Spróbuj mi wybaczyć [15]

Po tym incydencie, gdy Ryan skłamał własnej matce, by nie wydała się prawda o naszej znajomości, zaczęłam patrzeć na niego trochę inaczej. Może jednak nie był taki zły? Wciąż powtarzał, że mnie nienawidzi, ale podobno to czyny się liczą, a nie słowa. Czemu to zrobił? Dzięki Emily miał wręcz idealne pole do zdemaskowania mnie. Wystarczyłoby, gdyby powiedział „tak”. Potwierdził w jakikolwiek sposób to, że każde słowo Emily było prawdą. Nie musiałby się nawet trudzić! A jednak… niczym profesjonalny aktor przyoblekł na twarz łagodne zdziwienie i przedstawił sytuację tak, jakby Emily była wariatką i wszystko sobie wymyśliła. Uratował mnie – mój honor, moją pracę, moją opinię. Czułam, że moje wyszeptane „dziękuję” było niewystarczające za to, co dla mnie zrobił, ale niespodziewanie Ryan zaczął mnie unikać. Pojawiał się czasem w restauracji, ale o dziwo unikał mojego wzroku. Teraz niemal czekałam na jakieś jego kpiące spojrzenie, na irytujący uśmiech czy sarkastyczną uwagę rzucaną kątem ust… ale to było na nic.
Emily odeszła, a więc miałam dużo więcej pracy, niż poprzednio. Okazało się jednak, że już nie ma rzeczy, w której Ryan miałby mi pomagać. Tak naprawdę, co tu było trudnego do zrozumienia? Według Clary radziłam sobie dobrze – klienci byli obsługiwani na czas, nie myliłam zamówień, byłam miła i ładnie się uśmiechałam. Nie potrzebowałam już pomocy Ryana, więc widywałam go jeszcze rzadziej. A może to i dobrze? Może to miało być załagodzenie krytycznej relacji między nami i tym samym znak, by wreszcie dać sobie z tym wszystkim spokój?
Abby była na tyle taktowna, że nie spytała o to dziwne zajście ani w żaden sposób go nie skomentowała. Widocznie do niej też trafiła ogólnie przyjęta teza, że Emily była niezrównoważona. Pewnie w innej sytuacji byłoby mi głupio, że tak potraktowaliśmy Emily, ale sama się prosiła. Po co zaczynała ten temat i wyjawiała to, o czym jej powiedziałam w sekrecie? Owszem, nie definiowałam tego jako tajemnicę, ale to chyba było jasne! Teraz mogłam tylko dziękować Ryanowi za to, że skłamał i Bogu za to, że Clara mu uwierzyła. Inaczej, byłam stuprocentowo pewna, że mimo swojego łagodnego charakteru natychmiast by mnie zwolniła, a to nie byłoby przyjemne. Polubiłam tę pracę.
Gdy w piątek wieczorem wróciłam do domu, przyszła do mnie Mel. Nieco się zdziwiłam, gdy oskarżycielsko wycelowała we mnie palec.
- Czemu mi nie powiedziałaś? – mruknęła z miną zbitego psa.
- O czym? – zdziwiłam się.
- Że pracujesz u mamy Ryana!
- Nie pytałaś – wzruszyłam ramionami, rozpakowując torebkę. – A to takie ważne?
- Oczywiście, że ważne! Wychodzi na to, że to ty spotykasz się z Ryanem częściej, niż ja – zamachała gwałtownie rękoma.
- Ej – przystopowałam ją. – Jak sama powiedziałaś, pracuję u mamy Ryana, a nie u niego. Widuję go rzadziej niż myślisz – dodałam, zastanawiając się, czy to kłamstwo.
- To niby nie jedliście razem kolacji przy pożegnaniu kelnerki? – wytknęła mi, a ja spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami. Dopiero zauważyłam, jaka Mel stała się zaborcza. Przez chwilę przestraszyłam się też, że Ryan coś jej powiedział… o mnie, o nas… ale przekonałam się, że nie chodziło o to.
- Jedliśmy – powiedziałam spokojnie. – Ale była z nami jeszcze jego mama i dwie kelnerki. Mel, o co ci chodzi? Pracuję u jego mamy. On też tam czasem wpada. To normalne, że z nami siedział.
- Aha! – zawołała Mel, podrywając się z fotela. – Czyli jednak przyznajesz, że on tam bywa!
Ta rozmowa zaczynała mnie irytować.
- Mel – spojrzałam siostrze prosto w oczy. – Nie wariuj. Czego ty oczekujesz? Mam rzucić pracę, bo Ryan czasem tam bywa? Obawiasz się czegoś z mojej strony, że się tak wściekasz? – zadawałam kolejne pytania, bo już przestawałam rozumieć, o co chodziło Melanie.
- Nie… - siostra oklapła. – Po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego mi nie powiedziałaś, że się tam z nim widujesz?
- Bo nie wydawało mi się, że to ważne – odparłam, po czym spytałam: - A jak tam relacje między wami?
- Dalej takie same – machnęła ręką. – Chyba już się to nie zmieni.
- Zmieni. Po prostu musicie się poznać.
Wzruszyła ramionami i wyszła z mojego pokoju bez odpowiedzi. Siedziałam przez chwilę bez ruchu. Przestawałam poznawać moją siostrę. Do niedawna była cichą, spokojną dziewczyną, a teraz prawie nakrzyczała na mnie za to, że widuję się z Ryanem w pracy. Zaczynało jej odbijać.
Leżąc w łóżku zdałam sobie sprawę, że moje życie znów popadło w rutynę. Straciłam mój cel. No dobrze, może „straciłam” nie było najlepszym określeniem, ale… to wszystko przestawało mieć jakikolwiek sens. Jeszcze niedawno rozrywką były imprezy u Gabi, z fajnymi ludźmi i planem, jak sprawić, by Tyler wreszcie mnie zauważył. Udało mi się to osiągnąć, lecz oczywiście Ryan musiał to popsuć. Tyler milczał, a ja nie zamierzałam mu się narzucać. Uwierzył Ryanowi i nie chciał mieć ze mną kontaktu? Ok, nie będę się prosić. Co do samego Ryana – postawiłam go sobie za cel. Miałam nadzieję, że podczas realizowania go, zrozumiem sama siebie i to, czego naprawdę oczekuję. Wybaczenia? Zaufania? Czegoś więcej? Sama tego nie wiedziałam, ale czułam, że jestem bliska odpuszczenia sobie tego wszystkiego. Ten chłopak mnie nienawidził. Choć ostatnio zachował się wobec mnie bardzo przyzwoicie i musiałam oddać mu za to sprawiedliwość. Pozostawało tylko pytanie… co dalej? Czego od niego chcę? Co mam robić, skoro teraz on wyraźnie mnie unika? Byłam zmęczona tą całą sytuacją. Spotykał się przecież z moją siostrą, która wyraźnie zaczynała wariować i traktować Ryana jak swoją własność. Nie zamierzałam się wtrącać. Prawdę mówiąc, leżąc w ciemnościach, nagle poczułam, że chcę usunąć się w cień. Zejść z tej sceny, na której rozgrywa się wyjątkowo kiepska komedia. Mogłam przecież ten czas spożytkować zupełnie inaczej. Naprawić sytuację z Tylerem lub znaleźć sobie nowego kolegę. Wyjść z Gabi na zakupy albo po prostu zrobić babski wieczór. Ryan wprowadzał w moim życiu zbyt wielki zamęt, a choć nie lubiłam nudy, to jednak zaczynało mnie to przerastać. To nie tak powinno być. Na początku nie zwracałam szczególnej uwagi na samą jego osobowość – byłam zbyt zajęta maglowaniem mojego mózgu, by przypomniał mi, kim on jest i skąd go znałam. Gdy wreszcie ta nurtująca kwestia się wyjaśniła, zauważyłam, jak bardzo się zmienił i jak cholernie mnie teraz pociąga. Czułam obrzydzenie do samej siebie. Patrząc na tą całą sytuację obiektywnie, dochodziłam tylko do jednego wniosku i zapewne każda inna osoba stwierdziłaby to samo: byłam okropną osobą. Gdy Ryan wyglądał jak ostatnia sierota, nie dawałam mu żyć. Czepiałam się samego wyglądu, nie zadając sobie nawet trudu, by go lepiej poznać – jako człowieka. Gdy jednak wszystko w sobie doprowadził do absolutnej perfekcji, ja nagle go zapragnęłam.
Zerknęłam na zegarek. Dochodziła pierwsza piętnaście. Wtedy podjęłam ostateczną decyzję – chciałam to zakończyć. Postanowiłam przestać myśleć o Ryanie, szukać go wzrokiem, zastanawiać się, co by było gdyby… a skoro sam Ryan teraz mnie unikał, to nie powinno być takie trudne. To była scena Ryana i Melanie. Nie było tam miejsca dla aktorów drugoplanowych.
Zasnęłam z dziwnym uczuciem w sercu.
  
Byłam już prawie pewna, że moje życie wróciło do normy, ale się myliłam.
Melanie dalej włóczyła się po świecie albo warcząc na każdego, kto się jej nawinął lub z miną cierpiętnicy, co oznaczało, że Ryan wciąż nie określił się jasno z ich relacją. Próbowałam dotrzymać obietnicy złożonej samej sobie i starałam się nie ingerować w to, co się między nimi działo. Dalej się spotykali, ale po żadnym spotkaniu Mel nie wybuchała impulsywną radością oznaczającą, że już są razem. Czara goryczy przelała się jednak w weekend, gdy Mel ni z tego, ni z owego wybuchła płaczem podczas obiadu. Rodzice osłupieli, a ja poczułam dziwny skurcz w środku. Pomyślałam, że to chyba czas na dobry uczynek.
Następnego dnia w pracy tak dogadałam się z Abby, by pomogła mi ustawić sytuację, w której Ryan by mi nie uciekł. Była na tyle kochana, że zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Niby „przypadkiem” zostawiła mnie i Ryana razem przy barze, argumentując swoje chwilowe zniknięcie ciężkim stanem swojego żołądka. Klientów na szczęście było tyle, że musiałabym latać jak odrzutowiec, żeby nadążyć ze wszystkim. Często się więc z Ryanem mijaliśmy, ale były krótkie chwile, gdy mogłam z nim porozmawiać. Nie zamierzałam przepuścić takiej okazji.
- W co ty pogrywasz? – spytałam go ostro. Zaskoczony, podniósł na mnie wzrok.
- Hm, aktualnie nalewam sok – odparł chłodno. – Nie sądzę, by to podchodziło pod grę, ale…
- Mówię o Mel – przerwałam mu. – Ile jeszcze zamierzasz to ciągnąć?
- Co, spotykanie się z nią?
Weszli nowi klienci, więc byłam zmuszona wyjść na chwilę zza lady. Spisałam prędko zamówienie i wróciłam.
- Spotykanie się z nią bez jasno określonej relacji – sprecyzowałam.
Ryan westchnął ciężko.
- Czy siostry naprawdę mówią sobie wszystko?
- Zazwyczaj. Zrób z tym coś – powiedziałam ostro, wyciągając dwie czyste szklanki. – To moja siostra i nie pozwolę ci jej tak traktować. Albo określ jasno waszą relację albo daj jej spokój.
- Chyba musiałem przysnąć, gdy pozwoliłem ci przejąć kontrolę nad moimi decyzjami – spojrzał na mnie krzywo. – Och, poczekaj – niczego takiego nie zrobiłem. Więc czemu stoisz mi nad głową i mi rozkazujesz? I to właśnie ty?
W tej chwili naprawdę nie mogłam zrozumieć, czemu z jednej strony mnie bronił, a z drugiej wciąż był tak opryskliwy.
- Bo Melanie to moja siostra, której huśtawkę nastrojów pt. „Ryan” muszę znosić niemal każdego dnia – warknęłam. – Pogrywasz z nią w kotka i myszkę? Co z ciebie za facet?
Jego wzrok nagle zlodowaciał.
- Kwestionujesz to?
- Może – wzruszyłam ramionami. – Tak się zachowują tylko tchórze.
Zacisnął zęby.
- A może… - pochyliłam się lekko w jego stronę. – Boisz się coś zrobić w tym kierunku ze względu na mnie?
Prawie się roześmiał.
- Ze względu na ciebie? A to niby czemu?
- Bo jestem rodziną z Mel… wtedy widywałbyś mnie dużo częściej, wciąż byłabym obecna w twoim życiu… - podpuszczałam go cichym głosem.
Parsknął krótkim, urywanym śmiechem.
- Bredzisz – rzucił tylko i poszedł przyjąć zamówienie.
Gdy wrócił, znów miał na twarzy kpiący uśmiech.
- Czy jeszcze ci nie udowodniłem, że nic nie robię ze względu na ciebie? – spytał spokojnie.
- Jakoś nie na to wyglądało, gdy obroniłeś mnie przed Emily – wysyczałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie powinny cię interesować powody, dla których to zrobiłem – powiedział powoli.
- No popatrz, a jednak interesują.
- No popatrz, a mnie to nic a nic nie obchodzi – warknął, wracając do swojego pierwotnego tonu. – Przestań się wcinać między Mel a mnie.
- Będę się wcinać, jeśli tego zechcę – syknęłam, zadzierając głowę. W jednej chwili powrócił ten Ryan, który nie miał dla mnie żadnych uczuć w sobie.
- A ja zrobię coś z tym tylko wtedy, gdy tego zechcę – powiedział, rzucił tacę na blat i wyszedł z restauracji.
Piętnaście minut po tej rozmowie cała się trzęsłam. Co mi odbiło, by mówić mu takie rzeczy? Że boi się zacząć coś z Melanie ze względu na mnie… no, to ładnie rozegrałam sprawę. Zastanawiałam się, co we mnie wstąpiło? Wracając wieczorem do domu powolnym krokiem, doszłam do wniosku, że mimo szczerych chęci odcięcia się od wszystkiego, co związane z Ryanem, nie potrafiłam.
Gdy przekroczyłam próg pokoju moim jedynym marzeniem było tylko walnięcie się na łóżko… co okazało się trudne, bo już ktoś na nim siedział. Prawie podskoczyłam.
- Mel – wydyszałam, łapiąc się za serce. – Śmiertelnie mnie wystraszyłaś! Co tu robisz?
Siostra wstała, a ja zaniemówiłam. Prawie przeczułam, co powie. Oczy jej się świeciły, a policzki miała niezdrowo zarumienione.
- Czekałam na ciebie – wykrztusiła. – Ryan tu był. Powiedział, że wszystko przemyślał i że to już chyba czas, byśmy byli razem! – zapiszczała tak, że chyba mogły ją usłyszeć tylko nietoperze, bo ja poczułam się, jakbym ogłuchła. Ułożyłam moje usta w coś na kształt uśmiechu, choć tak naprawdę nie miałam chęci się uśmiechać.
- To super! – usłyszałam swój głos jakby z oddali. Melanie uściskała mnie tak, jakbym właśnie wyszła z palącego się budynku, po czym pobiegła z powrotem do siebie. Usiadłam na łóżku i cicho westchnęłam. Cóż… czy nie tego chciałam? Niespokojnie kołaczące mi się w piersi serce szepnęło, że chyba nie. Gdy mówiłam Ryanowi, że nie robi nic ze względu na mnie, niemal chciałam, by to potwierdził. Czy miało to podłoże pozytywne czy negatywne – nieważne. Gdyby po rozmowie ze mną nadal nic nie zrobił, to oznaczałoby, że jednak jest w tym jakaś moja rola. Że jednak w jakiś sposób jestem w jego życiu… że, nawet jeśli jestem jego przeszkodą, to jednak nią jestem i choć trochę o mnie myśli… teraz właśnie przekonałam się, że wcale tak nie było. W moim życiu na nowo pojawił się człowiek, którego nie obchodziłam nawet odrobinę.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2495 słów i 13807 znaków.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Xsara94

    Przeczytałam pierwszą serię. Teraz czytam drugą i po prostu zakochałam się w Twoich opowiadaniach . Są  przecudowne . Bardzo lekko się je czyta . Masz wielki talent ????

    16 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 łaaaał dziękuję bardzo! :*

    16 sie 2016

  • Czarodziejka

    Mega! Kiedy next? <3

    15 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka jutro :*

    15 sie 2016

  • jaaa

    Ja chce jeszcze jedna część dzisiaj, bardzo proszę, przerywasz w takich momentach ze to serio ;-;

    15 sie 2016

  • candy

    @jaaa jutro dodam, bo nie ma mnie w domu :)

    15 sie 2016

  • Wiktor

    Czekam na next  :kiss:  Pozdrawiam Wiktor

    15 sie 2016

  • candy

    @Wiktor :)

    15 sie 2016