Pęknięcia mojego serca - rozdział dwudziesty siódmy

Syknęłam. Obudził mnie ból głowy, tak przeraźliwy, jakby ktoś jeździł mi po niej walcem z domieszkami gwoździ. Przez chwilę nie mogłam się podnieść, aż w końcu podźwignęłam się z zamkniętymi oczami i dopiero po paru minutach powoli je otworzyłam i rozejrzałam się wokół.
Gdzie ja byłam?
Zupełnie nie poznawałam pokoju, w którym się znajdowałam. Był kremowo-szary, prosty, z biurkiem, szafą i komodą. Na krześle leżały moje ciuchy. Zaraz! Zerknęłam na siebie i ze zdumieniem stwierdziłam, że mam na sobie męską koszulkę. Dzięki Bogu chociaż bieliznę miałam na miejscu. Zrzuciłam z siebie kołdrę i chwiejnym krokiem podeszłam do krzesła. Przebrałam się w moje ubrania, krzywiąc z odrazą nos, gdy doleciał do mnie zapach alkoholu.
Nigdy.
Więcej.
Chwyciłam torebkę i ostrożnie uchyliłam drzwi. Natychmiast się uspokoiłam, bo poznałam wnętrze domu Nate’a. Już myślałam, że jestem w jakimś cudzym mieszkaniu. Ale skąd się tu wzięłam?
Przymknęłam oczy i próbowałam przywołać mgliste wspomnienia. Chwilę to trwało. W końcu szeroko otworzyłam oczy.
Tamten chłopak. Nate, który pojawił się znikąd. I odjechaliśmy samochodem.
Boże, jak mi było teraz wstyd za siebie. Nie wiem, jak mogłam dać się namówić na tyle alkoholu. Złamałam swoje własne zasady.
Mój telefon zawibrował, więc wyjęłam go i odnotowałam mnóstwo połączeń i wiadomości od Amy i moich rodziców. Nie chciało mi się na to odpowiedzieć, dlatego postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu, jednak moje spojrzenie napotkało drzwi do pokoju Nate’a. Nie mogłam się temu oprzeć. Musiałam tam zajrzeć.
Delikatnie otworzyłam drzwi i zerknęłam do środka. Nate spał, rozwalony na środku łóżka tak uroczo, że aż musiałam się uśmiechnąć. Włosy miał rozrzucone bezkształtnie na poduszce. Nawet w takiej chwili był diabelsko przystojny. Oparłam się pokusie, by wejść i go pocałować i cicho zamknęłam drzwi. Zmierzając do wyjścia, zauważyłam stojącą na stole w kuchni tacę. Ze zdumieniem podeszłam do niej i stwierdziłam, że to chyba dla mnie. Jajecznica, dwie kromki chleba grubo posmarowane masłem, jabłko, pomarańcza i woda w wysokiej szklance. Mój żołądek głośno zareagował na ten widok, ale musiałam zacisnąć zęby. Przecież zamierzałam wyjść bez pożegnania, głupio byłoby zjeść to wszystko i potem się wymknąć. Westchnęłam głęboko, odwróciłam się od smakowitego jedzenia - co kosztowało mnie sporo wysiłku - i ruszyłam do drzwi. Zakładając buty, przy okazji zerknęłam na zegarek. Była szósta rano. Stanowczo za wcześnie na wymykanie się z cudzych domów.
  
W domu było całkiem cicho, gdy weszłam, więc odetchnęłam z ulgą, że mam jeszcze trochę czasu, by uniknąć mega awantury i wymyślić jakieś tłumaczenie za zeszłą noc. Przemknęłam po cichu do mojego pokoju, usiadłam na łóżku i zaczęłam odbierać wszystkie wiadomości. Padała mi bateria, więc z jękiem musiałam ruszyć się jeszcze po ładowarkę.
Wszystkie smsy wyglądały mniej więcej tak samo. Gdzie jestem. Czy coś się stało. Żebym się odezwała. Odpisałam Amy, że wszystko ze mną w porządku i pogadamy później, kiedy się wyśpię.
Nagle przyszła nowa wiadomość.
„Uciekłaś mi”
Za chwilę mój telefon zadzwonił. Odebrałam.
- Tak?
- Czemu uciekłaś?
- Sama nie wiem – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Położyłam się na miękkim łóżku i westchnęłam. – Głupio mi było.
Nie odezwał się i przez chwilę panowała cisza.
- Dziękuję – odezwałam się po paru chwilach. – Za wczoraj.
- Nie ma za co. Nie powinnaś chodzić sama do takich klubów.
- Byłam z przyjaciółką…
- To ciekawe, gdzie ona była, skoro zastałem cię w takim stanie… - urwał Nate i nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się przykro. Nie miałam jednak ochoty opowiadać mu o wczorajszej nocy.
- Jak w ogóle mnie znalazłeś? Skąd wiedziałeś, że coś się dzieje? – spytałam, bo to mnie strasznie ciekawiło. Nie żyliśmy przecież w bajce, w której królewicz na rumaku zawsze zjawia się akurat wtedy, kiedy jest potrzebny - znikąd. Chociaż poniekąd właśnie tak było.
- Upuściłaś komórkę, ale nasze połączenie dalej trwało – wyjaśnił krótko Nate. – Więc słyszałem wszystko, jak ten… - usłyszałam, że oddycha z trudem. - … jak ten śmieć próbował się do ciebie dobrać. Mam kumpla, który pracuje w policji, więc poprosiłem go o szybką lokalizację twojego numeru.
- Wow – odpowiedziałam, bo nie wpadłabym na takie rozwiązanie. – Jeszcze raz dziękuję.
- Jeszcze raz nie ma za co.
- Ja… nie wiem, jak mogłam dać się namówić na to wszystko – jęknęłam, przykładając rękę do czoła, które pulsowało nieznośnie. – Przecież to nie jestem ja. Złamałam swoje wszystkie zasady… jest mi cholernie wstyd za siebie.
- Chcesz się spotkać?
Minęła chwila, zanim dotarło do mnie, co powiedział.
- Ale… teraz?
- Teraz.
- A Ruth?
Na moje słowa Nate tylko się roześmiał.
- Będę u ciebie za pół godziny – dodał i rozłączył się.
  
- Nate, jest dopiero siódma rano – ziewałam, wychodząc z domu. Nagle dopadło mnie zmęczenie. Natomiast Nate wyglądał jak ktoś, kto wyspał się za wszystkie czasy.
- I co z tego. – Bez żadnego uprzedzenia wziął mnie za rękę i lekko pociągnął za sobą, bo byłam zbyt śpiąca, by iść samodzielnie. – Idziemy na lody.
Tym razem to ja się roześmiałam.
- Serio? – zaczęłam chichotać. – Jestem ledwo żywa, jest siódma rano, a my idziemy na lody? Tak po prostu?
- Tak po prostu – spojrzał na mnie z nieco krzywym, ale łagodnym uśmiechem.
Kupił mi ogromne truskawkowe lody, a sobie jabłkowe. Zerknął na mnie i uśmiechnął się.
- Tym razem jest pozytywniej, nie sądzisz? – mrugnął.
Roześmiałam się, wspominając nasz ostatni wypad na lody, kiedy to wypomniałam mu, że jego lód jest ponury.
- Rzeczywiście – przyznałam.
- Nie boli cię głowa? – zagadnął.
- Już mniej – odpowiedziałam i nie kłamałam. Spacer i poranne powietrze pozwoliły mi trochę odetchnąć od bólu. Chciałam się bardziej zagłębiać w temat Ruth, ale Nate ciągle zagadywał mnie różnymi innymi tematami, jakby nie chciał o niej gadać. Postanowiłam jednak, że to wszystko trzeba wreszcie skończyć i zamierzałam poważnie z nim porozmawiać. Nie tak, jak ostatnio. Nie chciałam na niego wrzeszczeć, ale jedynie poprosić, by wreszcie się zdecydował i przestał rozrywać moje serce na kawałki. Z rozmysłem skierowałam się w stronę parku. Rozkoszowałam się tym, że wciąż trzymamy się za ręce. Z Nate’m nie miałam pojęcia, ile to jeszcze potrwa. Przesunęłam delikatnie moim kciukiem po jego palcach, a on w odpowiedzi ścisnął mnie mocniej.
Zjedliśmy lody, wytarliśmy chusteczkami palce i usiedliśmy na ławce nad niewielkim stawem pośrodku parku. Wszystko zaczynało budzić się do życia, słońce wychodziło zza drzew i rozświetlało wodę, rzucając na nas jasne promyki. Wzięłam głęboki oddech i zwróciłam się w stronę Nate’a. Zapewne nie powinnam tego robić, ale w tym momencie postanowiłam być w stu procentach z nim szczera. Patrzyłam na niego przez chwilę. Miał wzrok utkwiony w jaśniejącej wodzie, a na twarzy błąkał mu się uśmiech. Włosy miał uroczo rozrzucone, jak zwykle i w tej chwili wyglądał, jak mały chłopczyk, który dopiero co się obudził.
- Nate – powiedziałam delikatnie, a on spojrzał na mnie pytająco. – Możemy porozmawiać?
- No pewnie. – Wzruszył ramionami.
- Co z nami dalej będzie? – spytałam tym samym łagodnym tonem, obserwując go uważnie.
Westchnął głęboko.
- Tak myślałem, że o to spytasz…
- Nate, proszę, przestańmy się w to bawić. – Usiadłam na ławce po turecku i usadowiłam się dokładnie naprzeciwko niego. – Jesteśmy prawie dorośli… czy naprawdę nie możemy jasno określić naszej relacji? Kim mamy dla siebie być? Znajomymi, którzy od czasu do czasu pójdą razem na lody? Przyjaciółmi, którzy grają razem na konsoli i ratują się w opałach? Nieznajomymi? Czy może… - nie śmiałam powiedzieć tego, co nasuwało mi się na myśl, więc urwałam.
Nate nie odpowiadał. Znów wpatrzył się w wodę. Widziałam w jego twarzy wyraźne wahanie. Nie chciałam, żeby się wahał. Ujęłam jego twarz w dłonie i zwróciłam ku sobie. Patrzył na mnie zagubionym wzrokiem.
- Cokolwiek myślisz, Nate, możesz mi powiedzieć. Zniosę to – przełknęłam nerwowo ślinę, zastanawiając się, na ile jestem w tym zdaniu szczera. – Ale mam dość takiego kręcenia się dookoła, tej niewiedzy. Muszę wiedzieć, co jest między nami. Za każdym razem przybliżasz mnie do siebie, a potem mnie odpychasz… - Zsunęłam rękę z jego twarzy na obojczyki. Nate ciągle patrzył na moją twarz. – Jestem już tym zmęczona. Proszę, ukróć to. Powiedz, czego chcesz.
Wciąż nic nie mówił.
- Co z Ruth? – spytałam w końcu.
- Zapomnij o niej – odezwał się nagle, odwracając wzrok. – Ona już dla mnie nie istnieje.
- A ja? – spytałam z duszą na ramieniu.
Przez chwilę się nie ruszał, po czym gwałtownie obrócił się do mnie przodem i zaczął mówić:
- A ty… chcesz wiedzieć, co ze mną robisz, Olivia? – Dotknął kciukiem mojej wargi. – Ty sprawiasz, że wariuję. Nie czułem nigdy wcześniej czegoś takiego i wiem, że to wygląda, jakbym się tobą bawił. Robię tak, ponieważ nie wiem, co mam robić. Różnimy się od siebie i to znacząco… - urwał. – I nie wiem, jak miałbym to pogodzić.
- Kompromis – wtrąciłam łagodnie.
Podniósł na mnie rozgorączkowany wzrok.
- Ja po prostu nie nadaję się do czegoś takiego… nie wiem nawet, jak to jest - być w związku. Być z kimś. Czego oczekuje ta druga osoba? Czego ja mam oczekiwać od niej? Jak bardzo mam ograniczoną wolność? Co robić? Nie wiem, po prostu… nie wiem, czy mogłoby się nam udać – spojrzał na mnie smutno.
- Więc to koniec? – przygryzłam wargę, usilnie powstrzymując łzy.
Wziął mnie za rękę.
- Nie chcę końca, Olivia. Chcę mieć cię obok siebie, boję się po prostu, że nawalę. – Wsunął rękę we włosy i zacisnął ją w pięść, zaciskając mocno powieki. Nagle w moje serce wstąpiła nadzieja. Delikatnie wyjęłam jego rękę z włosów, ścisnęłam jego dłonie w swoich i zmusiłam, by na mnie spojrzał.
- Nie musimy od razu rzucać się na głęboką wodę. – Odgarnęłam mu z twarzy niesforne kosmyki. – Jeśli nie wiesz, jak to jest, możemy po prostu próbować. Oswajać się ze sobą. Przygotowywać się do tego, co będzie potem. Zobaczysz, jak to jest i potem będziemy decydować. Po prostu… powiesz mi, kiedy będziesz gotowy.
Nagle jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech, którego kompletnie się nie spodziewałam. Wziął moją twarz w dłonie, ja objęłam go za nadgarstki, a on delikatnie pocałował mnie w usta. Odwzajemniłam pocałunek i siedzieliśmy jeszcze tak przez chwilę, stykając się czołami. Byłam tak szczęśliwa, że aż chciało mi się płakać. Ból głowy minął jak ręką odjął.
Nate był moim lekarstwem.
- Aha, i jeszcze coś – odezwał się Nate i spojrzałam na niego.
- Tak? – uśmiechnęłam się.
- Masz piękne oczy – również się uśmiechnął, ale w taki sposób, jakby… jakby coś dostrzegł.
- Zauważyłeś? – zdziwiłam się.
- Już pierwszego dnia, kiedy cię poznałem – spojrzał mi głęboko w oczy, aż się zawstydziłam. – Heterochromia?
- Kiedyś się jej wstydziłam – przyznałam ze śmiechem.
- A nie masz czego. – Pocałował mnie w czoło. – Jesteś piękna, z tym, czy bez tego.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2154 słów i 11825 znaków.

8 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Czarodziejka

    Mega <3

    29 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka dziękuję <3

    29 sie 2016

  • okano1

    Superaśne :)

    29 sie 2016

  • candy

    @okano1 dziękuję :D

    29 sie 2016

  • Natkaxxxd

    Zajebiste opowiadanie. Czesto wstawiasz i to jest zajebiste

    29 sie 2016

  • candy

    @Natkaxxxd dziękuję :*

    29 sie 2016

  • Olaa

    Cudowne! :*

    29 sie 2016

  • candy

    @Olaa dziękuję <3

    29 sie 2016

  • :)

    Suuuper!!! <3 <3 :D

    29 sie 2016

  • candy

    @:) <3 <3

    29 sie 2016

  • Xsara94

    Już czekam na następną :)

    29 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 :D :)

    29 sie 2016

  • Misiaa14

    Ohhh boskie *-*

    29 sie 2016

  • candy

    @Misiaa14 dziękuję :*

    29 sie 2016

  • black

    Jestes genialna dziewczyno <3  chcę więcej, dużo więcej :D

    29 sie 2016

  • candy

    @black dziękuję! <3

    29 sie 2016