Zawsze będziesz sama!

Zawsze będziesz sama!Piszę to, ponieważ poprosiła mnie o akurat takie opowiadanie pewna osoba. Będzie ono pełne skrajności i niepewności.
-----------------------



Drogi czytelniku.
Siedzę w czarnym jak atrament pokoju. Sama. Nad białą kartką papieru, którą dopiero pokrywam swoim pismem. Z moich oczu płyną łzy bez przerwy. Czwarty dzień. Cały czas. Moja twarz jest czerwona i opuchnięta, pod oczami są czarne smugi tuszu, boli mnie głowa. Z każdą drgawką, która targa moim ciałem, tracę stopniowo siły. Już czwarty dzień nikt do mnie nie przychodzi. Bo po co? Jestem śmieciem, nadbagażem, którego trzeba się pozbyć. Niedobrą i nieidealną córką. Sama. Chyba zwariowałam. Chyba nie żyję. Wtedy czuję jakąś ciepłą strużkę, która płynie po mojej nodze. A nie, jednak żyję. Krew. Jedyne moje ukojenie. Z nadgarstków też płynie, tylko rany są mniejsze. Czwarty dzień upuszczam z siebie krew, która zasycha po jakimś czasie. Wkoło mnie jest jej pełno. Pomogło tylko na chwilę, potem znowu jest źle, dlatego kiedy rana zaczyna się goić ja ją rozdrapuję. Jestem słaba. Miałam uciec, dziś czuję, że nie dam rady. Ucieknę tylko w świat marzeń, w którym mnie nie ma, po prostu nie istnieje. To by było piękne i jest, kiedy o tym śnię, za każdym razem kiedy stracę przytomność. Już nie liczę ile razy straciłam kontakt z rzeczywistością, nie odróżniam realnego świata od marzeń. Nienawidzę ich. Nienawidzę. Nie chcę żyć. Chcę odejść. Świruję. Wybucham niekontrolowanym śmiechem na myśl o minie rodziców kiedy dowiedzą się, że zaginęłam. Czy może lepiej się zabić? Jeśli ucieknę, będą mnie szukać, żeby znowu się znęcać psychicznie. Będą mieli nadzieję, tak jak ja na myśl o nowym życiu. Tak nie może być. Muszą cierpieć. Niech zobaczą jak to jest zostać samemu na tym świecie. Nikt Cię nie kocha. Nie martwią się o Ciebie, bo jesteś im niepotrzebna. Odchodzę od biurka. Stoję przed lustrem i zastanawiam się co jest takiego we mnie, w moich oczach, a może w krwi, że zasłużyłam na karę, która ma trwać całe życie? Czemu zostałam skreślona jak źle napisany wyraz? Przecież to nie ja trzymałam długopis, nie ja kreśliłam każdą literę, nie ja źle się stworzyłam. Co sprawia, że pełno ludzi widzi we mnie niepotrzebny przedmiot, który ciąży i zajmuje miejsce? Czemu tak się dzieję, że tak szybko zostaje wrzucona do worka, przez to, że kiedyś ktoś mnie podarł na kawałki i wyrzucił nazywając śmieciem? Czemu nagle inne oczy widzą we mnie te strzępy i wyrzucają do kosza? Czemu przez jedną osobę ludzie nie widzą we mnie normalnego człowieka? Czemu skoro błądzić jest rzeczą ludzką mi niewolno? W głowie słyszę głos: Jesteś śmieciem. I powoli oswajam się z tą myślą, utożsamiam się z nią. Ona staje się prawdą. Nikt Ci nie pomoże, wszyscy wyrzucą się do kosza. Mają rację, jestem śmieciem. A to co się ze mną dzieje to przez rodziców i jego, tego, którego kochałam. Oni znęcają się psychicznie, on mnie zgwałcił. Trzy osoby, które powinny mnie kochać, a tylko mnie ranią. Nagle zginam się w pół, a z moich ust wypływa krew. Zapomniałabym, przecież mnie jeszcze pobił. Podpierając się ścian, na chwiejnych nogach, idę do biurka. Pod moimi rękami zostają świeże ślady czerwonej substancji. Obok kartki leży telefon. Mimowolnie patrzę na wyświetlacz niczego się nie spodziewając. Jednak na ekranie widnieje napis : Masz 152 nieodebrane połączenia. Jestem zdziwiona. To on. Czego chcę? Kiedy dzwoni po raz 153 odbieram i słyszę:
-To ja.
Milczę, bo co mam powiedzieć? Dopiero po chwili odpowiadam:
-Słucham. Po co dzwonisz? Chcesz mnie jeszcze raz zgwałcić? - mój głos jest słaby, ledwo mnie stać na taki wysiłek słowny. Od czterech dni nic nie mówiłam, dlatego od razu wie, że jest źle.
-Przepraszam. Co chcesz zrobić?
-Myślisz, że przeprosiny coś dadzą? Jestem śmieciem.
-Nie mów tak. Kocham Cię.
-Jeżeli kochałbyś mnie naprawdę nie zrobiłbyś tego. - dalej jestem spokojna, chociaż mój głos drży.  
-Co chcesz zrobić? - powtarza swoje pytanie.
-A co Ci powiedziałam tamtego dnia?
-Śmierć. Ucieczka. Nie możesz tego zrobić!  
-Mogę.
-Nic nie rób! Zaraz będę!
Kończę rozmowę i upadam na podłogę po drodze uderzając głową o kant szafki. Leżę bezwładnie. Moja ukochana krew jest wszędzie. Powoli tracę przytomność. Tylko nie to.  
Co zrobić czytelniku? Ucieczka? Śmierć? Sam wybierz.

autodestrukcja

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 799 słów i 4548 znaków.

8 komentarzy

 
  • Misia

    Przygnębiające, ale naprawdę dobrze piszesz...

    24 mar 2014

  • Insane

    Świetne, lecz nad wyraz depresyjne. Podobają mi się zdania dobrze ubrane w słowa. Następna część mogłaby się pojawić, jednak również podzielam uwagę, iż właśnie tak powinno to zostać. Lepiej napisz coś nowego :) Cud, miód!

    1 mar 2014

  • autodestrukcja

    Cieszę się,że się podoba. Tylko ja nie wiem czy pisać kolejną część, bo według mnie to powinno zostać tak jak jest. Napisałam to pomimo przerwy, po prostu nie mogłam wytrzymać bez pisania, dlatego nie wiem czy nie wrócę wcześniej

    1 mar 2014

  • okaleczona

    Super, czeekam na kolejne.

    1 mar 2014

  • LittleScarlet

    O rety... To jest.. to jest takie... Superidalne! *-*

    1 mar 2014

  • lula

    juz sie zakochalam w tym opowiadaniu;)

    1 mar 2014

  • nikt

    Dziękuję Natalia. Jest tak  jak chciałam

    1 mar 2014

  • Zuzzz

    Świetne i tajemnicze. Bardzo mi się podoba. Pisz dalej proszę. ;)

    1 mar 2014