Spróbuj mi zaufać /1/

♪ Pride & Prejudice - Your hands are cold ♪ - do rozdziału polecam włączyć mniej więcej od 2:20, ale warto przesłuchać cały utwór, bo jest przecudowny! Film zresztą też :)
  
Pierwszego dnia na moim uniwersytecie najbardziej spodobało mi się to, że tylko dwa kilometry dzieliły go od morza. Gdy szło się zalanymi słońcem uliczkami pełnymi kolorowych rzeczy, czuło się we włosach przyjemny, ciepły wiatr, ta droga wydawała się zaledwie paroma metrami. Parę dni po rozpoczęciu roku akademickiego zdecydowałam się wreszcie wyruszyć w teren. Zaraz po powrocie do mieszkania zdjęłam z siebie cięższe ubrania, które założyłam rano, zwiedziona chłodnym porankiem. Z każdą upływającą godziną czułam, że się pomyliłam. Dzień był jeszcze bardzo ciepły, słoneczny, więc założyłam dżinsowe spodenki z wysokim stanem oraz białą zwiewną bluzkę z cienkiego materiału z rozszerzającymi się u dołu rękawami. Słońce mocno grzało i świeciło, więc założyłam okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z mieszkania, kierując się na plażę. Komórkę zostawiłam na łóżku, bo chciałam mieć kompletny kontakt z naturą. Ostatnio nie chodziłam za dużo, z powodu wypadku i rehabilitacji, dlatego chciałam to nadrobić.
Choć byłam tu ledwie kilka dni, wiedziałam, że to była dobra zmiana. Tutaj nawet powietrze było inne i czułam, że oddycham pełną piersią. Rok akademicki już się zaczął, ale ja miałam wrażenie, jakby było lato. Szłam rześko przed siebie, lekko tupiąc japonkami o chodnik. Plaża była przepełniona, ale maszerowałam dotąd, aż znalazłam kawałek jej tylko dla siebie. Zdjęłam buty, rozkoszując się piaskiem, który przesypywał mi się między palcami. W jednym miejscu był jasny, niemal biały, a w innym prawie złocisty. Morze było spokojne, ale wiatr i tak tworzył małe fale, które rozbijały się przy brzegu. Delikatnie zamoczyłam w wodzie jedną stopę, potem drugą. Obmyła mi nogi, nieco jeszcze chłodna, ale już pod wpływem prażącego słońca. Jego promyki odbijały się w wodzie, rzucając błyszczące refleksy. Wsłuchałam się w przychodzące raz za razem fale i pomyślałam, że to całkiem dobry początek nowego etapu w życiu. Na pozór wszystko ułożyło się tak, jak chciałam – choć przez długi czas sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę chcę. Póki co rozpoczęłam studia, wynajęłam mieszkanie na pół z Gabrielle, wyzdrowiałam po wypadku, mimo wszystko zarobiłam trochę pieniędzy w pracy w restauracji… i co najważniejsze – osiągnęłam rozejm z Ryanem.
"Wybaczyłem ci. Jak mógłbym nie wybaczyć? Może i zniszczyłaś mi parę lat życia, ale potem je uratowałaś. Sam nie wierzę, że to mówię, Rose, ale naprawdę ci wybaczyłem”… Te słowa kołatały mi się w głowie niczym wściekłe pszczoły w zamkniętym ulu, choć miały wydźwięk jak najbardziej pozytywny. Rozkoszowałam się nimi powoli, jak czekoladą. To wszystko usłyszałam zaledwie parę dni temu, ale miałam wrażenie, że to było o wiele, wiele dawniej. Gdy tu przyjechałam, z miejsca poczułam się, jak w nowym życiu. Jakbym zamknęła za sobą pewien etap. Cóż, może i tak było, gdyby się nad tym wszystkim głębiej zastanowić. Zniknęła dawna Rose. Parę cech z mojej dawnej osobowości niewątpliwie mi zostało, bo nie czułam się gotowa do całkowitej metamorfozy, które zresztą istnieją chyba tylko w filmach… ale nie mogłam zaprzeczyć, że trochę się zmieniło. Wystarczyły jedne wakacje – stanięcie oko w oko z osobą z przeszłości, z własnymi błędami, ze świadomością, kim byłam i ile krzywd wyrządziłam. Czułam się odrobinę dojrzalsza po tym wszystkim, choć do stanu pełnej świadomości wciąż było mi daleko. Wciąż nie byłam bez winy. Choć jeszcze nic takiego się nie stało, czułam się, jakbym rozbiła związek. I to własnej siostry.
Od rozmowy w parku nie miałam kontaktu z Ryanem. Nie wiedziałam, co teraz się z nim działo. Też wyjechał na studia, ale nie miałam pojęcia dokąd. Głupio było mi pytać – zdradziłabym się, że zależy mi na tym, żeby był blisko. Z Melanie unikałam tematu Ryana jak ognia, a ona sama już chyba trochę przyzwyczaiła się do swojego nowego chłopaka i przestała rozpowiadać o nim na prawo i lewo. Utknęłam w bardzo dziwnym miejscu w życiu. Z jednej strony chciałam ruszyć dalej, ale brakowało mi Ryana. To było takie głupie – praktycznie chłopaka nie znałam. Spędziłam z nim mało czasu, za mało, bym mogła za nim tęsknić. Ponadto, co oczywiste – nie należał do mnie. Chodził z moją siostrą, a jedyne prawo jakie ja miałam w tej sytuacji, to prawo do czucia się winną za te dwa nieszczęsne pocałunki z Ryanem. To najbardziej mnie wkurzało – przecież to nie był mój pierwszy w życiu pocałunek, którym mogłabym się ekscytować przez długi czas. Całowałam się już wcześniej z wieloma chłopakami i nigdy nie wywoływało to u mnie tylu uczuć. Nigdy nie przywiązywałam się do żadnego z tych facetów. Było fajnie, a potem do widzenia. I dlaczego? Może dlatego, że oni byli tacy… dostępni. Ryan był zakazanym owocem. Zaintrygował mnie, ale nic się nie wydarzyło. Nie rozstał się z Mel, nie powiedział, że coś do mnie czuje, zachował się tak, jakby to wszystko nic dla niego nie znaczyło. Podejrzewałam, że gdyby nie moje kompletnie irracjonalne wskoczenie pod samochód, to do teraz by mi nie wybaczył. Ale ja wcale nie zrobiłam tego po to, by uzyskać przebaczenie. Zrobiłam to, bo nie chciałam, żeby cokolwiek mu się stało.
Wycofałam się z powrotem na piasek, który natychmiast oblepił moje mokre stopy. Wzięłam japonki w rękę i zaczęłam iść z powrotem w kierunku, z którego przyszłam. Wiatr wlatywał w moje rozszerzone rękawy od bluzki, które dziko falowały. Obserwowałam ludzi zbierających się już do domu, matki poganiające dzieci, wysokich opalonych chłopaków idących z dziewczynami za ręce. I ja – samotna, trzymająca za rękę jedynie parę japonek. Gdy wyszłam na nagrzany słońcem chodnik otrzepałam nogi z piasku, włożyłam buty i ruszyłam w stronę mieszkania, czując w sobie dziwny smutek.
  
Jako że był piątek i wreszcie miałam chwilę, by odpocząć od emocji towarzyszących przyjazdowi tu i pierwszych dni na uniwersytecie, postanowiłam wreszcie rozpakować się do końca, bo połowa moich rzeczy jeszcze wygodnie leżała w walizce. Wynajęłyśmy z Gabi całkiem ładne mieszkanie na czwartym piętrze w bloku. Nasza kuchnia miała jasnobrązowe blaty, białe kafelki na ścianach i wściekle cytrynowe fronty meblowe, tak że pierwsze wrażenie było nieco szokujące. Na ścianach wisiały trzy obrazki, oprawione w żółte ramki, duży zegar ścienny i okno. Był też tam niewielki stolik i przymocowane do ścian siedzenia w formie małej kanapy. Parę metrów dalej biegł korytarz oddzielający kuchnię od salonu. Salon bardzo mi się podobał, był utrzymany w bardzo ładnej kolorystyce. Jasnobrązowa podłoga, kremowe ściany, na jednej wisiał obraz przedstawiający kawałek morza, klify i błękitne niebo. Salon był wyposażony w purpurowy miękki dywanik, na którym stał elegancki mały stoliczek o barwie ciemnej czekolady, otoczony przez dwa fotele i kanapę w takim samym kolorze. Na tle wyłożonej jasnymi cegiełkami ściany stała również niska czarno-biała półeczka, na której znajdował się telewizor.
Najbardziej chyba jednak przypadł mi do gustu mój pokój. Miał białe ściany, jedną wyłożoną – podobnie jak w salonie – cegiełkami, tylko tu jasnoszarymi, z przerwą na okno. Przy ścianie stała biała półka z telewizorem, a przy niej dość okazała roślina w brązowej doniczce. Kremowy dywanik, mały biały stolik, rozkładane łóżko w formie kanapy, zawieszona wysoko na ścianie półka na książki, biała szafa i jeszcze jedna półka w formie kwadratu z czterema szafkami, w których były umieszczone niebieskie pudełka, które mogłam wysuwać i wkładać tam swoje rzeczy. Po prawo od drzwi znajdowało się też białe biurko i krzesło. Właścicielka była na tyle miła, że postawiła na nim również wazon ze świeżymi tulipanami.
Skończyłam się rozpakowywać i poszłam do pokoju Gabi. Tym razem przyjaciółka była już w stu procentach poinformowana o wszystkim, co stało się z Ryanem. Starałam się nie pokazywać po sobie, jak mocno to na mnie wpłynęło, ale to przecież była Gabrielle.
- Jakie mamy plany na pierwszy weekend w wielkim mieście? – zagadnęłam ją wesoło, sadowiąc się na jej łóżku.
- Hm… - Gabi zawiesiła bluzkę na wieszaku. – Impreza?
Typowa odpowiedź mojej przyjaciółki. Jednak tym razem nie miałam żadnych "ale”.
- Tutaj będzie inaczej – ciągnęła Gabrielle. – Mamy do dyspozycji plażę, a impreza nad morzem brzmi znaczenie lepiej niż kolejny wieczór w klubie, prawda?
Odpowiedziałam jej uśmiechem. Wiedziała, jak go poprawnie zinterpretować.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1674 słów i 9117 znaków.

5 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Czarodziejka

    Super <3

    18 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka <3

    18 sie 2016

  • okano1

    Masz talent super piszesz bardzo wciągaja twoje opowiadania czekam na kolejne ;)

    17 sie 2016

  • candy

    @okano1 dziękuję bardzo :)

    17 sie 2016

  • jaaa

    Jeeej <3

    17 sie 2016

  • candy

    @jaaa <3

    17 sie 2016

  • Olaa

    Czekam niecierpliwie na następną :D

    17 sie 2016

  • candy

    @Olaa :)

    17 sie 2016

  • Xsara94

    Początek cudowny ;) kiedy kolejna ? :D

    17 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 niedługo xd <3

    17 sie 2016