Love me like you do cz. 32

Pierwsze emocje oraz euforia opadły – nocne (kilkukrotne) wstawanie do dziecka zaczęło sprawiać Tanji coraz większe trudności. Do tego Liina była bardzo głośnym dzieckiem i śmiało upominała się "o swoje”. To chyba instynkt macierzyński sprawiał (bądź budzik w telefonie), że otwierała oczy, nim mała zdążyła zakwilić. Z początku biegła, jak na skrzydłach, lecz z czasem zaczęła zazdrośnie spoglądać na męża, którego nic nie ruszało – ot smacznie sobie spał. No, ale i tak nie miałaby z niego większego pożytku, skoro była to pora karmienia, a on nie miał jak podać dziecku posiłku?
Tak więc z utęsknieniem zaczęła wyczekiwać dnia, w którym to córka "przerzuci się” na butelkę. Tak, wówczas z prawdziwą satysfakcją "wyrzuci go” z łóżka, nakazując przygotować dziecku jedzenie. Wszak, zarzekał się, iż będzie do niej wstawać.  
Z tego wszystkiego zaczęła odliczać dni do owego momentu, choć na razie nie było nawet o czym marzyć.
Tak minęły dwa miesiące. Przez ów okres krótkiego życia Liiny Aleksandry, wszystko było podporządkowane wyłącznie jej – to jest tryb życia jej rodziców, oraz plan ich zajęć. Rozmowy toczyły się głównie o niej, a goście przychodzili właśnie do niej.
Jak dawniej państwo Kietala spędzali ze sobą mnóstwo czasu na rozmowach, tak teraz Tanja głównie drzemała w przerwach pomiędzy opieką nad dzieckiem. A kiedy już zdarzyło się, że była "na chodzie”, mała zawsze była pomiędzy nimi – leżała wraz z nimi na łóżku, to znów któreś nosiło ją na rękach i pogawędka schodziła oczywiście na temat tego, ile razy jadła, z których ubranek już wyrosła, itd.
Aleksi zaczął powoli rozumieć te wszystkie narzekania ojców, iż żonę całkowicie pochłonęło dziecko. Wręcz ich… zazdrość o własną pociechę. Należało jednak zacisnąć zęby i czekać do momentu, aż będzie mógł przejąć część obowiązków Tanji. Na razie te ograniczały się do przewinięcia małej, bądź "uśpienia” jej. Ale to głównie w dzień, co małżonka wykorzystywała, by… się zdrzemnąć.
Do tego trzeba było przecież coś jeść, posprzątać… Dawniej możliwość ugotowania czegoś "dla Aleksa” traktowała, jak niezwykły zaszczyt. Teraz stało się to uciążliwym przymusem. Ponadto, ilekroć stanęła przed lustrem, czy na wadze, narzekała na sylwetkę. Jej zdaniem nie zgubiła ani jednego ciążowego kilograma, choć otoczenie – wraz z mężem – twierdziło, że wróciła już do starej wagi. Postanowiła więc ćwiczyć w domu, by pozbyć się niechcianych "wałeczków”. W tym celu kupiła sobie nawet piłkę do ćwiczeń, lecz często kończyło się na tym, że… zasypiała na jej gładkiej powierzchni. Zdawało się jej jednak, że ledwo zamknęła oczy, a Liina już przypominała o swoim istnieniu.
Do tego zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze wywiązuje się ze swoich matczynych obowiązków? Serce podpowiadało jej, że gdy mała łkała (bez uzasadnionego powodu), należało wziąć ją na ręce i nosić tak długo, aż zaśnie. Jednakże matka wmawiała jej, iż zbyt częste branie dziecka na ręce rozpieszcza je i w rezultacie nie chce potem spać w łóżeczku. To znów powinna karmić ją w takich, a takich odstępach czasu, itd.
Każda wizyta Krystyny kończyła się wykładem na temat tego, jak powinna wychowywać małą. Hanna, dla odmiany, powtarzała jej, że powinna kierować się własnym instynktem. Do tego dochodziły te wszystkie internetowe porady, aż sama już nie wiedziała, kogo powinna słuchać... Tak więc jej wymiana myśli z Aleksim ograniczała się do wylewania żali na matkę i narzekań na samą siebie. Jak z początku gorąco temu zaprzeczał, tak z czasem jedynie słuchał (albo i nie, kto go tam wiedział), co szalenie ją irytowało. Pragnęła jego pozytywnej oceny nawet, jeśli sama uważała inaczej!
Reasumując, nowa życiowa rola była zdecydowanie najtrudniejsza ze wszystkich tych, w jakie kiedykolwiek musiała się wcielić – nawet, jeśli choć troszkę mogła zrzucić na męża. Ilekroć jednak córka spojrzała nań swymi niebieskimi oczami, a jej gęsty wyrażały jakby radość, iż jest obok, wszelkie niedogodności odchodziły w cień. A przynajmniej w dzień…
Uwielbiała spać, lecz od dwóch miesięcy całonocny odpoczynek był po prostu niemożliwy. Tak było i teraz, tyle że nakarmiła Liinę jakąś godzinę temu, a ta już się obudziła i głośno demonstrowała swoje oburzenie. Pytanie tylko, na co?
Jęknęła przeciągle, nakrywając się kołdrą po sam czubek głowy, aż nagle przyszło oświecenie: niech tym razem ojciec sprawdzi, czego potrzebuje JEGO córka.  
Szarpnęła go więc lekko za ramię, ale nic.
- Aleks, Liina płacze – szepnęła, ponawiając gest.
- Kto…? – wymruczał po dobrej chwili.
- No twoje dziecko. Liina… ALEKSANDRA – zaakcentowała dobitnie w nadziei, że znienawidzone przezeń imię go otrzeźwi.
- No to idź do niej, co ja mam do tego? – niestety, "bezczelnie” obrócił się na drugi bok!
- Właśnie o to chodzi, że ty masz wstać! Ona nie chce jeść, pewnie zabrudziła pieluszkę – warknęła poirytowana.
- Kobieto, wstaję rano do roboty! – jęknął przeciągle, szczelniej opatuliwszy się kołdrą.
- Właśnie o to chodzi, że nie! Jutro sobota, masz wolne! Ale dobra, łaski bez! Z chęcią powiem kiedyś córce, jak to "tatuś” się nią "opiekował”! – syknęła, gramoląc się z łóżka.
- Nie szantażuj! – nareszcie zerwał się z posłania z groźną miną – pójdę, kładź się! I bez żadnego, że teraz, to masz to gdzieś! – wycelował weń palcem i rzeczywiście opuścił wygodne łóżko.
- Skąd wiedziałeś, że chciałam to powiedzieć? – wymruczała pod nosem, ale mimo to posłusznie przyłożyła głowę do poduszki.  
Ledwie to jednak zrobiła, a już opętała ją myśl, że może ona zajęłaby się nią lepiej? Zdecydowanie miała większą wprawę w zmienianiu pieluchy, aniżeli on. Kilkakrotnie już się o to posprzeczali, gdy po nim poprawiała. Do tego jest zaspany. A jak Liina potrzebuje czegoś innego? Jest… chora?! Wymiotuje?! DŁAWI SIĘ?! To on jej powie, że coś jest nie tak! Nie, nie może być "nadopiekuńczą mamuśką”, jak Krystyna, bo przecież w niej tego nie znosi! Dlaczego więc miałaby skazywać na to samo własną pociechę? Tak, niech "Aleks” się uczy, nabiera wprawy. W przeciwnym razie ona się wykończy i tym samym osieroci córkę.
Przymknęła więc powieki i, jak gdyby nigdy nic, obróciła się na bok. A przynajmniej starała się zasnąć, gdyż czujne ucho mimowolnie nasłuchiwało, co też dzieje się w sąsiednim pokoju. Mała nadal płakała, a więc jej ojciec na razie nie wywiązał się należycie ze swojego zadania. No nic, poczeka jeszcze chwilę i najwyżej zainterweniuje.
Aleksi tymczasem sięgnął już po wrzeszczącą córkę. Jak zwykle niepewnie, gdyż wciąż obawiał się, że niechcący coś jej zrobi. Tanja z milion razy pokazywała mu już, jak należy to robić, ale nadal paraliżował go strach, choć Liina już trochę urosła. No, ale mimo wszystko nadal pozostawała tą malutką kruszynką o niezwykle delikatnym ciałku.
- Co się dzieje? Czemu nie dajesz nam spać, co? – zwrócił się do niej. Na moment przestała krzyczeć i nawet zmierzyła go spojrzeniem, ale równie szybko wróciła do okazywania bezgranicznej rozpaczy. Cała czerwona krzywiła się i zalewała łzami. Kołysanie i uciszanie nic nie dawało – najwidoczniej domagała się zmiany pieluchy. …Oby tylko tego.
Westchnął ciężko i przystąpił do owej "operacji”. Całe szczęście, że w dzisiejszych czasach rodzice mają tyle udogodnień w postaci chusteczek nawilżających, pudrów i innych takich, oraz jednorazowych pampersów. Choć żona zawsze zarzucała mu, że zapomniał o tym, to znów tamtym… Niemal za każdym razem po nim poprawiała! Już on jej pokaże. Nauczy się przewijać dziecko lepiej od niej…! O ile mu pozwoli, bo co Liina zakwiliła, to ona do niej biegła (gdy pozwalały jej na to resztki sił), prawie tratując go po drodze, gdyby przypadkiem pomyślał o tym samym. Ale może wystarczyło po prostu porozmawiać o tym, iż umawiali się przecież inaczej – obydwoje mieli dzielić opiekę nad dzieckiem?
Tak, zdecydowanie. Tym bardziej, że teraz, gdy przewijał własne dziecko, dotarło do niego, iż gdy on był takim małym oseskiem, właściwie nikogo nie obchodziło, że coś mu dolega. Rozpacza w ciemnościach, domagając się uwagi. Zapewne nikt nie biegł do niego, jak na skrzydłach, by utulić, czy przewinąć. To była przykra konieczność, jaką najchętniej powierzyłoby się komuś innemu. Nie, z jego potomstwem tak być nie może. Co prawda, Tanja dbała o nią za nich dwoje, ale właśnie – Liina miała i matkę i ojca. Mimo że nie zdawała sobie sprawy z tego, któż to właściwie zaspokaja jej potrzeby, powinien robić, co w jego mocy. Bardziej się przykładać i poświęcać więcej uwagi. By w przyszłości mieć przed samym sobą czyste sumienie. Dzięki temu też nie przegapi ważnych chwil z życia swego dziecka.
Z owym postanowieniem odłożył małą z powrotem do łóżeczka, po czym pogłaskał po główce i już miał wrócić do sypialni… Ledwie jednak zniknął z zasięgu wzroku córki, a ta rozpłakała się na nowo.
Spanikował. Czego ona może jeszcze chcieć, skoro już ma sucho? Tanja twierdziła, że głodna też nie może być, więc o co chodzi? A jeśli już strawiła tamten pokarm? W takim wypadku jej nie pomoże. Na gorączkujących maluchach też się nie zna. Kiedy w "bidulu” któryś ze "współlokatorów” chorował, po prostu zgłaszało się to wychowawcom. I tak musi zrobić i teraz.
Tak więc zawrócił do sypialni z zamiarem wypytania żony, co jeszcze powinien zrobić, lecz tam okazało się, że ta śpi snem kamiennym. No trudno. W ostatnim czasie nie było nocy, którą spokojnie by przespała, więc na razie jej odpuści.
Wrócił do małej i ostrożnie wyjął z łóżeczka. Gdy tylko znalazła się w jego ramionach, przestała kwilić. Kołysał ją więc przez chwilę, lecz niestety za krótko – po odłożeniu ma wygodny materac, znowu powtórzyła się ta sama historia.
Jęknął bezradnie. Najwyraźniej Liina wybudziła się na dobre – kosztem jego własnego snu. No, ale obiecał coś żonie i samemu sobie. Tą zawoła dopiero wtedy, gdy dziecko będzie uporczywie płakać.
Sięgnął więc ponownie po córkę, i delikatnie kołysząc, usiadł z nią na kanapie. Po chwili zdawała się uspokoić i wyciszyć. Jakby zasnęła… Wstał zatem powoli i ułożył ją… Znowu to samo – koniecznie chciała na ręce!
Poddał się i tym razem postanowił usypiać ją znacznie dłużej.
Obudziła się po prawie dwóch godzinach. Za oknem świtało, w mieszkaniu panowała grobowa cisza, a "Aleksa” nie było obok. Zapewne poszedł do toalety, bo przecież mała spała. Pomimo owego faktu i tak postanowiła do niej zajrzeć, skoro i tak się obudziła? To było już automatyczne – weszło jej w krew po tym, jak musiała regularnie biegać do córki.
Gdy przekroczyła próg pokoju Liiny, bardzo się zaskoczyła, a początkowo nawet zniesmaczyła. Mąż drzemał bowiem na kanapie, z dzieckiem na rękach. A gdyby tak mu się wyślizgnęła i upadła…?! Nie, spokojnie. Tylko nie Krystyna. Ona jest Tanją, która ufa "swojemu facetowi” i tym samym wierzy, że by do tego nie dopuścił. Poza tym wyglądali tak uroczo…  
Należało jednak wrócić na ziemię i spojrzeć na to trzeźwym okiem. Wszak, z tego, co słyszała i czytała, to jeśli dziecko odzwyczai się od sypiania we własnym łóżeczku, potem nie będą mieli z nią życia, gdy będzie się domagać spania tam, gdzie oni! No, ale w porządku – musi mu to wybaczyć, gdyż był zmęczony.
Sięgnęła po małą, na co od razu drgnął niespokojnie, dociskając córkę do własnej piersi.
- Wracaj do łóżka, nakarmię ją – szepnęła łagodnie, gdyż Liina otworzyła oczy i zaczęła na nowo kwilić.
Zmierzył ją nieprzytomnie, ale posłusznie zwlókł się z zajmowanego miejsca i udał do sypialni. Odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się przy tym pod nosem. Bynajmniej nie powodowana satysfakcją, iż miał okazję przekonać się na własnej skórze, jak to jest zarwać przez dziecko noc. Ot po prostu przypomniała sobie widok, jaki zastała po wejściu do pokoju.
Słabe, fizyczne ciało często przeciwstawia się chęciom. Takim też sposobem Aleksi spał do późna, bo "aż” do dziewiątej, absolutnie nie zwracając uwagi na wrzaski małej, która ponownie domagała się zmiany pieluchy.
Tanja, która oczywiście zaspokoiła potrzebę córki, postanowiła już się nie kłaść. Zrobiła zatem śniadanie, po czym spożyła je w pojedynkę, gdyż nie miała serca budzić męża. Wstawał codziennie do pracy, więc niech to odeśpi. Co prawda, ona robiła tak samo, i to nawet kilka razy w ciągu nocy, ale…
Nim zdążyła dokończyć myśl, już zasnęła na blacie kuchennego stołu. Po jakimś czasie obudził ją niewielki hałas. Gdy uniosła głowę, oto okazało się, że to "Aleks” postawił przed nią kubek z kawą.
- Jaka ty wyczulona, ledwo dotknął blatu, a ty od razu się zrywasz – parsknął niepewnie.
- To przez Liinę… - wyjaśniła, zamaszyście ziewając.
- No właśnie… musimy o tym pogadać – odchrząknął, dosiadając się do stołu. Żona tymczasem chwyciła kubek i łapczywie upiła łyk – to moja… ale dobra, pij – machnął ręką, gdy wystawiła doń dłoń z napojem – zaharujesz się – zaczął odkrywczo.
- Nikt nie powiedział, że opieka nad dzieckiem to pestka – westchnęła, podpierając się ręką.
- Właśnie chodzi o to, że prawie wszystko robisz sama. Jak ja zrobię, ty musisz poprawiać. To nie konkurs z nagrodami! Nic się nie stanie, jak krzywo założę pieluchę, albo…
- Często zapominasz o pudrze, potem są odparzenia i płacz – weszła mu w zdanie z wyczuwalnym wyrzutem.
- Jestem tylko człowiekiem, nauczę się – wywrócił oczami.
- Ale nie kosztem dziecka!
- Aha, czyli nie potrafię być ojcem, tak?! – uniósł się.
- A skąd ja mam wiedzieć, czy jestem dobrą matką?! – odwzajemniła się tym samym. Zapadła krępująca cisza. Patrzyli na siebie przez moment, aż wreszcie się skrzywiła – nie wyrabiam… dopiero się urodziła, a ja już mam dość! Marzę o śnie, o jednej przespanej nocy! – skryła twarz w dłoniach.
Odetchnął głęboko, padając na oparcie krzesła, gdyż jak zwykle nie miał pojęcia, jak się zachować, co jej odpowiedzieć. Stukał nerwowo palcami w blat stołu, aż wreszcie, po dobrej chwili, podjął na nowo:
- Dlatego nie kontroluj mnie na każdym kroku, czy aby dobrze ją trzymam? Użyłem tego durnego pudru? Idź teraz się zdrzemnąć, a ja będę miał ją na oku.
Zabrała ręce z twarzy i prędko przetarła policzki. Użalanie się nad sobą bynajmniej nie przyniosło ulgi, a i on tego nie znosił. Należało więc spasować. Sięgnęła ku jego dłoni i chwyciła go za nią.
- Przepraszam. Wiem, że jestem okropna... to jakieś przewrażliwienie. Boję się, że ja, albo inni zrobią coś nie tak – jęknęła przeciągle.
- Wszystko jest dobrze. Mała żyje i ma się dobrze. Ani razu nie miała nawet gorączki. Dobrze się sprawujesz. Ale kiedy tak bardzo śledzisz mnie krok w krok, to ja zaczynam wątpić w siebie – przyznał szczerze, mierząc ją przy tym wymownie – chcę być dobrym ojcem, uczestniczyć w jej życiu. Żeby nie było tak, jak ze mną. Ma mieć o mnie jak najlepsze zdanie, a nie narzekać, że miałem ją w dupie. Nie będę taki, jak moi… no.
- I będzie! Widać, że ją kochasz – uśmiechnęła się lekko – powiedziałam tak w nocy, bo się wkurzyłam, że nie wstajesz, ale nigdy… - urwała w pół zdania, gdyż Liina właśnie przypomniała im o swojej osobie. Być może wystraszyła się kota, który często do niej zaglądał, zaintrygowany, bądź po prostu poczuła się samotna. Bez względu na przyczynę, Tanja już podrywała się z miejsca. Jednakże Aleksi usadził ją z powrotem, wymownie kiwając ręką.
- Ja pójdę. Ty, marsz do sypialni – rzucił rozkazująco i w istocie udał się do małej.
Walczyła przez moment ze sobą, gdyż matczyny instynkt nakazywał biec do potrzebującej pociechy. Mimo to przemogła się i posłusznie została w kuchni, krzycząc za nim, iż dzisiaj obiad robi on. Zaraz też przeciągnęła się i wolnym krokiem skierowała ku sypialni. Jednak, będąc już na przedpokoju, ponownie się zawahała. Strasznie korciło ją, by mimo wszystko zajrzeć, jak radzi sobie "Aleks”. Czy aby, jeśli wyjął córkę z łóżeczka, dobrze ją trzyma?  
Nie, bo znowu się pokłócą i, co gorsza, utwierdzi go w przekonaniu, iż do niczego się nie nadaje, jako ojciec. A przecież była to nieprawda. Ba, powinna się cieszyć, że sam wyszedł z inicjatywą, odnośnie opieki nad nią. Nie może być samolubna.
Weszła więc do sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Był to ogromny krok naprzód, gdyż dotąd te były zawsze otwarte w razie, gdyby Liina jej potrzebowała.

***

Po obiedzie (również tym Liiny) postanowili skorzystać z pięknej, majowej pogody i udali się na spacer. Cóż mogło ich bardziej odprężyć?
Wiosna rozkwitła w pełnej krasie. Ta najpiękniejsza pora roku najmocniej namacalna jest bodaj właśnie w owym miesiącu. Drzewa i krzewy przybierają wówczas rozmaite kolory, a powietrze wypełnia feria zapachów. Słońce śmielej ogrzewa swymi promieniami. Nawet w Skandynawii zima zdaje się być wówczas kwestią odległej przeszłości.
Zmierzali przed siebie wolnym krokiem, przy czym Aleksi pchał wózek, a Tanja prowadziła się z nim pod rękę. Córka spała smacznie, tym samym stwarzając im okazję do rozmowy na temat inny, aniżeli ona sama. Tylko, że wcale się nie odzywali. Pani Kietala zachwycała się ciepłym powietrzem, odradzającą się przyrodą, oraz spokojem, jaki cechował ową przechadzkę. On z kolei nie czuł potrzeby, by coś mówić. Bo i właściwie, o czym? W pracy nie działo się nic ciekawego, a reszta była im obojgu dobrze znana. Spacer w milczeniu stwarzał raczej okazję do rozmyślań. Tyle się przecież wydarzyło w tak krótkim czasie.
- Z chęcią zobaczyłbym teraz miny tych, którzy twierdzili, że nie powiedzie mi się w życiu osobistym – rzekł w pewnym momencie.
- To znaczy? – podchwyciła towarzyszka.
- Od niejednej usłyszałem, że zostanę sam do końca życia. Wziąłem ślub z robotą i takie tam… Ciekawe, co by powiedziały teraz?
- To interesujące, co mówisz. Nigdy aż tak się w to nie zagłębiałeś – odchrząknęła, z trudem tłumiąc w sobie zazdrość – ja tam bynajmniej nie narzekam, że cię skreśliły, bo przynajmniej mam cię dla siebie – dodała, tuląc się do jego ramienia.
Uśmiechnął się pod nosem na owo wyznanie, acz nic nie odpowiedział. Mina szybko mu jednak zrzedła, gdyż oto z oddali nadchodził jego niegdysiejszy "rywal”, to jest Eino. Oczywiście bacznie lustrował ich wzrokiem, a zwłaszcza wózek.  
Chętnie przeszedłby na drugą stronę, lecz właściwie nie miał powodu, by uciekać przed Kuokkanenem. A proszę bardzo: niech nawet podejdzie i zobaczy jego śliczną córeczkę. Co to, to tak – uwielbiał się nią chwalić. Była jego dumą i "największym życiowym osiągnięciem”.  
Gdy Tanja dostrzegła sylwetkę kolegi, bardzo się zmieszała. Dobrze przecież wiedziała, jakie napięcie panowało pomiędzy Einem, a jej mężem. No, ale przy Liinie raczej nie powinno dojść do awantury. Chyba, że Kuokkanen się wycofa i odejdzie w drugą stronę?
Nic bardziej mylnego: zaintrygowany znajomy wyraźnie zmierzał ku nim i już ze sporej odległości przywitał się zdawkowym "Cześć”. Tanja odpowiedziała tym samym, a jej towarzysz jedynie kiwnął głową.
- To wasze? – zagaił, gdy wreszcie się spotkali.
- "A niby czyje? Z wypożyczalni?” – wymruczał w duchu poirytowany Aleksi. Pytanie było co najmniej "idiotyczne”.
- No raczej – żona parsknęła drętwym śmiechem – córka, ma na imię Liina.
- Tak, wiem. Silva coś mi tam mówiła – zajrzał do wnętrza wózka – ładna, gratuluję – dodał zaraz potem, ale czy szczerze, czy też było to wymuszone? To już wiedział tylko on sam. W każdym razie uprzejmie podziękowali – na studia już raczej nie wrócisz? – rozmówca prędko zmienił temat.
Mimowolnie spojrzała na męża, który nerwowo przewracał oczami. W jego odczuciu "koleżka sypał dennymi pytaniami, jak z rękawa”. Pewnie, już biegnie mając malutkie dziecko!
- W tej chwili na pewno nie, o ile kiedykolwiek – odrzekła po chwili z przyklejonym uśmiechem.
Niestety, owo zachowanie tylko utwierdziło Eina w przekonaniu, że to Kietala rządzi życiem swej kobiety – ma być tak, jak on nakaże. Musi być mu całkowicie podporządkowana, bo w przeciwnym razie częstuje ją swymi "humorami”. Kto wie, może nawet coś więcej? Niestety, była ubrana w długi rękaw, więc ciężko było stwierdzić, czy aby nie nosi na sobie śladów przemocy? Miała jednak podkrążone oczy. A może tak naprawdę były to… zatuszowane siniaki?! Ten "narwaniec” z pewnością "zrobił jej dziecko”, by całkowicie od siebie uzależnić. "Biedna”… ale cóż on mógł poradzić, jeśli sama się na to godziła? Bynajmniej nie miał zamiaru tego dokładniej sprawdzać, gdyż… trochę obawiał się konfrontacji z Kietalą. Ale tylko troszkę.
- Mogę was kiedyś odwiedzić? Poznałabyś moją dziewczynę – zadał kolejne pytanie, uważnie obserwując ich reakcję. Koleżanka oczywiście spojrzała najpierw na swego "tyrana”, bo jakżeby inaczej?
Tak naprawdę, to zaskoczyła ją informacja, iż Kuokkanen nareszcie sobie kogoś znalazł. Poza tym nie chciała decydować za nich dwoje, zwłaszcza, że "Aleks” nie darzył go sympatią. Umawiali się przecież, że będą wspólnie konsultować wizyty "kontrowersyjnych” gości.  
- Czemu nie? Tylko najlepiej w weekend, wtedy mamy większy luz – ku jej zaskoczeniu, to mąż udzielił odpowiedzi swemu byłemu koledze.
Ten skwapliwie pokiwał głową, coś tam jeszcze "pomarudził”, aż wreszcie pożegnał się i odszedł w swoją stronę.
- Po co wspomniał o tej swojej dziewczynie? – bąknęła Tanja, oglądając się za nim do tyłu.
- Chciał się pochwalić, że już wywietrzałaś mu z głowy – odrzekł obojętnie Aleksi.
- Naprawdę nie masz nic przeciwko temu, żeby do nas wpadł? – dopytywała zaciekawiona.
- Niby dlaczego? Mam do niego kompletnie obojętny stosunek. Ani mnie ziębi, ani grzeje. Chociaż wątpię, że faktycznie przyjdzie. Raczej szukał pretekstu, żeby poinformować cię o tej swojej kobitce.
- Jaki ty bystry, mój Sherlocku – zaśmiała się – zahaczymy jeszcze o Esplanadi? Dawno nie byłam w zakątku – zmieniła temat na bardziej przyjemny. Jak się mogła tego spodziewać, przystał na ową propozycję, gdyż również zatęsknił za owym miejscem. Było przyjemnie ciepło, więc dłuższy spacer nie powinien był zaszkodzić Liinie.

***

Park, do którego zmierzali państwo Kietala, tętnił życiem – mieszkańcy Helsinek z lubością oblegali tamtejsze trawniki, by rozkoszować się ciepłymi promieniami życiodajnego słońca. Do takich zaliczali się i Kaari z Jyrkim.  
Wbrew prognozom Kaisy, ich związek miał się całkiem dobrze. Do pełni szczęścia brakowało im bowiem akceptacji Krystyny. To znaczy, muzyk dodałby do osoby "teściowej” i tą Tanji, gdyż nadal miała względem niego jakieś podświadome "ale”. Ilekroć się spotkali, zawsze dochodziło do jakiegoś spięcia. "Szwagierka” tłumaczyła się jednak rozdrażnieniem z powodu zmęczenia.
Jyrkiemu udało się podjąć pracę już po pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej. Nadal grywał z "Black Eagles”, oraz próbował swoich sił w agencjach reklamowych – a właściwie sprzedać im swoje muzyczne motywy, lecz na razie bez skutku. Najnowszym pomysłem było odnowienie kontaktu z producentem, który nagrał krążek dla starych "Fairy Tales”. Miał nadzieję, że ten zgodzi się "sklecić” demo dla "Czarnych Orłów”, z jakim mogliby spróbować zdobyć rozgłos poprzez takie radio chociażby. Jego zdaniem młodzi muzycy mieli talent i na to zasługiwali. Zresztą on sam także z chęcią zagrałby jeszcze dla większej publiki. Chciałby widzieć tą radość i zachwyt na twarzach słuchaczy.
Kaari nie miała o owych marzeniach zbytniej wiedzy i chyba lepiej dla niego. Szczerze mówiąc, nie bardzo widziało jej się, by miał ponownie robić karierę muzyczną. To znaczy, taką z zespołem, gdyż na samą myśl o tym… zaczynała zżerać ją zazdrość. Bynajmniej nie o jego ewentualny sukces, a o… fanki. Tak, z pewnością latałaby za nim po każdym koncercie, jako "dojrzałym, przystojnym basistą”. No i często nie byłoby go w domu.
Anette kilkakrotnie wspominała jej, że Kaisa dopytywała ją, jak tam jej relacje z chłopakiem. Zapewne po tej scenie na ulicy sądziła, że ich związek przeżywa kryzys. Kazała więc odpowiedzieć koleżance, iż "nigdy nie było lepiej”. Może i była okrutna, ale była przyjaciółka zmusiła ją do tego swoim "obłąkańczym” zachowaniem.
Zgodnie z tym, jak sama zapewniała, tego, jakże pięknego dnia, wybrali się na randkę do Esplanadi. Wykorzystali fakt, iż muzyk miał dzisiaj wolne od cotygodniowego występu, a więc i prób z "Orłami”, gdyż dwóch z nich zaniemogło. Tak to rozłożyli koc na trawniku i usiedli na nim. Jyrki zabrał ze sobą gitarę akustyczną i teraz grał dla swojej dziewczyny wybrane przez nią kawałki. Kaari, leżąc wygodnie na kocu, bawiła się w jurora, oceniając wykonanie w skali od jednego do dziesięciu. Muzyk co rusz przerywał swój "występ”, by wyrazić oburzenie dla niskiej "noty”, bądź po to, by zjeść czekoladowego draża, którymi się wspólnie zajadali.  
Niektórzy ze spacerowiczów, bądź tych, co to odpoczywali obok, wyrażali uznanie dla jego gry, a nawet klaskali.
- Może powinieneś grać na ulicy dla napiwków? – parsknęła za którymś razem Kaari.
- Przynajmniej są mniej surowi, niż ty – uszczypnął z udawanym wyrzutem.
- Nie marudź i otwieraj japę – wycelowała weń cukierek – rzut za trzy punkty! – zawołała, gdy ten trafił wprost do jego ust.
- E tam, ja bym ocenił na dwa.
- Jaki mściciel, no proszę – przedrzeźniła go – dobra, dosyć tego dobrego… a przynajmniej na razie. Teraz to ja chciałabym pokazać ci w tym miejscu coś wyjątkowego – dodała tajemniczo.
- Czyli gra ci się jednak podobała? – podchwycił z nutką satysfakcji w głosie.
- Nie o tym mówię, a o naszej pierwszej randce tutaj, gdy obserwowaliśmy gwiazdy.
- Jędza… Pewnie masz na myśli jakiegoś kwiatka? Dzięki, ale tutaj mi dobrze – odłożył instrument obok i rozłożył się na kocu.
- Złaź! To dla mnie ważne i zobaczysz, że dla ciebie też! – wstała z miejsca i pociągnęła za róg pledu.
- Co, oświadczysz mi się? – uszczypnął, uchylając jedną powiekę.
- Aż tak nowoczesna nie jestem i to facet ma to zrobić – uśmiechnęła się ironicznie – no, Jyrki, no! Bo sama pójdę!
Droczył się z nią jeszcze przez chwilę, aż zaczęła denerwować się na poważnie, ale wreszcie pozbierał się z wygodnego miejsca. Kaari schowała koc do eleganckiego plecaczka-torebki, a on gitarę do futerału, po czym udali się… kawałek dalej.
Owszem, panna Venerinen chciała pokazać mu coś, co znajdowało się w obrębie Esplanadi. Nietrudno chyba zgadnąć, że chodziło jej o "zakątek T&A” – czyli to samo miejsce, do którego udawali się państwo Kietala. Ona także mocno je "zaniedbała”, ale to dlatego, że odkładała wizytę tam na specjalną okazję. Tak więc uznała, że dzisiaj wreszcie nadszedł ten czas.
Oby tylko nie okazało się, iż za te kilka miesięcy ktoś jeszcze zdążył odkryć ową tajemniczą miejscówkę i tym samym zakłóci im swoją niechcianą obecnością pobyt tam.  
Na szczęście wszystko było po staremu: to jest bynajmniej nikogo tam nie było, a przyroda wyglądała na nietkniętą przez człowieka. O tym czasie było tam wyjątkowo pięknie – drzewa i krzewy pokryły się świeżymi, soczystymi listkami, a połacie trawy, wystrojone w różnokolorowe, polne kwiaty, mieniły się w słońcu.
Była ciekawa, jak na ten cały widok zareaguje jej towarzysz. Gdy przyprowadziła tutaj Jariego – tego zdradzieckiego policjanta – bardziej skupił się przecież na niej samej, aniżeli owym miejscu. No, ale Jyrki miał duszę artysty, więc powinien docenić walory owego zakątka.
O tak, muzyk zachwycił się, dotąd nieznanym sobie miejscem, tak bardzo, że… zdawał się całkowicie o niej zapomnieć. Rzucił gitarę na bok i zaczął rozglądać się wokoło, powtarzając oczywiście, iż nie miał bladego pojęcia o owej części Esplanadi. Mówiła do niego, ale ten właściwie jej nie słuchał, komplementując widok na morze, to znów rozwodząc się nad myślą, że można by tworzyć tutaj świetne teksty piosenek. Zwłaszcza o zachodzie słońca. O tak, z dala od miejskiego zgiełku, przy akompaniamencie śpiewu ptaków i szumu rozbijających się nieopodal fal…
- Tak, tak. Zwłaszcza, jakby song był napisany dla mnie – przytaknęła zniecierpliwiona Kaari – ale teraz chcę ci coś powiedzieć…
- Jak chcesz, to ci coś zadedykuję – parsknął, biorąc się pod boki.
- Jasne, dzięki. Ale teraz mnie posłuchaj!
- No to mów, słucham przecież – wbił weń wyczekujący wzrok, lecz ta raptem straciła całą pewność siebie. Ba, wręcz poczerwieniała – co jest…? No chyba mi nie powiesz, że ze mną zrywasz?! – zaniepokoił się.
- Przecież mówiłam, że chodzi o coś miłego – parsknęła drętwym śmiechem.
- Prosić mnie o rękę nie zamierzasz, w ciąży też być nie możesz… no to nie wiem, o co chodzi – wzruszył bezradnie ramionami.
- Zamknij się, bo mnie rozpraszasz – zaśmiała się nerwowo – rany, starzeję się. Dawniej się tak nie peszyłam o byle co… ale to dla mnie ważne i nie mówię tego byle komu.
- Teraz, to już zachowujesz się, jak typowa baba. Kręcisz tak bardzo, że zaraz mnie zemdli.
- Ja ci dam "typową babę”! – trąciła go w ramię – kocham cię – dodała już poważnie. Natychmiast zmierzył ją w tak dziwny sposób, że na nowo się speszyła – właśnie to chciałam ci powiedzieć – dodała więc z krzywym uśmiechem.
- Powtórz – ozwał się po chwili.
- No… kocham cię. O to chodziło?
- Powinienem to sobie nagrać – zwrócił się ku niej i przyciągnął do siebie, obejmując w pasie.
- Nie musisz, bo od teraz będę to co jakiś czas powtarzać – odwzajemniła się tym samym.
- Wolałbym częściej, niż "co jakiś czas”.
- Zobaczymy, czy zasłużysz – uśmiechnęła się zadziornie, po czym wtuliła w niego.
Była pewna, że nareszcie jest z kimś, z kim dobrze się rozumie. Kto jest jej przyjacielem i ukochanym jednocześnie. Kto patrzy nie tylko na jej powierzchowność, ale i wnętrze. Możliwość podzielenia się z nim swymi uczuciami wyzwoliła w niej falę przyjemnego ciepła, oraz przysporzyła mnóstwo radości. W jego ramionach czuła się kochana i taka bezpieczna. I pomyśleć, że miała to na wyciągnięcie ręki, lecz tak długo nie potrafiła dostrzec…
Wtem dobiegł ich szelest liści, oraz łamiących się pod stopami gałązek. Ktoś wpadł na ten sam pomysł, co oni. Rozstąpili się więc, w oczekiwaniu na "nieproszonego gościa”. Na wszelki wypadek sięgnęli po "porzuconą” gitarę, oraz plecak.
Zaraz potem to Tanja stanęła oko w oko z kimś, kogo nie lubiła. To znaczy, już nie aż tak bardzo, gdyż siłą rzeczy musiała przyzwyczaić się do osoby Jyrkiego. No i, co najistotniejsze, widziała po siostrze, że jest z nim szczęśliwa.
No ba, oczy Kaari błyszczały, a policzki płonęły pod wpływem rumieńców. Już dawno nie widziała jej taką radosną, więc ten "kudłacz” musiał "dobrze się sprawować”. I oby tak dalej, bo inaczej… naśle na niego "Aleksa”! …Nie, nie kota, a męża.
- Widzę, że dołączyłeś do wąskiego grona zaszczyconych wiedzą o tym miejscu – zaśmiał się Aleksi, witając z kumplem uściskiem dłoni.
- To wasza wspólna tajemnica? – popatrzył po każdym z osobna, przy czym Tanję jedynie "musnął” wzrokiem. Nadal bowiem obawiał się jej negatywnej reakcji – ciekawe, co jeszcze ukrywacie? – dodał z nieśmiałym uśmiechem.
- My już nic, ale może Kaari? – pani Kietala niedbale wzruszyła ramionami.
- Opowiem ci, jak to z tym było w drodze powrotnej – zwróciła się do chłopaka – to my już pójdziemy, nie będziemy wam przeszkadzać – dodała, zaglądając do wózka, po czym zaczęła "szczebiotać”, gdyż stwierdziła, że siostrzenica nie śpi.
- Nie musicie zwiewać, bo my przyszliśmy – zaoponowała Tanja, co szwagier gorąco poparł.
- Na pewno chcecie posiedzieć tylko we dwójkę… przepraszam, trójkę – poprawiła się ze śmiechem – szczerze mówiąc, to trochę zgłodniałam. Idziemy do ciebie coś upichcić? – popatrzyła na muzyka.
- Do mnie…? – bąknął, wyraźnie się pesząc – jasne, czemu nie? Tylko trzeba wpierw zorganizować jakieś produkty – wykrzywił się sztucznie. "Wspaniale”, że go wcześniej nie uprzedziła! Wiele kobiet ma przecież "fioła” na punkcie czystości i tym samym potrafią skreślić, rzekomo ukochanego, delikwenta za najmniejszy nawet bałagan. Owszem, przestraszył się, że tak właśnie będzie z nim, gdyż ostatnio nie miał czasu na sprzątanie! Ale nie był jakimś "wielkim syfiarzem”… chyba.
- Ogarniemy trochę to twoje mieszkanie, bo chyba je zapuściłeś, co? – szepnęła mu na ucho, jakby czytała w jego myślach.
- Daj spokój, też mi rozrywka… wolałbym co innego.
- Oczywiście! Ten zawsze tylko o jednym – wywróciła oczami.
- Skąd wiesz, o co mi chodzi? Nie cierpię sprzątać! Jest tyle fajniejszych zajęć, jak oglądanie telewizji, granie na gitce…
- To cię nauczę lubić – wzruszyła ramionami, zdając sobie sprawę z tego, jak może wyglądać ich wspólna praca. Tyle, że do Jyrkiego ów fakt na razie nie docierał. Tak to przekomarzając się, skierowali się do wyjścia z zakątka.
- Wpadniecie jutro na obiad? Aleks ugotuje coś dobrego – zawołała za nimi Tanja. Odwrócili się, mierząc przez chwilę spojrzeniami, aż panna Venerinen przytaknęła z szerokim uśmiechem. Zapewne ucieszył ją fakt, iż propozycja wyszła od jej młodszej siostry. Pomachali na pożegnanie i, wziąwszy się za ręce, nareszcie sobie poszli. Pani Kietala od razu poczuła na sobie wyczekujący wzrok męża – co tak patrzysz? – uśmiechnęła się lekko.
- Dlaczego, to ja niby mam coś ugotować?  
- No bo ty robisz obiad w weekendy, nie? – bąknęła przygaszona.
- Wiem, żartowałem – odrzekł, siadając na spróchniałym pniu drzewa.
- Ale nie masz nic przeciwko temu, że ich zaprosiłam? – zapytała, dosiadając się obok, po czym przyciągnęła do siebie wózek i zaczęła nim lekko kołysać, by czuwająca wewnątrz córka się nie rozpłakała. W przeciwnym razie zepsułaby miły nastrój.
- Będę miał więcej roboty z żarciem… dobra, nie patrz tak, nabijam się dalej. To dobrze, że sama wychodzisz z taką inicjatywą. Może wreszcie w zupełności przełamiesz te swoje opory względem niego? Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że wtedy całkowicie uwolnisz się od przeszłości – wyłożył, obejmując ją ramieniem.
- To nadal kpiny, czy mówisz na poważnie? – uszczypnęła z bladym uśmiechem, acz w duchu przyznała mu niemą rację – to tutaj wszystko się zaczęło… - westchnęła zaraz potem, rozglądając się wokoło – najpierw były te nasze psychologiczne pogawędki… tylko, jako przyjaciele – zaznaczyła, kiwając palcem.
- Co cię tak wzięło na sentymenty? – uśmiechnął się krzywo.
- Bo to niesamowite. Kto by powiedział, że za kilka lat przyjdziemy tutaj ze wspólnym dzieckiem? – kiwnęła na wnętrze wózka – to wydawało się być… takie nierealne! Z przyjemnością jej o tym wszystkim opowiem… to znaczy, my razem – popatrzyła znacząco, na co przewrócił oczami, mrucząc jedynie "Taa”. Jakby ten cały album z ich zdjęciami nie wystarczył… - pocałuj mnie, jak wtedy. Jak za tym pierwszym razem – ciągnęła rozmarzona, niczym bohaterka jakiegoś romansu.
- Co ja? To ty wtedy zaczęłaś – odrzekł zaczepnie.
- Pamiętasz? No proszę! Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać – przedrzeźniła go, lecz zaraz potem przysunęła się bliżej i pozwoliła pocałować.

--------
Bardzo dziękuję za tyle "łapek" pod ostatnią częścią. naprawdę mi miło, że się podobało ;) ta część może nie jest jakaś długa, ale nie chciałam przeciągać dopisywaniem dalszej treści, bo opublikowanie zajęłoby mi jeszcze więcej czasu (zwłaszcza, gdyby szło mi tak opornie, jak do tej pory). pozdrawiam ;)

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6734 słów i 37837 znaków, zaktualizowała 2 kwi 2017.

3 komentarze

 
  • majli

    Podobnie jak mój poprzednik mam pewne podejrzenia co do "pracy" Kaari i Jyrkiego. :sex:  
    Szkoda, że na odpowiedź musimy trochę poczekać. A tak w ogóle to o tym, że rozdział mi się jak zawsze podobał nie będę już się rozwodzić.  ;)  :P

    27 mar 2017

  • nutty25

    @majli oj tam, to już ich wspólna tajemnica :P ;) w każdym razie opcji jest mnóstwo ;)

    27 mar 2017

  • Wiktor

    Witaj.  Część jest bardzo  fajna.  O obowiązkach rodzicielskich,zmęczeniu,nauce zajmowania się dzieckiem.  
    Karierę wybiera się do Jyrkiego?. Czyżby seksik? . Dzięki za cześć.  Pozdrawiam Wiktor

    27 mar 2017

  • nutty25

    @Wiktor cieszę się, że się podobało. pozdrawiam również ;)

    27 mar 2017

  • beno1

    :bravo:

    27 mar 2017