Mój Anioł Stróż cz.16

Mój Anioł Stróż cz.16!6.
Trzy tygodnie minęły jak biczem strzelił. Patrzyłam na Szymona z ściśniętym sercem i nie potrafiłam wypowiedzieć nawet słowa. Bałam się. Tak cholernie bałam się tego, co zaraz usłyszymy. Jak to dalej będzie? co się stanie, jeżeli okaże się, że nasze dziecko jest chore? co zrobimy? przez całe trzy tygodnie nie poruszaliśmy tematu aborcji. Z każdym kolejnym dniem jeszcze bardziej zakochiwałam się w naszym maleństwie i teraz już nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez niego, a temat usunięcia wydał mi się tak absurdalny, jak sam fakt, że mogłabym zabić nasze dziecko. Jechaliśmy w milczeniu, bo oboje baliśmy się cokolwiek powiedzieć. Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się przed kliniką i wysiedliśmy z samochodu. Szymon mocno złapał mnie za rękę, a ja poczułam jak całe moje ciało drży.  
- Spokojnie maleńka - uspokajał mnie, ale tym razem nawet jego słowa nie pomagały. Od trzech tygodni to, co działo się w moim domu to był istny horror. Matka z ojcem unikali się jak ognia, a każde ich przypadkowe spotkanie, kończyło się wielką kłótnią. Ja starałam się jak najwięcej czasu przybywać po za domem.Z moim ochroniarzem zaszywałam się w naszym miejscu, czasami nawet na cały dzień potrafiliśmy zniknąć. Nie powtarzaliśmy sytuacji z przed trzech tygodni. Chociaż oboje bardzo tego chcieliśmy, coś nas powstrzymywało, chyba świadomość, że jesteśmy rodzeństwem. Kochałam go i było mi wszystko jedno, co powiedzą na to ludzie. Nie rozumiałam odmowy chłopaka, ale nie wracaliśmy do tego tematu. Bałam się, że nie chce ze mną wyjechać, ponieważ przestał mnie kochać. Nie wiedziałam już co mam o tym myśleć, ani co do mnie czuje. Niczego już nie wiedziałam. Przed nami siedziała para, która trzymała się za ręce. Dziewczyna miała dość spory brzuch, a w ich oczach widać było niekończącą się miłość. Zazdrościłam im, bo ja też chciałam by tak było między nami. Cały czas pragnęłam, marzyłam o tym, by cofnąć czas i znaleźć sposób na to, by móc z nim być. Para weszła a my spojrzeliśmy na siebie. Serce podeszło mi do gardła, a ja poczułam mocne kopnięcie dziecka, zapewne powoli wyczuwało moje zdenerwowanie. Położyłam rękę na brzuchu i zaczęłam cichutko mu nucić, dziecko przestało tak nerwowo kopać, a ja cieszyłam się, że uspokaja się na mój dźwięk głosu.Już od pewnego czasu to zauważyłam. Dziecko uspokaja się przy moim śpiewaniu, nuceniu, zupełnie jakby uspokajał go mój głos.  
- Lilii - usłyszałam czuły głos Szymona. Spojrzałam na mężczyznę i uśmiechnęłam się do niego.  
- Ja wiem - zapewniłam, łapiąc go za rękę.  
- Naprawdę Kicia - wyszeptał nie spuszczając ze mnie wzroku  
- Wiem - wyszeptałam nie spuszczając wzroku z wielkich drzwi z napisem Doktor Budka. Młoda para wyszła z gabinetu i z ściśniętym sercem weszliśmy do gabinetu.  
- Witam Was. Jak się pani czuje? - zapytał, wskazując mi miejsce na kozetce. Położyłam się i spojrzałam na uśmiechniętą twarz doktora.  
- Są wyniki? - usłyszałam głos Szymona. Lekarz uśmiechnął się i kiwnął głową. Zaczął robić mi usg. Chociaż nie był moim lekarzem prowadzącym, postanowiłam się do niego przepisać. Nikt nie okazał mi tyle życzliwości co on i jakoś miałam do niego zaufanie. Moje przemyślenia przerwało bijące serce naszego dziecka. Serduszko biło prawidłowo, rytmicznie i mocno a z moich oczów zaczęły płynąć łzy.Lekarz skończył usg i pozwolił bym się ubrała. Usiadłam obok Szymona i mocno złapałam jego rękę, oboje spojrzeliśmy na lekarza.Doktor wyjął z koperty wyniki i uważnie je przeczytał. Spojrzał na nas i przez chwilę patrzył nam prosto w oczy. Jego twarz nic nie wyrażała, a ja spodziewałam się najgorszego. Dłoń Szymona zaczęła drżeć i domyślałam się, że boi się bardziej niż okazuje. - Doktorze - ponaglił go drżącym głosem. Lekarz uśmiechnął się od ucha do ucha, a my spojrzeliśmy na siebie, nie dowierzając. Czy to możliwe?  
- Wasze dziecko jest zdrowe. Wyniki niczego nie pokazały. Niemal na dziewięćdziesiąt dziewięć procent wasze dziecko jest zdrowe. Moje gratulację - usłyszeliśmy z ust lekarza. Przez chwile patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. Chciałam by mnie uszczypnął, bo nie wierzyłam w jego słowa. Cały strach, niepewność, którą czuliśmy w ostatnich tygodniach okazała się bezpodstawna. Czy to naprawdę możliwe? nie wiedziałam. Lekarz zapewnił, że te badanie są niemal na pewno wiarygodne, ale dla pewności zaproponował powtórkę. Uścisnęliśmy mu dłoń i dziękując umówiłam się za miesiąc. Postanowiliśmy odczekać miesiąc i zrobić ponowne badanie. Obiecałam, że jak będę się gorzej czuła to przyjedziemy. Pożegnaliśmy się i jeszcze raz uścisnęłam jego dłoń. Tak bardzo się cieszyłam. To, co powiedział wydawało mi się tak mało realne, że z trudem uwierzyłam w to, co mówił. Czułam się podle, bo zamiast cieszyć się, że dziecko jest zdrowe, nie potrafiłam pozbyć się uczucia strachu. Tak cholernie się tego bałam. Wyszliśmy z gabinetu i skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Krótkim do wiedzenia, miłego dnia pożegnałam się z kobietą z rejestracji i opuściliśmy klinikę lekarza. Usiadłam na ławce przed szpitalem i schowałam twarz w dłonie. Chociaż czułam radość, strach nadal znajdował się moim sercu. Powoli zaczęły docierać do mnie słowa lekarza i błąd, który chciałam popełnić. Tak niewiele brakowało, a zabiłabym nasze dziecko.  
- Przepraszam - wyszeptałam, chowając twarz w dłonie.

Siedzieliśmy na ławce i patrzyliśmy sobie w oczy. Wciąż tak trudno było uwierzyć nam w słowa lekarza. Rozumiałem obawy Lilianny, bo sam bałem się nie mniej niż ona. Jednak radość nie chciała mnie opuścić. Niczego więcej od życia nie chciałem, niczego nie potrzebowałem. Tak bardzo pragnąłem tylko tego, by nasze maleństwo było zdrowe. Nie przeżyłbym, gdybym skazał go na lata męki, lata cierpienia tylko dlatego, że nie chciałem go stracić. Może i zachowałem się samolubnie, może i żałowałbym, ale teraz wiedziałem, że miałem stu procentową rację. Nie przeżyłbym, gdyby okazało się, że zabiliśmy zdrowe dziecko. Lilii jako matka bała się o nie, ja też, ale dziś okazało się, że dziecko jest zdrowe i mogliśmy cieszyć się na narodzin naszego małego skarbeńka. Postanowiłem jeszcze dziś zabrać ją do miasta i kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Chciałem razem z nią uczestniczyć w przygotowaniach, cieszyć się z narodzin dziecka i wspierać ją jeszcze bardziej, niż robiłem to do tej pory. Kochałem ich. Ona i nasze dziecko byli dla mnie najważniejszymi ludźmi na świecie. Tak bardzo chciałem wszystkim ogłosić, że zostanę ojcem. Tak bardzo chciałem wykrzyczeć to całemu światu, nie mogłem.  
- Kochanie - wyszeptałem, czując jak serce przyspiesza. Zmęczone, zapłakane oczy dziewczyny skierowały się w moją stronę. Widziałem w nich ogromne zmęczenie i obawę. - Jak tylko urodzi się nasze dziecko - zatrzymałem się, by pocałować jej brzuch - Gdy tylko urodzisz wyjeżdżamy stąd. Wynajmiemy coś razem w innym mieście, z dala od twojego ojca i całego hałasu, jaki panuje w naszych rodzinach - wyszeptałem, bojąc się usłyszeć jej odmowę. Dziewczyna spojrzała mi głęboko w oczy, ale nic nie odpowiedziała. Pokiwała głową i uśmiechnęła się do mnie, a ja mocno ich objąłem.  
- Zgoda - usłyszałem radość i ulgę w jej głosie. - Słuchaj - rzekła, uwalniając się z mojego uścisku. - Powtórzmy badania DNA. Tak dla pewności - szepnęła i uśmiechnęła się do mnie. Nie widziałem w tym sensu, ale zgodziłem się. Pojechaliśmy do najbliższego laboratorium i poddaliśmy się testom DNA. Wyniki mieliśmy odebrać po trzech dniach. Nie podobało mi się to, bo nie chciałem ponownie patrzeć na to, że jesteśmy rodzeństwem. Pamiętałem jak zareagowaliśmy ostatnio, gdy przeczytaliśmy te wyniki, teraz obawiałem się podobnej reakcji Lilii. Nie wiem na co liczyliśmy. Łudziłem się, że tamte testy zostały pomylone, nie wiem, że zaszła jakaś pomyłka. Wciąż miałem nadzieje. Teraz, gdy ponownie przeczytam wyniki, nadzieja pryśnie. A nadzieja, jest jedyną rzeczą, która trzyma mnie przy życiu i nasze dziecko. Jednak wiedziałem jak cholernie jej na tym zależało. Nie potrafiłem jej odmówić, bo była miłością mojego życia. Nadal kochałem ja tak samo, jak tamtego dnia. A nienawiść do ojca wrastała każdego dnia. Nienawidziłem go, nienawidziłem wszystkich, bo odebrali mi szczęście.  
- Powiedz dlaczego tak Ci na tym zależało? - zapytałem, gdy wracaliśmy do domu. Dziewczyna zawahała się, ale po chwili usłyszałem jej głos.
- Sama nie wiem - przyznała - Chyba tak naprawdę łudzę się, że zaszła jakaś pomyłka. Nie wiem. Chcę wierzyć, że wszystko się ułoży a my będziemy się z tego śmiać - rzekła - Nigdy nie pogodzę się z tym, że jesteś moim bratem - dodała, unikając mojego wzroku  
- Ja też - przyznałem i skupiłem się na prowadzeniu auta. Chociaż czułem jej wzrok na sobie, więcej się nie odezwałem. Bałem się, że cokolwiek powiem zranię ją jeszcze bardziej.  
- Kocham Cię - wydusiła, gdy powoli dojeżdżaliśmy do jej domu. Chciałem odpowiedzieć ja Ciebie też kocham, ale milczałem. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłem niczego wydusić. Wielka kula stanęła mi w gardle, blokując każde me słowo. Wysiedliśmy z samochodu i zabrałem jej rzeczy. Zaprowadziłem auto do garażu a ona pobiegła do domu. Zatrzymałem się w garażu i oparłem o wielkie metalowe drzwi. Czekała na moje wyznanie, a ja znów ją zawiodłem. - Ja ciebie też - szepnąłem sam do siebie, modląc się, by okazało się, że mieliśmy racje, a powtórne wyniki, nie zabiją naszej nadziei. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1887 słów i 10011 znaków, zaktualizowała 24 wrz 2015.

4 komentarze

 
  • DemonicEagle

    Oj oj oj nie wiem jak to się stało ,ale nie zauważyłem wcześniej tego rozdziału  i dopiero teraz przeczytałem.Pewnie się powtórzę, to opowiadanie nie należy do moich ulubionych wśród twoich opowiadań,ale przyjemnie się czyta i jak to zwykle czekam na następny rozdział :)

    25 wrz 2015

  • Misiaa14

    Błagam niech sie okarze że nie są rodzeństwem...a zresztą  nieważne wyjadą  to ważne  cudo :*

    24 wrz 2015

  • NataliaO

    dobrze się czytało; bardzo ładnie :)

    24 wrz 2015

  • Tosia12283

    Super ;)

    24 wrz 2015