Spróbuj mi zaufać /10/

Było zimno, bardzo zimno, ale Tyler tak się uparł na tę plażę, że to było aż urocze. Wobec tego założyłam najgrubsze trampki, jakie tylko znalazłam, dżinsy, gruby szary sweter, a na niego jeszcze dżinsową kurtkę. Nie mogłam pojąć, jakim cudem Tyler nie zamienił się jeszcze w kostkę lodu, idąc w zwykłej bluzie, do tego rozsuniętej.
- Gorący chłopak ze mnie i tyle – podsumował, śmiejąc się.
- Hej! – zaprotestowałam. – Ze mnie też jest całkiem gorąca dziewczyna, a mimo to zamarzam. Nabierasz mnie. Na pewno też jest ci zimno.
- Wcale nie. Zobacz – powiedział i złapał mnie za rękę. Istotnie, wcale nie kłamał. Jego ręka była duża i ciepła, taka, że aż chciało się ją trzymać. Dlaczego więc od razu porównałam jego ręce z rękoma Ryana?
- Dlaczego właściwie idziemy aż na plażę? – spytałam, potykając się o jakiś korzeń. – Jesienią nie jest jakoś szczególnie uczęszczana.
- Bo mam dla ciebie prezent, a plaża zapewnia idealną scenerię – odpowiedział tajemniczo Tyler.
- Masz dla mnie prezent? – zdziwiłam się, a potem zaczęłam gorączkowo się zastanawiać. Czy coś przegapiłam? Swoje urodziny, Dzień Kobiet, Boże Narodzenie? Wyglądało na to, że nie. W takim razie dlaczego on miałby mi coś dać? – Z jakiej okazji?
- Bez okazji – wzruszył ramionami. Byliśmy już na plaży. Całe szczęście, że wokół było dużo przydrożnych latarni, bo inaczej poczułabym się naprawdę nieswojo – teraz już szybko robiło się ciemno. Spacer nieco mnie rozgrzał, ale wzdrygnęłam się, gdy razem z kolejną falą przyszedł chłodny powiew wiatru. – Po prostu gdy to zobaczyłem, od razu pomyślałem o tobie. Nietrudno zgadnąć dlaczego.
Z kieszeni bluzy wyciągnął mały woreczek, który mi podał. Zaciekawiona, pociągnęłam za supełek, a na moją rękę wypadła srebrna bransoletka. Podniosłam ją do oczu, by lepiej się przyjrzeć. Była dość cienka, lecz gruba na tyle, by mogła utrzymać dwie zawieszki – jedną była mała srebrna literka "R”, a drugą czerwona róża. Gapiłam się na to przez parę sekund, oszołomiona, po czym spojrzałam na Tylera, który wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.
- Nie wiem, co powiedzieć – wydukałam. – Dziękuję ci. Jest śliczna.
- Tak samo, jak ty – powiedział cicho Tyler, a wyraz jego twarzy dał mi do zrozumienia, że te słowa nie były wyświechtanym frazesem, który się mówi, by zmiękczyć dziewczynę. On naprawdę tak uważał. Zabrał bransoletkę z mojej dłoni, po czym podwinął kurtkę i sweter, ukazując mój nagi nadgarstek, na którym delikatnie zapiął mój nowy nabytek. Gdy na niego spojrzałam, pomyślałam, że to byłby idealny moment, by go pocałować. Przez sekundę rozważałam przybliżenie się do Tylera, gdy nagle coś mnie powstrzymało. Przed oczami stanął mi Ryan, patrzący na mnie i moje obnażone ciało, jego dłoń zaciśnięta na mojej i ten szept… "Wiesz, Rose, gdyby nie Mel…”. Cholera, nie ma mowy, żebym mogła ruszyć dalej z moim życiem. Tyler był uroczy i byłam wściekła na samą siebie, że zamiast myśleć o nim, myślałam o jakimś pożal się Boże Ryanie, ale nie mogłam wygrać tej walki z samą sobą. Musiałam wstrzymać rozwój całej akcji, a przynajmniej do czasu, kiedy coś wreszcie zrobię z moim życiem. Czy może z moimi uczuciami, bo to one stanowiły tu główny problem. Rose Williams, ostatnio najbardziej uczuciowa osoba na tej planecie. Kto by pomyślał?
Jakoś udało mi się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Pocałowałam Tylera w policzek, a potem wypłynął ze mnie słowotok, skutecznie psując nastrój i uniemożliwiając jakikolwiek głębszy pocałunek. Jeśli Tyler mnie znienawidził w tej chwili, trudno. Nie mogłam go pocałować. Nie wtedy, gdy myślałam o kimś zupełnie innym.
Wróciłam do domu mocno zamyślona. Wciąż obracałam bransoletkę na nadgarstku. To był piękny gest ze strony Tylera, że mi ją podarował. Domyślałam się, że zapewne bransoletka była tylko z jedną zawieszką, a literkę "R” musiał dokupić, co jeszcze mocniej tylko potęgowało mój zachwyt, a przy tym wyrzuty sumienia. Czemu to nie mogło być proste? Tyler mnie lubił. Ja lubiłam jego. Dlaczego świat nie mógł tak tego zostawić? Dlaczego gdzieś między nami musiał być jeszcze ten cały bałagan? Nawet nie wiedziałam, jak miałabym go zakończyć. Wydziedziczenie Melanie z rodziny jawiło się jako jedyne rozwiązanie. Z różnych aluzji zbieranych przez te lata od Joe’go, Kate oraz rodziców miałam świadomość, że mama też miała w życiu wiele zawirowań, zanim wreszcie na dobre związała się z tatą, ale… na pewno nie takich, w które była włączona jej siostra.
Położyłam się w łóżku i zamyśliłam. Moja siostra. Dziewczyna, którą znałam całe moje życie. Jaki właściwie miałam do niej stosunek? Nie byłyśmy szczególnie mocno związane. Praktycznie nigdy nie urządzałyśmy sobie babskich wieczorów czy pogadanek o facetach. Owszem, kiedyś łączyły nas wspólne zabawy lalkami, podbieranie mamie kosmetyków i butów na obcasie, ale to wszystko było lata temu. Byłyśmy młodsze. Dzieci nigdy nie mają barier w stosunku do drugiego człowieka. Potem dorosłyśmy i każda z nas poszła swoją drogą. Nie oznaczało to oczywiście, że Mel była mi obojętna. Choć często irytowała mnie z tym swoim naiwnym charakterem i duszą dziecka, to wciąż była moja siostra. W naszych żyłach płynęła ta sama krew. Byłyśmy związane tak, czy inaczej, co wcale nie ułatwiało sprawy. Jak by zareagowała, gdybym nagle wtargnęła w jej życie osobiste? Gdybym namąciła? Gdyby role się odwróciły i to ona musiałaby oglądać mnie z Ryanem?
Głęboko westchnęłam i zacisnęłam powieki. Nie było sensu się nad tym zastanawiać z jednego, bardzo prostego powodu – tak się nie stanie. Ryan nigdy w życiu nie zamieniłby Mel na mnie. Może, gdyby mnie nie znał, gdyby po prostu uważał mnie za starszą, atrakcyjną siostrę Melanie… ale nie mogłam cofnąć czasu ani wspomnień, które Ryan miał w głowie. Choćbym nie wiem, jak się starała, wiedziałam, że nigdy ich nie zapomni.
Nie rozmawiałam z Ryanem praktycznie cały tydzień. Nie wiedziałam, czy w ogóle wypada mi się odzywać. Pragnęłam kontaktu z nim, ale byłam w kropce – o czym miałabym z nim rozmawiać, i przede wszystkim – jak? Tak, jakby nic się nie stało, tak jakby nie wtargnął do mojego pokoju w środku nocy, podczas gdy powinien być u Melanie? Cóż, na pewno byliśmy już nieźle wykwalifikowani w dziedzinie przemilczania ważnych tematów, ale to była kolejna bomba, która spadła na mnie niczym balon z zimną wodą, rozbiła się na mojej głowie i spowodowała, że nie umiałam jasno i obiektywnie myśleć. Czyli co, to już był koniec naszej znajomości, czy Ryan też nie wiedział, co z tym zrobić? Postanowiłam, że tym razem poczekam na jego ruch. W końcu to on był facetem i to on wszedł tam, gdzie nie powinien. Czas, by się wykazał i w ogóle zdecydował, czy chce mieć ze mną kontakt, czy nie.
Czy to był jego ruch, czy los miał akurat kaprys – nie mam pojęcia. Szłam do mojego budynku, gdy zauważyłam majaczącą się z przeciwległego końca sylwetkę. Od razu poznałam, że to Ryan. Szliśmy naprzeciwko siebie, każde do swojego budynku i znów nie wiedziałam, jak mam się zachować. Dzieliło nas parę metrów, ale nie było już odwrotu – ja zauważyłam jego, on zauważył mnie. Co robić? Udać, że się nie znamy? Podejść? Pomachać? Miałam serdecznie dość zastanawiania się nad tym, tak jakbym miała piętnaście lat.
Zwolniłam, on też. Chwilę staliśmy, niezdecydowani, wreszcie Ryan ruszył w moją stronę. Czekałam, aż do mnie dojdzie, czując nerwowe ssanie w żołądku. Wreszcie podszedł z kamienną twarzą. Choć na jego widok zachciało mi się śmiać, przybrałam taką samą minę.
- Hej – powiedział, wpatrując się we mnie przenikliwie.
- Cześć – odpowiedziałam.
- Dawno cię nie widziałem.
- Hm, może nie chciałeś mnie zobaczyć – powiedziałam, zastanawiając się jednocześnie, czy to brzmi jak wyrzut. Ryan chyba pomyślał podobnie, bo uniósł pytająco brew.
- Marudzisz – stwierdził, a ja w duchu odetchnęłam z ulgą, bo zaczynało robić się między nami normalnie. Oczywiście, jeśli pominąć fakt, że najwyraźniej Ryan ponownie przybrał strategię "nie rozmawiajmy o ważnych rzeczach, bo po co”. – Co słychać?
- Póki co, wszystko ok – odpowiedziałam, czując się, jakbym rozmawiała ze starą ciotką. – A u ciebie?
- Jakoś idzie.
Zapadło niezręczne milczenie, które po chwili zdecydowałam się przerwać:
- To ja chyba już będę lecieć.
- Mhm – przytaknął Ryan. – Ja też.
Boże, jakbyśmy się zamienili w dwa kołki drewna. Już miałam parsknąć, gdy spytał:
- A może wpadniesz do mnie?
- Hm. – Udałam, że się zastanawiam. – No, czemu nie.
Dobry ruch, pochwaliłam go w myślach. Miałam tylko nadzieję, że z czasem przestanie być między nami tak niezręcznie. Wspinałam się z nim po schodach, po czym rozsiadłam się w jego małym salonie, czekając, aż zrobi nam herbatę. Obserwując go ukradkiem, zauważyłam, że często się krzywił. W końcu spytałam:
- Wszystko ok?
Podniósł głowę znad czajnika.
- Jasne. Czemu pytasz?
- Bo ciągle się krzywisz – powiedziałam zgodnie z prawdą. Znowu się skrzywił.
- Draśnięcie. Zaraz mi przejdzie.
Uznałam, że nie warto kontynuować tego tematu. Usiadł obok mnie, stawiając kubki z herbatą na stoliku i przez chwilę panowała cisza. Znowu… w końcu zaczęliśmy najbardziej nudny temat, jaki istnieje: studia. Tak jakbyśmy nie gadali o tym już tysiąc razy wcześniej. Ależ mnie irytował taki stan rzeczy. Bawiłam się bransoletką od Tylera, głównie po to, by zająć czymś ręce, ale nagle przykułam tym wzrok Ryana. Wbił w mój nadgarstek takie spojrzenie, że aż poczułam się, jakby lekko mi zlodowaciał. Delikatnie chwycił mnie za niego i przyciągnął do siebie.
- Widzę, że nowa błyskotka – zagaił.
- Można tak powiedzieć.
- Kupiłaś, czy dostałaś? – drążył temat, ale jego ton nie wróżył nic dobrego.
- Dostałam – odpowiedziałam, myśląc, o co mu właściwie chodzi.
- Od kogo?
Palnęłam głupotę. Naprawdę, tak jakbym nie mogła skłamać. Znowu pojawiła się we mnie ta idiotyczna blokada – nie chciałam mówić mu nic o Tylerze. Dlaczego? Cholera, sama tego nie wiedziałam. Byłam przecież pewna, że Ryan już nie zrobi ani nie powie nic, co mogłoby Tylera wypłoszyć. Poprzednio powiedzenie Ryanowi prawdy może nie byłoby najwłaściwsze – mógłby się poczuć trochę głupio, że postanowiłam wyjść z jego mieszkania tylko po to, by spotkać się z Tylerem, ale teraz… co mnie powstrzymało? Czemu nie mogłam zwyczajnie powiedzieć, że dostałam bransoletkę od przyjaciela? Zresztą, mogłam przecież powiedzieć cokolwiek – od Gabi, od rodziców… a jedyne co odparłam, zanim zdążyłam pomyśleć, co właściwie robię, to:
- Nieważne.
Ryan znów uniósł brew i zacisnął szczęki.
- Nieważne? – powtórzył, a ja miałam ochotę się zdzielić w głowę. Tak jak pierwotnie miał być zdzielony Ryan – patelnią, przez tatę. – Nieważne, mówisz… - powtórzył znowu i nagle puścił mój nadgarstek tak gwałtownie, jakby go oparzył.
Atmosfera nagle zgęstniała. Dawno nie widziałam u niego tak wrogiego spojrzenia. Przez chwilę szukałam w głowie odpowiednich słów. Nie chciałam teraz nagle zmieniać zdania i mówić, że dostałam bransoletkę od Tylera. Powiedziałam, że to nieważne, to powiedziałam. Po zawodach. Rany, Rose, jaka ty czasem jesteś głupia, skarciłam się w myślach. Pieprzona duma. To właśnie przez nią teraz milczałam, zamiast powiedzieć coś, czym mogłabym naprawić tę głupią zaistniałą sytuację. W końcu zdecydowałam się na łagodne pytanie:
- Dlaczego wciąż się krzywisz? Coś sobie zrobiłeś?
Poruszył lekko ramieniem i spojrzał na mnie kpiąco.
- Nieważne – powiedział ironicznie. Tym razem to ja się nastroszyłam. Przecież zadałam mu zwykłe pytanie! Czemu nie mógł normalnie mi odpowiedzieć? No tak, zganiłam się w myślach. Ty mu czegoś nie powiedziałaś, to on tobie też nie. Spojrzałam na niego wrogo, a on odpowiedział mi tym samym spojrzeniem. Atmosferę można by kroić nożem. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Ryan pewnie też. Żyliśmy w sielance przez ostatnie dni, praktycznie nie pamiętając o tym, co się kiedyś między nami działo. Uświadomiłam sobie nagle, że wciąż sobie nie ufamy. Nie ufamy sobie na tyle, by udzielić odpowiedzi na normalne, zwyczajne pytania, być może bojąc się nawet reakcji tej drugiej osoby. Nawet już pomijając Mel – nie ruszymy dalej choćby z naszą znajomością. Jeden moment i dwa pytania wystarczyły, byśmy momentalnie poczuli między sobą dystans. I choć mi się to bardzo nie podobało, nie miałam pomysłu ani siły, by to jakoś zmienić.


Mam jutro o 12 egzamin teoretyczny państwowy na prawko. Trzymajcie kciuki, bo stres mnie zjada od środka już teraz.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2423 słów i 13365 znaków, zaktualizowała 18 sie 2016.

10 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Olaa

    Powodzenia! :)

    19 sie 2016

  • ksiezniczka69

    Opowiadanie jak zawsze extra  :bravo:  powodzenia na egzaminie  ;)

    19 sie 2016

  • candy

    @ksiezniczka69 dziękuję <3

    19 sie 2016

  • Xsara94

    Odpowiadanie jak zawsze super <3 powodzenia :)

    19 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 dziękuję <3

    19 sie 2016

  • kaay~

    Powodzenia!!:D

    19 sie 2016

  • candy

    @kaay~ dzięki! <3

    19 sie 2016

  • okano1

    Powodzenia będzie dobrze i staraj sie nie stresowac ps opowiadanie the best :)

    19 sie 2016

  • candy

    @okano1 postaram się... :) dziękuję <3

    19 sie 2016

  • marTYNKA

    Opowiadanie boskie. Powodzenia :kiss:

    19 sie 2016

  • candy

    @marTYNKA dziękuję <3

    19 sie 2016

  • Wiktor

    Powodzenia

    19 sie 2016

  • candy

    @Wiktor dzięki! :)

    19 sie 2016

  • Czarodziejka

    Super <3 Powodzenia  :kiss:

    19 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka dziękuję <3

    19 sie 2016

  • Xenia1997

    Powodzenia ;*

    19 sie 2016

  • candy

    @Xenia1997 (nie)dziękuję <3

    19 sie 2016

  • pech

    Powodzenia Maleńka! :*

    19 sie 2016

  • candy

    @pech nie(Dziękuję)! <3

    19 sie 2016