JW Agat Rozdział XLVI

- C-co ty ch-chcesz z-zrob-bić? - wyjąkała Marta, na kolanach cofając się przed Mastersem z oczami utkwionymi w jego imponującym przyrodzeniu.
- Nie chciałaś mieć mojego chuja po dobroci, kiedy miałaś taką możliwość, to teraz tego gorzko pożałujesz — warknął, gwałtownie rzucając się na nią. Przygwoździł ją do ziemi, a jego nabrzmiały penis oparł się o jej klatkę piersiową. Zemdliło ją na sam jego widok. Chciała coś powiedzieć, ale złapał ją mocno za gardło i przydusił, pozbawiając ją tchu. Drugą ręką wyszarpnął z buta nóż i przeciął nim pasek munduru kobiety, a następnie nie zważając na jej opór, ściągnął jej spodnie do kolan. Następnie brutalnym szarpnięciem odwrócił ją na brzuch i podniósł do klęku. Złapał ją mocno za włosy spięte w kucyk. Jej skute za plecami dłonie starały się schwycić jego penisa, by zadać mu jakiś ból, ale szybko udaremnił jej ten zamiar, wyłamując jej dwa palce prawej ręki. Wrzasnęła z bólu, czując jak łzy napływają jej do oczu.
- Teraz dasz mi długo wyczekiwaną rozkosz — szepnął jej do ucha, językiem znacząc wilgotny ślad na jej szyi. Kobietą wstrząsnęły dreszcze obrzydzenia, które wzmogły się, gdy odsłonił jej cipkę. Choć szarpała się mocno, a każdy gwałtowny ruch przynosił jej kolejną falę bólu, nie była w stanie wyrwać się z jego objęć i już wkrótce poczuła, jak brutalnie w nią wchodzi. Mimo woli jęknęła głucho, gdy gruby członek Mastersa penetrował ją głęboko. Postawny mężczyzna od samego początku był wyjątkowo brutalny, gwałcąc ją mocno i szybko, obijał się jądrami o jej wypięte pośladki.
- Z-zostaw mn-nie! - wysapała w końcu, kiedy zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie kontrolować odruchów własnego ciała, które zaczęło reagować na ruchy żołnierza.
- O nie, moja droga. Twoja cipka cudnie się wokół mnie zaciska, więc dlaczego miałbym z tej przyjemności zrezygnować, skoro oboje nas satysfakcjonuje... - wysapał jej prosto w prawe ucho.
Odchylił się mocno, czując jak jego penis pulsuje wewnątrz niej. Marta starała się cały czas wyswobodzić, przeczuwając co za chwilę może nastąpić. Michał jednakże dobił ją mocno do swoich bioder i wystrzelił w nią gorącym strumieniem spermy. Przez dłuższy czas trwał w niej jeszcze w tej pozycji, aż w końcu wysunął się i opadł na podłogę obok niej.
- Nooo, muszę ci powiedzieć, że jesteś wspaniałą suczką — powiedział, wstając. Popchnął ją tak, że padła na podłogę. Nie pomógł jej nawet podciągnąć spodni, tylko zostawił ją w tej pozycji i opuścił pomieszczenie. Marta dosłyszała jednak, jak mówi do stojących za drzwiami strażników, by przenieśli ją do celi.
Nawet nie podniosła głowy, gdy dwójka mężczyzn bezceremonialnie podniosła ją z ziemi i zaciągnęła do celi, gdzie skuwszy jej ręce nad głową, przypięli ją do długiego łańcucha zwisającego z sufitu.
- Marta? - cichy, mało wyraźny głos dobiegł ją spod przeciwległej ściany. Podniosła lekko głowę, chcąc zlokalizować źródło głosu i w ciemnościach dojrzała skatowanych żołnierzy ze swojej jednostki. - Co ci się stało? - Pawłowicz przyglądał jej się badawczo.
- Nie ważne — odparła zmienionym głosem. Ból złamanych palców niemal ją obezwładniał, nie chciała mówić o tym, co się tam wydarzyło, ale jej mundur mówił sam za siebie.
- Kto ci to zrobił?
Nie odpowiedziała. Łzy zaczęły spływać po jej twarzy, nie mogła powstrzymać głośnego płaczu. Czuła się tak bardzo zbrukana, z obrzydzeniem czuła, jak sperma Mastersa spływa jej po wewnętrznej stronie ud. Nie czuła się w tym momencie żołnierzem, tylko słabą, złamaną kobietą. Nie myślała teraz nawet o Dawidzie, o swoich dzieciach czy akcji, która poszła się spektakularnie jebać. Myślała o zdradzie Michała, o tym, jak nisko upadł. Bolało ją to, że żywił do niej tak wielką nienawiść, by posunąć się do gwałtu.
Nazajutrz rano Masters znów do niej przyszedł wraz ze swoimi ludźmi, którzy notabene nie byli żołnierzami polskimi. Po uprzednim skatowaniu obecnych w pomieszczeniu skutych żołnierzy, by ci nie mogli w żaden sposób interweniować w sprawie Marty, znów brutalnie ją wziął. Trawieni gorączką i bólem Polacy właściwie nawet nie zwracali uwagi na to, co dzieje się z ich towarzyszką. A major tym razem kazał jej zrobić mu loda. Skuł jej też nogi, by nie mogła go kopnąć. Marta dławiąc się grubym penisem, starała się przy okazji zrobić mu choć trochę krzywdy, ugryzła go w końcu w czubek penisa. Raniony żołnierz warknął nisko i odskoczył od niej, a następnie kopnął ją w twarz, rozbijając jej usta.
- Jeszcze będziesz mnie prosić, bym ci pozwolił go wziąć do ust — powiedział na odchodnym, uderzając ją jeszcze z pięści w podbrzusze. Zwinęła się z bólu.
Przez dwa dni powtarzał się scenariusz gwałtów, tyle że drugiego dnia doszło do tego jeszcze pobicie, by nie mogła się bronić. W międzyczasie pomiędzy przebłyskami świadomości, Marta zauważała, że wrodzy wojskowi są cokolwiek podenerwowani i ten stan emocjonalny bynajmniej nie zanika, a wręcz się potęguje. Od czasu do czasu słyszała również jakieś odległe wybuchy. Kiedy Masters drugiego dnia z nią skończył, zaprowadził ją wycieńczoną do rosyjskiego dowódcy na przesłuchanie. Popchnął ją na krzesło i stanął koło niej. Rosjanin przyjrzał się krytycznie zmaltretowanej kobiecie i zwracając się do Polaka, rzekł:
- Miałeś zanadto jej nie skatować, a ona się ledwo na nogach trzyma!
Zaskoczony jego atakiem Michał odparł tylko:
- Przecież możesz ją przesłuchać. Może mówić, więc nie widzę żadnego problemu!
- Idiota z ciebie! Wyjdź natychmiast i wróć, jak cię wezwę!
Polski żołnierz rzucił nienawistne spojrzenie swemu najprawdopodobniej dowódcy i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Przepraszam za niego. Nie jest zbyt dobrze wychowany. — oficer zwrócił sił do Marty. Ta odzyskała trochę sił i pewności siebie, więc odparła tylko:
- Jako i wy, sabaka!
Przez twarz mężczyzny przebiegł grymas niezadowolenia, gdy usłyszał niemiłe przezwisko.
- Póki co mam dobre serce, ale obrazisz mnie jeszcze raz, a przekażę cię Chińczykom, a oni posiadają naprawdę imponującą wiedzę na temat tortur.
Groźba zawisła w powietrzu. Marta już miała odpowiedzieć, gdy wtem drzwi otworzyły się z łomotem i do środka wpadło kilku polskich żołnierzy, eliminując straż i rosyjskiego oficera.
- Pani kapitan! Nic pani nie jest?! - dwóch wojskowych podbiegło do niej i rozkuło jej dłonie. Zauważyli stan jej prawej ręki i natychmiast wezwali medyka, który zajął się jej obrażeniami. Ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich obecnych w pomieszczeniu, odepchnęła gwałtownie lekarza, gdy ten chciał obejrzeć jej posiniaczoną szyję i bark.
- Co się dzieje?
- M-m-mas-ster-rs - wyjąkała wreszcie.
- Spokojnie, jest już bezpieczny.
- Nie!!! - gwałtownie pokręciła głową. - On z nim-mi pracuje! Gw-w-wałc-cił mnie!!!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1307 słów i 7201 znaków, zaktualizowała 10 maj 2016.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Alex97

    Mam na końcu języka określenie adekwatnie opisujące tego pana ale przez kulturę go nie użyje. Część jak zawsze genialna i jak zawsze z niecierpliwością czekam na kolejną. :D :*

    10 maj 2016

  • elenawest

    @Alex97 dziękuję, bardzo mi miło z tego powodu :-D

    10 maj 2016