem było poniżenie jej. Musiała być tego typu człowiekiem, który nie wybacza, tylko przeistacza się w zaciętego wroga, co to nie ma litości dla tych, którzy wobec niego zawinili.
    W pewnym sensie miała do tego prawo. Ciekawe tylko, jak będzie traktować Jyrkiego, gdy do niej wróci? A może tak naprawdę powinien zostawić za sobą je obie i poszukać sobie zupełnie innej towarzyszki życia?
    Co ona tutaj robiła? Ten list był błędem… ale może wcale go nie przeczytał?
    Wciągnęła haust powietrza i uważnie śledzona wzrokiem Kaisy, wyszła zza stolika. Póki co, udała się do toalety, by się uspokoić – jak zawsze w stresujących sytuacjach. Następnie pożegna się ze złośliwą „koleżanką”, by nie dawać jej więcej powodu do radości, iż udało się jej dokuczyć, i po prostu wyjdzie. Wszystko było przecież jasne.
    Jyrki ponownie spojrzał w kierunku tego „najważniejszego” stolika i ze zdziwieniem stwierdził, że Kaari zniknęła. Przecież miała zaczekać, a wieczór jeszcze się nie kończył… Co więcej, gdy przyjrzał się lepiej, rozpoznał w towarzyszce byłej… Kaisę. Skąd ona się tutaj wzięła?  
- Muszę zejść – szepnął do gitarzysty, gdy akurat nie musiał wykonywać swoich partii.
- No co ty? Bez ciebie sobie nie poradzimy! – kolega od razu spanikował, mierząc go takim wzrokiem, jakby miał przed sobą wariata.
- Zmieńcie kolejność i zagrajcie najpierw to, gdzie nie jestem aż tak potrzebny, albo zróbcie przerwę. Ja MUSZĘ na razie spadać! – wysyczał znacząco i ot tak zostawił sprzęt, udając się za kulisy. Na scenie powstał mały zamęt, gdyż pozostali muzycy musieli naradzić się, co dalej.
    Tymczasem basista skierował się w upatrzone miejsce, z ulgą stwierdziwszy, że na oparciu krzesła wisi kurtka „eks”, a więc nie mogła opuścić lokalu.
- Gdzie ona jest? – zwrócił się do Kaisy, która uważnie śledziła go od momentu, w którym opuścił podest, lecz, jak dotąd, jeszcze się nie odezwała.
- Może by tak najpierw „Cześć”? – zauważyła lekceważącym tonem.
- Cześć – odwzajemnił się tym samym – to gdzie jest?
- Jesteś żałosny – prychnęła, mierząc go z niesmakiem.
- To już wiem, ale gdzie…? Zresztą, obejdzie się – machnął ręką i udał się w kierunku toalet, gdyż to tam spodziewał się ją znaleźć.
    Była uderzyła pięścią w stół, nerwowo odgarniając włosy. Co za tupet, bezczelność! A by ich szlag trafił!
    Kaari zamknęła za sobą drzwi od damskiej łazienki i, poprawiwszy drżącą ręką włosy, ruszyła na główną salę. Jeszcze tylko jedno spotkanie z byłą przyjaciółką i ten koszmar skończy się raz na zawsze.
    Wtem na jej drodze stanął drugi „kłopot”. Odruchowo przystanęła, mimowolnie się rumieniąc, gdyż obawiała się kolejnej reprymendy z jego strony.
- Nie musisz nic mówić, zrozumiałam – wybąkała po kilku sekundach bezsensownego wpatrywania się w siebie, po czym próbowała go wyminąć, lecz zastawił jej sobą przejście.
- To znaczy, co? Myślałem, że mam czas do końca występu, a ty już zwiewasz? – zapytał, marszcząc przy tym brwi.
    Teraz to już spali się ze wstydu. Przeczytał ten „głupi” list!  
- Nie ma potrzeby… wracaj do Kaisy – wymruczała, ponownie usiłując przejść obok.
- Ja zeświruję! – chwycił się za czoło – czego ty w końcu chcesz?! Jak to, to zawracasz gitarę, a teraz odsyłasz mnie do tamtej?! – wyrzucił oburzony.
- Przecież po to ją tutaj ściągnąłeś, nie? Żeby mi pokazać, którą wybierasz! – prychnęła z wyczuwalnym wyrzutem, choć było to bardzo nie na miejscu.
- Co ty znowu…? Tak ci powiedziała? Pierwszy raz ją tutaj widzę. Pewnie któryś ze znajomych doniósł jej, że tutaj gram i chciała mnie podręczyć, a tobie postanowiła przy okazji zrobić na złość.  
- Serio…? – wykrztusiła, mierząc go nieśmiało. Z serca spadł jej ogromny kamień, choć nie oznaczało to jeszcze jej „triumfu”.
- Przykro mi z jej powodu, naprawdę. Ale z nią wszystko definitywnie skończone. Zgadnij, przez kogo? – zadał pytanie w taki sposób, jakby chciał jej przypomnieć, ile złego wyrządziła. Natychmiast straciła całą pewność siebie.
- No cóż… - chrząknęła zmieszana – mimo wszystko muszę zapytać, bo po tu tutaj przyszłam… jaka jest odpowiedź?
- Cwana bestia – uśmiechnął się, potrząsając głową na boki – no chyba miałem podejść? – dodał znacząco. Jej usta natychmiast rozszerzyły się w uśmiechu, a oczy zajaśniały niezwykłym blaskiem. Rzuciła mu się na szyję, mocno weń wtulając, po czym… wybuchła niespodziewanym płaczem – a tobie co? Raczej nie takiej reakcji się spodziewałem – bąknął zaskoczony.
- To z radości, bo już myślałam, że mnie nie chcesz! – wyjaśniła stłumionym głosem.
- To chyba ja powinienem nad sobą ubolewać – mruknął do siebie, lekko ją od siebie odsuwając – więcej szans nie będzie. Jak coś się znowu schrzani, bardzo się wkurzę i wtedy już nic mnie nie przekona – wygłosił, uważnie lustrując ją wzrokiem, choć uporczywie spoglądała w dół, jedynie kiwając potakująco głową. Jak dziecko, które otrzymuje od rodzica zasłużoną reprymendę. Przetarł jej policzki, a następnie ucałował w czoło. Na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech – jeszcze trochę mi tutaj zejdzie. Wracaj do domu, bo, bez obrazy, ale dzisiaj będziesz mnie tylko rozpraszać. Spotkamy się, jak skończę – ozwał się po chwili.
- Obiecujesz? To nie jest taka zagrywka, żeby się mnie pozbyć? – zapytała z wyczuwalnym strachem.
- Obrażasz mnie – zmarszczył czoło.
- Przepraszam! – zawołała pospiesznie.
- Więcej zaufania, piękna – mrugnął znacząco – chciałaś iść na randkę, to pójdziemy. Ale PÓŹNIEJ, o ile mnie nie zlinczują za to, że ich zostawiłem samych na scenie.
- Jak coś, to wezmę całą winę na siebie – uśmiechnęła się promiennie i już miała zawrócić, lecz złapał ją za dłoń.
- Chwileczkę! Tak po prostu sobie pójdziesz i nawet mnie nie cmokniesz na pożegnanie?
- Jakie znowu pożegnanie? Obiecałeś coś – udała oburzenie, po czym objęła go za szyję, składając na jego ustach pocałunek.
    Kaisa nerwowo stukała palcami w gładki blat stołu, raz po raz zerkając w kierunku sceny. W tej chwili nic się tam nie działo, były chłopak na razie nie wrócił. No i ona też nie. Zapewne byli gdzieś tam razem… Oszukała ją, „latawica jedna”. Chciała uśpić jej czujność, więc nagadała, że nie są razem. A już myślała, że udało się jej dokuczyć „oszustce”…
    Oho, wróciła. Wyglądała inaczej – gdy wychodziła, była blada, jak papier, a teraz rumiana, niczym dojrzałe jabłuszko. Oczy jej lśniły, a kąciki ust drżały mimowolnie, choć ze wszystkich sił powstrzymywała się od uśmiechu. I po co? I tak doskonale wie, że gdzieś tam się spotkali, phe!
- Co to, już koniec występu? Czy wstydzi się ciebie tak bardzo, że kazał wynosić? – uszczypnęła widząc, że Venerinen wkłada kurtkę.
    Na ową uwagę na moment zrzedła jej mina, ale zaraz potem wróciła jej pewność siebie.
- W domu czekają na mnie większe atrakcje. Wszystkiego dobrego – mimowolnie się uśmiechnęła, po czym skierowała do wyjścia.
- A tobie wręcz przeciwnie! Oby cię zostawił dla kolejnej! Koniecznie MŁODSZEJ i ładniejszej! – odkrzyknęła zań zjadliwie i również sięgnęła po wierzchnie odzienie. Nic tu po niej, „przedstawienie” już się skończyło. Szkoda tylko, że bez „happy endu”.

***

    Od kiedy wróciła do domu, Kaari nie umiała znaleźć sobie miejsca. Nie pozwalało na to podekscytowanie i wewnętrzna obawa, że muzyk tylko ją zbył, postanowił się w ten sposób zemścić. Nie… nie był taki. …Chyba. Tylko, że tak, czy inaczej, było już grubo po dziesiątej. Naprawdę mieli co grać przez tyle godzin?
    Co rusz zaglądała na telefon, to siadając na łóżku, to znów w fotelu, aż wreszcie wybiła jedenasta. Zaczęła ziewać, co bardzo ją przeraziło. Jeszcze czego, żeby ten wspaniale zapowiadający się wieczór zakończył się „zwykłym” pójściem spać?! Chociaż i tak pewnie nie zaśnie.  
    Wtem zadzwoniła komórka. Podskoczyła ze strachu, po czym prędko po nią sięgnęła.
- Śpisz? – brzmiało pytanie po drugiej stronie.
- No pewnie, przecież już po jedenastej – odrzekła ironicznie.
- A, to szkoda… - w jego głosie dało się wyczuć rozczarowanie – w takim razie…
- Nie, głupku…! To jest… no… czekam tu na ciebie od kilku godzin, nawet się nie przebrałam! – zawołała pospiesznie.
- No to czekam na dole.
    Wyparowała z pokoju, niemal potykając się o własne nogi. Chciała zachowywać się jak najciszej, by matka jej nie „zwęszyła”, bo wtedy oczywiście zacznie się przesłuchanie… Niestety, zawsze w takich wypadkach jest wręcz odwrotnie do zamierzonego i tym samym upuściła buta, robiąc tym niemały hałas. Na szczęście rodzice albo głośno oglądali telewizję, bądź twardo spali, bowiem żadne z nich nie wyjrzało na przedpokój.
    „Te baby”… podobno nie musiała się przebierać, a minęło już chyba z dziesięć minut, odkąd powinna być na dole. „Już schodzę”, dobre sobie…
    Westchnął, obracając się w kierunku kamienicy i właśnie wtedy z impetem na niego wpadła, prawie „wskakując mu w ramiona”.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz – przyznała, całując go na powitanie.
- Mówiłem, że mi trochę zejdzie – wykrztusił, ledwie nadążając za podekscytowaną towarzyszką. Najwyraźniej bardzo zależało jej na tym, by udowodnić mu, że dokonał dobrego wyboru.
- To co robimy? Trochę już późno – „trajkotała” z szerokim uśmiechem.
- Zabieram cię na spacer – ujął ją za dłoń, zastrzegając przy tym, by o nic więcej nie pytała. To miała być niespodzianka.
    Wiele osób uznałoby, że warunki, jak na nocną przechadzkę, były nie bardzo sprzyjające. O nie, bynajmniej nie padało – niebo było bezchmurne, świecił księżyc w kształcie uroczego rogalika. Tylko, że było bardzo zimno! Temperatura sięgała niemal minus dziesięciu stopni. Tylko, co to dla kogoś, kto wychował się w kraju, gdzie na urlop często jeździło się na północ – do miejsc, w których było jeszcze zimniej? Wystarczyło dobrze się ubrać, a na plus dodatkowo działały „rozgrzane serca”. Chociaż i tak nie było jeszcze tak źle.
    W dzień spadł świeży, puszysty śnieg i teraz skrzył się w świetle lamp, przyjemnie skrzypiąc pod stopami.
- I jak ci się podobał list? – zagaiła, gdy wolnym krokiem zmierzali w kierunku Esplanadi.
- Czytywałem lepsze, ale może być – wzruszył ramionami.
    Na taką odpowiedź początkowo aż się zapowietrzyła, co obserwował kątem oka z niemałym rozbawieniem.
- Dobra, w takim razie więcej nie dostaniesz – odpowiedziała zaraz potem, siląc się na obojętność.
- Dotknął mej najczulszej struny, przeszył na wskroś, przeniknął do szpiku kości… najlepsza lektura na świecie! Teraz lepiej?
- Dobra, przestań się podlizywać. Wierzę ci – zaśmiała się – nigdy nie byłam tutaj o tej porze – westchnęła błogo, gdy już weszli w głąb uśpionego parku.
- Czuję się, jak w „The walk” Cure’ów. Wyciągnąłem cię z domu na spacer, mamy prawie północ… co prawda jeziora brak, ale za drzewami rozciąga się morze – zawtórował jej.
- Szkoda, że nie wzięłam telefonu, bo zapuściłabym dla lepszego klimatu – zaśmiała się.
- Mówisz i masz – wyciągnął swoją komórkę i w istocie włączył ów utwór. Następnie ukłonił się, wystawiając doń dłoń, co miało oznaczać, iż prosi ją do tańca. Rozejrzała się na boki, choć wokół i tak było pusto, po czym odpowiedziała na zaproszenie.  
    Tempo melodii raczej nie wpisywało się w rytm klasycznego tańca (o ile pasowało do jakiegokolwiek stylu), ale i tak nie przeszkadzało im to w tym, by kręcić piruety, oraz tworzyć zmyślne figury. Mieli przy tym niezły ubaw.
    Wreszcie dotarli w okolice pomnika Runeberga. Przed nimi musiał tutaj być taki sam wielbiciel „mroźnych” spacerów, gdyż jedna z ławek została oczyszczona ze śniegu. Usiadł więc na niej, rozkładając ramiona na całą szerokość oparcia.
- Już się zmęczyłeś? Słabą masz kondycję – wysapała, dosiadając się obok.
- Teraz poleci „How beautiful you are”, ale już bez tańców – sięgnął po telefon.
- Bardzo lubię tą piosenkę, ale pozytywna to ona nie jest – westchnęła, opierając głowę na jego ramieniu. W takiej chwili nie miała ochoty na nic, co „dołujące”.
- No to skup się tylko na refrenie, albo wyobraź sobie, że ja ci to śpiewam – otoczył ją ręką.
- A zaśpiewaj – uśmiechnęła się zadziornie.
- Lepiej spójrz w górę – kiwnął głową w owym kierunku. Zasugerowana zrobiła to samo i natychmiast rozdziawiła usta z zachwytu. Na niebie było mnóstwo migoczących gwiazd, które w owym miejscu były bardziej widoczne, dzięki temu, że nieopodal roztaczało się morze, zaś wokół nich same drzewa. Nieliczne lampy nie miały na tyle siły, by swym blaskiem przyćmić naturalne źródła światła. W rezultacie, w niektórych miejscach, można było dostrzec całe skupiska srebrnych „punkcików”.
- Jak pięknie! – jęknęła przeciągle – jaki ty romantyczny. Kaisę też tutaj zabrałeś? – wypaliła niespodziewanie.
- A co, zazdrosna? – uszczypnął z nutką wyrzutu, gdyż bynajmniej nie miał ochoty rozmawiać o byłej dziewczynie – nie, szwendam się po nocach tylko z wybranymi osobami.
- W takim razie czuję się zaszczycona – oparła brodę o jego ramię, uważnie się weń wpatrując.
- Kaar – ujął ją za dłoń, wzdychając przy tym w taki sposób, jakby ogarnęło go nagłe zmęczenie.
- Tak, Jyrk? – parsknęła śmiechem.
- Zostaniesz po raz drugi moją dziewczyną? Ale teraz już taką naprawdę.
- Pytanie… na sto procent – odrzekła pewnie, po czym przysunęła się bliżej, by go pocałować.

***

    Zamknęła za sobą drzwi najciszej, jak umiała, a następnie oparła się o nie, z trudem powstrzymując się od głośnego wybuchu śmiechu. Czerwone od mrozu policzki szczypały nieprzyjemnie, ręce były zupełnie skostniałe, a nos jakby oddzielił się od twarzy, zupełnie przemarznięty. Ale mimo to nie czuła dyskomfortu. Wręcz przeciwnie. W głowie huczały jej melodie piosenek, których razem słuchali, a wnętrze raz po raz zalewało uczucie euforii.
    Wtem ktoś niespodziewanie zapalił światło. Od razu drgnęła niespokojnie. W drzwiach pokoju rodziców stanął ojciec.
- A ty co tutaj robisz? Stało się coś? – zaniepokoił się, widząc ją w wyjściowym ubraniu.
- Nie, nic… - bąknęła nieśmiało – albo i tak? – dodała, wybuchając niekontrolowanym śmiechem.
- Piłaś coś? – przyjrzał się uważnie jej zaczerwienionym policzkom, oraz błyszczącym z emocji źrenicom.
- Nie… tylko szczęście – podeszła doń tanecznym krokiem i mocno wyściskała.
- Chyba się randkowało, co? – zaśmiał się – zmykaj szybko do łóżka, bo jak matka się dowie, że wracasz do domu o tej porze, to oczywiście zejdzie na zawał z wielkiej paniki – wyszeptał, oglądając się do tyłu.
- Nie martw się, tato. Książę odprowadził mnie pod same drzwi – uśmiechnęła się lekko, po czym ucałowała go w policzek i nareszcie udała się do swojego pokoju.
    Odprowadził ją wzrokiem, śmiejąc się sam do siebie. On sam zapomniał już, ileż radości daje stan zakochania. O ile odwzajemniony. Oby tym razem się jej udało, choć wiązało się to z jej nieuchronnym odejściem z rodzinnego gniazda. Bo któryż mężczyzna chciałby mieszkać z rodzicami swojej lubej? Chyba tylko jakiś „darmozjad”, a takiego nie zaakceptowałby u jej boku. Tyle, że w takim wypadku zapewne i tak by go nie posłuchała… Ciekawe, co to za jeden i kiedy im go przedstawi? O ile w ogóle to zrobi.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5926 słów i 33145 znaków.

7 komentarzy

 
  • Ewa

    Kiedy kolejna?

    1 mar 2017

  • nutty25

    @Ewa właśnie wstawiam ;)

    1 mar 2017

  • jaaa

    <3

    1 mar 2017

  • Wiktor

    Witaj. Świetna część. Dzięki wielkie. Łapek brak bo coś się stało i nie mogę z fona dodać łapki. Pozdrawiam Wiktor

    25 lut 2017

  • nutty25

    @Wiktor dzięki, też pozdrawiam ;)

    25 lut 2017

  • majli

    Akcja wkracza na właściwe tory.  :yahoo:

    25 lut 2017

  • Lil

    Nareszcie

    24 lut 2017

  • DemonicEagle

    :yahoo:

    24 lut 2017

  • beno1

    w końcu !!!!!!!!!!!! :bravo:

    24 lut 2017