Mroczny zakątek VI - koniec

Mroczny zakątek VI - koniecPrzepraszam za tak długą nieobecność. To były dla mnie ciężkie czasy. Chcę już zakończyć tę katorgę z tym opowiadaniem. Nie pojawi się kolejna część Niezgodnej. Odchodzę. To koniec wszystkiego. Mam dość życia. Koniec mojego życia. Przyjmę je z uśmiechem na ustach. W każdej mojej opowieści była część mojego życia. Moich fobii. Moich wspomnień. Mojej rodziny, której praktycznie nie mam. Po prostu odchodzę. Już nigdy nic nie napiszę i zrobię. Chcę skończyć tą passę, jaką jest moje życie. Przepraszam za tą część, zdaję sobie sprawę, że jest beznadziejna. Ale prawdziwa. To rzeczywistość.  
Przepraszam.
Żegnam.
Nie wrócę.
Śmierć.
Jako nie wiem coś w rodzaju rekompensaty daję zdjęcie moich oczu. Może z nich wyczytacie co czuję.
Miłego życia.
Adios frajeros :)

---------------------------
Pamiętam kiedy...
Żeby zrozumieć muszę wspominać wszystko, może wtedy dowiem się czemu los tak mnie pokarał.
Czasy dzieciństwa były piękne tylko do czasu kiedy osiągnęłam wiek 5-ciu lat. Małe radosne, głupie dziecko. Hm.. Miałam dwóch braci. Tak. Było ich dwóch. I jeden zginął przeze mnie. Zabiłam własnego brata. Moja matka szła do sklepu, a ja chciałam iść z nią. Przechodziłam przez drogę w momencie kiedy jechał rozpędzony samochód. Mój wtedy 10- letni brat zepchnął mnie z pod jego opon, ale sam nie zdążył uciec. Umarł tak przeze mnie. Tak jestem nikim. Śmieciem. Zdepcz mnie!! Zniszcz!! Zabij!! Nie chcę żyć!! Załamię się!! Spokój!! Uspokój się!! Dobrze... Jestem opanowana. Wspominamy dalej.  
Dla innych dzieciństwo to czasy beztroskich chwil spędzonych z przyjaciółmi. Ja te chwile poświęcałam na czytanie wszystkieg co wpada w ręce i na zabawę z kolegami brata. Takim sposobem przeczytałam Dziady, Ogniem i Mieczem, Nad Niemnem, Potop, Pan Wołodyjowski, Chłopi, Qvo Vadis, Pan Tadeusz i wiele innych, moi rodzice nie zwracali uwagi co wręcz pochłaniam całymi dniami i nocami. Czasami chodziłam do biblioteki, zakradałam się do działu dla dorosłych i czytałam książki psychologiczne. To był świat marzeń i mojej dziecięcej wyobraźni. Byłam ja i książka. Nic się nie liczyło. Z biegiem czasu uważam, że to źle na mnie wpłynęło, dlatego nie często wracam do tych wspomnień. Zbędne stały się kontakty z rodzicami. Nie byli potrzebni. Już dawno przestali mnie pocieszać. Wpajali mi od najmłodszych lat, że trzeba być silnym i taka byłam. Twarda jak skała i zimna jak lód.  
W wieku 8 lat spytałam się matki co to miłość. Czy istnieje. Powiedziała, że nie ma czegoś takiego, że to media wymyślają takie chwyty marketingowe, że z ojcem trzymają ją tylko dzieci, a poza tym jest jej z nim dobrze, a przecież jak będziemy dorośli to się rozstaną. Uwierzyłam. Miłość dla mnie nie istniała. Nie lubiłam dzieci z mojego wieku. Zawsze patrzyłam na nie z pogardą. Byli tacy niedojrzali. Naiwni. Ślepo wierzyli w coś co nie istnieje. Byłam z siebie dumna, że ja znam prawdę.
Nie ma miłości!!!
I tak jest.
Nie ma serca.
Jest tylko..
Kawałek mięsa.
Kiedy poznałam Luka wszystko zmieniło się jak za dotknięciem magicznej różdżki. Byłam pewna, że to miłość. A tak naprawdę to było tylko złudzenie i ułuda. Łączyły nas tylko wspólne pasje i zainteresowania. Utwierdziłam się w tym przekonaniu jakie zaczął mnie bić regularnie i kiedy zgwałcił mnie pierwszy raz.. Teraz już wiem, że matka miała rację, bo miłość nie istnieje. Dla innych to takie małe głownienko, które niszczy. Nie ma miłości!! Zapamiętajcie!!! To iluzja!!  
Przebudzam się z transu wspominania i nie wyczuwam obecności Luka, już nie trzyma mnie za rękę. Jestem sama jak palec. To śmieszne. Jaka ja jestem głupia. Zawsze byłam sama. Zawsze. Samotność jest fajna. Nikt nie zwraca na ciebie uwagi, robisz co chcesz. Wolność. Dobre fajki. Moc. Energia. Amfetamina. Trafika. Używki. Narkotyki. Zdrady. Śmierć, która czeka za rogiem, aż jakiś narkoman weźmie za dużo.  
Czuję się tak jakoś słabo, ale mimo wszystko próbuję otworzyć oczy. I jestem strasznie zdziwiona, kiedy mi się to udaje. Widzę białą salę, jak mój pokój. Wszędzie są jakieś maszyny, do których jestem podpięta. Wyrywam się z tych kabli. Tak, znów jestem wolna i mogę robić co chcę!! Podchodzę do okna. Wysoko 5 piętro. Analizuję w myślach swoją sytuację. Jest beznadziejna. Zrobię to. Tym razem nikt mnie nie powstrzyma. Skoczę. W wyobraźni już widzę swoje ciało na chodniku. Nienaturalnie wygięte kończyny, wszędzie ludzie, zamieszanie. Będzie głośno, a ja odejdę w ciszy.  

Staję na parapecie. Przychylam się delikatnie w dół. Moja noga wisi w powietrzu.
I właśnie w tym cholernym momencie wchodzi Luke. Zamiera w miejscu z kawą w ręce. Za sekundę już jest przy mnie i wyciąga rękę w moją stronę. Kręcę przecząco głową i puszczam uchwyt rąk na ramie okna.
Umieram z krzykiem na ustach. Jestem spokojna. To jest piękne. Moje włosy rozwiewa wiatr. Luke krzyczy. Wychwycam w jego głosie nutkę łez. Słyszę to pierwszy raz. To ja zawsze płakałam.  

Ostatni świadkowie mogą jeszcze zobaczyć młodą dziewczynę, która umiera z uśmiechem na ustach. Krzyczy, a słowa układają się w dwa wyrazy:  
A D I O S F R A J E R O S


Żegnam.
Na.
Zawsze.
Natalia.

autodestrukcja

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 964 słów i 5388 znaków.

1 komentarz

 
  • ...

    No wielka szkoda nie dowiemy się czy ci się udało.

    24 mar 2014