Świat według Suzan cz.1

Świat według Suzan cz.1Do końca roku szkolnego zostało już tylko parę dni. Czas leciał dość szybko. Lekcje spędzaliśmy na rozmowie a nie na nauce. Ostatni dzwonek, później tylko uroczystość zakończenia roku szkolnego i oficjalne rozpoczęcie wakacji za nami. Głowa pełna pomysłów, nie wiadomo od czego zacząć.

* * *

Po odebraniu świadectw wybrałam się z moimi znajomymi do restauracji. Uczczenie zakończenia roku szkolnego wpisane było już w naszą tradycję. Rozmawiałyśmy o naszych planach na najbliższe dwa miesiące. W większości przypadków bywa, że plany są niesprecyzowane i działania spontaniczne. Tak i w tym przypadku, żadna z nas nie była pewna jak spędzi te wakacje. Wiedziałyśmy, że powinny być niezapomniane.  

* * *

Tegoroczne wakacje chciałam spędzić aktywnie. Siedzenie godzinami na komputerze nie wchodziło w grę. Przez te ostatnie miesiące myślałam tylko o tym by odetchnąć od codziennej rutyny. Miałam dosyć nauczycieli, którzy po wystawieniu ocen stali się jeszcze bardziej nieznośni. Wszystko co związane było ze szkołą działało na mnie negatywnie. Byłam już zmęczona tą "budą”, dlatego odpuściłam sobie ostatnie dwa dni zajęć. Czy jestem wagarowiczką? Nie i raczej nią nie zostanę. Jestem chyba zbyt leniwa, by odpisywać od koleżanki, lekcje na których mnie nie było. Jakkolwiek by nie było, nastąpiły upragnione wakacje.

* * *

Wróciłam do domu w którym oczywiście panowała cisza. Oznaczało to tylko jedno... Byłam w nim sama. Nie pierwszy już raz wracałam do pustego mieszkania...-i nie ostatni-podpowiadała moja podświadomość. Wiem że rodzice chcieliby spędzać ze mną więcej czasu, jednak rozumiałam, że pracują. Nigdy nie miałam im za złe tego że muszę ogarnąć temat obiadu. Lubiłam gotować. To była taka jedna z moich pasji o której nikomu nie wspominałam. Często wyszukiwałam ciekawych przepisów w internecie. Samo gotowanie... nie powiem szło mi całkiem dobrze. Nie jestem jakimś wirtuozem w kuchni, jednak jak zawsze sądziłam, to co przyrządzę jest zjadliwe. ;)

* * *

Tym razem nie byłam głodna, zjadłam na mieście ze znajomymi. Ominęłam kuchnię i ruszyłam w stronę mojego pokoju.  
Jakieś dwa lub trzy lata wstecz, zainteresowała mnie architektura wnętrz. Kupowałam sobie wtedy różne pisemka na ten temat. W jednym z nich pisało, że amatorskie projektowanie można zacząć od zaraz. Wystarczy mieć głowę pełną pomysłów. Tak więc, po przeczytaniu tego artykułu utożsamiłam się z nim i rozpoczęłam od swojego pokoju. Wyjęłam blok, ołówki i kredki i zaczęłam obmyślać plan swojego wymarzonego pokoju. Ceniłam minimalizm, chciałam uzyskać trochę więcej przestrzeni. Mój pokój był średniej wielkości. Nigdy jednak nie uważałam, że mogłabym się zamienić na coś większego. Spędzałam tu czas od kąt pamiętam i bardzo lubiłam w nim przebywać. Miał swój urok. Wracając do tematu. Nakreśliłam na kartce jak miałby wyglądać i rozpoczęłam szukanie mebli do pokoju. Miałam jednak określony budżet co do zakupów. Nie mogłam bardzo zaszaleć. Obok okna ustawiłam biurko, by za każdym razem podczas odrabiania lekcji, wpadały ciepłe promienie słońca. Nad biurkiem wisiała moja ukochana półka na książki. Zamontowana została niedawno. Znajdowały się tam wszystkie moje ukochane książki. Na przeciwnej ścianie stało składane dwuosobowe łóżko. A tuż obok łóżka znajdowała się szafka nocna. W moim pokoju znajdowała się jeszcze szafa rogowa oraz komoda. Ściany miałam w kolorze granatowym i czerwonym. Całość idealnie dopełniała czarno-biała fototapeta przedstawiająca uliczkę w jakimś mieście. Sama urządziłam sobie pokój i może dlatego właśnie przebywanie w nim sprawiało mi jeszcze większą przyjemność niż przed remontem. Byłam dumna ze swojego dzieła. Mój pokój stał się dla mnie nie tylko miejscem noclegowym, był dla mnie miejscem na odetchnięcie od codzienności. To w nim mogłam zażyć relaksu siadając na wielkiej pufie i słuchając muzyki. Choć zainteresowanie architekturą minęło, zostało mi piękne wspomnienie dawnych czasów w postaci mojego pokoju.  
Wchodząc do pokoju, rzuciłam na podłogę torebkę i wzięłam ubrania na przebranie. Zawsze wkurzają mnie święta szkoły, kiedy to trzeba się ubrać na gala. Wszyscy wyglądają tak jakoś...dziwnie. Mama karze mi ubierać czarną spódniczkę a tego nie znoszę najbardziej. Rozumiem na przykład bordowa, granatowa lub w wzór kwiecisty ale dlaczego akurat czarna. Zakładając ją czuję jakbym miała iść na pogrzeb. Chociaż spódniczki i sukienki nie są wcale takie najgorsze, jak to powiedziała moja koleżanka, cytuję " zakładając je można się poczuć tak dziewczęco”. Na jej słowa wybuchłam niepohamowanym śmiechem, nie dlatego, że to nie prawda lub że się z tym nie zgadzam. Po prostu powiedziała to takim śmiesznym wysokim głosem.  

* * *

Przebrałam się w krótkie sportowe szorty i białą luźną bokserkę z jakimś nadrukiem. Słońce świeciło bardzo mocno i było strasznie upalnie. Zapowiadały się śliczne upalne wakacje. Pomyślałam, że rozłożę basen w ogrodzie. Przy takiej pogodzie to świetny pomysł. Woda się nagrzeje do wieczora a ja ochłodziłabym się po słonecznym dniu. Związałam włosy w luźnego koka i wyszłam z domu kierując się do szopki. Szukałam w ciemnościach basenu, jednak podchodząc powoli do regału zrobiłam jeden nieostrożny krok i rozległ się głośny pisk. Sama zaczęłam krzyczeć nie wiedząc na co nadepnęłam. Uciekłam przed dom i łapałam kilka szybkich oddechów. Postanowiłam, że jeszcze raz tam pójdę, tym razem z latarką. Niespodziewanie odezwał się czyjś głos, należący do osoby stojącej za mną:
-Cześć sąsiadko!
Obróciłam się ostrożnie na pięcie i spojrzałam w miejsce z którego dochodził głos. Odetchnęłam z ulgą. Już spokojniejsza odpowiedziałam:
-Cześć Remek. Co tam?
-No u mnie nic takiego, babcia prosiła, żebym pomógł jej skosić trawę. A tobie co się stało? Było cię słychać z daleka.-mówił z uśmiechem na ustach.
Remek był wnuczkiem moich sąsiadów. Jego dziadkowie byli miłymi osobami, kiedyś będąc małą dziewczynką dziadek Remka częstował mnie cukierkami. Mogłabym go nazwać przyjacielem od piaskownicy. Pamiętam jak codziennie bawiłam się z chłopakiem, do czasu kiedy się nie przeprowadził. Później zaczął przyjeżdżać już coraz rzadziej. Weekendy, święta, wakacje. Mieszkał na drugim końcu miasta, więc chcąc, nie chcąc i tak się widywaliśmy. Moja miejscowość nie jest zbyt wielka, natomiast są tu bardzo malownicze krajobrazy.  
-To nie było śmieszne, to było straszne.  
-Co było?-zapytał z zaciekawieniem.
-Duuuch.-odrzekłam z drżącym głosem, po czym zaczęłam się śmiać.
-Gdzie? W twojej szopce?  
-Tak....no okey to może nie duch, to mogła być mysz, lub szczur.-powiedziałam poważnie, wzdrygając się na ostatnie słowo, które wypowiedziałam. Objęła nas niepohamowana fala śmiechu. Przerwałam ją mówiąc:
-Ale mi nic nie jest straszne.-zaczęłam oddalać się w stronę garażu.  
-Gdzie idziesz? Po ducho-łapacz trzy tysiące?
-Oczywiście, że po latarkę, sąsiedzie.  
Poszukałam w garażu latarki i szłam już w stronę szopki. Zauważyłam, że za płotem Remek kosił już trawę. Słońce schowało się za chmurami a lekki wiaterek muskał moje ramiona. Otworzyłam powoli drzwi od szopki i włączyłam latarkę. Świeciłam na ziemię patrząc pod nogi i uważnie stawiając kroki. W jednej chwili drzwi się zatrzasnęły a latarka zgasła. Wydarłam się najgłośniej jak tylko mogłam. Otaczała mnie ciemność, chciałam zrobić krok w stronę drzwi, które zamknął wiatr i znowu nadepnęłam na coś, co wydało taki sam dźwięk jak poprzednio. Mój głos przybrał jeszcze bardziej na sile. Czułam ból gardła i chrypę nasilającą się z sekundy na sekundę. Chwilę później, ktoś zaczął szarpać drzwi. Pomyślałam, że to może być mój ratunek. W drzwiach pojawił się Remek. Rzuciłam mu się w ramiona.  
-Dzięki.-rzuciłam, krótko.  
-Hej, hej, spokojnie Suzan. To tylko wiatr.-odsunęłam się i wpatrywałam się w niego z zaciekawieniem.  
-Dobra zrobimy tak Wejdziemy tam...
-Ja już tam nie idę.-przerwałam mu.-Będę trzymać drzwi.-dokończyłam.
-Okey, to ja pójdę, poczekaj....-odszedł z uśmiechem na twarzy.
-Gdzie idziesz?
-Po latarkę.-odpowiedział przez ramię pokazując zęby.
-Okey, to ja czekam.
Serce biło mi szybko, nie pomyślałabym, że moja szopka może być nawiedzona. Do teraz w to nie mogłam uwierzyć i nie chciałam.  

* * *

Stałam przodem do szopki i zaglądałam w szczelinę między, niezamkniętymi drzwiach. Poczułam dotyk na ramieniu, który skwitowałam wrzaśnięciem. Padłam na ziemię, jakby w geście obrony. Usłyszałam śmiech. To był Remek.  
-Nie lękaj się mnie.-rzekł zadowolony, że wyszedł mu żart.
-Ha ha ha. Rzeczywiście, bardzo śmieszne.-odpowiedziałam, wysilając się na największą jaką tylko można ironię.  
-Sory, ale to jednak było śmieszne.
-Nie nie było.
-Uwierz. Było, gdybyś tylko widziała swoją minę.  
Udawałam oburzoną. Jednak sama byłam ciekawa co tak naprawdę kryje się w tym ciemnym miejscu. Stałam przy drzwiach a Remek wszedł do środka, oświetlając sobie drogę latarką dziadka.
-No więc zobaczymy co to za duch.-odparł pewny siebie a uśmiech nadal nie znikał mu z twarzy.  
Zatrzymał się blisko wejścia i popatrzył uważnie dookoła. Przyjrzał się dokładnie ziemi i schylił się po coś.  
-No to mamy winowajce.-powiedział, odwracając się przodem do mnie.
Spojrzałam na przedmiot, który trzymał w ręku i zaczęłam się głośno śmiać. Tym "duchem” była gumowa myszka, która należała do mojego pieska, kiedy jeszcze tu był. Zdechł rok temu a ja w tym momencie uświadomiłam sobie, jak długo mnie tutaj nie było. Kolejny raz tego dnia ogarnęła nas fala śmiechu, Remek ścisnął gumową zabawkę a ta znowu pisnęła. Zaczęłam się jeszcze głośniej śmiać, nie mogąc opanować emocji. Wiatr się uspokoił, słońce znowu delikatnie ogrzewało niezakryte miejsca mojego ciała.
-Dzięki, pogromco duchów za uratowanie mnie przed małą piszczącą myszką.-powiedziałam siląc się na powagę.
-Nie ma za co. Może mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
-Jeżeli już pytasz to tak. Pomóż mi odnaleźć basen, jest gdzieś w tych ciemnościach.-odparłam już spokojniej.
Remigiusz pomógł mi znaleźć go w tej ciemnej "jaskini” po czym wrócił do koszenia trawnika w ogródku babci. Rozłożyłam na ogrodzie basen i kiedy już szłam po wąż by napełnić basen wodą zobaczyłam niespodziewanego gościa...

********************

Cześć! To moje pierwsze opowiadanie na tej stronce.  
Zapraszam do zostawienia swojej opinii w komentarzu.
Mam nadzieję, że historia Zuzy przypadnie wam do gustu i będę miała okazję do napisania dalszego ciągu jej wakacyjnych przygód. ;)

Karolayn

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1993 słów i 11141 znaków, zaktualizowała 9 sie 2015.

3 komentarze

 
  • Arina

    Bardzo mi się podoba.  Pozdrawiam Suzana

    12 sie 2015

  • tYnKa

    Hmm fajnie się zaczęło tylko znalazłam jeden głupi błąd' Pomyślałam, że rozłożę basen na ogrodzie' powinno być Pomyślałam że rozłożę basen w ogrodzie :p

    8 sie 2015

  • Karolayn

    @tYnKa Już poprawione :D Błędy mogą się każdemu zdarzyć.. ;) Dzięki xd

    9 sie 2015

  • kolkol

    Fajne :)

    3 sie 2015