Spróbuj mi wybaczyć [11]

- Wychodzisz gdzieś? – zapytała Melanie, wciskając się do łazienki, gdzie kończyłam suszyć włosy.
- Na imprezę – odpowiedziałam, wyłączając suszarkę i podłączając do kontaktu lokówkę.
- Z kim?
- Z Gabi. To jakiś problem?
- Nie – siostra wzruszyła ramionami. – Po prostu pytam.
- Ty nigdy tak „po prostu nie pytasz” – zauważyłam. Położyłam lokówkę na blacie umywalki. – Chciałabyś pójść z nami? – zaproponowałam.
- Nie! – Mel prawie się oburzyła.
- Wiesz, nic by ci się nie stało, gdybyś choć raz wyszła z domu – powiedziałam uszczypliwie, nawijając na palec kosmyk włosów i owijając go wokół gorącej lokówki. Po chwili z moich włosów uniosła się para. Puściłam pukiel włosów, teraz już zwinięty w lok. – Co ci szkodzi?
- Po prostu nie chcę.
- To nie – wzruszyłam ramionami.
Melanie jednak dalej kręciła się po łazience, tak jakby chciała coś powiedzieć. Przeszła za mnie, w stronę pralki, po czym odwróciła się i przygryzła wargę. Spojrzałam na nią w lustrze.
- Mam zamiar zapytać Ryana o to, czy jesteśmy już razem, czy nie – wydusiła z siebie siostra na jednym wdechu.
Nie zareagowałam, tylko nawinęłam na lokówkę kolejny pukiel włosów. Przetwarzałam w milczeniu słowa siostry.
- Co o tym uważasz? – dopytywała się Mel, wciskając się obok mnie, tak że prawie oparzyłam ją lokówką. – Mam tak zrobić?
- A co mnie do tego? – zdziwiłam się.
- Jesteś moją siostrą. Powinnaś mi doradzać…
- Mel – wzniosłam oczy ku sufitowi. – Nie mogę ci doradzać w każdym aspekcie twojego życia. Ono jest twoje, ja go za ciebie nie przeżyję. Rób, co uważasz za słuszne.
Lekko posmutniała. Spojrzałam na nią. Nie była brzydką dziewczyną… miałam jednak wrażenie, że trochę sama się zaniedbała. Ciemnoblond włosy miała skołtunione, z rozdwajającymi się końcówkami. Paznokcie poobgryzane, nie wyglądające na zdrowe. Jej oczy patrzyły na człowieka jednocześnie prosząco i dziecięco. Żal mi się zrobiło mojej siostry. Pokładała w Ryanie tyle nadziei, a on… no cóż, może nie powinnam go jeszcze skreślać. To, jaki był dla mnie, nie musiało mieć żadnego wpływu na to, jaki był dla Mel.
- Zapytaj go – powiedziałam łagodnie. Mel aż zaświeciły się oczy. – Kto pyta, nie błądzi, czy jakoś tak…
Siostra parsknęła śmiechem i wybiegła z łazienki. Westchnęłam. Cały dzień czułam się przybita, choć nie wiedziałam, dlaczego. Ryan nie pojawił się dziś w restauracji ani razu, więc chyba powinnam się z tego cieszyć. Nie uśmiechało mi się pracować pod jego nosem i tylko czekać, aż rzuci w moją stronę jakąś kąśliwą uwagę. Choć Emily niespecjalnie przypadła mi do gustu, wolałam jednak, żeby nie odchodziła, bo to oznaczało, że „kontrolę” nade mną przejmie właśnie Ryan. Wolałam już spotkanie z wściekłym psem. Bez jakiejkolwiek możliwości obrony. Pozostawała tylko nadzieja, że kelnerka, którą poznam w poniedziałek – Abby – nie będzie podobna do Emily, a ja szybciej zacznę ogarniać mózgiem i ruchami moje obowiązki. Ryan nie chciał mieć ze mną nic wspólnego? No dobrze. W takim razie ja zamierzałam robić wszystko, by już nigdy nie być zmuszoną do rozmowy z nim. Niby obrałam go sobie za nowy „cel”, ale… czy to wszystko było tego warte? Nawet nie wiedziałam, czego bym od niego chciała. Jedyne, co mogłam śmiało powiedzieć, to fakt, że mnie intrygował. Z brzydala wyrósł na niesamowicie przystojnego, inteligentnego, pociągającego mężczyznę. Ale co mi było do tego? Byłam okropnym dzieckiem, które zatruwało mu życie. Ryan myślał zapewne, że byłam całkiem pozbawiona serca, ale to wcale nie było tak. Nie byłam po prostu osobą pełną empatii. Byłam raczej chłodna, trzymająca ludzi na dystans przez pewien czas, a potem odpychająca ich po momencie zbliżenia. No dobrze, jeśli tak przedstawić sprawę… rzeczywiście moja osoba niczym nie zachęcała do bliższego poznania. Co więc mogłam zrobić? Schowałam lokówkę i wyciągnęłam z półki moją kosmetyczkę. Miałam dwa wyjścia… albo pozostać sobą i pogodzić się z tym, że Ryan już prawdopodobnie do końca życia będzie osobą, która będzie nienawidzić mnie najbardziej ze wszystkich żyjących istot… albo to zmienić. Zmienić siebie. Wymusić uśmiech. Wymusić dobro. Zaprzestać wrednych odzywek i czasem ugryźć się w język. Nagle jednak w głowie zadźwięczał mi głos mamy:
„Nigdy nie zmieniaj się dla kogoś. Jeżeli już chcesz się zmienić, to tylko i wyłącznie dla siebie”.
Mama lubiła sypać radami jak z rękawa. Choć tego nie okazywałam, zazwyczaj zapadały mi mocno w pamięć i ukazywały się w momentach takich, jak teraz. W jednej chwili podjęłam decyzję. Ryan był moim zakazanym owocem. Nie miałam do niego najmniejszych praw, a cała gra nie była warta świeczki. Powinnam odpuścić. To chyba była najlepsza z możliwych decyzji. Takich facetów jak on było tysiące. Dlaczego miałam się zadręczać myślami o jednym, kiedy po ziemi chodziło co najmniej kilku takich? Wrócił mi humor. Wyciągnęłam z kosmetyczki wszystko, co było mi potrzebne i nucąc cicho pod nosem, zaczęłam przygotowywać się na wieczorne wyjście.
  
Ochroniarz przy wejściu zmierzył mnie i Gabi uważnym wzrokiem, po czym nieznacznie skinął głową i przepuścił nas przejściem. Z każdym kolejnym krokiem w głąb klubu bębenki w uszach coraz bardziej mnie bolały, ale wiedziałam, że już po chwili do wszystkiego się przyzwyczaję. Czułam się super. Założyłam fioletową przylegającą sukienkę z wycięciami po bokach i do tego szare zamszowe obcasy, składające się niemalże z samych pasków. Paznokcie u stóp i rąk pomalowałam fioletowym błyszczącym się lakierem. Czułam na sobie spojrzenia męskiej części sali i to mi wystarczyło, by uśmiechać się bez przymusu.
- Co właściwie powiedziałaś rodzicom? – zwróciła się do mnie przyjaciółka, przekrzykując muzykę.
- Prawdę – odkrzyknęłam jej. – Teraz, jak zaczęłam pracę, mama już nie ma prawa się tak czepiać.
- Właśnie! Jak tam pierwszy dzień w pracy?
- Okropnie.
Gabi tylko się zaśmiała.
Wciąż myślałam, czy nie powiedzieć jej o Ryanie. Jeszcze nie miałam okazji, by to zrobić, zresztą nie wiedziałam nawet, jak miałabym się do tego zabrać. Im dłużej jednak nad tym myślałam, tym bardziej skłaniałam się ku opinii, że tak naprawdę nie było o czym mówić. Rozmawialiśmy parę razy, w tym u Gabi na imprezie… i co z tego? Przyjaciółka prawdopodobnie nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że Ryan już dwukrotnie był jej gościem. Raczej nie zamierzałam wyprowadzać jej z błędu – a na pewno nie dziś. W końcu przyszłyśmy tu się pobawić.
Dotarłyśmy do baru i już z daleka dostrzegłam grupkę kolegów ze szkoły – w tym Tylera. Gabrielle natychmiast do nich podleciała i już po chwili siedziałyśmy otoczone znajomymi, a ktoś podawał nam kolorowe drinki w wysokich szklankach. Może to za sprawą alkoholu, a może mojego dobrego humoru… ale przysunęłam się bliżej Tylera. Skoro miałam nie myśleć o Ryanie, to od czegoś trzeba było zacząć, prawda? Tyler wyglądał dziś fantastycznie. Ciemnogranatowe spodnie, śnieżnobiała koszula. Po chwili mój wzrok – nie wiedzieć czemu – przykuły jego dłonie. Podobały mi się. Były masywne, z widocznymi żyłami pod skórą… było widać, że to iście męskie dłonie. Natychmiast jednak mój mózg przywołał irytującą wizję Ryana wyciągającego rękę w moją stronę, by pomóc mi wyjść z basenu. Parsknęłam cicho. Znowu to samo! Natychmiast odstawiłam drinka na bar, złapałam Tylera za rękę i pociągnęłam na parkiet. Dopiero tam poczułam, że naprawdę się rozluźniam – kochałam tańczyć. Buty zaczynały mnie trochę uwierać, ale równie dobrze mogłam się bawić bez nich. Po chwili obok nas dostrzegłam Gabrielle z jakimś przystojniakiem. Wymieniłyśmy porozumiewawcze uśmiechy i każda dalej bawiła się w najlepsze.
Po pół godzinie zeszliśmy z parkietu na chwilę, by czegoś się napić. Gabrielle stwierdziła, że zgłodniała, więc wspólnie postanowiliśmy przejść się do najbliższej całodobowej knajpki na pizzę. Reszta chłopaków zdecydowała się zostać w klubie, więc wyszłam tylko ja, Tyler, Gabi i facet, z którym tańczyła – dopiero po chwili przypomniało mi się, że miał na imię Daniel. Szliśmy ulicą, śmiejąc się głośno i rozmawiając donośnym głosem. Nie miałam pojęcia, która może być godzina, ale nie obchodziło mnie to. Trzymałam się kurczowo Tylera za ramię, ponieważ moje cienkie obcasy wbijały się w dziury na kostce brukowej i czułam, że tylko chwile dzielą mnie od wyrżnięcia orła. W knajpce obsługa widocznie nie była zachwycona wejściem bandy głośnych i pijanych nastolatków, ale chcąc nie chcąc musieli się podnieść i przyjąć nasze zamówienie, na które zresztą musieli się naczekać – każde z nas chciało coś innego i kłóciliśmy się, raz po raz wybuchając śmiechem. Tyler obejmował mnie ramieniem i podobało mi się to. Nie widziałam powodu, dla którego miałabym go upominać. Udało mi się go przyciągnąć, teraz już byłam tego pewna – czemu by tego nie wykorzystać? Tyler był miły i przystojny i nagle poczułam, że chciałabym go poznać trochę lepiej, dlatego ucieszyłam się, gdy po wchłonięciu pizzy zapytał mnie:
- Masz ochotę na spacer? Odprowadzę cię do domu.
Określenie „spacer” było chyba niedomówieniem, bo mój dom znajdował się parę dobrych kilometrów stąd, ale zgodziłam się. Gabrielle, jak to Gabrielle, wykrzyknęła, że ona wraca taksówką, a Daniel jej zawtórował. Zaraz po wyjściu z baru zdjęłam z nóg obcasy i odetchnęłam z ulgą. Tak było o wiele lepiej. Bez dodatkowych paru centymetrów nagle poczułam się przy Tylerze jak mała dziewczynka. Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Odwzajemnił mój uśmiech i wziął mnie za rękę. Przez chwilę szliśmy w milczeniu.
- Cieszę się, że cię dziś spotkałem – powiedział Tyler po paru minutach, spoglądając na mnie ukradkiem. Uśmiechnęłam się do niego.
- Ja też – odpowiedziałam szczerze. – Ostatnio nie byłam chyba w najlepszym nastroju.
- Masz jakieś problemy? – spytał zatroskany. To była cudowna odmiana – rozmawiać z kimś, kto był dla mnie miły.
- Spokojnie, nic takiego się nie dzieje – zapewniłam go, rozkoszując się ciepłem jego dłoni, trzymającej moją. – Masz jakieś plany na wakacje?
- Czy ja wiem… - wzruszył ramionami. – Może wyskoczę gdzieś na parę dni z chłopakami. Nie zaplanowałem niczego wielkiego. Za rozrywkę zawsze mogą robić imprezy u Gabrielle.
- Rzeczywiście – przyznałam.
- A ty? Wybierasz się gdzieś?
- Nie wiem – powtórzyłam jego gest z wzruszeniem ramion. – Może potem. Na razie zaczęłam pracę w restauracji „Casablanca”.
- Naprawdę? Nie wyglądasz na typ pracujący… - zauważył Tyler ze śmiechem, za co zarobił ode mnie kuksańca w ramię.
- Rodzice mnie zmusili – przyznałam się. – Ale nie jest tak źle. To znaczy, jedna kelnerka mogłaby być milsza. Drugiej jeszcze nie poznałam.
Rozmawialiśmy i nawet się nie zorientowałam, gdy dotarliśmy do mojego domu.
- Tu mieszkam – powiedziałam, z żalem puszczając dłoń Tylera. Staliśmy w ciszy, bo chyba żadne z nas nie wiedziało, jak się pożegnać. Przestępowałam z nogi na nogę, nie wiedząc, co powiedzieć. Jeszcze niedawno byliśmy dla siebie praktycznie nieznajomymi ludźmi – nie mieliśmy ze sobą styczności, nic o sobie nie wiedzieliśmy. W parę godzin wszystko się zmieniło. On chyba też to czuł. Nagle zapytał:
- Może któregoś dnia przyjdę po ciebie, gdy skończysz pracę?
Na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech. Pokiwałam entuzjastycznie głową.
- Świetny pomysł! – zawołałam. – Przyjdź we wtorek – dodałam.
- Czemu nie w poniedziałek? – przekrzywił głowę w bok.
- Bo… w poniedziałki nie pracuję – skłamałam szybko. Tak naprawdę w poniedziałek chciałam jeszcze wprawić się w to całe kelnerowanie, by się przypadkiem w jakiś sposób nie zbłaźnić przed Tylerem. Uśmiechnął się do mnie i pocałował w policzek, a ja w podskokach pognałam do domu.
Wsunęłam klucz w zamek, ale ku mojemu zdumieniu drzwi otworzyły się z drugiej strony. Przygotowałam się na solidny ochrzan od taty bądź mamy, ale totalnie zdębiałam na widok wyłaniającego się zza drzwi Ryana.
- Co ty tu robisz? – wykrztusiłam z zaskoczeniem, zapominając, że miałam się do niego nie odzywać.
- Zagadałem się z Mel – powiedział chłodno, mijając mnie. Na krótką chwilę owionął mnie zapach jego perfum. Odwróciłam się i patrzyłam, jak idzie żwirową dróżką w kierunku furtki, po czym odwraca się i rzuca:
- Dobranoc, Rose.
Zagadał się z Mel? Tyle czasu? Która mogła być godzina? Wygrzebałam z torebki komórkę i ze zdumieniem zobaczyłam, że dochodziła trzecia rano. O czym oni mogli tyle rozmawiać? Przypomniało mi się, że Melanie chciała go wypytać pod kątem statusu ich relacji. Kusiło mnie, by pójść do pokoju siostry i wypytać, co powiedział jej Ryan, ale powstrzymałam się. Dopiero co umówiłam się z Tylerem. To o tym powinnam myśleć, a nie o Ryanie wychodzącym z mojego domu nad ranem.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2471 słów i 13613 znaków.

7 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Oliwia

    Jestem ciekawa myśli Melanie i Ryana. Nie miałam okazji wcześniej przeczytać innych części bo, na pewno bym je miło skomentowała. Kocham to opowiadanie! Kiedy następne? <3

    14 sie 2016

  • candy

    @Oliwia właśnie dodałam :*

    14 sie 2016

  • Oliwia

    @candy A jeszcze następne?

    14 sie 2016

  • candy

    @Oliwia jutro :D

    14 sie 2016

  • Ania13477

    Kiedy kolejnaaa? :D :D :D

    14 sie 2016

  • candy

    @Ania13477 niedługo <3

    14 sie 2016

  • Wiktor

    Witaj. Podoba mi się opowiadanie. Czekam na następną część. Pozdrawiam Wiktor

    14 sie 2016

  • candy

    @Wiktor dziękuję, również pozdrawiam ;)

    14 sie 2016

  • Malineczka2208

    Cudnee! <3

    14 sie 2016

  • candy

    @Malineczka2208 <3

    14 sie 2016

  • Czarodziejka

    Mega! Kiedy next? <3

    14 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka za godzinkę <3

    14 sie 2016

  • Czarodziejka

    @candy Czekam <3

    14 sie 2016

  • Xenia1997

    Uwielbiam twoje opowiadania  <3  <3

    14 sie 2016

  • candy

    @Xenia1997 ogromnie Ci dziękuję <3 <3

    14 sie 2016

  • jaaa

    I jest to co uwielbiam kolejna część. Gdybym mogła przeczytałabym całe jednego dnia tak mnie wciągnęło. :D Czekam na kolejny rozdzialik.

    14 sie 2016

  • candy

    @jaaa kochana <3 może jeszcze dodam pod wieczór jedną część :) dziękuję :*

    14 sie 2016

  • jaaa

    @candy jejku kochana jesteś już po prostu nie mogę się doczekać :D

    14 sie 2016