Pozwól, że nauczę Cię kochać. Cz.7

Pozwól, że nauczę Cię kochać. Cz.7Rafał:
W powietrzu czuć było napiętą atmosferę. Esmę, Magda i Omar nie odzywali się, zupełnie jakby coś przede mną ukrywali. Gdybym był podejrzliwy mógłbym zacząć domyślać się, że coś wydarzyło się między nimi. W oczach mojej przyszłej żony dostrzegłem żal. Nie wiedziałem czego żałowała, straty mojego brata, czy wolności, którą za chwile mieliśmy porzucić. I chociaż dziś spełniało się moje marzenie, które zapragnąłem kilka lat temu, nie czułem satysfakcji, ani też radości. Przeciwnie kroczyłem u boku Esme z myślą, że ranię i unieszczęśliwiam dwie tak bliskie mi osoby. Nie rozumiem troszkę postawy Esme, ale może to i lepiej. Lepiej dla mnie, że nie walczy o Omara, że nie stara się wszystkiego wyjaśnić. Słyszymy marsz weselny i kroczymy ku księdzu, który czeka na nas, by udzielić nam ślubu. Rozglądamy się dookoła i widzimy tłum ludzi, który porozsiadał się w ławkach, a świadomość, że każdy z nich przyszedł, czy przyjechał tu, by być z nami w tak ważnym dla nas dniu, sprawia, że radość gości na naszych twarzach. Widzę łzy w oczach jej rodziców i uśmiecham się do nich. Od dziś to ja zajmę się nią i jej dzieckiem, nie teraz już naszym dzieckiem. Zatrzymujemy się przy księdzu i posłusznie wykonujemy jego polecenia. Rozpoczyna się msza, a ja już nie mogę doczekać się, kiedy udzieli nam sakramentu.  
- Kochani - zaczyna swoją przemowę ksiądz, a ja biorę Esme za rękę i łącze nasze ręce. Esme patrzy na mnie zapłakanym wzrokiem, a ja zastanawiam się z jakiego powodu płaczę. Patrze w tył i również widzę łzy w oczach Magdy i Omara. Nasz lub bardziej przypomina stypę niż najszczęśliwszy dzień dwóch zakochanych osób. Jest jeden tylko problem. Esme nie jest we mnie zakochana. To ja beznadziejnie się w niej zakochałem i wykorzystałem jej dość kiepską sytuację. Można powiedzieć, że sytuację, do której sam się przyczyniłem. W oczach brata widzę jakąś dziwną pustkę i jedno wiem na pewno. Coś musiało się między nimi wydarzyć. Mój wzrok powędrował na księdza i już dalej w ciszy skupiłem się na jego jak ważnych dla nas słowach.

- Ja Rafał biorę Ciebie Esmę za żonę i ślubuje Ci - powtarzam za księdzem słowa i patrze na ból w jej oczach. Ból, który kieruje w moją stronę jest na tyle silny, że nie potrafię mówić dalej. Czy my naprawdę dobrze robimy? czy nie popełniamy błędu? Zatrzymuje się, a wszyscy wstrzymują oddech. W jej oczach widzę coś dziwnego. Ulgę? wdzięczność? strach? błaganie? nie jestem już w tego wszystkiego pewny. Nasze spojrzenie spotyka się i już wiem co mam zrobić. Kontynuuje dalej. Zakładam na jej palcu obrączkę, którą chwile temu dostałem od brata, jej prawdziwej miłości i wypuszczam powietrze z ust.
- Przyjmij tą obrączkę jako znak mojej - powtarzam za księdzem, ale czuje się jakby ktoś obdarł mnie z uczuć. Działam jak maszyna, która wyłączyła wszystkie mechanizmy. Wyłączam serce, rozum. Staram się nie myśleć o tym, co narozrabiałem. Przecież na myślenie, na zastanawianie, na żałowanie mam czas. Dużo, dużo naszego wspólnego czasu.

  ***
Omar:
W mojej głowie roiło się od różnych sprzecznych sobie uczuć. Jaka ona była śliczna, jaka piękna. Tak wiele razy od dostania tego zaproszenia wyobrażałem sobie tą scenę, wyobrażałem sobie, że to ja stoję w miejscu Rafała, że to ja składam jej przysięgę. Teraz natomiast stałem tu sam, może nie tyle sam, bo przecież przy młodych i Magdzie i żałowałem, że nie potrafiłem przyznać się do swoich uczuć. Już przez moment miałem nadzieje, że ślubu nie będzie. Chyba wszyscy mieli takie obawy, gdy Rafał zatrzymał się, a z tyłu ławek było słychać szepty i wstrzymywane oddechy. Jednak on po chwili zaczął kontynuować, a teraz zakładał jej obrączkę, te same obrączkę jakie z całą pewnością wybrałbym ja, dla swojej żony. Te obrączki miały szczególne znaczenie dla mnie, Omara i Magdy, bo były takie same jak naszych rodziców, które dla wszystkich byli wzorem do naśladowania. Miałem cichą nadzieje, że małżeństwo mojego brata będzie równie udane jak ich. I chociaż umierałem minuta po minucie, czułem się, jakby ktoś wyrywał mi serce, jakby ktoś powoli odbierał mi tlen, jakby ktoś kawałek po kawałku zabijał mnie od środka, życzyłem Esme jak najlepiej.  

Czy uwierzyła w słowa wypowiedziane tak nie dawno? czy uwierzyła w te kłamstwo, które padło z moich ust? czy naprawdę uwierzyła w to, że moje uczucia do niej się wypaliły? gdy trzymałem rękę na jej brzuchu, gdy patrzyłem jej wtedy głęboko w oczy, poczułem się tak dziwnie. Poczułem się tak, jakbym to ja był ojcem jej dziecka. Jakby ono było owocem naszej miłości. Ile bym dał by tak było. Tak bardzo pragnąłem, tak bardzo chciałem by tak było. Musiałem pogodzić się z okrutną prawda, musiałem odpuścić, bo przecież nie chodziło tu już tylko o mnie, Rafała i Esme. Chodziło o kogoś tak małego, tak niewinnego, tak kruchego, że byłbym bez serca, gdybym kazał jej wybierać, gdybym zrujnował dziecku życie. Czy ja miałem wtedy inne wyjście? czy ktoś zakochany postąpiłby inaczej niż ja? czy powiedziałby tak kocham Cię i zostań ze mną? może i tak. Może i walczyłby o miłość, może i chciałby być z ukochaną osobą, ale ja taki nie byłem. Nie jestem taki i nigdy nie będę. Jeszcze wtedy, jeszcze tam za granicą miałem nadzieje. Chciałem wrócić i walczyć o miłość Esmeraldy, ale w chwili, gdy zobaczyłem jej brzuch, zrozumiałem. Nie mogłem postąpić inaczej.  

Nasze spojrzenia spotykają się raz po raz. Nie wiem czy to ja, czy ona szukała mojego spojrzenia, nie ważne. Ważne jest tylko to, co teraz czujemy, co teraz robimy, co teraz między nami będzie. Nic nie będzie. Musiałem tylko zdecydować co teraz. Znów wyjechać? znów uciec i mieć świadomość, że i tak o niej nie zapomnę? a może zostać i nauczyć się żyć blisko niej, jako jej przyjaciel, szwagier? nie wiedziałem. Nie chciałem decydować o tym teraz. Nie mogłem. Jej wzrok zatrzymał się na mojej twarzy, błądziła po niej, jakby chciała coś wyczytać z moich oczów. Czy domyśliła się prawdy?
- Ogłaszam Was mężem i żoną - usłyszałem słowa księdza. Przepadło. Po prostu wszystko przepadło. Usłyszałem marsz i powędrowałem za nimi na dwór. Promienie słońca oświetliły jej twarz. Chociaż usta śmiały się, w oczach nie widziałem radości.  
- Kochani czego mogę Wam życzyć - usłyszałem głos Magdy. Moje kolej. Zaraz będzie moja kolej. Podszedłem do nich i zamarłem. Nie potrafiłem patrzeć jej w oczy.

  ***
Esme:
Wstrzymałam oddech, gdy Rafał przerwał. W moich oczach zagościł strach, a co będzie jeżeli się wycofa? co wtedy z moim dzieckiem? czy wychowam go bez ojca? jednak po chwili kontynuował, a ja wypuściłam powietrze z ust. Przez całą przysięgę nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. I chociaż przysięgałam Rafałowi, bez przerwy szukałam spojrzenia Omara. Potrzebowałam go. Pragnęłam. Chciałam z nim być. Dość! Spuścił wzrok, a ja poczułam żal. Żal straconych lat, żal tego, co jeszcze mogło nas spotkać. Zamknęłam oczy i odleciałam. Wyobrażałam sobie jak leżymy na łóżku, a nasze dziecko szczęśliwie gaworzy między nami. Dość!  
- Ogłaszam was mężem i żoną - usłyszałam. Spojrzałam w oczy Omarowi i zobaczyłam w nich ból. Tak wielki ból, że nie potrafiłam złapać oddechu. Było coś między nami, nadal coś iskrzyło i nie potrafiłam udawać, że tego nie widzę. Więc w takim razie co miały oznaczać jego słowa? dlaczego powiedział, że się coś między nami wypaliło? czy zrobił to dlatego, że? O mój Boże! Spojrzałam na jego twarz i wszystko zrozumiałam. Wszystko do mnie dotarło. Patrzyłam a właściwie błądziłam po jego twarzy, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Znów moje oczy zaszkliły się. Zrobił to wszystko specjalnie. Widziałam ból na jego twarzy. Mój wzrok powędrował na twarz Rafała, mojego już męża i spojrzałam na śliczną, złotą obrączkę na naszych palcach. Boże co ja najlepszego zrobiłam? Marsz weselny wyrwał mnie z zamyślenia. Rafał pociągnął mnie w stronę wyjścia i trzymając się pod rękę kroczyliśmy ku wolności. Teraz dopiero poczułam jak duszno było mi w kościele. Na moim czole pojawiły się malutkie krople potu, a ja nie wiedziałam, czy dlatego, że zdałam sobie sprawy z tego jaki wielki błąd popełniłam, czy dlatego, że było tam tak gorąco. Bliska omdlenia kroczyłam w stronę światła. Byle tylko nie upaść! Tylko nie upaść! Przed oczami przeleciał mi obraz naszych chwil i poczułam jak robię się słaba. Rafał chyba wyczuł to, bo jeszcze mocniej złapał mnie za rękę. Zatrzymał się i spojrzał na moją bladą twarz. Co ja takiego zrobiłam? Ukradkiem spojrzałam na twarz Omara i spuściłam wzrok. Tylko ja byłam winna naszego rozstania.
- Kochanie wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony Rafał. Uśmiechnęłam się do niego i pociągnęłam go w stronę wyjścia. Chciałam być tylko na dworze, tylko na tym cholernym dworze.

- Nie wiem czego mogę Wam życzyć - patrzyłam w oczy Magdy, ale nie potrafiłam skupić się na jej życzeniach. Za nią zestresowany stał Omar, a ja chciałam jak najszybciej mieć to za sobą. Boże! Co ja najlepszego zrobiłam? Wyściskałam się z Magdą, a po chwili poczułam ciepłe ramiona mojego byłego.
- Wszystkiego dobrego Esme - szepnął a do ucha rzekł krótkie Przepraszam. Próbował oswobodzić się z moich ramion, ale nie chciałam mu na to pozwolić. Przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy.  
- Słabo mi - wyznałam i w ostatniej chwili wylądowałam w jego ramionach. Kwadrans później siedziałam na bryczce, otoczona grupką zebranych ludzi i próbowałam sobie przypomnieć to, co się wydarzyło. Zapamiętałam tylko wielkie gorąco i zimno i urwał mi się film.  
- Jak się czujesz? - usłyszałam głos mamy.  
- Już lepiej. Co się stało? - zapytałam. Spojrzałam na przerażone, zatroskane oczy Omara i wzięłam głęboki wdech. Znów zakręciło mi się w głowie.  
- Może pojedziemy rodziców samochodem? - zapytał zatroskany Rafał.
- Nie. Chcę jechać bryczką - powiedziałam stanowczym głosem. Kierowca bryczki spojrzał na mnie przerażony i nieśmiało się uśmiechnął. Kobieta w ciąży zasłabła tuż przed kościołem, cudownie.  
- Za dużo wrażeń, za dużo - wyznałam cichutko, popijając lodowatą wodę. Znów poczułam promienie słońca i wzięłam głęboki wdech. Dlaczego akurat dziś musiało być tak gorąco?
- Resztę życzeń będzie w sali! - zadecydował mój mąż i dał gościom znak, by szykowali się do odjazdu.  
- Na pewno jesteś na siłach, by jechać? - upewniła się Magda, porozumiewawczo patrząc na przerażoną twarz Omara.
- Tak kochana, dziękuje - zapewniłam a po chwili Omar, ona i mój mąż siedzieli już w bryczce, która miała zawieźć nas do sali. Trzydzieści pięć minut później zatrzymaliśmy się przed salą, gdzie z chlebem, woda i solą czekali na nas rodzice. Omar z Rafałem pomogli zejść mi z Bryczki i podparta przez męża poszłam do rodziców. Zjedliśmy po kawałku chleba z solą, popiliśmy woda i weszliśmy do sali, gdzie już w kolejce czekali na nas goście, by złożyć nam życzenia. Zajęło nam to dobre pół godziny, jak nie więcej. Miałam już dość tych życzeń i pytań typu jak się czujesz, czy nie potrzebujesz wody? ale jesteś słaba! Gdy ostatni goście wręczyli nam prezenty i złożyli życzenia, odetchnęłam z ulgą i usiadłam. Dziękowałam Bogu za klimatyzację, która delikatnie chłodziła moje ciało. Goście pozajmowali miejsca, a po chwili utworzyły wielkie koło, a my znieśliśmy toast. Kieliszki oczywiście zbiliśmy na drobny mak, co podobno miało przynieść nam szczęście i poszliśmy usiąść.  
- Kochanie naprawdę wszystko dobrze? - zapytał zatroskany Rafał. Kiwnęłam głową i spojrzałam w oczy Omarowi, ten uśmiechnął się do mnie, ale ja nie odwzajemniłam jego uśmiechu. Nie miałam na to odwagi. Kelnerzy przynieśli obiad, zespół zaczął cichutko grać, a wszyscy goście pochłaniały jedzenie. Czas na nasze wesele.

Setny raz zapewniłam Rafała, że czuje się na siłach by tańczyć. Chociaż jego wzrok mówił krótkie:nie wierze Ci, nie protestował, gdy za rękę prowadziłam go na środek sali. Naprawdę czułam się już lepiej, może wpływ na to miało to, że zjadałam, a może po prostu chłód, który powodowała klimatyzacja. Zawroty minęły jak ręką odjąć, a ja byłam winna mężowi ten pierwszy z nim taniec. Podałam mu dłoń, muzyk włączył nasza piosenkę i pozwoliłam by mnie przytulił. Tańczyliśmy po całej sali, otoczeni gośćmi, a ja dodatkowo cichutko nuciłam słowa piosenki.
- Dziękuje Ci - wyznałam cichutko do ucha męża  
- Kocham Cię Esmę. Nie strasz tak mnie - rzekł i spojrzał mi głęboko w oczy. Mój wzrok właśnie zatrzymał się na spojrzeniu Omara, gdy usłyszeliśmy krótkie gorzko. Mąż mocniej przyciągnął mnie do siebie i delikatnie, z czułością pocałował moje pomalowane usta.  
- ja Ciebie kocham - skłamałam. Zamknęłam oczy, czując na ciele jego błądzące ręce. Pomyślałam o nocy poślubnej i aż zadrżałam. Jak miałam mu się oddać? Rafał, jakby czytając mi w myślach uśmiechnął się i wyszeptał mi do ucha, coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
- Jeżeli źle się czujesz to nie musimy - rzekł i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Owszem musimy - szepnęłam i uśmiechnęłam się do niego chyba tak szczerze pierwszy raz. - Musimy - przekonywałam sama siebie i zamknęłam oczy. Chciałam mieć to już za sobą. Piosenka skończyła się i pocałował moją dłoń, ponownie wyszeptał mi do ucha słowa miłości, a ja ponownie bez jakichkolwiek uczuć skłamałam, zapewniając, że ja jego też. Nie była to prawda. Mimo szczerych chęci, nie potrafiłam jeszcze go pokochać.  

Kolejne tańce należały do naszych rodziców. Zatańczyłam z moim ojcem, jego ojcem, z moją mamą i jego mamą. Chowając się w ramionach rodziców, poczułam się jak mała bezbronna dziewczynka.  
- Wyszłaś dziś za mąż moja dziecinko - wyszeptał mi ojciec do ucha, a w jego oczach widziałam łzy.
- Oj tato - rzekłam i poczułam jak po policzkach płynął mi łzy. Omar znikł gdzieś w tym tłumie, a ja po kolei lądowałam w każdych męskich ramionach. Po dwóch godzinach, gdzie byłam już naprawdę zmęczona, zamierzałam poszukać Omara. Chciałam podarować mu ten jeden, niezwykły dla nas taniec.
- Tu się ukryłeś - rzekłam, znajdując go w magicznym ogrodzie, tuż za salą. - Chodź ludzie już szepczą. Musisz być przy Rafale. Jesteś jego świadkiem - wyznałam, chcąc ochronić jego reputację. - Zresztą - zawahałam się. Spojrzałam mu głęboko w oczy. - Zresztą winny jesteś mi taniec - szepnęłam. Omar spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Wróciliśmy na salę. światła zgasły, powodując przy tym jakże romantyczną atmosferę. Poczułam pociągniecie i nie patrząc na nic, dałam się komuś porwać do tańca.Odwróciłam się i spojrzałam na męża.
- Z każdym tańczysz z wyjątkiem mnie - słyszałam żal w jego glosie. Spojrzałam na niego zaskoczona wyrzutami.  
- Przecież mieliśmy pierwszy taniec - wyznałam.  
- E tam. Pierwszy taniec to tradycja. Ten będzie tylko nasz, taki normalny, jak normalne będzie nasze życie - zaśmiał się, a ja wyczułam od niego woń alkoholu.  
- Nie pij - skarciłam go, bojąc się, że mój mąż spije się na własnym weselu. - Nie pije - oburzył się, ale nie wypuścił mnie z ramion.  
- Jeszcze tak długo muszę czekać - rzekł. Pocałował mnie zachłannie, a ja zadrżałam przypominając sobie o obowiązku, jaki na mnie czeka.  
- Noc szybko minie - zapewniłam i poddałam się rytmie muzyki.  

Po zakończonej piosence usłyszeliśmy tak bardzo znajomy głos. Odwróciłam się w stronę Omara i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Podarujesz szwagrowi ten taniec? - zapytał. Spojrzał na mojego męża, a ten kiwnął głowa i oddalił się w stronę baru.  
- Nie za dużo pije? - usłyszałam głos Omara.
- Chyba tak - powiedziałam smutno. - Jednak nic nie mogę na to poradzić. Nie słucha mnie - dodałam. Sala zrobiła się dość pusta, oprócz nas tańczyło może jeszcze parę par. Wtuliłam się w ramiona ukochanego, usprawiedliwiona tym, że muzyk puścił wolny kawałek i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Skłamałeś prawda? - ściszyłam głos, bojąc się, że nie usłyszy mnie w tym hałasie.  
- Kiedy? podczas dzisiejszej rozmowy? - zapytał, jakby udawał, że nie wie o czym do niego mówię. Kiwnęłam głową. - Tak skłamałem. Nie pozostawiłaś mi wyboru. Nosisz w sobie jego dziecko Esmę - usłyszałam. Chciałam powiedzieć, że twoje, ale powstrzymałam się. Nie było już w tym sensu. - Kocham Cię Esmę, kocham i nigdy nie przestałem - zapewnił.  
- Przestań - poprosiłam patrząc mu głęboko w oczy. - Przestań bo to nie ma już sensu. Wyszłam za twojego męża. Mogliśmy jeszcze coś zmienić, mogliśmy temu zapobiec. Teraz musimy nauczyć się z tym żyć - wyznałam i bez słowa odeszłam w kierunku męża. Stałam przy mężu i patrzyłam na niego, jak stoi na środku parkietu. Był taki smutny, a jednocześnie tak cholernie przystojny. - Musimy nauczyć się z tym żyć - powtórzyłam w myślach i wtuliłam się w ramiona Rafała.

                  ***
Omar:
A jednak znaliśmy się bez słów. Moje obawy okazały się bezpodstawne, co bardzo mnie ucieszyło. Nie zmieniło się między nami prawie nic. Nic, z wyjątkiem tego, że była teraz żoną mojego brata. Miała rację. Było za późno. Jednak poczułem jakąś ulgę, sam nie wiem jak to nazwać. Było tak jak myślałem, tak jak zapamiętałem. Upewniłem się po tym, jak domyśliła się tego, że wtedy kłamałem. Obawiałem się, że rozstaniemy się z przekonaniem, że coś się wypaliło. Nie było tak. Nie wypaliło się. A rozstaliśmy się przez popełnione błędy. Nie łudziłem się. Nadal nie wiedziałem co zrobię, nie wiedziałem, czy zostanę, czy wyjadę. Nie chciałem o tym myśleć. Nie potrafiłem, nie teraz.  
- Oboje popełniliście błąd - usłyszałem głos Magdy. Odwróciłem się do siostry i posłałem jej uśmiech. Nadal stałem na parkiecie i patrzyłem jak Rafał​ ją obejmuje. Chciałem odejść, ale siostra mnie powstrzymała.
- Nie możesz - wyznała. Miała rację. Nie mogłem. Poszliśmy do ogrodu by spokojnie porozmawiać. Chociaż nie wiedziałem co jeszcze jej powiem, nie chciałem być na sali i patrzeć na to, jacy są szczęśliwi. Nie mogłem.
- Ona Cię kocha - usłyszałem jej głos.
- Wiem - zapewniłem i spojrzałem na przepiękną twarz siostrzyczki. - Nigdy w to nie wątpiłem - dodałem  
- To dlaczego? - zapytała. Wiedziałem o co mnie pyta.
- Sam nie wiem - rzekłem zastanawiając się, jak to się tak naprawdę stało, że się rozstaliśmy. Gdzie popełniliśmy błąd. - Chyba mylnie uważałem, że lepiej jej będzie z kimś innym. Nie chciałem dłużej jej ranić - wyjaśniłem. Magda spuściła wzrok i posmutniała. Nie rozumiała naszych decyzji, ale dzielnie nas wspierała.
- Co teraz masz zamiar zrobić? - zapytała.
- A mam jakieś wyjście siostrzyczko? odpuścić. Myślałem nad wyjazdem, ale nie wiem. Może zostanę? może zacznę układać sobie życie? - zamyśliłem się.
- Przykro mi - rzekła  
- A mi nie. Tak widocznie miało być. To my popełniliśmy dane błędy, my tak zadecydowaliśmy. My tak postąpiliśmy. To niczyja wina. To tylko my odpuściliśmy, zamiast walczyć o naszą miłość - rzekłem i bez słowa odszedłem, zostawiając ją samą. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3844 słów i 19967 znaków, zaktualizowała 13 lis 2015.

3 komentarze

 
  • Py64

    Pomyliłaś orientację, albo osobę, albo rodzaj (patrz: pierwsze). "- Przestań - poprosiłam patrząc mu głęboko w oczy. - Przestań bo to nie ma już sensu. Wyszłam za twojego męża."

    13 lis 2015

  • agusia16248

    @Py64 Tak to jest jak człowiek pisze w pośpiechu.. Przepraszam :)

    27 lis 2015

  • Py64

    "Te obrączki miały szczególne znaczenie dla mnie, Omara i Magdy, bo były takie same jak naszych rodziców"

    13 lis 2015

  • NataliaO

    <3

    13 lis 2015

  • agusia16248

    @NataliaO <3

    13 lis 2015