Mój Anioł Stróż cz.14

Mój Anioł Stróż cz.1414
Chociaż tak bardzo chciałem być przy niej, ne wytrzymałem. Wyszedłem z kliniki, bo nie mogłem znieść współczującego spojrzenia lekarza. Nie mogłem znieść jej łez i zdałem sobie sprawę, że po raz kolejny ją zawiodłem. Było jej trudno, wiedziałem o tym. Było jej trudno, a ja zamiast wspierać ją, zawaliłem. Jednak nie potrafiłem siedzieć tam i patrzeć jak zabijają nasze dziecko. Kochałem ją, kochałem ich. Cała zemsta na jej ojcu, nienawiść, plany te tak bardzo ważne kiedyś dla mnie plany, przestały mieć znaczenie. Nawet nie czułem złości do niego. Nie czułem niczego. Czułem się tak, jakbym umierał w środku. Nie potrafiłem myśleć o nikim z wyjątkiem tego, którego ona właśnie zabijała. Chociaż nie paliłem, ne mogłem tego wytrzymać. Wyjąłem z samochodu papierosy, które zawsze woziłem na wszelki wypadek i zaciągnąłem bucha. Zamknąłem oczy i usiadłem na ławce obok kliniki. Nie daleko mnie usłyszałem śmiech dzieci, które bawiły się na placu zabaw, który znajdował się nie daleko parku. Słyszałem ich wyraźny śmiech.W parku biegało dziecko, wesoło bawiące się z psem. Boże! Nie mogłem już tego znieść. Chciałem wejść tam, chciałem powstrzymać ją, chciałem ubłagać, by niczego głupiego nie robiła. Nie miałem szans. Jej determinacja, jej upór odbierał mi szanse, na jakiekolwiek marzenia. Już nigdy nie będę mógł być blisko niej. Już nigdy nie poczuje jej zapachu, nie ujrzę jej spojrzenia. Chociaż nie chciałem wyjeżdżać, bo potrzebowaliśmy siebie na wzajem, jeszcze bardziej nie chciałem zostać i skazywać nas na mękę. Być obok niej a nie móc jej przytulić, być obok niej i nie usłyszeć jak bardzo mnie kocha było większą karą niż to, że miałbym jej więcej nie zobaczyć. Zdawałem sobie sprawę, że będąc obok mnie nigdy nie uda się jej ułożyć sobie życia. Ja też z nikim się nie zwiążę, dopóki ona będzie obok. Dlatego musiałem to zrobić, nie tyle co dla siebie, a raczej po prostu dla niej. Musiałem, bo nie chciałem by cierpiała. Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy dobro drugiej osoby, jest dla nas ważniejsze, niż nasze własne. Doskonale o tym wiedziałem. To rodzice zawsze wpajali mi tą zasadę. To od nich dowiedziałem się o miłości, od nich dowiedziałem się o życiu. Teraz natomiast po tylu latach dowiaduje się, że ten, którego uważałem za ojca wcale nim nie jest, a ta którą uważałem za wspaniałą żonę, wcale taka nie była. Jednak nie to mnie interesowało. Teraz nie miałem zamiaru skupić się na rodzinnych sprawach, teraz moją rodziną miała być Lilii i nasze dziecko. Ponownie usłyszałem śmiech dzieci i rozpłakałem się. Po kilku minutach wziąłem głęboki wdech by uspokoić oddech. Chciałem opanować emocję, bo nie mogłem dopuścić do tego, by dziewczyna zobaczyła moje łzy. Nadal czułem żal, ale powoli zaczynałem ją rozumieć. Bała się. Bała się tego, co się stanie. Bała się o nasze dziecko, o jego przyszłość. Ja też się bałem. Miałem świadomość tego, że dziecko może urodzić się z jakąś wadą, a tego dla niego nie chciałem. Jednak wierzyłem. Nadal naiwnie wierzyłem, że wszystko się ułoży i chciałem dać nam na to szansę. Ona miała inne zdanie. Wolała popełnić błąd, który w przyszłości zniszczy nam życie, niż spróbować dać nam szansę na to, byśmy coś wymyślili. Chciałem dostać tylko jedną, jedyną szansę. Chciałem spróbować o nas zawalczyć. Chciałem. Spojrzałem na zegarek i wziąłem kolejny głęboki wdech, Postanowiłem wrócić i wspierać ją, bez względu na to, co postanowi.

Trzymałam rękę na brzuchu i patrzyłam przed siebie. Od kilku minut siedziałam w korytarzu na ławce i nie mogłam się ruszyć. Chociaż wiedziałam, że powinnam to zrobić, nie potrafiłam. Nie potrafiłam tak po prostu zabić naszego dziecka. Miałam nadzieje, modliłam się, błagałam Boga by zdarzył się cud. Tak bardzo pragnęłam dla niego wszystkiego co najlepsze. Tak bardzo chciałam zobaczyć Szymona, ale obawiałam się, że już pojechał. Nie wiedziałam co teraz z nami będzie. Nie wiedziałam też co zrobię, jeżeli okażę się, że dziecko jednak jest chore. Byłam już w dwudziestym szóstym tygodniu ciąży i według lekarza, a właściwie ulotek badanie można było wykonać już za trzy tygodnie. Najdłuższe trzy tygodnie w moim życiu. Co miałam mu powiedzieć? czy miałam go zatrzymywać? moje przemyślenie przerwał dotyk mężczyzny. Spojrzałam na Szymona, ale żadne z nas nie powiedziało słowa. Chłopak zabrał ode mnie ulotkę i usiadł obok mnie. Po chwili widziałam iskrę nadziei w jego oczach.  
- Nic nie wiadomo. Może - zawiesiłam głos, bo nie byłam w stanie nic powiedzieć. Poczułam jak po moich policzkach płynął słone łzy. - Może po prostu dajemy mu tylko kilka tygodni dłużej - szepnęłam, nie będąc pewna, czy właśnie takich słów chciałam użyć. - A może dajemy szanse na normalne życie - uśmiechnął się do mnie ciepło i chwycił mą dłoń.  
- Kiedy wyjeżdżasz? - zapytałam, przypominając sobie słowa, które wypowiedział tuż przed tym, zanim weszliśmy do klinki.  
- Wcale. Przynajmniej w ciągu tych trzech tygodni. Chcę być przy Was - wypowiedział to tak czułym głosem, że poczułam jak miękną mi nogi. Chciałam coś powiedzieć, chciałam usłyszeć od niego deklarację, ale nie zrobiliśmy nic. Bez słowa ruszyliśmy do auta i pojechaliśmy do mieszkania po rzeczy. Oboje postanowiliśmy, że wrócimy do domu. Szymon nadal miał udawać mojego ochroniarza i cały czas czuwać nad naszym bezpieczeństwem. Nie wiedziałam, czy uda nam się znów udawać. Niczego nie wiedziałam. Nasza przyszłość była niepewna. Powoli musieliśmy przyzwyczaić się do nowej sytuacji i popracować nad naszymi relacjami. Nie byłam pewna, czy będziemy potrafili być przy sobie i trzymać się od siebie z dala. Nie byłam pewna, czy wytrzymamy ten ból, na jaki musieliśmy się przygotować.  
- Boję się Szymonie - wypowiedziałam tak cicho, że nie byłam pewna, czy usłyszał mój głos. Zatrzymaliśmy się przed domkiem. Postanowiliśmy pożegnać się z lekarzem, który uratował mi życie i spakować wszystkie rzeczy. Chcieliśmy jeszcze dziś dojechać do domu. Po chwili byliśmy przed mieszkaniem lekarza. Wytłumaczyliśmy mu po co przyszliśmy i powiedzieliśmy o swoich zamiarach.  
- To najlepsze wyjście - usłyszałam i uśmiechnęłam się do niego. Chłopak puścił do mnie oczko a Szymon zrobił skrzywioną minę.  
- Uważajcie na siebie kochani. Lilii mam nadzieje, że jakoś wszystko się ułoży - wyszeptał i mocno nas wyściskał. Napisał mi na karteczce numer swojej komórki i pocałował mnie w policzek. Po chwili opuściliśmy mieszkanie kolegi. W ostatnim czasie bardzo zaprzyjaźniłam się z lekarzem, chociaż Szymonowi nie było to na rękę, bo jego zdaniem lekarz się we mnie podkochiwał, jakoś zaakceptował tą znajomość.  
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał, gdy dotarliśmy do mieszkania.  
- Tak Szymonie. Wracajmy do domu - wypowiedziałam i pomogłam spakować się mamię..CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1347 słów i 7235 znaków, zaktualizowała 24 wrz 2015.

5 komentarzy

 
  • Tafajna202

    Niech się okaże że to jej tata kazał podmienić te wyniki i niech jedna z pielęgniarek powie im prawdę

    12 wrz 2015

  • pola19989

    Fajne ciekawe też życiowe czekam na dalsze części :D

    10 wrz 2015

  • agusia16248

    @pola19989 Droga czytelniczko ja staram się pisać same życiowe opowiadania :*

    11 wrz 2015

  • pola19989

    @agusia16248   :kiss:

    12 wrz 2015

  • .I.K.A.

    Kiedy kolejna?

    10 wrz 2015

  • agusia16248

    @.I.K.A. W następnym tygodniu :)

    11 wrz 2015

  • Misiaa14

    Cudoo *-*

    10 wrz 2015

  • agusia16248

    @Misiaa14 Dziękuję :*

    11 wrz 2015

  • NataliaO

    dramatycznie brzmiało, ale nie było to przesadne. Było tak jak powinno, fajna część, dobrze Ci wyszło :)

    10 wrz 2015

  • agusia16248

    @NataliaO Dziękuje :)

    10 wrz 2015