Dead Echo. 8

Płynęliśmy... zaraz, nie. Dryfowaliśmy po oceanie od kilku godzin. Do tej pory wraz z Ishi'm wypatrywaliśmy jakiegoś ratunku. Wyspy. Lądu. Albo statku, który po nas przyleci. Nic z tego. Zacisnąłem pieści i skinąłem na Sarrano. Siedział w rogu i popijał te swoje ohydne whisky. Po chwili cisnął butelkę gdzieś na bok. Trishka dalej leżała pomiędzy beczkami i skrzynkami w rogu. Nie podchodziłem do niej. Nie miałem powodu. Za to wraz z Ishi'm stanęliśmy przed Sarrano. Złapałem go za kurtkę i uniosłem w górę.  

-Ty nas w to wpakowałeś, psi kutasie. - wywrzeszczałem mu w twarz. Ishi stał obok mnie.
-Hahaha! Gray, Gray. W końcu to Ty wszedłeś na mój statek, mój synu. - zarechotał Sarrano.
-Zamknij się. Nie masz tutaj swoich przydupasów. Jesteś nasz. - uśmiechnąłem się drapieżnie.

Sarrano cofnął się i zza kurtki wyjął lokalizator. Pokazał go mi i wystawił rękę za rozbitą szybę. Uśmiechnął się i pomachał nim.

-Jeszcze jeden krok w moją stronę i nasz jedyny ratunek spocznie na dnie oceanu.

Zacisnąłem zęby i spojrzałem na niego. Wiedziałem, że był do tego zdolny. Był zdolny do wszystkiego. Zapewne, gdyby nie to, że właśnie wystawiał rękę za szybę, zabiłbym go. Zmuszał mnie do tylu rzeczy podczas służby. Zabijaliśmy niewinnych na jego życzenie. Cofnąłem się, a Sarrano roześmiał się. Nienawidziłem jego śmiechu.

-Wiedziałem, że tak zrobisz.

Odsunąłem się od niego i wróciłem do innej szyby. Wypatrywałem czegokolwiek, co zwiastowałby wyrwanie się z tej pływającej, metalowej puszki. Kątem oka widziałem, że Trishka poruszyła się. Usiadła i rozejrzała. Chyba nie do końca wiedziała gdzie jest. Miałem to w nosie. Potem zerknąłem na Ishi'ego. Przeszukiwał skrzynki. Sarrano siedział pod szybą, bawiąc się lokalizatorem. Kiedy zobaczył, że na niego patrzę, wyszczerzył się. Zacisnąłem mocniej pięści.

-Tutaj są same ładunki wybuchowe. - powiedział Ishi, pochylony nad skrzynką.

Już miałem coś powiedzieć, kiedy usłyszałem kroki za sobą. Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z Trishką.

-Czego chcesz? - powiedziałem.
-Gdzie jesteśmy? - odpowiedziała, ignorując moje wcześniejsze słowa.
-Na ziemi. Gdzieś na oceanie.- wzruszyłem ramionami, oczekując ataku ze strony Trishki. Byłem przekonany, że zaraz zacznie mnie obwiniać o śmierć swojego ojca.
-Zabiłeś go. - padły słowa.
-Sarrano mnie do tego zmusił. Nie rozumiesz? Byłem na jego zasranych rozkazach. Powiedział, że jest on okrutnym przestępcą. Wtedy myślałem, że Final Echo to dobra organizacja.

Trishka patrzyła się na mnie. Na jej twarzy odmalowywały się mieszane uczucia. Smutek, zastanowienie, konsternacja. Popatrzyła mi w oczy, a tam dostrzegła tylko szczerość. Odwróciła się w stronę Sarrano, kiedy złapałem ja za ramię.

-Trishka. Nie rób tego. Nie teraz. Będziesz miała czas na zemstę
-Przepraszam... - powiedziała i... objęła mnie.  

Stałem spięty w jej objęciach, nie wiedząc co zrobić z rękami. Po kilku nieznośnie długich chwilach skrępowania, cofnęła się i popatrzała na mnie. Uśmiechnąłem się. Nagle poczułem drżenie pod stopami. Z początku nie przejąłem się tym, lecz po chwili zerknąłem za siebie.

-Ląd! - krzyknąłem.

Całą czwórką wyskoczyliśmy z naszej pływającej puszki i stanęliśmy na piasku. Była to wyspa. Porośnięta ogromną dżunglą. Rozejrzałem się i wciągnąłem powietrze w płuca. Dobrze było czuć ląd pod stopami.  

-Ruszamy. - postanowiłem.

Ku mojemu zdziwieniu nawet Sarrano ruszył za nami. Czyżby się bał? Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. Chciałem go mieć na oku. W razie czego jakby postanowił zwiać bez nas. Generał wyjął z kieszeni komunikator.

-Kurwa - zaklnął Sarrano i powiedział - Nie mam zasięgu. Musimy wspiąć się wyżej.

Uniosłem broń wyżej i we czwórkę skierowaliśmy się do dżungli. Wtedy nie wiedziałem, że był to największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniłem. Szliśmy. Sarrano szedł przodem z nożem myśliwskim w reku i torował nam drogę. A ja? Cały czas celowałem mu w plecy, nie zwiałby za daleko, gdyby spróbował. Nagle generał rozciął gałęzie i wypadliśmy na polane, gdzie po środku stała niezbyt stroma górką. Sarrano tam ruszył, lecz pociągnąłem go za ramię.

-Chce mieć pewność, że dasz nam odejść... że nas nie uwięzisz, psie. - powiedziałem hardo.
-Masz moje słowo, Gray. - odpowiedział Sarrano... szczerze? Nie wiedziałem.

Puściłem go, a ten ruszył w stronę góry. Wspinał się po niej. A my staliśmy i patrzyliśmy się. Trzy spluwy były cały czas wymierzone w Sarrano. Po chwili on stanął na szczycie. Zaczął coś klikać. I szeptać do komunikatora. Spojrzał na nas. Szepnął coś po raz ostatnio i zszedł z góry. Nie zdążył niczego powiedzieć, gdy usłyszeliśmy potężny ryk, który zatrząsł całą wyspą. Spłoszone ptaki wzbiły się do lotu. Stanęliśmy odruchowo w kółko, wypatrując zagrożenia. Wtedy ogromna macka wysunęła się z krzaków przede mną niczym strzała. Złapała mnie za nogę, a ja upadłem na plecy. Mocno zaciskałem ręce na broni. Stwór ciągnął mnie w stronę krzaków.

-GRAY! - Usłyszałem wołanie Trishki, gdy macka wciągnęła mnie w krzaki.

Dopiero wtedy odzyskałem przytomność umysłu. Wymierzyłem w mackę i zacząłem strzelać, choć bujało mną na wszystkie strony. Wystrzelałem cały magazynek i wyrzuciłem broń. Macka cały czas ciągnęła mnie w nieznanym kierunku, choć po całej serii robiła to nieco słabiej. Złapałem się wystającego korzenia. Czułem jak potwór wyrywa mi ręce ze stawów. Zaciskałem ręce na moim jedynym ratunku jak w żelaznym imadle. Sięgnąłem jedną ręką do pasa i wyjąłem nóż. Zamachnąłem się, by odciąć mackę.
Nie udało mi się!  
Kolejna macka złapała mnie z boku za rękę i pociągnęła. Wypuściłem nóż z dłoni. Korzeń oderwał się i poleciałem dalej na plecach. Sięgnąłem do łydki i wymacałem broń krótką. Colta z laserowym wskaźnikiem i holograficznym celownikiem. Nie zdążyłem wycelować, gdy wypadłem z krzaków. Ujrzałem wielką roślinę. Coś w stylu ogromnej rosiczki. Wymierzyłem bronią i odstrzeliłem kilkoma pociskami osłabioną mackę. Niestety, dalej trzymała mnie druga. Powędrowałem w powietrze i wycelowałem prosto w paszczę rośliny. Zacząłem strzelać jak szalony, co nie robiło na rosiczce najmniejszego wrażenia. Przełączyłem tryb na ręczny mini-granatnik i wycelowałem. Wystrzeliłem najpierw jeden, potem drugi. Roślina zachwiała się, ale nadal zbliżałem się do jej paszczy. Gdy byłem już nad nią. Gdy wpatrywałem się w czerń gardła zmutowanej rośliny. Wtedy cisnąłem pistolet z granatnikiem wprost do przełyku bestii. Rosiczka zaryczała z bólu i cisnęła mną przez krzaki. Leciałem smagany gałęziami, aż w końcu uderzyłem w drzewo i stęknąłem. Straciłem całe uzbrojenie i teraz leżałem obolały w dżungli, nie wiedząc gdzie jestem. Po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że nie walnąłem w drzewo. Obejrzałem się, wpatrując się w twarz leżącego pode mną Ishiego. Mechanicznym ramieniem podniósł mnie jak zabawkę i uściskał, prawie miażdżąc w stalowym uścisku.  

-Żyjesz! Co Cię porwało, Gray?! - krzyknął do mnie pół-robot.
-Pierdolona i wielka rosiczka! Wiejmy stąd! - odpowiedziałem i pociągnąłem go za sobą. - gdzie reszta?!

Ishi nie odpowiedział, tylko wezwał ich do punktu zbiornego, do którego dotarliśmy jako ostatni. Trishka mnie uściskała, a Sarrano powiedział tylko, że znów miałem szczęście. Nie dziwiłem się mu. Sam byłem zaskoczony, że znów udało mi się przeżyć.  

-Kiedy przybędą?

Sarrano otworzył usta, gdy nad nami pojawił się niewielki statek Final Echo. Wylądował obok nas. Z niego wybiegło dwóch żołnierzy, od razu stając przy generale. Skierowałem swoje kroki do statku, gdy nagle pojawiły się znów macki. Było ich więcej. Złapały za statek i wciągnęły go w las. Komandosi od razu pobiegli w odpowiednią stronę, gdy jeden został porwany tak samo jak ja kilka minut temu. Drugi od razu podbiegł do nas, wodząc bronią przed siebie.

-CO TO BYŁO?! - rzekł przerażonym głosem. Sarrano trzasnął go w tył głowy.
-Idioto! Na byle potwora robisz w gacie ze strachu?! Co Ty robisz w Final Echo?! - powiedział. Wcisnął coś na komunikatorze.

Rozglądałem się jak oszalały. Staliśmy niespokojnie, gdy nagle Generał spojrzał na komunikator i odbiegł od nas. Spojrzeliśmy na niego wraz z komandosem, gdy nad nami zaczęło robić się ciemno. -Słońce zaczęło zachodzić? - przeszło mi przez myśl. Spojrzałem w górę i zamarłem. Na całej orbicie pojawił się Ulysses. Z jego podwozia wysunęła się ogromna lufa, mierząca wprost w wyspę. Spojrzałem na Sarrano wściekły i pobiegłem w jego stronę. Generał kliknął coś na rękawicy. Zaraz potem rzuciłem się na niego, a za mną zamknęło się pole siłowe. Złapałem zdrajcę za rękę i próbowałem je wyłączyć.
Nie udało mi się!
Generał trzasnął mnie w bok głowy i upadł na mnie, docisnął mnie całym cielskiem do podłoża. Bezsilnie wpatrywałem się jak Ishi ukrywa Trishkę w swych ramionach. Jak wpatrują się w jaśniejąca lufę. Jak komandos zesrał się ze strachu, próbując uciekać gdzie pieprz rośnie. Trishka spojrzała na mnie. I uśmiechnęła się. Wrzasnąłem i wierzgnąłem, to na nic. Sarrano trzymał mnie jak w imadle. Nagle dookoła nas zapanowała nieograniczona jasność. Zamknąłem oczy z których po raz drugi w moim życiu popłynęły łzy. Gdy je otworzyłem, dookoła mnie nie było nic. Cała wyspa, moi przyjaciele. Oni zniknęli. Po wyspie został tylko skrawek na którym staliśmy.  

-Dlaczego to zrobiłeś?! - krzyknąłem. Byliśmy dalej uwięzieni w polu siłowym.
-Znowu masz szczęście, Gray. Przeżyłeś. Jakie to uczucie, gdy patrzysz na śmierć własnych, jedynych przyjaciół? Moja zemsta się dopełniła. Dezerterzy nie żyją, a Ty jesteś w moich łapskach. Ciesz się Gray. Żyjesz.

Zamknąłem oczy. Pamiętam, że obok mnie wylądował kolejny statek. Zwisł w powietrzu na naszym poziomie, a ja zostałem wprowadzony i skuty elektrycznymi kajdanami. Znów leciałem na Ulyssesa, który nadał był widoczny na niebie.

ziomek

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1925 słów i 10476 znaków.

2 komentarze

 
  • iza0199

    O mój boże :o koniec dla mnie to szok ;__; Mam nadzieję, że w następnych częściach poznamy również inne planety :/

    29 sie 2014

  • Gabi14

    DLACZEGO ICH ZABIŁEŚ?!!!! Tylko ja mam prawo zabijania najważniejszych bohaterów!!! Grr... Super część i chcę pozdrowić autora, za nieziemskie opowiadania. Mam nadzieję, że nie stęskniłeś się za moimi komentarzami :D

    28 sie 2014