Spróbuj mi wybaczyć [17]

Relacje moje i Ryana odrobinę się polepszyły, ale wciąż daleko im było do perfekcji. Gdy wtedy Ryan wyszedł z mojego pokoju, potrzebowałam dobrej chwili, żeby ogarnąć rozumem to, co się wtedy stało. Ryan wiedział, że ofiarowany mu przez Melanie naszyjnik nieśmiertelnik nie był przypadkowym prezentem, ale dokładnie przemyślanym – lecz nie przez Mel, ale przeze mnie. Od tamtego czasu zauważyłam, że trochę się do mnie przekonał. Nie patrzył na mnie już tak wrogo jak wcześniej, a gdy w restauracji zdarzało mu się coś do mnie mówić, było to utrzymane w miłym tonie. Zdawałam sobie jednak sprawę, że jeden wieczór nie jest w stanie naprawić kilku lat i to też było widoczne – nie rozmawiał ze mną za dużo, czasem, gdy rzucałam bez przemyślenia jakieś słowa w jego stronę, to zerkał na mnie nieprzychylnym wzrokiem. Wszystko zależało od dnia, godziny i humoru.
Po wszystkim spytałam Mel o reakcję Ryana na słowa wypisane na blaszce.
- Nie zareagował na same słowa – wzruszyła ramionami. – Może to i dobrze. Ja też nic o tym nie mówiłam. Zdaję sobie sprawę, że na wyznania miłości jest jeszcze za wcześnie.
- A to ciekawe, a ze związkiem jakoś sobie nie zdawałaś sprawy – mruknęłam pod nosem.
- Co mówiłaś?
- Nic.
Niemająca chwilowo żadnych problemów Melanie postanowiła wreszcie trochę wyluzować. Z zapałem zaczęła mi opowiadać, że zgadała się z kilkoma dziewczynami ze swojej klasy i może wyjadą na parę dni nad morze.
- Chciałabyś jechać z nami? – spytała uprzejmie, ale ja pokręciłam głową.
- Nie, dzięki. Mam przecież pracę.
- Kto by pomyślał, że zrobi się z ciebie taki pracuś – stwierdziła kąśliwie siostra.
Puściłam tę uwagę mimo uszu.
- A jak wytrzymasz tych parę dni bez twojego ukochanego Ryana? – odbiłam pałeczkę, szczególnie akcentując słowo „ukochanego”. – Od dłuższego czasu trudno ci go zostawić choćby na pięć minut.
Melanie wzruszyła ramionami.
- Przyda mi się kilka dni przerwy od facetów.
- Kto by pomyślał – powtórzyłam jej słowa. Wyszłam z salonu, podczas gdy do Melanie zadzwoniła jedna z wyjazdowych koleżanek i zaczęły ustalać szczegóły ich wycieczki.
Była środa i nudziłam się jak mops. Do pracy szłam dopiero w piątek i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Pomyślałam, że może wyszłabym gdzieś z Gabi, ale nawet z nią ostatnio mi się jakoś nie układało. Snułam się z kąta w kąt i w końcu stwierdziłam, że dobrze, że rodzice i Joe namówili mnie na pracę. Bez niej bym się chyba zanudziła. Niby miałam wakacje, ale co z tego? Gabrielle pewnie szlajała się gdzieś z Nickiem, Tyler się nie odzywał… do kogo jeszcze mogłabym się odezwać? Nagle mnie olśniło. Kate! Dawno się z nią nie widziałam. Złapałam za komórkę i napisałam do niej smsa:
JA: Potwornie się nudzę. Masz czas wieczorem?
Odpisała już po chwili.
KATE: Pewnie. Przyjadę po ciebie. Pójdziemy na zakupy.
Pokręciłam głową z uśmiechem. To była typowa Kate – nic, tylko zakupy. Gdyby została ostatnim człowiekiem na świecie, pewnie jedyne, co by zrobiła, to wbiegła do sklepów i zgarnęła wszystkie ubrania. Mimo wszystko ucieszyłam się, że znajdzie dla mnie czas. Dawno się z nią nie widziałam, a naprawdę ją lubiłam.
Poszłam się trochę przespać, bo czułam się dziwnie zmęczona, a gdy obudziłam się po paru godzinach, nie wiedziałam, gdzie jestem ani jaki mamy rok. Przetarłam zaspane oczy i wzięłam do ręki komórkę, która właśnie zawibrowała.
KATE: Podjadę po ciebie za dwadzieścia minut.
Narzuciłam na siebie jakieś lepsze ciuchy, przemyłam twarz wodą, wcisnęłam komórkę razem z portfelem do torebki i skierowałam się na dół. Tata już wrócił do domu, więc powiedziałam mu, że wychodzę z Kate i otworzyłam drzwi, za którymi majaczyły się już światła samochodu. Gdy wsiadłam, zostałam powitana głośnym buziakiem.
- Cześć, młoda. Wreszcie się odezwałaś. – Gwałtownie wyjechała na ulicę.
- Ty też mogłabyś się czasem odezwać – wypomniałam jej żartobliwie.
- Oj, ja jestem zawalona robotą – machnęła ręką lekceważąco. – Praca, praca, praca, a jak wracam do domu, to nie dość, że wszędzie burdel, to jeszcze pyskujący syn i mąż, który nic nie robi. Skaranie boskie z tymi facetami!
Słuchałam jej z rozbawieniem. Gdy tylko jej na to pozwolić, Kate mogła nawijać do rana jak katarynka. W międzyczasie wypytywała mnie jeszcze o rodziców i Mel. Złapała oddech dopiero, gdy zaparkowała przed centrum handlowym.
- Chcesz znaleźć coś konkretnego? – spytałam, gdy wkroczyłyśmy do mocno oświetlonego i tętniącego muzyką budynku.
- Nie. To konkretne rzeczy zawsze odnajdują mnie! – zawołała, gwałtownie skręcając do jakiegoś sklepu. Chcąc nie chcąc, podążyłam za nią. Przechodziłyśmy z jednego do drugiego tak szybko, że momentami traciłam już orientację, gdzie jesteśmy. Po godzinie każda z nas dźwigała już torbę z pudełkiem ze sklepu obuwniczego – Kate kupiła sobie jasnoczerwone sandałki na obcasie, a ja dość wysokie czarne szpilki z odkrytymi palcami na obcasie w kształcie słupka, na szczęście ze sporą platformą, nadającą butom wygodę. Poszłyśmy dalej, mijając różne witryny sklepowe, gdy nagle mój wzrok przykuły wystawione na manekinach sukienki. Instynktownie zatrzymałam się i zaczęłam pochłaniać wzrokiem wnętrze sklepu. Za chwilę poczułam szturchnięcie.
- Ej! Mogłaś chociaż powiedzieć, że się zatrzymujesz. Ja idę dalej i do ciebie gadam, a ciebie nie ma!
Parsknęłam śmiechem.
- Sorki. Zapatrzyłam się na te kiecki.
Kate obrzuciła manekiny uważnym spojrzeniem.
- Rzeczywiście świetne. Wchodzimy! – zawołała, tak jakby niemal wchodziła do pałacu królowej. Już po chwili wcisnęła mi w ręce sukienkę.
- Ta będzie ekstra na tobie wyglądać – zapewniła, a mi oczy rozszerzyły się już po jednym spojrzeniu na to, co trzymałam w rękach. Kate spostrzegła to i od razu wepchnęła mnie do przymierzalni.
- No już, przymierzaj. Nie chcę cię widzieć bez tej sukienki na tobie.
Sukienka była przepiękna. Bez ramion, opinająca się na biuście, zapinana z tyłu na delikatny zamek. Gorset był dopasowany idealnie do sylwetki. Sukienka miała kolor brudnego różu. Na jej dole wyczułam aż trzy warstwy materiału. Gdy obróciłam się dookoła własnej osi, sukienka zafalowała i uniosła się do góry, na szczęście nie ukazując bielizny. Dopiero wtedy spojrzałam na cenę. Wtedy mina odrobinę mi zrzedła, ale wiedziałam, że na pewno nie wyjdę ze sklepu bez tej sukienki. Zresztą Kate, gdy mnie zobaczyła, zapiała i oświadczyła:
- Gdybym tylko nie była dużo większa i masywniejsza od ciebie, natychmiast bym ci ją zabrała.
- Wcale nie jesteś masywna – zaprzeczyłam. – Masz tylko… duże biodra.
- Dobra, dobra. – Machnęła ręką. – Bierzemy ją!
- Tak naprawdę nie wiem, po co ją kupiłam – powiedziałam parę chwil później, gdy wyszłyśmy ze sklepu. – Raczej i tak nie będę miała gdzie jej założyć.
- Możesz się nieźle zdziwić – Kate puściła mi oczko. – Coś czuję, że już niedługo trafi ci się okazja, żebyś w niej wystąpiła.
Poszłyśmy coś zjeść i gdy czekałyśmy na zamówienie, nagle zdecydowałam się opowiedzieć Kate całą historię o Ryanie. Musiałam się w końcu komuś wygadać, a wiedziałam, że Kate nie będzie mnie oceniała. To nie była Gabrielle, która brała ze mną udział w upokarzaniu Ryana, ani nie była to Melanie, której nie mogłam opowiedzieć nawet połowy z oczywistych względów. Gdy skończyłam, Kate uniosła brew.
- Nie wiedziałam, że był z ciebie taki potworek.
- Błagam, daruj.
- A teraz co do niego czujesz?
Głęboko zastanowiłam się nad tym pytaniem. Co aktualnie czułam do Ryana? Czy w ogóle coś do niego czułam?
- Na pewno pociąg fizyczny – powiedziałam powoli. – A co do reszty… nie wiem… głupio mi nawet nad tym myśleć, bo to w końcu chłopak Mel.
- Zapomnij o niej na chwilę. – Kate wbiła we mnie przenikliwy wzrok. – Gdyby Mel tu nie było, a Ryan pojawiłby się w twoim życiu czystym przypadkiem… co byś do niego czuła w takiej sytuacji?
No, jeśli tak to przedstawić…
- Lubię go. – Wzruszyłam ramionami. – Choć często maksymalnie mnie wkurza. No i tłamszą mnie wyrzuty sumienia za to, co robiłam, ale…
Momentalnie przed oczami stanęła mi idealna linia szczęki Ryana, wydatne kości policzkowe, ciemnobrązowe gęste włosy, jego cholernie pociągające perfumy…
- No, nie pogardziłabym nim – dokończyłam kulawo. – Ale to i tak bez znaczenia. On chodzi z Melanie – upiłam łyk napoju.
- Chodzi, chodzi, nie chodzi – oznajmiła Kate z miną znawcy. – Każdy wagon da się odczepić.
- Ale to moja siostra!
- W grę wchodzi też wydziedziczanie.
Kate była niemożliwa. Przez następne kilkanaście minut próbowała mnie zmotywować – sama nie wiem do czego – ale w końcu stanowczo powiedziałam:
- Ej, ja chciałam się tylko wygadać. Nic już tu nie będę robić. On mnie nienawidzi i chodzi z moją siostrą. A ja… usuwam się ze sceny.
  
Gdy przekroczyłam próg domu od razu zorientowałam się, że Ryan znów jest u Mel – powiedziały mi to wystarczająco wymownie męskie buty w przedpokoju. Westchnęłam ciężko i przeszłam do łazienki. Rozpuściłam włosy, nalałam wody do wanny, wzięłam długą i gorącą kąpiel, po czym chciałam skierować się do swojego pokoju… ale coś mnie powstrzymało. Zza drzwi od pokoju Mel dobiegły mnie podniesione głosy. Ciekawość była zbyt wielka – przycisnęłam ucho do drzwi.
- …i akurat teraz musisz wyjeżdżać? Mówiłem ci przecież o tym co najmniej tydzień wcześniej.
- Przepraszam! Zapomniałam o tym – jęknęła Mel. – Ale dlaczego się tak złościsz?
- Bo właśnie zostawiłaś mnie na lodzie.
- Niechcący.
- Musisz tam jechać? Nie obejdą się bez ciebie?
- Jasne, że obejdą, ale już im obiecałam. Przecież to nic wielkiego.
- Dla ciebie to nic wielkiego – burknął Ryan. – A dla mnie to oznacza kolejne zdeptanie mnie przez własną rodzinę.
Nie rozumiałam z ich rozmowy ani słowa, ale ponownie przypomniałam sobie, że to nie moja sprawa. Przeszłam cicho do pokoju i zamknęłam drzwi. Jakąkolwiek trudność Melanie sprawiła Ryanowi swoim wyjazdem, nie znajdowała się w kręgu moich zainteresowań. Przed snem wyjęłam z torby nową sukienkę i pieczołowicie schowałam w szafie.
  
Gdy wstałam w piątek rano, zauważyłam, że Mel już wyjechała – poznikała część jej ubrań, a w kuchni na blacie leżała kartka. Podniosłam ją do oczu.
„Miałam jechać jutro, ale dziewczyny znalazły jakąś fajną ofertę i wyjeżdżamy już dziś. Kocham Was! Buziaki”
Było mi trochę przykro, że Mel się ze mną nie pożegnała, no ale w końcu nie rozstawałyśmy się na wieki. Poszłam do pracy i ku mojemu zdziwieniu, ale też radości, zobaczyłam tam Abby.
- Cześć! – zawołałam, przytulając ją. – Czy ty nie pracujesz tylko w weekendy i poniedziałki? Czy już mi się poprzestawiały dni?
Abby roześmiała się uroczo.
- Grafik mi się rozluźnia i być może będę pracowała częściej.
- To super. – Szczerze się ucieszyłam.
Dzięki niespodziewanemu towarzystwu Abby dzisiejszy dzień w pracy nie był tak męczący jak zwykle, a i ja miałam dużo lepszy humor. Gdy Ryan przyszedł na dwie godziny przed zamknięciem, nawet się nie skrzywiłam, tylko z uśmiechem powiedziałam mu „cześć” i poszłam przyjąć zamówienie. Odpowiedział mi z dość krzywym uśmiechem, a potem tylko siedział na wysokich stołkach barowych. Nie miałam nawet czasu z nim pogadać, bo Abby zmyła się trochę wcześniej i musiałam obsługiwać ostatnich klientów. Trochę mnie dziwił fakt, że przyszedł i tylko siedział, obserwując, jak pracuję, ale postanowiłam się nie odzywać. Ocknął się, gdy pomachałam mu kluczami przed twarzą i oznajmiłam, że już zamykamy.
Wyszedł na zewnątrz z nieco nieprzytomnym wzrokiem. Zamknęłam restaurację i przekazałam mu klucze, by oddał Clarze – wyjątkowo dzisiaj nieobecnej – ale on chwycił mnie za nadgarstek.
- Odprowadzę cię – zaproponował. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Dzięki, trafię – odparłam.
- Nie pytałem cię o zdanie – zauważył. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam iść moją wydeptaną już ścieżką. Ryan szedł obok mnie z dłońmi wciśniętymi głęboko w kieszenie. Wyraźnie coś chodziło mu po głowie. Byłam ciekawa, czy to z siebie wydusi, czy jednak nie.
Odezwał się dopiero, gdy zbliżyliśmy się do mojej furtki.
- Rose, mam do ciebie naprawdę wielką prośbę – powiedział poważnym tonem, a mnie na chwilę zatkało. Prośbę? Do mnie?
- Jesteś co prawda ostatnią osobą, którą mam ochotę prosić o pomoc – powiedział po chwili, a ja przygryzłam wargę. Widocznie znów wróciliśmy do burkliwego Ryana. – Ale oprócz ostatnią, jesteś jedyną, która może mi pomóc.
- W czym? – spytałam sucho. Nie spodobał mi się jego wstęp do tej prośby.
Ryan wziął głęboki oddech.
- Jutro moja ciocia bierze ślub. Miałem iść na wesele z Mel… ale ona tak niespodziewanie wyjechała i teraz jestem w kropce. Musisz ze mną pójść.
- Muszę? – prychnęłam, bo zaczynał być zbyt bezczelny.
- Słuchaj. – Spojrzał mi w oczy. – To coś więcej niż tylko zapłacone miejsce i dobra zabawa. Moja rodzina jest dosyć… - szukał odpowiedniego słowa przez chwilę. – Będzie tam moja siostra cioteczna, która bardzo lubi mi docinać – powiedział w końcu. – Dogryza mi od małego i nie są to niewinne żarty. Prawdę mówiąc, mam już ich dość. Jeśli przyjdę na wesele z dziewczyną, ona wreszcie choć na chwilę się przymknie. Co więcej… wszyscy wiedzą, że zaprosiłem Melanie jako osobę towarzyszącą. Widzieli ją na zdjęciach, chcą ją poznać. Widzisz więc, że nie mam wyboru. Muszę cię prosić, żebyś poszła ze mną zamiast Mel.
Przez chwilę przetwarzałam jego słowa w milczeniu. Gdzieś we mnie wzbierało nieokreślone uczucie… jednocześnie ekscytacji i irytacji.
- Prosisz mnie… - powiedziałam powoli. – Żebym poszła z tobą na ślub twojej cioci… i udawała Melanie? – ostatnie trzy słowa niemal z siebie wyplułam.
Ryan przymknął powieki.
- To idiotyczne, ale tak. Powiedziałem ci, jak to wygląda. Cała moja bliższa rodzina wie o Mel, a że są strasznymi plotkarami, podejrzewam, że dalsi krewni też już są poinformowani. Jeśli pójdę sam, będę musiał każdemu po kolei tłumaczyć, gdzie podziała się moja dziewczyna, a moja kochana siostrzyczka będzie miała świetny temat do nabijania się ze mnie przez następny rok. – Skrzywił się. – Zrozum mnie. Naprawdę nie mam wyjścia. Wiesz, gdyby to ode mnie zależało, wziąłbym którąkolwiek dziewczynę, ale pokazywałem już zdjęcia Melanie. Jesteście do siebie takie podobne. Na pewno się nie poznają, że to nie jest faktycznie ta dziewczyna ze zdjęcia. Proszę, Rose – powiedział niemal błagalnym tonem. – Zrób to dla mnie. Ze względu na te lata w szkole – dodał, nieco ironicznie. – Proszę cię. Jesteś moją jedyną nadzieją.
Cholera! Teraz dopiero dał mi dylemat. Z jednej strony byłam oburzona, że wymaga ode mnie, bym udawała własną siostrę. Z drugiej – nieco pochlebiało mi to, że wszystko nagle zależy ode mnie i od tego, co postanowię. A z trzeciej… nie mogłam się skupić, gdy Ryan wpatrywał się we mnie tymi intensywnie zielonymi oczami i był tak blisko, że jego perfumy gwałtownie atakowały moje nozdrza. Popatrzyłam na niego i w duchu westchnęłam. Mogłam tak stać do końca świata, a i tak wiedziałam, że się zgodzę.
„- Możesz się nieźle zdziwić. Coś czuję, że już niedługo trafi ci się okazja, żebyś w niej wystąpiła”
Och Kate, kto by pomyślał, że zostaniesz medium…
  
Starannie wyprostowałam włosy tak, że opadły mi na plecy jak wielka ciemnobrązowa płachta. Paznokcie u nóg i rąk miałam polakierowane srebrzystym iskrzącym się lakierem. Czarne kreski na oczach tego dnia wyszły mi wyjątkowo dobrze. Na lewy nadgarstek założyłam srebrną bransoletkę, w uszy wpięłam duże srebrne kolczyki. Usta pociągnęłam różową szminką w odcieniu specjalnie dobranym do sukienki. Narzuciłam też na siebie czarny żakiet, po czym spojrzałam krytycznie w lustro. W mojej opinii ani trochę nie przypominałam Melanie, ale ludzie zawsze powtarzali, że jesteśmy jak dwie krople wody. Zeszłam na dół, tupiąc obcasami, a tata aż podniósł wzrok znad laptopa.
- O mój Boże, Rose – rzekł, unosząc brew. – Idziesz na pokaz mody?
- Nie, na wesele – odpowiedziałam, wygładzając sukienkę. – Jak wyglądam?
- Pięknie. – Tata uśmiechnął się. Kusiło mnie, by go spytać, czy w tym wydaniu przypominam Mel, ale to chyba byłoby zbyt dziwne pytanie. Zerknęłam na zegarek. Została minuta do godziny, o której Ryan miał po mnie przyjechać, więc wyszłam na zewnątrz. Stanęłam przed furtką i czekałam.
Pół minuty później zatrzymał się przede mną czarny samochód. Chciałam wsiąść, ale powstrzymał mnie Ryan wychodzący z drugiej strony. Na chwilę odjęło mi mowę. Zawsze uważałam, że garnitur nawet z przeciętnego chłopaka może zrobić mężczyznę – a oto stał przede mną mężczyzna idealny nawet bez garnituru. Teraz, gdy miał go na sobie, bezwstydnie pożerałam go wzrokiem. Głęboka czerń idealnie kontrastowała z jego ciemnobrązowymi włosami. Uśmiechnął się do mnie i otworzył mi drzwi, mówiąc:
- Pięknie wyglądasz.
Odwzajemniłam uśmiech i wsiadłam. Kościół był na szczęście blisko, więc nawet nie musieliśmy za dużo ze sobą rozmawiać. W środku pilnowałam się, by się zanadto nie wzruszyć i nie zniszczyć doszczętnie mojego makijażu, ale szło mi ciężko. Lubiłam śluby. Lubiłam wsłuchiwać się w często drżący ze wzruszenia głos panny młodej, przypatrywać się rytuałowi wręczenia obrączek… przeczesywałam wzrokiem tłum gości i nagle do głowy wpadła mi pewna myśl. Szarpnęłam Ryana za rękaw.
- Co? – szepnął.
- Twoja mama… co powiedziałeś mamie? Przecież ona na pewno się nie nabierze na ten numer – syknęłam.
- Wiem, dlatego ona jako jedyna jest we wszystko wtajemniczona – szepnął Ryan, a ja odetchnęłam z ulgą. – Będzie podtrzymywała wersję, że jesteś Mel.
Pięknie. Co za urocza, niewinna gra.
Panna młoda była przepiękna, a na twarzy miała najszczęśliwszy uśmiech świata. Radość aż z niej biła. Pan młody również promieniował szczęściem. Po składaniu im gratulacji, wszyscy wsiedli do samochodów, by pojechać za nowożeńcami na świętowanie. Gdy zobaczyłam miejsce wesela, aż westchnęłam z zachwytu. To nie była restauracja – to był namiot. Ogromny jasnoniebieski namiot, pod którym znajdowały się rzędy stołów nakrytych białym obrusem. Piękne wysokie białe wazony były wypełnione różowymi, przeplatającymi się ze sobą kwiatami. Obok znajdowała się wielka płyta z błyszczącymi kafelkami, robiąca za parkiet. Siedział już przy niej zespół. Chciałam ruszyć do przodu i przyjrzeć się wszystkiemu z bliska, gdy poczułam, jak Ryan łapie mnie za rękę i splata nasze palce.
- Co ty robisz? – zdziwiłam się.
Uśmiechnął się sztucznie.
- Przecież jesteś moją dziewczyną – przypomniał. Pokiwałam głową, irytując się na samą siebie za to dziwne drganie serca, które wystąpiło po jego słowach.
Już po chwili byłam główną „atrakcją” dla rodziny Ryana. Każdy podchodził, wyrażał swój zachwyt „jaką to piękną jesteśmy parą” i dawał nam buziaki tak, jakbyśmy co najmniej to my brali tu ślub. Kiedy podeszła do nas wysoka kobieta ubrana w krwistoczerwoną suknię do ziemi poczułam, jak Ryan cały się spiął.
- Witaj, Saro – przywitał się z nią sucho, po czym rzucił mi spojrzenie mówiące, że to prawdopodobnie ona była tą szczególną siostrą, przed którą nie chciał się zbłaźnić. – Poznaj, proszę, Melanie.
O sekundę za długo zajęło mi uświadomienie sobie, że mówi o mnie.
- Miło mi cię poznać – powiedziałam słodkim tonem, wyciągając rękę w jej stronę. Uścisnęła ją, bacznie mi się przyglądając.
- Och, witajcie. Mi również jest miło – odezwała się tonem pełnym słodyczy, podobnym do mojego. – No, no, Ryan, kto by pomyślał, że zjawisz się tu z taką pięknością? – uśmiechnęła się na pozór uroczo. – Kiedyś nawet najbrzydsze panny nie chciały z tobą rozmawiać! – zaśmiała się sztucznie. Ryan nieświadomie jeszcze mocniej ścisnął mnie za rękę. Niemal czułam, jak zaczyna się denerwować. Nie miałam pojęcia, jak przerwać tę farsę. – No cóż, muszę na razie iść przywitać się z resztą gości, ale pewnie jeszcze porozmawiamy!
Gdy się oddaliła, Ryan burknął cicho:
- Suka.
- Rzeczywiście – przytaknęłam. – Odgryź się jej kiedyś.
- Niby jak? Sama widziałaś, jaka ona jest. Uważa siebie za ideał, który tylko innym może wytykać wady – warknął, ale po chwili się opanował. – Chodź, usiądźmy wreszcie.
Tak łatwo było mi zapomnieć, że udaję tu Melanie. Świetnie rozmawiało mi się z najbliżej siedzącymi członkami rodziny. Nawet Ryan w końcu zapomniał o rozmowie z Sarą i włączył się w rozmowę. Gdy razem się śmialiśmy, nagle nic poza tym nie istniało. Nie istniało nasze wspólne chodzenie do szkoły, jego niedoskonałości, moje karygodne zachowanie. Byliśmy po prostu Ryanem i Rose i prawdę mówiąc, cieszyłam się, że mogę tu być zamiast Mel. Czułam, że się tu odnalazłam. A sukienka, rzeczywiście, bardzo się przydała.
Potem poszliśmy na parkiet. Tu spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Przypomniałam sobie lekcje tańca ze szkoły, na których Ryan przypominał słonia w składzie porcelany. Teraz jednak, po zaledwie jednym tańcu z nim, wykrztusiłam:
- Jezu, Ryan, byłeś na jakimś międzynarodowym konkursie tanecznym?
Zaśmiał się.
- Uznam to za komplement. Sama też możesz czuć się wyróżniona – nadążyć za mną to już coś.
- Zarozumialec – wytknęłam mu, ale na moje słowo tylko uśmiechnął się szeroko i szybko obkręcił mnie idealnie w rytm nowej muzyki. Nie wiem, ile tak wirowaliśmy, ale czułam na sobie mnóstwo spojrzeń. Gdy wreszcie wróciliśmy do stołu, by czegoś się napić, jakaś starsza pani zachwyciła się:
- Jaka jest z was piękna para! Lepiej zapytajcie organizatorów, czy i wy możecie wynająć ten namiot – zaśmiała się chrapliwie. – Bo jeśli o mnie chodzi, z przyjemnością przyjdę na wasze wesele!
Uśmiechnęłam się z rozbawieniem, natomiast Ryan jakby odrobinę się zmieszał. Potem nadszedł czas na fotografie. Każdy po kolei chodził do państwa młodych, a po chwili błyskał flesz. W końcu nadeszła i nasza kolej. Gdy zdjęcie zostało zrobione, ktoś zawołał:
- Oto najlepsi tancerze na tym weselu!
Parę osób roześmiało się, a jakiś pan, chyba już mocno pod wpływem, dodał:
- I najlepsza para! Patrzcie na nich, jakie gołąbki!
Czułam, że się rumienię, a po chwili dobiegł mnie kolejny okrzyk:
- No, dalej, Ryan, pocałuj swoją dziewczynę! W takiej scenerii to grzech tego nie zrobić – ktoś zarechotał z własnego pomysłu.
Ryan usiłował zejść z podestu, ale nagle wszyscy goście przyłączyli się do tej dziwnej gry – nagle, zanim się spostrzegłam, wszyscy wstali, zaczęli wiwatować, klaskać i skandować:
- Całujcie się! Ca-łuj-cie się!
Nawet państwo młodzi się przyłączyli i też nas dopingowali tym hasłem. Byłam już czerwona jak piwonia. Wolałam nawet nie patrzeć na Ryana. No tak – typowe wesele, pijani, weseli ludzie, a ja udaję dziewczynę Ryana. Całkiem zrozumiałe, że wszyscy każą nam się pocałować, jak na parę przystało. Ale przecież nie jestem Melanie. Jestem kimś, kogo Ryan nienawidzi. Jestem tu, bo muszę tu być. Spojrzałam na Ryana w popłochu, pytając go niemo, co mam zrobić. Miał trochę zagubiony wyraz twarzy, ale nagle pojawiła się na niej zaciętość. Cholera.
Parę sekund później całowałam się w najlepsze z chłopakiem mojej siostry.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4430 słów i 24552 znaków.

7 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Czarodziejka

    Super idę czytać kolejne <3

    16 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka <3

    16 sie 2016

  • jaaa

    Dodaj jeszcze jedna dziś, proszę :3

    16 sie 2016

  • candy

    @jaaa zaraz dodam :D

    16 sie 2016

  • karolciaaa4

    No to się porobiło :D nie ma to jak czytać opowiadanie praktycznie znając juz zakończenie ^^ uwielbiam ♡.♡

    16 sie 2016

  • candy

    @karolciaaa4 zakończenie jest przewidywalne, jak w każdej powieści, ale najważniejsza jest chyba droga do tego :) dziękuję :)

    16 sie 2016

  • karolciaaa4

    @candy masz racje :) ale opowiadanie i tak jest super :* podziwiam ^^

    16 sie 2016

  • candy

    @karolciaaa4 dziękuję bardzo :*

    16 sie 2016

  • Olaa

    O nie wierzę! :D z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)

    16 sie 2016

  • candy

    @Olaa <3

    16 sie 2016

  • Ania13477

    Prosze cie dodaj dziś <3 <3
    Mega fajnie ze taka długa!!! Jesteś świetna!!! <3

    16 sie 2016

  • candy

    @Ania13477 dziękuję! <3 <3

    16 sie 2016

  • marTYNKA

    O kurde to się  porobiło od nienawiści do miłości jeden krok <3

    16 sie 2016

  • candy

    @marTYNKA oj tak :)

    16 sie 2016

  • Xsara94

    Musisz kończyć w takich momentach ? :eek: kiedy kolejna ?;)

    16 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 moja specjalność :D jeszcze nie wiem. Jak wrócę do domu :)

    16 sie 2016

  • Xsara94

    @candy nie popędzam, ale.... wracaj do domu !!!!!!! :lol2:

    16 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 haha :D wróciłam, zaraz dodaję :)

    16 sie 2016