Wybieram jeszcze raz [35]

Prawie nie wierzyłam w to, co się działo. Po dwóch tygodniach pełnych załatwiania formalności, organizowania lotów, pakowania, pytań „czy o niczym nie zapomnieliśmy” i po oddaniu Markowi Szczęściarza z wymuszeniem obietnicy, że po powrocie zastaniemy psa w takim stanie, w jakim go oddaliśmy - wreszcie mogliśmy zapakować się całą czwórką w samochód i jechać na lotnisko. Ian prowadził, Kate wymądrzała się na temat drogi, a ja drzemałam na tylnym siedzeniu, oparta lekko o ramię Lucasa. Było jeszcze trochę chłodno, zwłaszcza że była czwarta rano, dlatego miałam na sobie długie czarne spodnie, czerwono-czarną koszulkę w kratkę i bluzę. Już nie mogłam doczekać się wygrzewania na plaży i wysokich temperatur. Wciąż nie dowierzałam, że to naprawdę się działo - że Lucas się zgodził na wspólny wyjazd, że to wszystko doszło do skutku, że udało nam się wszystko załatwić i właśnie pędziliśmy na poranny lot do Grecji. Między Lucasem a mną nadal nic szczególnego się nie wydarzyło, ale byłam dobrej myśli. Czułam, że już niedługo coś się zmieni. Póki co moja tajemnica była bezpieczna - byłam w ciąży dopiero około trzy, może niecałe cztery tygodnie. Nic jeszcze nie było po mnie widać. Miałam jeszcze trochę czasu na naprostowanie sytuacji.
Strasznie chciało mi się spać, więc co chwila zapadałam w sen i budziłam się na parę sekund. W końcu poczułam, jak Lucas delikatnie szturcha mnie w ramię.
- Obudź się.
- Nie – burknęłam. – Chcę spać.
- No dobra, to lecimy bez ciebie.
- Nie! – zawołałam, natychmiast otwierając oczy.
Lucas zaśmiał się pod nosem, a Ian zaparkował na lotniskowym parkingu i zgasił silnik. Odpięłam pas i wyszłam na zewnątrz samochodu, by rozprostować wreszcie zdrętwiałe kości i zaczerpnąć powietrza. Wciąż było chłodno, ale już znacznie cieplej, niż jak wsiadałam do samochodu. Po chwili podeszła do mnie Kate, a chłopaki zaczęli wyjmować nasze walizki z bagażnika.
- Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje – powiedziałam, uśmiechając się do Kate. – Jak dobrze, że mnie namówiłaś.
- Jeszcze się nie ciesz. Nie wiadomo, czy nie będziemy musieli przetrwać lotu z płaczącymi dookoła dziećmi – odpowiedziała przyjaciółka, przeciągając się. Usłyszałam trzaskanie jej kości. – A skoro o dzieciach mowa… - ściszyła głos. – Jak się czujesz?
- Dobrze – zapewniłam ją.
- Kiedy powiesz Lucasowi?
- Niedługo – powiedziałam, a Kate spojrzała na mnie sceptycznie. – No co? To nie takie hop siup. Muszę pomyśleć, jak to zrobić.
- Hej, Lucas, zobacz, jaka piękna pogoda. A tak przy okazji, jestem z tobą w ciąży – parsknęła Kate.
- Cicho! – syknęłam.
- Hej, dziewczyny, ruszcie się, bo samolot nam zwieje – zawołał do nas Ian, co uznałam za wybawienie z tej niezręcznej rozmowy. Chwyciłam za rączkę swojej walizki i ruszyłam w stronę lotniska. Po chwili dogonił mnie Lucas.
- Jakiego przyspieszenia dostałaś. Mogłabyś startować w konkursie na najszybszy bieg z walizką – zażartował.
- Bo jest mi zimno – wyjaśniłam i wzdrygnęłam się. – Chcę już znaleźć się na lotnisku.
- Jesteś głodna? – zapytał nagle, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Nie. Czemu pytasz?
- Bo nic nie zjadłaś – przewiercał mnie wzrokiem. – No, chyba że za śniadanie uznałaś ten mały jogurt naturalny.
- Z chlebem pełnoziarnistym – dodałam.
- Wow, to rzeczywiście zmienia postać rzeczy.
Zmieszałam się, bo wyraźnie zaczynał coś podejrzewać.
- Testuję nową dietę – pospieszyłam z wyjaśnieniem.
- Dla wróbelka? Bo jesz niewiele więcej niż on.
- Nieprawda – zaprzeczyłam i wiedziałam, że mam rację. Jak na mnie, to jadłam całkiem dużo. Oczywiście wciąż musiałam się pilnować, by były to zdrowe rzeczy, ale wchłaniałam więcej niż Kate i ja razem wzięte. – Po prostu nikt normalny nie ma apetytu o czwartej rano.
- Niech ci będzie – mruknął Lucas, ale uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech i maszerowaliśmy w milczeniu. Niedługo potem weszliśmy na teren lotniska, które mimo wczesnej pory obfitowało w ludzi. Miałam ochotę natychmiast klapnąć na ławkę i tak zostać, ale czekała nas jeszcze odprawa bagażu, check-in i wszystkie inne formalności. Nie za bardzo orientowałam się w tych lotniskowych sprawach, gdzie, co i jak, dlatego zostawiłam to chłopakom. Cieszyłam się, że byliśmy tu całą czwórką. Cieszyłam się z każdego najdrobniejszego szczegółu. Miałam wrażenie, że teraz już wszystko będzie dobrze.
W końcu, po załatwieniu wszystkich lotniskowych formalności poszliśmy kupić sobie coś do jedzenia. Każde z nas chciało iść gdzie indziej, więc w końcu rozdzieliliśmy się - Kate z Ianem poszli w jedną stronę, a my z Lucasem w drugą. Miałam ogromną ochotę na pączka, ale w końcu ograniczyłam się tylko do kupienia lekko słodkiej bułki. Z zazdrością patrzyłam, jak Lucas je zapiekankę.
- Nadal jesteś pewna swojej diety? – zapytał z lekko kpiącym uśmieszkiem, patrząc na mnie znad parującego dania.
- Tak – powiedziałam, choć niezbyt pewnym tonem. Ech, gdyby tylko wiedział, cóż to za specjalna „dieta”…
- A ja mam inne zdanie. Patrzysz się na mnie, jakbyś chciała zrzucić mnie z krzesła i zjeść mi zapiekankę – stwierdził z uśmiechem. – Chcesz gryza?
- Dam radę – odpowiedziałam twardo, choć ślinka mi ciekła, a Lucas to wiedział i patrzył na mnie z wrednym uśmiechem.
- Jak wolisz, moja droga.
Wkrótce potem poszliśmy w wyznaczone miejsce, gdzie już czekali na nas Kate i Ian. Stanęliśmy w długiej jak za komuny kolejce do samolotu, a potem tłoczyliśmy się w ciasnym korytarzu, szukając swoich miejsc. Okazało się, że Kate i Ian siedzą zupełnie gdzie indziej.
- Czyli my idziemy na przód – westchnęła Kate. – Wy macie miejsca jakoś pośrodku.
- Akurat przy wyjściu ewakuacyjnym – zauważył Lucas. – Jak Carly mnie zamęczy swoim gadaniem, to będę miał szybką drogę do wyjścia.
- Ale śmieszne – prychnęłam. – To Kate zawsze gada, ile wlezie. Ja jestem oazą spokoju i ciszy. Hej, kto mi zabrał wodę z torebki?! Przyznawać się, wy złodzieje! – zawołałam i spojrzałam oskarżycielsko na przyjaciół. Ludzie wokół spojrzeli na mnie z niesmakiem, a Lucas parsknął śmiechem.
- Oaza spokoju, nie ma co.
W końcu usiadłam, po zażartej dyskusji z Lucasem odnośnie miejsca przy oknie. Ostatecznie wygrałam ją ja, ponieważ zawsze lubiłam patrzeć na chmury. Lucas siedział obok mnie, a na trzecim miejscu jakiś chłopak. Całkiem przystojny, nawiasem mówiąc. Wydawał się jednak znudzony sytuacją i wszystkimi dookoła, dlatego nawet nie zaczynaliśmy z nim rozmowy.
W końcu ogłoszono, żeby zapiąć pasy, bo przygotowujemy się do startu. Natychmiast skuliłam się w sobie, zapiąwszy szczególnie mocno pasy bezpieczeństwa. Samolot zaczął jechać, ustawiając się za paroma innymi w kolejce do startu. Lucas spojrzał na mnie uważnie.
- Boisz się latać?
- Właściwie to nie – wzruszyłam ramionami. – Startowanie całkiem lubię, ale jednak zawsze jakiś strach jest.
- W startowaniu nie ma się czego bać – pocieszył mnie Lucas. – Prędzej w lądowaniu, a to dopiero za parę godzin.
- Nie pocieszasz – jęknęłam.
- Spokojnie – zaśmiał się cicho, a ja usłyszałam zwiększoną pracę silnika. Samolot ustawił się już prosto na pasie startowym. – Nie bój się. W końcu ja tu jestem.
- I to ma mnie uspokoić? – zerknęłam na niego.
- Oczywiście – powiedział z dumą, ciągle się śmiejąc. – Ze mną nie musisz się niczego bać.
Samolot zaczął się rozpędzać, coraz szybciej i szybciej. Gdzieś w podbrzuszu poczułam nerwy, ale też motylki, wywołane pędem i faktem, że Lucas złapał mnie za rękę i splótł swoje palce z moimi.
Kto by pomyślał, że samo startowanie samolotu może tyle zdziałać.
  
Parę ciągnących się niczym ser na pizzy godzin później zmęczeni, senni i spoceni dojechaliśmy wynajętym autokarem pod hotel. Na jego widok natychmiast się rozbudziłam. Wyglądał jak wspaniały, ogromny dom, pomalowany na jasnożółty kolor i z białymi balkonami. Okien było tyle, że nawet nie byłam w stanie ich policzyć. Gdzieniegdzie przewijały się korytarze z barierkami. Całość dawała powalający efekt, ponieważ niebo było idealnie przejrzyste. Nie było na nim widać ani jednej chmurki, a słońce mocno grzało. Chciałam od razu wbiec do hotelu, a najlepiej na jego tyły, gdzie najprawdopodobniej znajdowały się wszystkie atrakcje, ale niestety musieliśmy najpierw powyjmować bagaże, załatwić wszystko w recepcji i się rozpakować. Stukałam ze zniecierpliwieniem sandałem w kostkę. Dobrze, że przebrałam się w samolocie, bo w moim poprzednim stroju z pewnością bym się tutaj ugotowała. Chwyciłam walizkę i jako pierwsza przemknęłam przez otwierające się automatycznie drzwi. W środku panował przyjemny chłód, co przyjęłam z ulgą, ale już po chwili zaparło mi dech na widok wystroju. Sufit był umieszczony niesamowicie wysoko, tak, że musiałam nieźle zadrzeć głowę, by go zobaczyć. Okazało się, że wokół nas, na wyższych piętrach były porozciągane korytarze z pokojami, a to wszystko w kształcie idealnego koła. Z sufitu zwisał ogromny żyrandol na niesamowicie długim zaczepie. Powróciłam wzrokiem na dół. Na środku sali stał stół z przekąskami- niestety, jak odnotowałam, znajdowały się tam same ciastka. Po prawej stronie rozciągała się recepcja, a po lewej było wejście do sklepu z pamiątkami i różnymi akcesoriami oraz porozstawiane gdzieniegdzie fotele lub kanapy. Na drugim końcu dostrzegłam wyjście na zewnątrz. Już stąd byłam w stanie zobaczyć kawałek lazurowej wody. Zostawiłam walizkę samą sobie i od razu pomknęłam w tamtym kierunku. Trochę mi się z tym zeszło, ponieważ ta sala była naprawdę ogromna, ale w końcu udało mi się dotrzeć na taras, skąd roztaczał się przepiękny widok: baseny wyłożone ciemnoniebieskimi kafelkami, które dawały efekt niebieskiej wody. Od słońca odbijały się rozłożone białe leżaki, przy niektórych były umieszczone też parasolki z niebieskiego materiału. Poczułam się trochę jak w sylwestra, zapewne dzięki palmom, których było tu co nie miara. Jasna kostka oddzielała jeden basen od drugiego, a gdy podniosłam wzrok, moim oczom ukazał się początek plaży. Matko kochana. Radość rozpierała mnie od środka jak wielki balon. Takie widoki, takie towarzystwo- czego mogło tu jeszcze brakować?
Poczułam, jak ktoś za mną staje. Odwróciłam się, cała rozradowana.
- Tu jest pięknie! – zapiałam, patrząc na oświetloną słońcem twarz Lucasa, który przyglądał mi się z uśmiechem.
- Widziałem to już po sposobie, w jaki pomknęłaś na ten taras. Ale masz rację. Normalnie bajka – podszedł do drewnianej, nagrzanej słońcem balustrady i spojrzał na roztaczający się przed nami krajobraz. Z dołu dobiegała głośna muzyka, słychać było rozmawiających i śmiejących się ludzi. Patrząc na to, miałam ochotę wcale nie wracać do mojego bagażu, tylko zostać tu już na zawsze.
- A tam jest plaża – pokazałam palcem na dalszy plan, a Lucas podążył za moim wzrokiem. Pomyślałam, że w takich okolicznościach czas zaryzykować i dodałam nieśmiało: - Pamiętasz, co z naszej listy miało mieć miejsce na plaży…?
Spojrzał na mnie zmrużonymi oczami z uśmiechem, na widok którego poczułam mrowienie w całym ciele.
- Jak mógłbym zapomnieć? Teraz nie sposób tego nie zrealizować.
- W pełni się z tobą zgadzam – przytaknęłam, wciąż czując na sobie jego spojrzenie, a w środku skacząc z radości. Chciał tego, chciał tego tak samo, jak ja. Teraz musieliśmy tylko jeszcze dojść do porozumienia - ostatecznego.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2142 słów i 12026 znaków.

8 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Olifffka

    :jupi:

    12 sie 2016

  • Aga1922

    Akurat czytam to i pakuje się do Grecji :P świetny rozdział <3

    11 sie 2016

  • candy

    @Aga1922 o widzisz :D dziękuję <3

    11 sie 2016

  • Czarodziejka

    Meega! Kiedy next? <3

    11 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka niedługo <3

    11 sie 2016

  • Krolewna

    <3

    11 sie 2016

  • candy

    @Krolewna <3

    11 sie 2016

  • Olaa

    Cudowne ???? kiedy następna część?

    11 sie 2016

  • candy

    @Olaa niedługo ;)

    11 sie 2016

  • Oliwia

    Kiedy next???

    11 sie 2016

  • candy

    @Oliwia niedługo :)

    11 sie 2016

  • Oliwia

    @candy Czekam

    11 sie 2016

  • kaay~

    Suuper!! Nie mogę się doczekać następnej części<3:D

    11 sie 2016

  • candy

    @kaay~ <3

    11 sie 2016

  • Hutqoi

    Cudowne!!!  Im dłużej czytam tym bardziej się uzależniłam :-p

    11 sie 2016

  • candy

    @Hutqoi dzięki wielkie <3

    11 sie 2016

  • Lovcia

    @Hutqoi Ja już się uzależniłam  :D

    11 sie 2016