Sensimilla wprowadzenie

Podobno w pisaniu powieści najtrudniejsze jest pierwsze zdanie... A więc mam je już za sobą.Dlaczego Sensimilla? Najlepsza część roślinki... Za taką się uważam jako narcyz. Znana z palenia. Była kandydatka na miss a od niedawna autorka tomiku...
Zaczęło się od tego co zwykle na końcu... Ślubu. Zobaczyłam najpiękniejszego ministranta pod słońcem. Przez myśl mi nie przeszło, że jest jednym z gości. I że zainteresuje się właśnie mną. On osiemnastolatek, ja trzynastka. Przez chłopaków omijana szerokim łukiem. Po pierwszym niepowodzeniu w miłości. Jednak tamta miłość nie odcisnęła takiego śladu na mojej psychice jak druga. Werterowska, wyidealizowana. Nigdy nie poznałam go dobrze. 2 spotkania- 4 lata żalu. Mówiąc dokładniej depresji.
Zaprosił do tańca. Pierwszy taniec z kimś tak wyśnionym. Skłamałam, że mam 14 lat. Mówił, że ja nieporadna mam się wczuć w muzykę, pytał czego słucham. nie słuchałam niczego konkretnego. Do tego dnia. Dnia w którym urodziły się we mnie dwie miłości. Jedną pokochałam na całe życie. Rock. Nie słuchałam go, żeby się podlizać rockmanowi. Słuchałam go całymi nocami, żeby ukoić ból. Grał i śpiewał. Ten pierwszy taniec był przy "Naiwnych pytaniach". Słodka była ta prawda o chwilach w życiu... Później gorzka. Jak niesłodzona kawa. Dźwięczało mi to w uszach przez conajmniej rok. Tylko chwile, tylko... piękną chwilą były spotkania z nim. Chwilą powinien być, epizodem, epizodzikiem. Byłam naiwna, tak naiwna, że sądziłam iż mam szanse. Już wtedy, na weselu. Gdy śpiewał mi do ucha zabiorę cię właśnie tam, ja w to wierzyłam, zapomniałam, że to tylko słowa piosenki. Zabrał do piekła. Drugim spotkaniem był koncert, jego koncert. To była desperacka próba, bo traciliśmy kontakt. Po jaki chuj dawał mi różę, którą otrzymał? A może to tylko ja byłam w stanie uwierzyć, że to coś więcej niż bezmyślny gest sympatii? Sympatii którą krótko po tym stracił bezpowrotnie. Nie, nic nie zrobiłam. Tak po prostu. Ile nocy mi zajęły domysły... dlaczego? Zaczął się spotykać z przyszłą dziewczyną? Dziś jest żonaty, ma dziecko. Przez wiek? Znudzenie? Jak w ogóle można się mną znudzić? Przez próżność? Nie, do takich jestem fałszywie skromna. Piszę to jedną ręką. Nie, nie zaspokajam się. Z żalu palę jedną za drugą. Niestety nie lufę. Tak to się odcisnęło, że po 7 latach ja nadal nie ukojona dystansem. Może to przez kopa w dupę, którego dostałam od ojca. Dosłownego. I mniej dosłownego od mamy. Powiedziała, że nic nie obhodzi ją mój tomik, że mogłam wydać na coś innego. Na co, jak nie na marzenie życia? Choć pisząc to w tej chwili, nie wiem jak to wyjdzie. Nie wiem, ale wierzę, dobrze piszę i to się spodoba ludziom. Ta książka też. Mimo próżnosci, obnażę w niej szeroki wachlarz moich wad. Jak w wierszach... które zaczęłam pisać w otchłani rozpaczy. O nim. Zeszło też po prostu, na życie i to trwać będzie i będzie. Do usranej śmierci. Zaczęło się grafomanią, dziś czekam na okładkę z własnym nazwiskiem i zdjęciem. To trzecia miłość, która zrodziła się z tamtego uczucia. Jestem mu cholernie wdzięczna. Nie wyobrażam sobie życia bez pisania. Od niego się zaczęło, od tej przejmującej weny, on muzą... niczym Maryla. Nie, nie Rodowicz. Wereszakówna. Też chciałam się przebić metaforyczną szablą. Dokładniej otruć. I otrułam. Nie tylko w miłości miałam przejebane. W szkole mnie szykanowano. Pewnego dnia tego nie zniosłam, poniżenia i się pocięłam. Także nie przez miłość te szramy. Tylko po części. Póżniej z tymi samymi dziewczynami jarałam zioło. Przeciwieństwo mściwości. Ile człowiek jest w stanie wybaczyć... ile ja? Tak wiele. Do końca życia będe miała te towarzyszki niedoli. Białe flagi, których nikomu nie pokazywałam. Żyły też podcinałam, na szczęście niezdarnie, po 40 apapach. Pytali się czy do szycia. Nie. Nie do szycia. Tylko na płukanie żołądka. Do jakiegoś czasu było to najgorsze uczucie fizyczne. No, ale gorsze są "wykręty", albo złamany kręgosłup i pięta równocześnie. Noc w męczarniach, na łasce nielitościwych pielęgniarek, które żałują morfiny. Ketonalu nawet.  
Moja przyjaźń z wrogiem zaczęła się od SKS, czyli zajęć sportowych. Obie osiągałyśmy sukcesy w lekkoatletyce. Nie to nas jednak połączyło. Blizny. Ona też się cieła po części z miłości. Też jej śpiewał Dżem. Nie wiem dlaczego tak często go słuchaliśmy, po mimo gorzkiego sentymentu, a moze właśnie przez sentyment? Nigdy nie poznała swojego ojca. Ja mojego znałam głównie od złej strony. Nie tylko się bardziej cięłam, on był impulsem do otrucia się. Właśnie po SKS-ach wybrałam się na piwo do parku. Mama nalegała, żebym wróciła natychmiast. Bała się, że się upije. Ona całe życie się czegoś boi. Ojciec pewno się nie bał, on musiał zademonstrować swoją siłę. Chciałam tylko dopić piwo do końca... Nie zdążyłam. Przyjechał z latarką a ja zamiast wiać, stałam w miejscu. To był pierwszy raz. Tak mnie zamurowało. Poza tym nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Wziął mnie za kark i zaciągnął do samochodu. Ledwo oddychałam. Na końcu kopniak w dupe. Dzisiaj historia trochę zatoczyła koło. Jednak tamten bolał o wiele bardziej. Na oczach znajomych. Chyba też dostałam w twarz. Jeśli fałszywie oczerniłam przepraszam, tak mi się wydaje. Coś więcej niż obolała szyja mnie pchnęło w samobójstwo. Urażona duma. Patola, która wyszła na jaw. Choć nikt postronny nie uznałby moją rodzinę za patologię. Wręcz za dobry dom. Tak po części jestem panienką z dobrego domu, a po częsci z patologii. Okazjonalnej. Bo ojciec tylko czasem się upijał i demolował chatę. Po najgorszych wybrykach wziął mnie na kolana, jedyny raz w życiu powiedział że kocha. I że więcej się nie powtórzy. Dotrzymał słowa. Domu już nie demolował. Tylko moją psychikę. Żeby nie było, z własnej winy. Tamtego wieczoru coś pękło. Mówiłam sobie jesteś śmieciem, niekochanym, kochanym niewłaściwie. Pojechaliśmy do babci, ale uciekłam przez okno. Miałam dwa cele. Albo umrzeć, albo przeżyć i zranić tatę tak bardzo jak on zranił mnie. W obu przypadkach bym go zraniła. Nie obchodziło mnie czy przeżyję czy nie. Ważna była zemsta, dla mnie, przeciwieństwa mściwości. Zraniłam go w ten lżejszy sposób. Przez myśl, mi głupiej, nie przeszło że owszem, mogę przeżyć, ale z rozwaloną wątrobą. Nie pić do konća życia przez pijaństwo. Na szczęście zostawiłam kilka tabletek na ziemi. Mama się zorientowała. Szybko zadzwoniła do dziadka, zawiezli mnie do szpitala. Dobrze, ze nie kazała mi jechać z ojcem. Na wizycie psychiatry skłamałam, że nie chciałam się zabić. W sumie, półkłamstwo. To mnie uratowało od psychiatryka. Ba, nawet po skoku mi się upiekło. Dopiero ćpanie mnie tam doprowadziło. Kilkukrotnie. To i nadopiekuńczość.

Sensi

opublikowała opowiadanie w kategorii obyczajowe i dramaty, użyła 1303 słów i 7139 znaków, zaktualizowała 11 paź 2017.

Dodaj komentarz