Pęknięcia mojego serca - rozdział dziewiętnasty

Tiffany miała szybszy przekaz informacji niż niejeden detektyw, ponieważ ledwo zdążyłam położyć się na moim własnym ukochanym łóżku, wparowała do mojego pokoju.
- Wróciłaś! – zapiszczała. O kilkanaście decybeli za głośno. Czułam się tak, jakbym miała kaca. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo na kacu nigdy nie byłam. Ale bolała mnie głowa, niemiłosiernie. Spojrzałam na Tiffany przymrużonymi oczami.
- Tak, witaj. Jak widać, wróciłam. Ale jestem trochę zmęczona…
Ale czy Tiffany obchodziło moje zmęczenie?
Odpowiedź brzmi: gdzie tam. Zaczęła nawijać jak katarynka, a ja tylko jej słuchałam z półprzymkniętymi powiekami.
- A tak w ogóle, to Nate do mnie pisał!
Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią.
- W jakiej sprawie?
- No cóż, twojej – zakręciła włosy na palcu. – Chciał twój numer telefonu. I pytał, gdzie wyjechałaś.
- I co, podałaś mu to ze stoickim spokojem? – spytałam z niedowierzaniem, pamiętając naszą ostatnią kłótnię. – Jeszcze niedawno byłaś o niego zazdrosna…
- To było dawno – oznajmiła przyjaciółka tonem filozofa. – Jest mnóstwo facetów na tym świecie. Nie jestem zainteresowana akurat nim. A tak z czystej ciekawości, co jest między wami?
Wbiłam wzrok w ścianę.
- Nic. Nic nie ma.
I czy to było kłamstwo?
  
Do szkoły poszłam w czwartek i mimo woli znów poprosiłam Petera o radę w sprawie ubrań. Nie chciałam dalej prezentować się jako szara myszka ukryta pod obszernymi bluzami, bo to nie miało sensu. Zresztą wciąż chciałam uwagi Nate’a. Jakoś musiałam ją przykuć.
Małymi krokami zbliżał się maj i robiło się coraz cieplej. Kochany brat wybrał dla mnie białe spodnie we wzory kwiatów, a do tego zwiewną, jedwabną bluzkę w kolorze miętowym i z dodatkiem białej koronki. Od czasu do czasu wiał jednak lekki wietrzyk, dlatego zdecydowałam się jeszcze na czarny rozpinany sweter.
- Powinieneś zostać zawodowym stylistą – poradziłam mu, szykując się rano do szkoły.
- Czyli znów wznawiamy strojenie się dla Nate’a? – skrzywił się, czesząc włosy. Zerknęłam na niego w lusterku. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Daj mu szansę – powiedziałam łagodnie. – Dzwonił do mnie na festynie.
- No i co z tego? – brat wzruszył ramionami. – Widzę, że jest tobą zainteresowany, nie myśl, że nie. Dostrzegam całkiem sporo rzeczy i takie coś się widzi od razu. Ale jeśli dalej będzie taki niezdecydowany, to na pewno go nie zaakceptuję. Nie będę tolerował kogoś, kto potrzebuje nie wiadomo ile czasu, żeby zdecydować, czy lubi moją siostrę, czy jednak nie.
Cmoknął mnie w czoło i wyszedł z przedpokoju, a mi, mimo jego na pozór chłodnych słów zrobiło się niesamowicie ciepło w sercu i pomyślałam, że nawet jeśli nie będę miała Nate’a, to i tak będę szczęśliwa. Bo mam obok siebie najlepszego brata z możliwych.
  
Nie rozmawiał ze mną za dużo. Powiedział mi jedynie „cześć” i chyba nawet nie zorientował się, jak zareagowałam na jego widok. Gdy tylko zobaczyłam kawałek niepoukładanej czupryny miałam ochotę natychmiast się w niego wtulić. A nie mogłam i to było niesamowicie frustrujące. Patrzyłam na niego podczas każdej lekcji i coraz bardziej żałowałam, że nie jest mój.
Po skończonych lekcjach od razu gdzieś pobiegł, rzuciwszy w moją stronę tylko „do jutra, Olivia”, a Tiffany zaproponowała, żebyśmy przeszły się do cukierni. Byłam niesamowicie zdołowana, więc zgodziłam się bez oporów. Na miejscu bez żadnych zahamowań kupiłam sobie wielki kawałek szarlotki i agresywnie atakowałam go widelcem.
- Daj żyć tej biednej szarlotce – zaprotestowała Tiffany, patrząc, co wyprawiam. – Ktoś spędził nad nią sporo czasu, tylko po to, żebyś mogła ją teraz zjeść.
- I tak ją zjem i tak, więc co za różnica, w jakiej postaci? – spytałam, krojąc ciasto na jeszcze mniejsze kawałki.
- Taka, że odbierasz jej godność.
- Tiffany, to tylko zmieszane jabłka, cukier, mleko i mąka. Ewentualnie kilka dodatkowych składników. One nie mają godności.
- Składniki też mają uczucia.
Pomyślałam, że musi być ze mną naprawdę źle, skoro dyskutuję o tym, czy szarlotka posiada coś takiego jak godność.
- Na pewno nie tyle, ile ja ich mam i ile zranił ich już Nate – burknęłam, przesuwając ciasto po talerzu. – Nie rozumiem go. Dzwonił do mnie podczas festynu i wydawało mi się, jakby był zazdrosny o Maxa. Ale dzisiaj w szkole znów się do mnie nie odzywał. Z drugiej strony, stara się mieć ze mną jakiś kontakt. Peter nawet stwierdził, że on jest mną zainteresowany, ale… już sama nie wiem, które jego zachowania są prawdziwe i szczere i które mam brać pod uwagę.
- Nie zawracaj sobie nim głowy… ja tak zrobiłam i żyję szczęśliwie – Tiffany rozłożyła ręce.
- Nie umiem – mruknęłam.
Przyjaciółka westchnęła, po czym wstała.
- Chcesz jeszcze jedną kolejkę kawy?
- Poproszę.
Zniknęła w tłumie, a ja poczułam lekkie szarpnięcie za sweter. Odwróciłam się i zobaczyłam, że zaczepia mnie dziewczyna z sąsiedniego stolika. Lekko się zdziwiłam, bo na jej twarzy malował się spory entuzjazm. Miała długie brązowe włosy, usta trochę za mocno pomalowane wściekle różowym błyszczykiem, ale robiła wrażenie sympatycznej osoby. Wlepiłam w nią pytający wzrok.
- Przepraszam – odezwała się rozemocjonowanym głosem. – Nie miałam zamiaru podsłuchiwać, ale przypadkiem usłyszałam… czy ty mówiłaś o tym chłopaku, o którym myślę? Ten Nate? Nate Clayton?
- Tak – przytaknęłam, zastanawiając się, co ta dziewczyna ma z nim, u licha, wspólnego.
- O rany, to dopiero jest facet! – zaczęła nieco gwałtownie gestykulować. Patrzyłam na nią ze zdumieniem. – Już wyjaśniam. Osobiście go nie znam, jedynie kojarzę, bo spał z moją koleżanką. Ona teraz ma go za kompletnego drania, ponieważ już na drugi dzień znajomości się z nią przespał, no ale… ona się w końcu na to zgodziła, nie? Tak czy inaczej, on jest takim moim małym zauroczeniem i dosyć sporo o nim wiem. Generalnie to taki Casanova, no nie? Podobno wszystkie dziewczyny zalicza maksymalnie w tydzień…
Coraz gorzej mi się tego słuchało…
- …ale z tego co usłyszałam, to masz z nim problem, prawda?
Przytaknęłam. Może była odrobinę zbyt wścibska, ale ciekawiło mnie, co ma mi do powiedzenia.
- Tak jakby. Ale bardziej uczuciowy, a nie fizyczny…
- Nie spałaś z nim? – zdziwiła się szczerze dziewczyna. Była tak zdumiona, że właściwie mogłabym się na nią obrazić. – Ile się znacie?
- Dość długo… spotykaliśmy się już też kilka razy… a widzimy się codziennie. Wiem o jego trybie życia i powiedział, że nie chce mnie w to wciągać – wyznałam nagle. – Ale wciąż utrzymuje ze mną kontakt i już nie wiem, co o tym sądzić.
- No proszę! – dziewczyna klasnęła w dłonie. – Ty go interesujesz!
Już druga osoba, która jednego dnia mówi mi to samo. Czy tak rzeczywiście mogło być?
- Mówię ci, inne dziewczyny pozaliczał w kilka dni i na pewno z żadnej się nie dzielił szczegółami ze swojego życia… o rany, dziewczyno, łap się za niego!
- Mam być kolejną w kolejce do łóżka? – mruknęłam, odwracając wzrok.
- Daj spokój, ty jesteś pierwsza tak wyjątkowa! Znam sporo lasek, które, no, poniekąd wykorzystał… i nie przypominasz mi żadnej z nich.
- A ty? – spytałam nagle. – Czemu sama z nim nie spróbujesz?
Zrobiła nieszczęśliwą minę.
- Nate chyba nawet nie wie, że istnieję. Spodobała mu się jedynie moja przyjaciółka Amy, a na mnie nie zwrócił uwagi. Ale gdybyś go usidliła, to z chęcią bym posłuchała relacji! Często tu jestem, jak coś, to możesz ze mną pogadać, serio.
Co za dziwna dziewczyna. Tiffany wróciła, więc wzięłyśmy kawę na wynos i wyszłyśmy. Wróciłam szybko do domu, bo w mojej głowie zaczął rodzić się pomysł.
  
Wieczorem podjęłam decyzję.
Dogłębnie przeanalizowałam wszystko, co mówił mi Nate, jego zachowania, co mówił Peter i ta dziwna dziewczyna z cukierni. Twierdzili, że Nate jest mną zainteresowany, zresztą on sam przyznał, że mu się spodobałam, tylko po prostu nie chciał mnie wciągać w życie, jakie sam prowadził. Ja nie chciałam w nie wchodzić, absolutnie. Ale przecież jemu nie chodziło o to, by zaciągnąć mnie do łóżka. Przecież tego pamiętnego wieczoru u niego w domu wyznał mi wszystko jak na spowiedzi. Dał mi do zrozumienia, jaki jest i dał mi wolny wybór. Pewnie miało to oznaczać trzymanie się od niego z daleka. Ale ja nie potrafiłam. Pragnęłam go i nie umiałam tego zatrzymać. Więc wymyśliłam kompletnie szalony plan bez żadnej gwarancji, że się powiedzie.
Chciałam jego. I chciałam być jego. Więc musiałam go zmienić. Tak, by otworzyć mu oczy na miłość i uczucia, a nie tylko seks.
Naprawdę w to wierzyłam. Miałam tylko nadzieję, że moja wiara czymś zaowocuje. Że mi się uda. Wyjrzałam przez okno i wpatrzyłam się w jaśniejące punkciki na wysokim sklepieniu. Pomyślałam sobie, że mimo wszystko on jest teraz pod tym samym niebem. Musiało się udać. Po prostu musiało.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1682 słów i 9296 znaków.

7 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Olaa

    Świetne! <3 Nie mogę się doczekać kolejnej części! :D

    26 sie 2016

  • candy

    @Olaa <3

    27 sie 2016

  • ksiezniczka69

    <3  <3 <3 <3 <3

    26 sie 2016

  • candy

    @ksiezniczka69 <3

    27 sie 2016

  • Xsara94

    Genialne <3

    26 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 dziękuję <3

    27 sie 2016

  • okano

    Cool :lol2:

    26 sie 2016

  • candy

    @okano <3

    27 sie 2016

  • Czarodziejka

    Piękna <3

    26 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka dziękuję <3

    27 sie 2016

  • jaaa

    Dziękuje <3

    26 sie 2016

  • candy

    @jaaa <3

    27 sie 2016

  • Lovcia

    Cudooo <3

    26 sie 2016

  • candy

    @Lovcia dziękuję <3

    27 sie 2016