Zacząć wszystko od początku cz.6

Spojrzałam na niego, zastanawiając się nad tym co się wydarzyło. Przez chwile zawahałam się, czy było to snem, czy prawdziwym wydarzeniem. Chociaż nadal stałam obok Roberta i widziałam zmieszanie w jego oczach, było to tak nierealne, że aż trudne do uwierzenia. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że to wszystko się wydarzy, nie uwierzyłabym. No bo przecież gdzie taki Mecenas jak Robert chciałby pocałować zwykłą kobietę?. Chociaż krążyły na jego temat różne plotki, tylko mnie udało się poznać jego tajemnicę. Już dawno w żadnych oczach nie widziałam takiego bólu, takiego strachu i tyle niepewności co w jego spojrzeniu. Taki sam ból, widziałam tylko raz w oczach Toma, gdy dowiedział się o śmierci przyjaciela. Tamtego dnia, gdy dowiedział się o tym, że stracił tak bliską mu osobę. Później, ten sam ból długo gościł w oczach naszego synka. Tak bardzo starałam się, by mu tego uniknąć, tak bardzo błagałam, prosiłam Toma by nie wyjeżdżał. Czy to tamtego dnia wszystko się zmieniło? czy dziwne zachowanie mojego męża, wiązało się z śmiercią przyjaciela na misji? czy dlatego związał się z kimś innym? nie miałam zielonego pojęcia. Teraz natomiast stałam na plaży z zupełnie obcym człowiekiem, który na dodatek mnie pocałował i nie mogłam w to wszystko uwierzyć. My przecież byliśmy tacy różni, tacy inni, że nigdy nawet w śnie, nie przypuszczałabym, że on mnie pocałuje. Ja byłam zupełnie nie z jego ligi, różniliśmy się niemal wszystkim. On był tym mężczyzną, za którego inne dałyby się pokroić. Wolny z kulturą i dodatkowo z dobrą reputacją. Gdybym była inna, nie zawahałabym się nawet chwili. Po prostu był wymarzonym materiałem na męża.  
Gdybym była inna. Jednak wciąż byłam sobą. Wciąż byłam tą samą Beth, która gdzieś miała pieniądze i wygody. Tą samą Beth, która naiwnie wierzyła w miłość. W mojej sytuacji wiedziałam, że to czysta głupota, ale nie potrafiłam postąpić inaczej.  
- Beatriz - powiedział niepewnie. Spojrzałam na niego i spuściłam po chwili głowę. Nie miałam odwagi, spojrzeć mu w oczy. - Beth - to co się wydarzyło.Przerwałam mu.
- Zapomnijmy o tym. Przepraszam cię Robercie. Nie powinnam do tego dopuścić - szepnęłam  
- Ale ja - zawahał się - Ja niczego nie żałuje. Jak już Ci mówiłem zmieniłaś moje życie Beth. Zmieniłaś je nieodwracalnie. Chociaż nie jestem pewny, czy jestem gotów na tą zmianę, cieszę się, że nastąpiła - rzekł - A ty? - zapytał po chwili  
Spojrzałam na niego i nie wiedziałam o co mnie pyta. Może nie byłam taka inteligentna jak on, może nie byłam taka wykształcona, nie pochodziłam z bogatej rodziny, ale czułam się przy nim wyjątkowa i to przerażało mnie jeszcze bardziej.No bo przecież już raz czułam się przy kimś pewnie i to mnie zgubiło. Nie chciałam znów by Kamil przez to przechodził, nie chciałam by w jego życiu pojawił się ktoś, kto za chwile znowu zniknie. Nie potrafiłam. Chociaż patrzył na mnie pytającym wzrokiem, zachowywałam się jakby nigdy nic. Udawałam, że tego nie widzę a w ostatnim czasie udawanie było moją mocną stroną.Nawet sama nie przepuszczałam, że potrafię aż tak dobrze udawać.  
- Chcesz już wracać? - zapytał po chwili  
Kiwnęłam przecząco głową i nic nie odpowiedziałam. Usiadłam na plaży, czując między palcami przyjemny dotyk piasku. Zamknęłam oczy i chciałam chociaż przez chwilę się odprężyć. Chciałam uspokoić, bijące serce.  
- Jak tu pięknie - rozmarzyłam się  
Zamknęłam oczy i poczułam na sobie czyjeś spojrzenie, ale nie zwróciłam na nie uwagi. Wyobraziłam sobie jak spaceruje tu z Kamilem. Jak synek biegnie w stronę mężczyzny, który wyciąga ku niemu ręce. O Boże! tym mężczyzną był Robert! Natychmiast otworzyłam oczy i szeroko z otwartymi oczami, niemal przerażonym wzrokiem spojrzałam na mężczyznę. Mecenas spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. Zapewne nie mając pojęcia o czym przed chwilą, naiwnie marzyłam.
Nie miałam przecież u niego najmniejszych szans. A może miałam? przez chwile Przyglądałam się w skupieniu jego twarzy, oceniając swoją sytuację. Zrezygnowana spojrzałam na błyszczące oczy mecenasa i wyczytałam w nich pytanie. Westchnęłam i spuściłam wzrok. Jednak raczej nie miałam. Zrezygnowana podniosłam się i spojrzałam na niego.  
- Jedziemy już? - zapytał  
- Jak chcesz. Przejdę się - szepnęłam  
Chociaż wzrok Mecenasa niczego nie wyrażał, na jego twarzy zobaczyłam grymas. Nie był zadowolony tym pomysłem, ale miałam to w nosie. Przecież byłam tu z własnej, nie przymuszonej woli i cieszyłam się z tego, że tu byłam. Chociaż trudno było mi w to uwierzyć, gdzieś w głębi serca, chciałam wierzyć w to, że dzisiejsza podróż odmieni moje życie. O ile jej na to pozwolę.  
- No dobrze idź - usłyszałam rezygnację w głosie Roberta  
Nie zwracając uwagi, na jego zaskakujące zachowanie, ruszyłam przed siebie. Spacerowałam wzdłuż plaży, nie oddalając się od Roberta. Nie znałam tego miejsca i nie miałam pewności, czy aby na pewno jesteśmy sami. Wolałam być ostrożna i nie zgubić się w obcym miejscu. Moje myśli wciąż krążyły wobec Roberta. Miałam nieodparte wrażenie, ze źle go oceniłam i przeczuwałam, że zrobił to wszystko w dobrej wierze. Przez chwile przypuszczałam, że może pomaga mi, bo tak bardzo przypominam  
mu jego zonę i dziecko. Stracił dwie najważniejsze osoby, więc poznając mnie i Kamila chcę mi pomóc. To chyba było najrozsądniejsze wytłumaczenie. I chciałam wierzyć w to, że prawdziwe. Rozmyślałam o jego propozycji pracy, chociaż miałam możliwość odbić się od dna i stanąć jakoś na nogi, myśl o pracy z nim powodowała ciarki na moich plecach. Samo to, że tak często bym go widywała, było dość niebezpieczne. Szczególnie po dzisiejszym pocałunku. Jakieś kilka minut później postanowiłam wrócić do mężczyzny. Robiło się już chłodno a oboje wiedzieliśmy, że najwyższy czas wracać do domu. Po kilku minutach stałam na przeciwko mężczyzny, który wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Nie mogłam już znieść tego, jakim był dżentelmenem. Nie ułatwiało mi to zadania, wręcz przeciwnie. Jednak byłam realistką i wiedziałam, że nie mam u niego szans. Nawet przez chwilę poczułam się jak kopciuszek. Jakbym była w bajcę o jakieś zakazanej miłości. Jednak czy ja go kochałam? nie byłam tego pewna. Chociaż?  
- Beth nie chcę wracać do domu. jest mi tu z Tobą tak cholernie dobrze - szepnął przyciągając mnie do siebie  
Spojrzałam przerażona na niego i nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Jego oczy pokazały mi to, przed czym tak cholernie starałam się bronić. Miłość. I to nie tylko jego miłość, ale nasza. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie chcę by mnie puszczał z ramion, pragnęłam w nich pozostać i to chyba przerażało mnie najbardziej.  
- Robert co my robimy? - szepnęłam zawstydzona  
- Ja otwieram przed Tobą swoje serce. Zakochałem się w Tobie. Zakochałem tamtego dnia, gdy taka przerażona trafiłaś do mojego biura - powiedział pewnym głosem  
- Nie powinniśmy. Zrozum ja nadal mam męża. Nigdy go nie zdradziłam Nie potrafię - szepnęłam  
Widziałam ból w jego oczach a po chwili stałam już swobodnie na nogach. Robert stał z zamkniętymi oczami oparty o maskę samochodu a mi zrobiło się go strasznie żal. Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego ramiona.Ręce powiesiłam mu na szyi i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.  
- Co chcesz ode mnie usłyszeć Robercie?- zapytałam. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem i położył palec na moich ustach  
- Ci, nic nie mów. Wracajmy już. Wracajmy zanim cały czar dzisiejszego wieczora pryśnie- szepnął - Chcę zapamiętać ten wieczór, chcę go zapamiętać Beth! potrzebuję go - rzekł  
Otworzył drzwi od samochodu, a ja spojrzałam niepewnym wzrokiem na niego. Nie chciałam wsiadać, nie chciałam dopóki nie powiem mu co czuję.  
- Nie - rzekłam Zrobiłam to tak cichutko, że nie byłam pewna, czy on usłyszał. - Nie - powtórzyłam. Robert odwrócił się i spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem. - Też coś do ciebie poczułam Robercie - wyszeptałam - Jednak ja wciąż mam męża, mam syna i po prostu strasznie się boję - przyznałam - Jednak przy Tobie czuje się tak, jak nie powinnam się czuć - rzekłam  
- Jak? - zapytał podchodząc bliżej mnie  
- Szczęśliwa mecenasie. Po prostu szczęśliwa - wyszeptałam i położyłam mu głowę na ramieniu.  

Wracaliśmy do domu w ciszy. Chociaż żadne z nas nie chciało nic powiedzieć, miałam jakieś dziwne wrażenie, że coś się między nami zaczęło. Nie wiedziałam tylko co. Przyjaźń czy to, czego tak bardzo się obawiałam. Miałam dwa wyjścia, wyjechać udając, że nic się takiego nie wydarzyło i przy okazji skazać syna na cierpienie, czy przyjąć pracę od Roberta i dać szansę temu, co małymi kroczkami się między nami rodziło? chociaż obawiałam się mu zaufać, serce nie chciało mnie słuchać. Stało się to, czego tak bardzo się bałam, uwierzyłam w szczęście. Chociaż prawnie byłam wdową to rozum kazał mi rozwiązać tą kwestię, no bo przecież przed Bogiem przysięgaliśmy. Żałowałam tylko, że Tom nie miał takich oporów jak ja i bez żadnych wyrzutów sumienia, zdradzał mnie i spłodził dziecko innej.Jednak ja nie byłam nim, dla mnie święty sakrament małżeństwa, był bardzo ważny. Chociaż mieliśmy kryzys, obiecałam sobie, że więcej tak nie postąpię. Po półtorej godzinie dojechaliśmy do mojego domu. Robert zatrzymał samochód, ale wciąż żadne z nas nie odzywało się słowem, zapewne bojąc się cokolwiek powiedzieć.  
-Beatriz - usłyszałam jego cichy głos  
Spojrzałam w oczy mecenasowi i uśmiechnęłam się. - Beth będziesz jutro w pracy? - zapytał  
Zawahałam się, ale po kilku minutach postanowiłam zaryzykować. Kiwnęłam głową i zdecydowałam, że jednak przyjmę propozycję mecenasa.Nie wiedziałam jak poradzę sobie jako sekretarka, ale postanowiłam spróbować. Chociaż robiąc to dla niego, no bo przecież tyle dla mnie zrobił.  
- No to do jutra. Widzimy się o siódmej w biurze - szepnął  
Kiwnęłam głową i pozwoliłam by otworzył mi drzwi, wysiadłam z jego auta i pocałowałam go w policzek. Ostatni raz poczułam jego perfumy i spojrzałam mu prosto w oczy  
- Dobranoc Mecenasie. Miłych snów - szepnęłam odchodząc  
Jeszcze długo czułam jego wzrok na sobie, ale nie zareagowałam. Postanowiłam iść do mieszkania i poczekać aż odjedzie. Gdy już usłyszałam silnik i zobaczyłam przez okno, że go nie ma, postanowiłam wyjść i jechać do mamy. Przecież tak bardzo tęskniłam za Kamilem.  
- Kim on był? - usłyszałam męski głos  
Odwróciłam się i spojrzałam w stronę Marka. Tak dawno go ostatnio nie widziałam, że prawie zapomniałam o jego obecności.  
- Adwokatem - szepnęłam  
- Adwokatem? - powtórzył, uważnie przyglądając się mojej twarzy - Czy aby na pewno tylko adwokatem? - zapytał  
Spojrzałam na niego i podchodząc bliżej, po prostu go przytuliłam. Tęskniłam za jego uśmiechem a nawet za jego marudzeniem i ochrzanianiem mnie. Tęskniłam za nim.  
- Tak tylko adwokatem - szepnęłam, sama nie wierząc w moje słowa  
- Nie umiesz kłamać Beth - powiedział poważnym głosem. Po chwili uśmiechnął się a cała niepewność, która przez chwile się pojawiła zniknęła gdzieś. - Tak się cieszę, że wreszcie się z kimś spotykasz - powiedział patrząc mi prosto w oczy  
- Oj tam zaraz spotykasz - oburzyłam się - On naprawdę jest moim adwokatem. Dobrze nam się gada i tyle - szepnęłam wchodząc do samochodu  
Marek cały czas śmiał się, nie spuszczając ze mnie wzroku. Obiecałam mu, że nie długo się spotkamy i już miałam odjeżdżać, gdy nagle do mojej głowy wpadł pewien pomysł. Zatrzymałam się i spojrzałam, na nadal stojącego Marka.  
- Może zechciałbyś mi towarzyszyć? Kamil strasznie się ucieszy, gdy Cię zobaczy - szepnęłam  
Marek ku mojemu zaskoczeniu bardzo chętnie się zgodził i po chwili w towarzystwie przyjaciela jechałam do mamy. Całą drogę rozmawialiśmy, chcieliśmy nadrobić stracony czas no i przyjaciel próbował wszystkimi siłami, wyciągnąć ode mnie garstkę informacji na temat Roberta. Chociaż próbował na wszystkie sposoby, efekt był zerowy. Nic mu nie powiedziałam i to nie dlatego, że nie chciałam. Ja po prostu naprawdę niewiele o nim wiedziałam. Chociaż zakochaliśmy się w sobie i wreszcie mogę to przyznać sama przed sobą, nic o sobie nie wiedzieliśmy. Ja wiedziałam tylko tyle, co powiedział mi na plaży. Nie sądziłam, że poruszy mnie historia obcego mężczyzny, ale on opowiadał to z takim bólem, że nie potrafiłam powstrzymać łez.  
- Niewiele o nim wiem - przyznałam w końca sama przed sobą. - Po prostu stracił żonę i dziecko. Teraz trudno mu się pozbierać - rzekłam  
- Mogę zadać ci dyskretne pytanie? - zapytał uważnie mi się przyglądając  
- Nie spaliśmy razem. Tylko raz mnie pocałował - powiedziałam  
Marek uśmiechnął się, ale pokręcił przecząco głową.  
- Nie o tym chciałem z Tobą rozmawiać - szepnął - Czy jakby Tom chciał do ciebie wrócić? wybaczyłabyś mu? - zapytał a jego głos drżał  
Zatrzymałam się na poboczu i przez kilka chwil, patrzyłam na skupioną twarz przyjaciela. Zastanawiałam się, czy on wie coś na temat mojego męża? czy Tom mu coś powiedział? ciekawiło mnie skąd nagle takie pytanie? Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam dalej. Nie odezwałam się, cały czas zastanawiając się nad słowami przyjaciela. Czułam na sobie jego pytający wzrok, ale nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Chyba sama nie wiedziałam.  
- Nie, chyba nie - powiedziałam - Nie wiem - dodałam po chwili z rezygnacją. Spojrzałam na niego wystraszonym wzrokiem i wzięłam kilka kolejnych głębokich wdechów - A co mówił ci coś na mój temat? - zapytałam drżącym głosem  

Nie miałem pojęcia kto to był i czego ode mnie chciał. Od pielęgniarki dowiedziałem się, że ktoś się o mnie pytał i czeka na mnie na dworze. Chociaż wkurzało to mnie, bo nie chciałem zostawiać córki samej, ciekawość była silniejsza. Wyszedłem ze szpitala i odwróciłem się dookoła, ale nie miałem pojęcia jak on wygląda. W moją stronę szedł wysoki mężczyzna w eleganckim ubraniu. Wyglądał na dość miłego, ale ja widziałem go pierwszy raz na oczy. Usiadłem na ławce i spojrzałem w jego stronę. Stał kilka merów dalej i wyglądało to tak, jakby oceniał sytuację.  
- Ty jesteś Tomasz tak? - zapytał - Tom? - dodał podnosząc jedną brew  
- Tak a kim pan jest? nie kojarzę pana - powiedziałem  
- Jestem Robert Wilson a oto moja wizytówka - powiedział podając mi do ręki karteczkę  
- Jest pan adwokatem? - zapytałem  
Mężczyzna kiwnął głową i po chwili oboje siedzieliśmy na brązowej ławce, obok szpitala.  
- Jestem Adwokatem Beatriz, pańskiej żony - powiedział przełykając ślinę - Beth nie wie o tym, że tu jestem. Jestem jej adwokatem, ale również bliskim przyjacielem - wyjaśnił - Mam dla pana pewną propozycję - powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2894 słów i 15407 znaków, zaktualizowała 15 cze 2015.

13 komentarze

 
  • Małgosia

    Super część, proszę o kolejną jak najszybciej:)

    26 sty 2015

  • Zagadka13

    jako młoda pisarka jak mogę to tak ująć czytając Pani opowiadania uczę się i dzięki temu znam błędy , które popełniam :)

    26 sty 2015

  • Wiktor

    A już miałem Cię do szkoły pogonić, a nie wagary. Ja dopiero na noc do pracy więc siedzę i czytam. Ale idę już spać!!!. Pozdrawiam Wiktor

    26 sty 2015

  • porzucona179

    Chcę więcej ! :-) Miłego dnia :-*

    26 sty 2015

  • agusia16248

    Wiktor Nie mam zamiaru przestawać pisać bo to po prostu kocham ani przestawać publikować na tą stronkę bo kocham Was- czytelników :) Szkołę już skończyłam :) Teraz pracuje :) I też nie zawsze mam czas i dostęp do neta :) ale staram się jak tylko mogę :)

    26 sty 2015

  • Wiktor

    Ale Pisz!!!. Pisz!!!. To Tobie ma sprawiać przyjemność i relaks od spraw codziennych czyli u Ciebie (nauki  chyba). A my będziemy czytać.

    26 sty 2015

  • agusia16248

    O jak miło :) No to w takim razie jeszcze bardziej dziękuje za opinię i postaram się następnym razem nie popełnić takiego błędu :)

    26 sty 2015

  • Wiktor

    Pewnie, że możesz mówić na ty. A Twoje opowiadania śledzę już od jakiegoś czasu. Mam Twoją zakładkę z Twoimi opowiadaniami. A wcześniej się nie udzielałem

    26 sty 2015

  • agusia16248

    No dobrze :) Poddaje się może to troszkę było nie przemyślane :) Obiecuje Poprawę :)

    26 sty 2015

  • Wiktor

    To jak może wygrać sprawę o podział majątku i taki znany mecenas takiej sprawy by nie wygrał. Taką sprawę wygrałby najgorszy "patałach". A jak trup może wybrać wszystkie pieniądze z banku( chyba że zrobił upoważnienie do konta na fikcyjną osobę i pod taką występuje. Takimi dokumentami sie posługuje. Jak umarł to wszystko jest żony

    26 sty 2015

  • agusia16248

    Tom żyje. Upozorował tylko swoją śmierć. Owszem prawnie może i nie ma męża,ale przecież przed Bogiem przysięgała :) No cóż piszę to co przychodzi mi do głowy i dlatego jest taki zamęt. Ale mimo to ciesze się,że jednak chociaż w małym stopniu się podoba i mam nadzieje,że dalej będziesz śledził losy bohaterów( Mam nadzieje,ze mogę mówić na Ty) Pozdrawiam i dziękuje za opinie :)

    26 sty 2015

  • Wiktor

    Witaj Agusiu!!!. Czytam Twoje opowiadanie i już całkiem się pogubiłem. Siedziałam na brązowej ławce, przy jego grobie(Tom nie żyje). To jak może wybrać pieniądze z banku?. Lub się procesować i być jeszcze na wygranej pozycji(jak nie żyje i prawnie jest trupem). Nie powinniśmy. Zrozum ja nadal mam męża. Nigdy go nie zdradziłam Nie potrafię - szepnęłam( jak ma męża jak nie żyje, kobiety po śmierci mężów nazywają się wdowami i są stanu wolnego).  Chociaż może się nie znam się na życiu po śmierci. Mi ciągle mówiono jak nie żyje to już koniec egzystencji, a jednak można prowadzić drugie życie. Ciekawe!.  Po za tymi nieścisłościami  to jest fajne opowiadanie. Ciekawa historia. Pozdrawiam Wiktor

    26 sty 2015

  • x

    Czekam na kolejna czesc ^^

    26 sty 2015